Nadszedł wreszcie ten czas, kiedy w kolejnych domach rozbłyskują choinkowe lampki, a szare ulice, spowite świątecznymi girlandami, na chwilę z larwy przepoczwarzają się w motyle. Galerie handlowe wypełnia tłum ludzi gotowych stratować jednych bliźnich po to tylko, aby uszczęśliwić (?) innych. W zalewie mniej lub bardziej rozbudowanych życzeń, co bardziej ostrożni mocno uwrażliwiają słuch, chcąc usłyszeć w nich fałszywą nutę, a ci najbardziej roztropni przestają słuchać polityków, nie wierząc, że nawet oni zaczną mówić prawdziwie ludzkim głosem.
Włochy pod rządami Borgiów – wojna, przelew krwi i kłębowisko intryg, a wyprodukowali Renesans, Leonarda i Michała Anioła. A Szwajcaria? 500 lat pokoju i demokracji i co mają? Zegar z kukułką.
– Harry Lime, Trzeci człowiek
Gdzieś za oknem dogasa stary rok, na stoliku w szklance powoli dogasają kostki lodu skąpane świąteczną poświatą i bursztynowym trunkiem. Nic bardziej nie skłania do refleksji od takiej scenografii, a gdy się ją jeszcze uzupełni odrobiną wytrawnej muzyki… Już gra. Simple Minds. Pierwsze takty… I już jestem zahipnotyzowany.
I pewnie nie dzieliłbym się tym wszystkim na potrzeby felietonu, który w ręce czytelnika trafi dopiero w nowym roku, gdyby nie cytat go rozpoczynający. Znalazłem go w książce, którą wierzcie mi, właśnie przed chwilą otworzyłem i już po kilkunastu stronach nie dość, że urzekła mnie, to jeszcze zainspirowała. Bynajmniej nie dlatego, że Włochy uwielbiam, a każdy kolejny dzień zaczynam od cappuccino na podwójnym espresso.
Cóż w tym inspirującego, można by sobie zadać pytanie – zestawiać Włochy i Szwajcarię, porządek i chaos. Przecież Szwajcarzy prócz zegarków wymyślili jeszcze scyzoryki i Wilhelma Tella, no i banki oczywiście. Nie wspominając o czekoladzie z alpejskiego mleka.
Ja jednak widzę znaczącą przewagę korkociągu do wina nad scyzorykiem, nie dostrzegam też żadnych korzyści płynących z umiejętności trafiania z kuszy w jabłko usadowione na cudzej głowie – za to oglądanie Piaty nieodmiennie sprawia mi przyjemność, podobnie zresztą jak dzieł Botticellego, Leonarda i tabunu innych artystów, których Szwajcarzy nigdy nie mieli, a teraz mogą co najwyżej sprowadzić, podobnie zresztą jak większość członków swojej drużyny futbolowej.
Nie można zapomnieć też o genueńskich kupcach, którzy położyli podwaliny pod współczesny system finansowy. Jakby nie patrzeć, banki tak naprawdę także zawdzięczamy Włochom. Amerykę też, i to jak najbardziej dosłownie, począwszy od Krzysztofa Kolumba, który ją odkrył, kończąc na Amerigo Vespuccim, który ją nazwał.
Poza tym pizza na pewno jest mniej kaloryczna (i na pewno smaczniejsza) od każdej czekolady. No i czy wyobrażacie sobie pić wino do czekolady? Zresztą kto słyszał o szwajcarskim winie, a nawet jeśli ktoś słyszał, to czy jest to powód do dumy.
Bynajmniej.
Wróćmy jednak do powyższego cytatu, wróćmy do pooranych intrygami i podziałami Włoch i ich spuścizny. Bo dla mnie, niekoniecznie dlatego, że sączę bursztynowy trunek i ulegam urokowi świątecznej refleksji, cytat ten daje ogromną nadzieję. Nadzieję i wiarę w to, że może powstać coś pięknego i w innych krajach. Pomimo tego, że i w nich podziały wewnętrzne są olbrzymie, a osoby o moralności papieża Aleksandra IV zawłaszczają kolejne instytucje, obsadzając je powolnymi im urzędnikami. Lub po prostu takimi, którzy za garść srebrników godzą się zdradzać ideały.
Już przykład starożytnej Grecji dowiódł, że demokracja bynajmniej nie służy zbytnio kulturze i sztuce, w przeciwieństwie do rządów tyranów. Włosi pokazali jeszcze dobitniej, jak stan niepewności może przełożyć się na powstanie dzieł wybitnych, a częstokroć wyprzedzających swoją epokę. Także w dziedzinie myśli politycznej, która piórem Nicoli Machiavellego kreśli wizje politycznego utrzymania władzy jako żywo, coraz częściej stosowane współcześnie.
Ot, choćby taki cytat z „Traktatu o Księciu”:
„W samej istocie: zniszczenie jest najpewniejszym środkiem utrzymania się przy władzy. Kto podbije wolne miasto, a nie zniszczy w nim wolności, niech oczekuje, że ona jego panowanie zniszczy. Bo słowo „wolność” służy ludziom za hasło do powstania, a skład dawnego rządu nie będzie ani przez przeciąg czasu, ani dla nowych dobrodziejstw zapomniany. Jakiekolwiek przedsięwziętoby ostrożności, wolność i narodowe ustawy pozostaną tak długo w pamięci i mieszkańcy przy każdej sposobności będą się starali takowe odzyskać, dopóki się ich nie podzieli lub nie rozproszy”.
Przerażająca wizja, chciałoby się rzec, można by nawet oddać się refleksji, że te zabieranie wolności, o którym pisał Machiavelli dotyczy także czasów nam współczesnych, że dzieje się tu i teraz, być może w podcieniach skąpanych świątecznymi latarenkami ulic. Jednak dla mnie przykład Włoch jako żywo dowodzi, że wolności nie da się tak naprawdę zdusić. A cierpienie uszlachetnia i daje siłę do dzieł wielkich.
Czego sobie i wszystkim czytającym te słowa (choć nie tylko), szczerze życzę…