Popełniłem kiedyś taki rysunek. Prosta kreska, na białym tle dwie postaci. Duża i mała, Dorosły i dziecko. Człek mniejszy zadaje pytanie: „Tatusiu, a po co Polska walczyła, żeby odzyskać niepodległość?”. W odpowiedzi słyszy od człeka większego: „po to, żeby żaden zaborca nie przeszkadzał się Polakom kłócić między sobą”. Podpis. Pointa oczywista, choć może nie do końca, bo w sumie nie wiadomo, czy bardziej uśmiechnąć się, czy raczej zasmucić. Bo mam wrażenie, że sam rysunek z każdym dniem nabiera innego wymiaru, a wartki nurt wydarzeń wskazuje, że napięcia polsko – polskie osiągają punkt kulminacyjny.
Moralność jest pozą, którą przybieramy wobec niemiłych nam osób.
– Oscar Wilde
O tym, jak mocno podzieleni są moi rodacy, nie muszę chyba przekonywać nikogo. Wydarzenia z Gdańska są papierkiem lakmusowym, diagnozującym to zjawisko. Bynajmniej problem nie sprowadza się do podziału poglądów, co do motywów działania zabójcy. Coraz bardziej zaczynam się bowiem zastanawiać nad motywami działania tych wszystkich, którzy na jego motywy się z coraz większą śmiałością zaczynają powoływać. I śmiem twierdzić w tym miejscu z całą stanowczością, że nóż zabójcy Pawła Adamowicza wbił w Polskę i Polaków jeszcze większy klin, być może taki, który rozbije ją doszczętnie…
A na pewno dostarczy amunicji do dalszej wojny pomiędzy prawdami objawionymi ostrzeliwującymi się z obydwu stron barykady z zajadłością godną lepszej sprawy. Problem w tym, że tam, gdzie walka toczy się o wszystko, nie liczy się nic.
Tu jednak należy poczynić dygresję. Bo Polak w swej zapalczywości potrafi się powściągnąć. Wystarczy dać mu innego, wspólnego wroga i zaraz z dawnymi przeciwnikami gotów jest z szablą gnać na karym koniu, nawet pod Moskwę. Ale i gdy wroga mu nie stanie, to i tak ściągnie wodze swej zapalczywości i walki z oponentami ideologicznymi. Wystarczy dać mu szansę, aby pławił się w blasku chwały, pierś dumnie do odznaczeń lub awansów wystawiał. I wtedy nie ma znaczenia, że wręcza je ten, którego jeszcze kilka dni wcześniej odsądzało się od czci i wiary…
Wracając do prawd objawionych, to przecież mamy wolność. A to oznacza wolność ich głoszenia. Już nie trzeba malować haseł na murach, roznosić ulotek, kolportować bibuły, wystarczy skryć się za barykadą własnego komputera, ubranym w ochronny strój nicku, lub nawet fałszywego IP, aby z całą zapalczywością głosić prawdy, począwszy od tych, że Julka ma luźną garderobę i co robi po pijaku, a skończywszy na żydowskim spisku Sorosa i pancernej brzozie. Włączając w to ten najbardziej ostatnimi czasy popularny, z niejakim Owsiakiem i jego puszkami w tle. I ostatnią puszką Prezydenta Adamowicza przy okazji także…
Wolność, to luksus. Luksus, z którego należy korzystać umiejętnie, pamiętając, że granice naszej wolności ogranicza wolność drugiego człowieka. Niby to truizm, lecz jakże łatwo granicę tej wolności przekroczyć, tym bardziej gdy jest to granica wirtualna, wzniesiona gdzieś tam, w przestrzeni Internetu. A właśnie o tej wolności, już od wielu lat proszą, abym rozmawiał z dziećmi – nauczyciele, przyprowadzając kolejne grupki tychże na spotkania do sądu albo zapraszając mnie do szkół. Bo już od wielu lat hejt, nienawiść, przemoc stanowią główne źródło problemów w szkołach… A czym skorupka za młodu nasiąka…
Choć najgorsze jest to, czym tę skorupkę się nasącza, pełzającymi półprawdami, manipulacjami, opluwaniem bliźniego… I nie ja to wymyśliłem. Wymyślili to sami Polacy, a najpiękniej wyreżyserował to niejaki Marek Koterski. I on niech zakończy ten felieton, ustami rozmodlonego Adasia Miauczyńskiego:
Gdy wieczorne zgasną zorze.
Zanim głowę do snu złożę.
Modlitwę moją zanoszę.
Bogu ojcu i synowi,
do*******cie sąsiadowi.
Dla siebie o nic nie proszę,
tylko mu dosrajcie proszę.
Kto ja jestem? Polak mały.
Mały zawistny i podły.
(…)
I dodam już ode mnie. Zawsze tak będzie dopóty, dopóki moralność to będzie tylko poza.
Kropka