3 września 2016 roku
Właśnie jestem w trakcie słuchania piosenki. Piosenka ma tytuł niebanalny, ma bit i ma rytm. Jest o tym, że w Polsce jest tak pięknie, że tu horyzonty są i gusta. I, że cały kraj zaklęty w „gdyby”…
Że gdyby nie Ruscy i gdyby nie Żydzi, że gdyby ktoś coś zrobił, to było by inaczej. I, że gdzie Polaków kilka „trzy poglądy, a włos jeden. I dzielą go na cztery. Pięć. Sześć. Siedem.”
I tak myślę sobie, że gdybym był muzykiem, to zwrotek do piosenki napisał bym jeszcze pięć, a może nawet siedem. O włosów dzieleniu i belce w oku, o grzechu i rozgrzeszeniu i wszystkim innym po trochu. Tak najbardziej bym napisał o wszystkim po trochu, tak najłatwiej się pisze.
Wprawdzie horyzonty tu nie najszersze, marne gusta
ale gdzie tak pięknie potrafią przypuszczać?
Gdzie takie dzikie tłumy drogą fantazji szły by?
Cały mój kraj zamknięty w gdyby.
Łona i Weber „Gdzie tak pięknie”
Ale – myślę – nie napiszę, bo nie jestem muzykiem. Lecz potem myśl przychodzi kolejna, że gdybym nie napisał, to dopiero byłoby polskie „gdyby”…
Więc siadam nad klawiatury plamą, rozciągam palce. Włączam telewizor z nadzieją, że temat do zwrotek się znajdzie. I patrzę, a w TVNie na żywo gra do tekstów ściąga. Dla mnie temat bomba, więc whisky sobie dolewam i patrzę na grupę kolesiów kolegów, którzy obradują dziś wyjątkowo nie w togach.
Operator kamery wdzięcznie temat ujmuje. Tłum zacny – myślę – obserwuję – jak się kłębi w kongresowej sali. Tłum dla jednych, dla innych dzika tłuszcza. Dla niektórych dla szczytnej idei, dla innych dla blichtru. A dla całej reszty, by obronić demokrację stanowisko.
I słucham tych przemówień, a wątki w nich różne. Ale najważniejszy z nich taki, że gdyby nie trwający wciąż i ciągle pełzający zamach, byłoby piękniej, mielibyśmy demokrację. Że gdyby nie nowa władza, nie nocne ustawy, nie atak na trybunał, a nawet, że gdyby nie kot prezesa – byłoby zupełnie inaczej.
I tak sobie myślę, że ten w piosence wyśpiewał przed chwilą całą prawdę. Że ci, którzy tam obradują to muszą być prawdziwi Polacy, „fanatycy wymówek. Miłośnicy hipotez”.
Z nadzwyczajną skłonnością do „gdyby”.
Dobre w tym – myślę jeszcze – że dzięki temu przynajmniej nikt im nie zarzuci, że oni to Żydzi.
I myślę już bardziej lirycznie dając się muzyki fali, że dopiero od teraz sądownicza władza się wali. Że wcześniej było pięknie, a nawet wspaniale. Były uprzejmości, była demokracja, była radość z pracy i przede wszystkim: że była dla sędziów pełna społeczna akceptacja.
Na myśl przychodzą wręcz same truizmu: że sędziowie zawsze byli punktualni, że ci z wyższej instancji to ludzie przyjaźni, którzy w uzasadnieniach piszą same miłe słowa. Nie było donosów na kolegów i koleżanki, a obciążenie w wydziałach i sądach sprawiedliwie spływało na każdego sędziego, nie było „świętych krów” i awansów/odwołań, budzących wątpliwości. Nie było powodów by o sądach i sędziach pisać i mówić źle…
I tak zerkam na tłum sędziów wzburzony nieuchronnym gdyby. Tłum, który zdaje się zapomniał jak poprzednie rządy systematycznie i konsekwentnie ograniczały sędziowskie przywileje, ograniczały samorządność, dezawuowały atrybuty niezawisłości. Jak w światłach kamer uchwalano ustawy, które komisje legislacyjne i każdy średnio rozgarnięty konstytucjonalista uznawali za niezgodne z ustawą zasadniczą.
A te same gazety i te same telewizyjne stacje, które dzisiaj o sędziach z taką troską, z zaangażowaniem hieny szukały gdzie tylko znaleźć mogły kawałek sensacji – sędziego przewiny.
I myślę sobie: wielka w naszych oczach belka. Łatwo widzieć drzazgi w oku brata swego, lecz najpierw trzeba przyjrzeć się oku własnemu. I retoryczne zadać pytanie: czyż coraz częściej nie zapominamy, że najważniejszy jest w tej robocie człowiek?
Człowiek, na którego nie można patrzeć z góry, nie element statystyki, nie numer w systemie. Nie przez pryzmat swoich ładnych kilku tysięcy pensji, który często tyle w ocenach świata zmienia, nie przez pryzmat kilku uzasadnień po godzinach i ogólnego wzburzenia.
Wiem, że taki system i takie ustawy. Ba, gdybym był prawdziwym Polakiem* napisałbym nawet, że gdyby były inne, to byłoby całkiem inaczej. Lecz w dniu dzisiejszym z nacją swoją zrywam, chcę wybić się na niezależność, niezależność zdroworozsądkowego myślenia.
Bo nikt i nic nie zwalnia sędziego od myślenia. Lecz nie myślenia o tym, co byłoby gdyby nie Oni, Tamci i Ówdzi, innych postępki, przywary i czyny.
Nic nie zwalnia sędziego od myślenia: czy nie byłoby lepiej, GDYBYM…
Kropka.
* ze skłonnością do gdyby.