…. patrzcie, patrzcie młodzi,
Może to ostatni, co tak samorządem wodzi!
Nam mówić nie kazano!
Kiedy to się stało
na rozprawie do głosu już się wielu rwało.
Ćwiczyli w panice swe zajadłe mowy
rzadko przy tym i skąpo sięgali do głowy.
Natenczas Dziekan w todze jak zwykle rozpiętej
kodeks kręty, opasły i o treści mętnej
-z którego nie jeden już absurd wycisnął,
choć zdarzało się że sam dzięki niemu błysnął
-chwycił w mocne ręce i jak ksiądz monstrancją
sam przeżegnał zebranych z lubą nonszalancją.
Na chwilę się pochylił, jak przed egzekucją
by się dumnie podnieść – razem z Konstytucją.
Teraz stał jak posąg z księgą praw nad głową
i taką piłatkowi odpór dał przemową:
Gdy krzyczących za prawdę twoje straszą spiże,
gdy poselstwo małości twoje stopy liże
Przyzwoitość i Honor twej mocy urąga
podnosi na cię rękę, za togę pociąga
Abyś się opamiętał! – własnym spojrzał okiem
– nie pod rękę z hańbą szedł marszowym krokiem!
Przerwał – księgę praw trzymał – wszystkim się zdawało
że Dziekan grzmi jeszcze a to echo grzmiało…
I nagle, jak generał co karci żołnierza,
srodze brwi zmarszczył, słowem jak pięścią uderza:
Wy! – i ty! – stanowiskiem dzisiaj podkupiony
wiedzcie! – dla nas ten okop jeszcze nie stracony!
Sztuka nie tkwi w modłach, służalczych chorałach
– sztuka zagrać czysto na głuchych cymbałach!
Przerwał – księgi nie puścił – wszystkim się zdawało
że Dziekan grzmi jeszcze a to echo grzmiało…
Teraz, z góry jak sokół co głodny zdobyczy
już wypatrzył zająca na łup szybki liczy
pikuje – ostre szpony jak brzytwę rozwiera
i śmiertelnie ofiarę do ziemi przypiera.
Twój kres bliski – … i nagle – nie wierzą słuchacze –
… nie zabiję. Bracie! – ja – nad Tobą zapłaczę…
Usiadł – lecz księgę trzymał – wszystkim się zdawało
że to Dziekan łka głośno a to echo łkało…
I choć wielu prawników było wtedy w środku
żaden się nie ośmielił wystąpić po Włodku.
Niejeden zaś później w ciszy gabinetów
knuł jak przywłaszczyć strofę od wielkich poetów.
Szpetnie chcieli przechwycić, frazę jego i rym
podpisując cyrograf – w podłej karczmie Rzym.
Zazdrośnicy fałszywi, maski myślicieli
to za licho na krewnych – nawet po kądzieli.
Możecie kląć, gardłować – oddać by go katu!
– Licytował i ugrał swe siedem bez atu!
Znał stawkę – i choć wszystko wiedział o szulerach
– to swoje karty zawsze, trzymał przy orderach.
Bo Dziekan grał odważnie nawet i bez asów
i nigdy nie pasował przed zgrają *******!
Wznosił puchar wina wśród miłych biesiadników
a gdy trzeba ciął szablą butnych harcowników.
Przeto niech się nie łudzi – chłystek, tyran, klecha,
gdy ucichnie instrument – będziem słuchać echa!
Uwierzcie lub nie wierzcie – ja zaświadczę co sił:
On bawił się jak Greki a jak Rzymianin bił.
… a nie raz szedł samotnie własnymi drogami
ufając starej mapie z takimi znakami:
Za prawdę że tak było – a myśmy jeno tło –
ręczę podpis składając: [sic!] adiutant R.O.
P.S.
Dziekanie, daj odpowiedź marnemu poecie:
Ki diabeł, że zet nie ma, w Twoim alfabecie?