Wywiad z adw. Agnieszką Aleksandruk-Dutkiewicz, ogólnopolskim koordynatorem akcji „Adwokaci dzieciom uchodźców”
adw. Magdalena Muranowicz: Zostałaś ogólnopolskim koordynatorem akcji „Adwokaci dzieciom uchodźców”, która pokazała, że adwokaci jako samorząd mieli ogromny wkład w pomoc rzeczową i wspólnie potrafili zebrać kilkadziesiąt ton darów dla dzieci z Ukrainy, co było imponującą ilością i stanowiło realny wkład szczególnie w tym pierwszym okresie napływu kobiet z dziećmi do Polski. Skąd pomysł takiej niecodziennej (dla adwokatury) akcji?
Adw. Agnieszka Aleksandruk-Dutkiewicz: Pomysł akcji był kontynuacją poprzedniej takiej akcji i właściwie wszedł w życie błyskawicznie, bo już 26 lutego 2022 r. Przypomnę, że w zeszłym roku (1-7 września 2021) podobna akcja została bardzo sprawnie przeprowadzona w 24 izbach adwokackich. Wówczas pomysł akcji narodził się podczas porządkowania szafy mojej córki. Okazało się, że w ciągu pół godziny zapakowałam 2 kartony jej rzeczy „do oddania” i zastanawiałam się, gdzie mogę je zawieźć. Wtedy codziennie widzieliśmy w TV tłumy Afgańczyków okupujących lotnisko w Kabulu i uciekających z Afganistanu przed Talibami, było tam wiele dzieci. Przyszedł mi wtedy do głowy pomysł, że tym dzieciom, które przylatywały do Polski z niczym, można pomóc. A przecież można „rozmnożyć” takie kartony jak moje poprzez ogłoszenie wewnątrz Szczecińskiej Izby Adwokackiej akcji o zbiórce darów dla dzieci z Afganistanu i Białorusi. Po godzinie pomysł ewoluował, że może zrobić akcję samorządu adwokackiego w całej Polsce, wśród 24 izb. Wystarczyło 5 minut rozmowy z Przewodniczącą Komisji Wizerunku Naczelnej Rady Adwokackiej adw. Justyną Mazur i plan ruszył pełną parą. Akcja została nazwana „Adwokaci dzieciom uchodźców”, której zostałam ogólnopolskim koordynatorem. Dwudziestu czterech koordynatorów Komisji Wizerunku NRA w swoich izbach prowadziło wewnętrzną, środowiskową zbiórkę darów dla dzieci. Wówczas zauważalne było, z jakim zapałem samorząd adwokacki w poszczególnych izbach adwokackich włączył się do akcji, biura poszczególnych ORA w Polsce zostały wręcz zalane darami. Adwokaci pokazali swoją otwartość, wrażliwość i wielkie serca. Zbiórka przeszła najśmielsze oczekiwania. Krótka, szybka i zakończona sukcesem akcja pomocy rzeczowej dla dzieci z Afganistanu i Białorusi, które były lokowane w Ośrodkach dla Cudzoziemców w Polsce – to było coś nowego w naszym środowisku.
Gdy więc 25 lutego nastąpił atak Rosji na Ukrainę, właściwie naturalnym było, że powtarzamy akcję. Dostałam tylko SMS „powtarzamy akcję”, odpowiedziałam „oczywiście” i ruszyła lawina zdarzeń. Komisja Wizerunku NRA z dnia na dzień wdrożyła akcję pomocy: „Adwokaci dzieciom uchodźców” i od 26 lutego prowadzona ona była we wszystkich izbach adwokackich za pośrednictwem koordynatorów Komisji.
Na czym polegała taka ogólnopolska koordynacja? Z kim współpracowałaś?
Akcja była przeprowadzana wewnątrz samorządu adwokackiego poprzez współpracę 24 koordynatorów Komisji Wizerunku NRA, tożsamo jak w przypadku poprzedniej akcja. W tym przypadku jednak to była niewyobrażalna skala potrzeb. Przez pierwsze dwa tygodnie akcji każdy dzień wyglądał tak samo: od samego rana kontaktowałam się m.in. z ośrodkami recepcyjnymi na granicy z Ukrainą, burmistrzami, dyrektorami szkół podstawowych, w których lokowano pierwszych uchodźców, z władzami Przemyśla, zbierałam dane. Następnie przekazywałam listę potrzeb do poszczególnych koordynatorów wszystkich izb adwokackich, którzy na „swoim terenie” robili zbiórki, tzw. „celowane”, które odpowiadały pilnym potrzebom zgłaszanym przez ośrodki recepcyjne, pograniczników, ośrodki dla cudzoziemców, szkoły, internaty. Jednego dnia były to prośby typu „kilka, kilkanaście tysięcy koców lub folii NRC”, kolejnego „czy możemy prosić około 10 tysięcy musów dla dzieci” oraz „kilka tysięcy małych opakowań kremu na odparzenia” lub „parę tysięcy opakowań leków przeciwgorączkowych dla dzieci” czy też „ciężarówkę jabłek”. Koleżanka z Lublina po dwóch godzinach wysłała mi zdjęcia, że ma ciężarówkę jabłek czy pomarańczy i rusza je zawieźć. Po tego typu komunikatach drogerie, apteki były dosłownie „wymiecione” z towaru przez adwokatów bądź aplikantów adwokackich dostarczających dedykowane produkty do siedzib wskazanych przez koordynatorów. W paru miastach w Polsce przez kilka dni zabrakło w sklepach kocyków dla dzieci, gdyż adwokaci wykupili wszystko hurtowo. Podobna rzecz działa się z musami owocowymi, kilka dyskontów spożywczych zostało pozbawionych tego kluczowego towaru. Ściśle współpracował ze mną Komendant ZHP w Przemyślu, który każdego dnia tłumaczył mi, w jaki sposób dociera on i służby do osób stojących po kilkadziesiąt godzin w kolejkach na granicy, na dworce PKP czy do ośrodków recepcyjnych i jakie są potrzeby tych osób przed przekroczeniem granicy w Polsce lub tuż po znalezieniu się w Polsce. Codziennie mieliśmy odprawy przed 8.00 rano, często przerywane, gdyż Komendant pilnie był wzywany do „TESCO” w Przemyślu. Wielu z nas z pewnością zdziwi się, że najbezpieczniejszym i najbardziej poszukiwanym składnikiem odżywczym i nawadniającym dla dzieci są musy owocowe w tubkach, które są również bezpieczne sanitarnie wobec faktu, iż dzieci często nie myły się przez parę dni, były odwodnione i wyczerpane. Była też potrzeba szybkiego zebrania „kilku tysięcy małych maskotek” dla dzieci przekraczających granicę. Z IKEI zniknęły wówczas malutkie misie. Pamiętajmy, że my nie jesteśmy hurtownią spożywczą/chemiczną/tekstylną czy też firmą posiadającą w swoich magazynach tony zapasów spożywczych/higienicznych. Musieliśmy to wszystko sami kupić, zapakować i wysłać. Jednak z takiej pomocy jako samorząd adwokacki zdaliśmy egzamin na „szóstkę”.
Byłaś koordynatorem ogólnopolskim akcji oddalonym ponad 600 km od granicy. To pomagało czy stanowiło przeszkodę?
Przez pierwsze dwa tygodnie wojny nie włączałam TV, pracowałam jedynie na komórce, dostawałam takie ilości materiałów, relacji i przekazów, że nie miałam potrzeby korzystania z TV. Zastanawiałam się, czy to „zagra”, gdy koordynator ogólnopolski akcji znajduje się ponad 600 km od granicy, ale to był bardzo dobry pomysł. Mogłam skupić się na codziennych celach, bez emocji związanych z bezpośrednim kontaktem z dziećmi, które ze stresu nie mówiły, nie płakały, nie jadły i były nieobecne. Takich widoków się nie zapomina, to co opowiadali mi koledzy i koleżanki z izb adwokackich na wschodzie Polski powodowało, że wiem, że gdybym tam była, zapewne nie mogłabym prowadzić koordynacji. Codziennie rozmawiałam z blisko setką koleżanek i kolegów z naszego samorządu. Historie z dworca PKP z Przemyśla, z granicy w Medyce na długo pozostaną w pamięci. Ogrom tragedii, łez, strachu i zagubienia widoczny u dzieci – miał duży wpływ w szczególności na adwokatów ze wschodu, którzy jeździli osobiście dostarczać dary, pomagać w transporcie, udzielać pomocy prawnej. Koleżanki na dworcu PKP w Przemyślu przez okna pociągu podawały kobietom herbatę, kawę i środki higieny, gdyż matki bały się wysiąść z pociągu i zostawić choć na chwilę dzieci same w przedziale. Dzieci trzęsły się z zimna, ale musiały stać w kolejkach na granicy, wolontariusze nie zawsze mogli dotrzeć do kolejki ludzi czekających na przejściu, a czas oczekiwania wynosił kilkadziesiąt godzin. Takie sceny pozostają w człowieku na zawsze.
Jak koordynatorzy Komisji Wizerunku w poszczególnych izbach godzili zaangażowanie w akcję z czynnościami zawodowymi?
My, adwokaci jesteśmy chyba stworzeni do robienia kilkunastu rzeczy jednocześnie, więc daliśmy radę. Oczywiście zdarzało się, że ktoś milknął na kilka godzin, gdyż miał czynności w prokuraturze, na policji, rozprawę, ale potem po dwóch godzinach miał do odczytania ponad 300 wiadomości (sic!). Wszyscy pracowaliśmy zawodowo, spaliśmy mało, ale adrenalina w takich wypadkach zawsze pomaga. Nasza Komisja Wizerunku na grupie na WhatsApp codziennie wymieniała setki wiadomości (łącznie było to ponad 3,5 tysiąca wiadomości), swój telefon miałam podłączony do ładowania kilka razy dziennie, bo bateria była wielokrotnie wyczerpana. Wszyscy członkowie Komisji wraz z Przewodniczącą Komisji mec. Justyną Mazur i Prezesem NRA mec. Przemysławem Rosati byliśmy w ciągłym kontakcie, wymienialiśmy myśli, spostrzeżenia. Wszyscy graliśmy do jednej bramki i zespołowo. Ta akcja pokazała, że nasze środowisko ma wielkie możliwości jako samorząd, razem przecież można więcej.
Jaki był efekt zbiórki?
Z wielką radością mogę powiedzieć, że w ciągu miesiąca w ramach naszej akcji zorganizowana została zbiórka i wysyłka: kilku załadowanych po dach tirów (również tych, które pojechały w głąb Ukrainy, co zorganizowała pewna pani dziekan) oraz ponad 20 ton transportów rzeczowych via firmy transportowe, naczepy, busy. Wszystkie instytucje, z którymi podjęliśmy współpracę, doceniły fakt, że akcja „Adwokaci dzieciom uchodźców” jest instytucjonalna, celowana i długofalowa. W Szczecinie firma transportowa „Mail Boxes Etc” dokonała nieodpłatnie kilku 400 kg transportów do Przemyśla, Zalesia czy Wohynia, za co serdecznie dziękuję, w innych izbach adwokaci ładowali swoje auta i jechali do wskazanych miejsc.
Oczywiście adwokatura działała wielotorowo: organizowała bezpłatną pomoc prawną dla uchodźców z Ukrainy (w naszej Izbie koordynatorem był mecenas Tomasz Milewski), prowadziła również zbiórkę pieniężną 200.000 zł, które następnie przekazała fundacji UNAWEZA, która objęła ochroną dzieci z domów dziecka z Ukrainy przebywające teraz na terenie Polski.
Adwokatura jako samorząd na pewno zdała egzamin z pomocy potrzebującym i na pewno wizerunek adwokatury poprawił się w odczuciu społecznym, co jest oczywiście wartością dodaną.
Przy okazji zbiórek nie obyło się bez kontrowersji. Docierały do nas i takie głosy, że niepotrzebnie Adwokatura angażuje się w pomoc materialną czy darmową pomoc prawną dla uchodźców, bo przecież są to obowiązki państwa, od którego mamy prawo żądać aktywności. Mogę powiedzieć, że choć tego typu głosy nie są zupełnie pozbawione racji odnośnie obowiązków państwa, jednakże Naczelna Rada Adwokacka w ramach Komisji Wizerunku stoi na stanowisku, że nie można było czekać. Z prawdziwą satysfakcją stwierdzam, że stanowisko to podziela zdecydowana większość naszych koleżanek i kolegów, a świadczy o tym ogrom ich zaangażowania, które jest absolutnie nie do przecenienia. Dziękuję wszystkim naszym koleżankom i kolegom za wrażliwość, otwarte serca i olbrzymią pomoc w akcji.
Pomoc ukraińskim uchodźcom jest nie tylko miarą naszej ludzkiej przyzwoitości. Adwokat, advocatus, advocare – tytuł zobowiązuje. Dlatego odezwy wobec wołania o pomoc oczekuje się także od naszego samorządu. I choć nie zmienimy (i nie zbawimy) całego świata, to z pewnością możemy pomóc zmienić świat dla konkretnej osoby, dziecka. Dlatego warto pomagać. •