• Przejdź do głównej nawigacji
  • Przejdź do treści
  • Przejdź do głównego paska bocznego

In Gremio

łączy środowiska prawnicze

  • 2023
    • In Gremio 163
    • In Gremio 164
  • 2022
    • In Gremio 157
    • In Gremio 158
    • In Gremio 159
    • In Gremio 160
    • In Gremio 161
    • Wydanie specjalne
    • In Gremio 162
  • 2021
    • In Gremio 149
    • In Gremio 150
    • In Gremio 151
    • In Gremio 152
    • In Gremio 153
    • In Gremio 154
    • In Gremio 155
    • In Gremio 156
  • 2020
    • In Gremio 138
    • In Gremio 139
    • In Gremio 140
    • In Gremio 141
    • In Gremio 142
    • In Gremio 143
    • In Gremio 144
    • In Gremio 145
    • In Gremio 146
    • In Gremio 147
    • In Gremio 148
  • 2019
    • In Gremio 127
    • In Gremio 128
    • In Gremio 129
    • In Gremio 130
    • In Gremio 131
    • In Gremio 132
    • In Gremio 133
    • In Gremio 134
    • In Gremio 135
    • In Gremio 136
    • In Gremio 137
  • 2018
    • In Gremio 116
    • In Gremio 117
    • In Gremio 118
    • In Gremio 119
    • In Gremio 120
    • In Gremio 121
    • In Gremio 122
    • In Gremio 123
    • In Gremio 124
    • In Gremio 125
    • In Gremio 126
  • 2017
    • In Gremio 105
    • In Gremio 106
    • In Gremio 107
    • In Gremio 108
    • In Gremio 109
    • In Gremio 110
    • In Gremio 111
    • In Gremio 112
    • In Gremio 113
    • In Gremio 114
    • In Gremio 115
  • 2016
    • In Gremio 98-99
    • In Gremio 100
    • In Gremio 101
    • In Gremio 102
    • In Gremio 103
    • In Gremio 104
  • 2015
    • In Gremio 91-92
    • In Gremio 93
    • In Gremio 94-95
    • In Gremio 96
    • In Gremio 97
  • 2014
    • In Gremio 86
    • In Gremio 87
    • In Gremio 88-89
    • In Gremio 90
  • 2013
    • In Gremio 80
    • In Gremio 81
    • In Gremio 82-83
    • In Gremio 84
    • In Gremio 85
  • 2012
    • In Gremio 74
    • In Gremio 75
    • In Gremio 76
    • In Gremio 77
    • In Gremio 78
    • In Gremio 79
  • więcej…
    • 2011
      • In Gremio 68
      • In Gremio 69
      • In Gremio 70
      • In Gremio 71
      • In Gremio 72
      • In Gremio 73
    • 2010
      • In Gremio 62
      • In Gremio 63
      • In Gremio 64
      • In Gremio 65
      • In Gremio 66
      • In Gremio 67
    • 2009
      • In Gremio 56
      • In Gremio 57
      • In Gremio 58
      • In Gremio 59
      • In Gremio 60
      • In Gremio 61
    • 2008
      • In Gremio 45-46
      • In Gremio 47-48
      • In Gremio 49-50
      • In Gremio 51-52
      • In Gremio 53-54
      • In Gremio 55
    • 2007
      • In Gremio 33
      • In Gremio 34
      • In Gremio 35
      • In Gremio 36
      • In Gremio 37
      • In Gremio 38
      • In Gremio 39-40
      • In Gremio 41
      • In Gremio 42
      • In Gremio 43
      • In Gremio 44
    • 2006
      • In Gremio 21
      • In Gremio 22
      • In Gremio 23
      • In Gremio 24
      • In Gremio 25
      • In Gremio 26
      • In Gremio 27-28
      • In Gremio 29
      • In Gremio 30
      • In Gremio 31
      • In Gremio 32
    • 2005
      • In Gremio 9
      • In Gremio 10
      • In Gremio 11
      • In Gremio 12
      • In Gremio 13
      • In Gremio 14
      • In Gremio 15-16
      • In Gremio 17
      • In Gremio 18
      • In Gremio 19
      • In Gremio 20
    • 2004
      • In Gremio 1
      • In Gremio 2
      • In Gremio 3
      • In Gremio 4
      • In Gremio 5
      • In Gremio 6
      • In Gremio 7
      • In Gremio 8

Kamienie milowe. Ale droga dokąd?

dr Jan Uniejewski

Opinia publiczna niemalże codziennie rozgrzewana jest do czerwoności nowymi doniesieniami o (nie)realizacji tzw. kamieni milowych. Szczególną atencją, nie przypadkiem zresztą, cieszą się zagadnienia związane z elementarnie konieczną reformą polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie są to jednak zagadnienia ani jedyne, ani podstawowe.

Pamiętać bowiem należy, że krajowe plany odbudowy (KPO) stanowią narzędzie „przełożenia” na warunki krajowe Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, którego celem jest m. in. promowanie spójności gospodarczej, społecznej i terytorialnej UE poprzez zwiększanie odporności, gotowości na wypadek sytuacji kryzysowych, zdolności dostosowawczych i potencjału wzrostu gospodarczego państw członkowskich, łagodzenie społecznych i gospodarczych skutków tego kryzysu, wspieranie zielonej i cyfrowej transformacji, w tym pozytywnej konwergencji społeczno-gospodarczej, odbudowującej i promującej zrównoważony wzrost gospodarczy oraz integrację gospodarek UE, promocja tworzenia miejsc pracy wysokiej jakości oraz przyczynianie się do strategicznej autonomii UE etc.[1] Problematyka, wobec której stanęła UE i państwa członkowskie, jest zatem znacznie szersza i bardziej złożona niż spory wokół praworządności.

Szczegółowym zagadnieniom tzw. kamieni milowych w kontekstach zagadnień interesujących prawników poświęcono dotychczas już wiele uwagi. Rozważając te zagadnienia, należy mieć jednak na uwadze pięć zagadnień o charakterze podstawowym. Umykają one niekiedy w codziennych dyskusjach, skupiających się nie tyle na szczegółach (ważnych, gdyż w nich „tkwi diabeł”), lecz niestety zwłaszcza na zbędnych emocjach, narosłych wokół istoty rozpoznawanych problemów, i karykaturalnie przerośniętych politycznych ambicjach obrońców populistycznie pojmowanej suwerenności.

Po pierwsze, integracja europejska postrzegana musi być jako proces, który nigdy się nie skończy, chyba że państwa członkowskie w swobodnym stanowieniu w całości z niego zrezygnują. Nigdy nie zostanie bowiem osiągnięty stan, o którym można będzie zasadnie mówić, że Europa jest w nim w pełni (idealnie) zintegrowana (i to niezależnie, czy celem integracji ma być stworzenie europejskiego super państwa federalnego, konfederacji, organizacji ponadnarodowej, czy też neośredniowiecznego imperium[2]). Jest tak choćby dlatego, że stale rodzą się nowe wyzwania wymuszające zmiany czy postęp w integracji. Jest to przy tym proces, który zrodził się m. in. ze strachu. Odpowiedzią na strach przed wojną[3], zwłaszcza kolejną wojną niemiecko-francuską, było utworzenie EWWiS[4], a całe powojenne wzmożenie integracji europejskiej wynikało m. in. ze strachu przed rozprzestrzenianiem się komunizmu i ekspansywną potęgą ZSRR[5]. Dla tego procesu kryzys (niezależnie od jego źródła – wewnętrznego czy zewnętrznego wobec samej integracji), czy choćby obawy przed kolejnym kryzysem, są zawsze istotnym motorem napędowym[6]. Co prawda Europa jednoczy się wokół wspólnych wartości, ale najczęściej dlatego że obawia się ich utraty, a niekoniecznie dlatego że chce je – bez odpowiedniej „zachęty” kryzysowej – urzeczywistniać[7]. Integracja stanowi praktyczną odpowiedź na wyzwania współczesności (w której wspólne wartości pozwalają na wyprowadzenie wspólnego „mianownika” integrujących się państw), a nie jedynie abstrakcyjny konstrukt narodów miłujących pokój, oderwany od rzeczywistości.

Tak też należy postrzegać odbudowę Europy po pandemii wirusa SARS-CoV-2. Strach przed powtórnym „zamknięciem” gospodarek i skutkami takiej decyzji wymusił podjęcie wspólnych działań. Obawy te wzmocnione jedynie zostały w ubiegłym roku przez, w końcu chyba definitywnie uświadomione społeczeństwom europejskim, katastrofalne konsekwencje zmian klimatycznych oraz agresję Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Istniejący kryzys ponownie wymusił postęp integracji i kolejny etap w tym niekończącym się procesie. Nie przesądza to bynajmniej przyszłego pozytywnego rezultatu obecnie podejmowanych działań[8], choć takiego powszechnie się oczekuje.

Jednocześnie pierwszy raz w historii polskiego zaangażowania w proces integracji europejskiej udział w „popandemicznej odbudowie Europy” (jeżeli zostanie wdrożony „polski” KPO) nie będzie oznaczał konieczności gonienia państw „starej Europy”, do których w ostatnich latach znacznie się zbliżyliśmy[9], lecz dążenie do tego, żeby od państw tych „nie odstawać” w dalszym toku integracji. Udział w postpandemicznej odbudowie Europy przekuć należy w kolejny etap polskiego sukcesu europejskiego. Stąd nadmiernie uwypuklany polityczny wydźwięk sporów wokół KPO przeczy istocie polskiej racji stanu.

Po drugie, wypowiedzi i działania władz polskich skierowane zarówno na zewnątrz (zwłaszcza wobec KE), jak i czynione na „użytek” krajowy cechuje zaskakująca zmienność, a nierzadko wewnętrzna sprzeczność. O ile w polityce krajowej można było się już do tego przyzwyczaić (lecz zdecydowanie nie pogodzić się), o tyle w polityce zagranicznej, istotnie osnutej normami prawa międzynarodowego, jest to zgoła niedopuszczalne. Zachowanie takie uderza w podstawy stosunków międzynarodowych, opartych na domniemaniu dobrej wiary, wzajemnym zaufaniu, słuszności, stałości i przewidywalności. Wszelkie działania i wypowiedzi podmiotów prawa międzynarodowego postrzegać się winno przez pryzmat jednej z zasad ogólnych prawa międzynarodowego, przenikającej cały ów porządek prawny, którą jest estoppel[10]. Zasada ta sensu largo (pomijając stan pokrzywdzenia lub nieuprawnionej korzyści) stanowi prawną przeszkodę, powstrzymującą państwo przed wyrażaniem ocen lub oświadczeń (związanych z określonym stanem prawnym lub faktycznym) albo przed podejmowaniem działań, które byłyby sprzeczne z ocenami, oświadczeniami lub działaniami wcześniej przez to państwo prezentowanymi (podejmowanymi), a sprzeczność ta nie miałaby wystarczająco przekonującego – m. in. w świetle ww. zasad – uzasadnienia. Omawiana zasada moc swą czerpie z założenia, że prawo międzynarodowe (hołdując ww. wartościom) przeciwstawia się zmienności ocen, poglądów lub działań swych podmiotów. Zasada ta ma również zastosowanie w relacjach między organizacjami międzynarodowymi, w tym UE, a ich członkami.

Powyższe oznacza, że działania i oświadczenia władz polskich mogą spotkać się (z zastrzeżeniem całej złożoności problematyki praktycznego zastosowania rozważanej zasady) ze strony KE z zasadnym zarzutem naruszenia omawianej zasady, a w konsekwencji utratą zaufania KE (a co gorsza państw członkowskich) wobec władz polskich. Któż bowiem – w myśl maksymy allegans contraria non est audiendus („mówiącego sprzeczności nie należy słuchać”) – chciałby dyskutować z kimkolwiek, kto zrazu godzi się na mechanizm „pieniądze za praworządność”, zrazu zaś mówi o tzw. praworządności, czy z kimś, kto zrazu godzi się na reformy wymiaru sprawiedliwości w standardzie europejskim, po czym – bajdurząc o obronie suwerenności – czyni coś całkiem innego na wzór wschodnich satrapii. W takiej sytuacji może się okazać, że nawet spełnienie tzw. kamieni milowych nie „odblokuje” środków na polski KPO (czy słuszne to byłoby i sprawiedliwe nie ma znaczenia dla samej istoty analizowanego zagadnienia). Nie będą istniały przesłanki zaufania i możliwości przypisania RP dobrej wiary, które są niezbędne do uznania, że środki z KPO zostaną spożytkowane zgodnie z przeznaczeniem. Argumentacja taka może wzmocnić zarzut naruszenia przez władze polskie traktatowej zasady lojalnej współpracy[11]. Scenariusz ten, ku przestrodze, radykalny i ponury, lecz bynajmniej nie nierealny. „Małe krętactwo” może okazać się zgubne nawet w „wielkiej polityce”.

W tym kontekście szczególnie oburzająca, a jednocześnie symptomatyczna dla znacznej części prawicowych środowisk politycznych, jest kontradykcja zawarta w zestawieniu „Polska – UE”. Taka narracja nie dość, że błędna (czyż nie jest RP państwem członkowskim UE, współkształtującym wspólne polityki?), to jeszcze niebezpieczna. Sugeruje, że istnieje jakaś zewnętrzna siła, której „oczywiście” należy się przeciwstawić, chcąca wywrzeć wpływ na władze polskie, ażeby podjęły decyzje niekorzystne dla Państwa Polskiego. Politycy łaskawi są przy tym zapominać, że w UE można albo „być”, albo „nie być”. Tertium non datur. Powinni się zatem pohamować, skoro sam Suweren nie miał wątpliwości i „nakazał im w UE być”. Negatywna kategoryzacja („my jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”, „gorszy sort” etc.) jest zresztą znanym mechanizmem zarządzania umysłami i emocjami wyborców, przeto nie powinna już na nikim robić nadmiernego wrażenia i skutkować „cudami” nad urną.

Po trzecie, realizacja tzw. kamieni milowych w zakresie reform wymiaru sprawiedliwości stanowić będzie jednocześnie gwarancję ze strony RP jej faktycznego współudziału w realizacji zasady wzajemnego zaufania, w tym zwłaszcza do swoich wymiarów sprawiedliwości, która ma charakter instrumentalny wobec nakazu stworzenia przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości (będącego jednym z podstawowych celów UE[12]). Natomiast bez prawidłowego funkcjonowania tej przestrzeni nie sposób sobie wyobrazić ani prawidłowo funkcjonującego wspólnego rynku, ani należytej realizacji uprawnień wynikających z unijnego obywatelstwa, ani tym bardziej walki ze zorganizowaną i szczególnie szkodliwą przestępczością[13]. Zależności między warunkami prawidłowej realizacji poszczególnych celów UE są tak samo ścisłe, jak zależności między samymi celami. Bez realizacji jednego nie sposób myśleć o realizacji pozostałych.

Powołana zasada pozwala na przyjęcie pomiędzy państwami członkowskimi założenia, że „wymiar sprawiedliwości każdego z państw członkowskich spełnia przynajmniej minimalny, respektowany przez wszystkie inne państwa członkowskie poziom. Założenie obejmuje zarówno kwestie ustrojowe – niezależność, niezawisłość i bezstronność organów sądowych (…)”[14]. Obalenie tego domniemania, choćby na skutek jawnego pogwałcenia niezależności, niezawisłości i bezstronności władzy sądowniczej, udaremni osiągnięcie ww. celu UE, a w rezultacie w praktyce uniemożliwi m. in. prawidłowe funkcjonowanie wspólnego rynku. Nawet najszczytniejsza gwarancja najbardziej swobodnego transferu osób, usług, towarów lub kapitału stanie się mrzonką, gdy nie będzie to czynność maksymalnie bezpieczna, a będzie taką jedynie wtedy, gdy na straży jej bezpieczeństwa stać będą sądy państw członkowskich odpowiadające standardom europejskim.

Nieustanne „utrzymywanie” organów sądowych na tym poziomie stanowi zatem „trójwymiarowy” obowiązek państwa członkowskiego, tj. wobec własnych obywateli i podmiotów władztwa zwierzchniego, wobec UE (jako organizacji) oraz wobec pozostałych państw członkowskich. Konstatacja ta w pełni przełamuje twierdzenia o suwerenności, która ma niejako wykluczać możliwość dostosowania się państwa członkowskiego do wspólnych standardów. Skoro obywatele polscy mają cieszyć się w innych państwach członkowskich ochroną prawną gwarantowaną przez organy niezależnej, niezawisłej i bezstronnej władzy sądowniczej, to takie samo uprawnienie – na zasadzie wzajemności – winno być warowane obywatelom innych państw członkowskich w RP. W tym tkwi istota niewzruszonych postaw KE wobec władz polskich.

Po czwarte, w dyskusji o tzw. kamieniach milowych i KPO, w szczególności w zakresie dotyczącym reform wymiaru sprawiedliwości, jak w soczewce skupia się brak zrozumienia dla relacji między polskim prawem krajowym a prawem UE. Jest to zagadnienie nader ważkie i trudne zarówno w aspekcie teoretycznym, jak i praktycznym (stosowania prawa). Elementarny brak zrozumienia dla relacji między tymi, przenikającymi się, porządkami prawnymi widać choćby w wyroku tzw. Trybunału Konstytucyjnego z dnia 7 października 2021 r. (sygn. akt: K 3/21[15]).

Relacje między polskim prawem krajowym a prawem UE postrzegać należy w czterech kontekstach, tj. chronologicznym, genetycznym, hierarchicznym i aplikacyjnym. Podział ten ani nie spełnia wymogów podziału logicznego, ani nie wyczerpuje bogactwa problematyki. Posiada jednak sporą użyteczność poznawczą (dydaktyczną).

W kontekście chronologicznym (najmniej doniosłym z całej czwórki) polski system prawny, w szczególności obecny porządek konstytucyjny, jest „starszy” niż prawo UE (dawniej WE). Nic bowiem wcześniejszego w polskim systemie prawnym – oprócz przyrodzonych człowiekowi wolności i praw (źródło swe czerpiących z godności osoby ludzkiej) – nie obowiązuje, zaś nawet będąc wcześniej uchwalone (tak jak spora część aquis communautire), aktualną legitymację swą czerpie z Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r.[16]

W aspekcie genetycznym nic nie obowiązuje w polskim systemie prawnym, co nie odnajdowałoby podstawy swego obowiązywania w ustawie zasadniczej. Jest tak również z aquis communautire. To bowiem decyzją autorytetu ustrojodawczego (art. 87 ust. 1, art. 90 ust. 1 i art. 91 KRP) do polskiego systemu prawnego wprowadzone zostało prawo UE. Bez konstytucyjnego umocowania stać by się to nie mogło. To KRP stanowi niezbędną podstawę do obowiązywania prawa UE w polskiej przestrzeni prawnej. Relacja á rebours nie jest możliwa – skutek nie może poprzedzać przesłanki.

W aspekcie hierarchicznym zaś, w którym mowa o mocy derogacyjnej norm prawnych w hierarchicznie uporządkowanym ich systemie, to KRP – z mocy swego przepisu art. 8 – jest najwyższym prawem w RP, a jej bezpośrednie stosowanie jest ograniczone jedynie, gdy ona sama tak stanowi. Stąd też niezgodność normy prawa pierwotnego (traktatowego) UE z KRP jest nie tylko możliwa w praktyce, lecz również winna być zawsze rozstrzygana na korzyść ustawy zasadniczej[17]. Od jakości i poziomu kultury prawnej oraz stanu nauki prawa zależeć będzie to, czy do takiej sprzeczności będzie faktycznie musiało dochodzić, czy też wzgląd na „uwspólnotowienie” wykluczy lub zminimalizuje potencjalne niezgodności.

W ostatnim (najważniejszym) aspekcie aplikacyjnym relacja ta dotyczy zagadnienia, który przepis (krajowy czy unijny) ma zostać zastosowany przez sąd rozpoznający daną sprawę, gdy stanie on w obliczu niezgodności normy prawa krajowego (np. ustawy) z normami prawa unijnego. Aspekt ten został przesądzony przez ustrojodawcę, który wskazał, że umowa międzynarodowa, ratyfikowana za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie, stanowiąca po należytym ogłoszeniu część krajowego porządku prawnego, a także objęta nakazem bezpośredniego stosowania, ma pierwszeństwo w stosowaniu przed ustawą, jeżeli ustawy tej nie da się pogodzić z daną umową międzynarodową o wskazanych cechach (art. 91 ust. 2 KRP). Jeżeli zaś z ratyfikowanej przez RP umowy międzynarodowej, która konstytuuje organizację międzynarodową, wynika, że organizacja ta wyposażona jest w kompetencje prawodawcze, to prawo przez nią stanowione jest w polskiej przestrzeni prawnej bezpośrednio stosowane, mając pierwszeństwo przed ustawami w przypadku kolizji z nimi (art. 91 ust. 3 KRP). Innymi słowy, zarówno unijne prawo pierwotne UE, jak i wtórne – z woli samego ustrojodawcy – w przypadku niezgodności z nim prawa krajowego (ale nie KRP) winno zostać zastosowane niejako w miejsce podkonstytucyjnych norm prawa krajowego. Nie wywołuje ono jednak skutku derogacyjnego. Zatem choć sędzia polski podlega KRP i ustawom (art. 178 ust. 1 KRP), to z wyraźnego polecenia ustrojodawcy w przypadku niezgodności ustawy z unijnym prawem pierwotnym lub wtórnym winien zastosować normy prawa unijnego. Sędzia, dając w takiej sytuacji pierwszeństwo w zastosowaniu normom prawa UE, jednocześnie stosuje wprost konstytucyjną zasadę bezpośredniego stosowania ustawy zasadniczej. W niej jest bowiem zawarta podstawa do decyzji o wyborze właściwego prawa, tj. podstawy rozstrzygnięcia w przypadku zarysowanej kolizji. Jednocześnie sędzia taki wykonuje w imieniu RP jako przedstawiciel jednej z władz nakaz przestrzegania prawa międzynarodowego (art. 9 KRP), nie odmawiając przy tym – poprzez „zasłanianie się” prawem krajowym – realizacji zobowiązań międzynarodowych RP[18]. Za takie należy bowiem traktować zobowiązanie się RP do przestrzegania traktatów europejskich.

Choć może to zabrzmieć górnolotnie, nie może budzić jednak wątpliwości, że stosując KRP każdy sędzia jest tak samo „dobrym sędzią polskim”, co „europejskim”. Konstytucja RP brana być bowiem powinna jako swoisty pryzmat, przez który postrzega się wszelkie problemy lub wątpliwości prawne; jako busola, która niezależnie od poziomu skomplikowania, wysublimowania lub zawiłości relacji między normami prawnymi powstałymi w różnych centrach prawodawczych, zawsze wskazuje drogę ku prawidłowemu rozstrzygnięciu.

Po piąte, we wspomnianym uprzednio kontekście, rozważyć należy również relacje pomiędzy racją stanu jako kategorią polityczną, a KRP jako prawem podstawowym państwa. Ilekroć bowiem politycy odwołują się do raison d’État (tak czy inaczej pojmowanej), tylekroć próbują nią niestety uzasadnić postępowania niezgodne z ustawa zasadniczą. Podobnie jest z realizacją tzw. kamieni milowych. Nie jest dopuszczalna i nie może być nigdy zaakceptowana próba wypełniania warunków ustalonych z KE w drodze działań niezgodnych z KRP lub działań, których efekt (np. prawodawczy) będzie niekonstytucyjny. Nie trzeba być wybitnym znawcą prawa, aby dostrzec, że przydanie NSA jakichkolwiek innych kompetencji, aniżeli kontrola działalności administracji publicznej (w tym orzekanie o zgodności z ustawami uchwał organów samorządu terytorialnego i aktów normatywnych terenowych organów administracji rządowej) oraz rozstrzyganie sporów kompetencyjnych między organami samorządu terytorialnego i administracji rządowej, nie jest konstytucyjnie dopuszczalne (art. 184 w zw. z art. 166 ust. 3 KRP). Wobec tego organu ustrojodawca nie przewidział bowiem możliwości wykonywania innych czynności, określonych w KRP lub w ustawach tak, jak ma to miejsce w przypadku SN (art. 183 ust. 2 KRP). Przykład ten winien pouczać, że nigdy nie istnieje tak doniosła racja stanu, która pozwalałaby piastunom władzy (czerpiącym wszak legitymację z mocy KRP) na działania niezgodne z normami konstytucyjnymi. Jedynym podmiotem, który mógłby na rację stanu skutecznie się powoływać i mocą swej woli zmieniać na jej podstawie normy konstytucyjne (w zależności od realnych potrzeb uzasadnianych racją stanu), jest pouvoir constituant i to wyłącznie działający w prawem określonej procedurze.

* * *

Bacząc na te okoliczności, należy sobie życzyć, aby tzw. kamienie milowe przestały być budulcem do wznoszenia – pod hasłem obrony populistycznie postrzeganej suwerenności lub w zamiarze osiągania doraźnych korzyści politycznych – nowych okopów Świętej Trójcy, a stały się drogowskazami na drodze do lepszej i bardziej dostatniej Polski w lepszej i bardziej dostatniej, zintegrowanej i pokojowej Europie. •


[1] Por. art. 4 ust. 1 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2021/241 z dnia 12 lutego 2021 r. ustanawiającego Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (Dz. Urz. UE seria L 57/17).

[2] Ostatnia z wymienionych dotyczy nowatorskiej i nader atrakcyjnej koncepcji Jana Zielonki. Por. J. Zielonka, Europa jako imperium. Nowe Spojrzenie na Unię Europejską, ss. 268.

[3] Jeden z Ojców Zjednoczonej Europy – Robert Schuman napisał „Trzeba pozbawić wojnę jej racji bytu, zniszczyć nawet pokusę jej podjęcia. Nikt, nawet pozbawiony wszelkich skrupułów rząd, nie może widzieć korzyści we wszczynaniu wojny. Powiem więcej: chcemy odebrać rządom możliwość przygotowania wojny, możliwość podjęcia jej na własny rachunek. Najgorszy z awanturników nie będzie odtąd w stanie niczego ukartować.” (R. Schuman, Dla Europy, Kraków 2009, s. 27).

[4] Robert Schuman – opisując cele EWWiS w kontekście współpracy francusko-niemieckiej – dalej pisał: „Związanie się trwałym i kontrolowanym porozumieniem dotyczącym węgla i stali jest w rzeczywistości odebraniem każdemu ze stowarzyszonych krajów możliwości nie tylko prowadzenia wojny, lecz także jej przygotowania przeciw innym partnerom, ponieważ nie wszczyna się wojny, gdy nie posiada się swobodnego dostępu do energii i metali, będących podstawą każdego przedsięwzięcia tego rodzaju.” (R. Schuman, Dla Europy…, s. 77).

[5] K. Łastawski, Historia integracji europejskiej, Toruń 2011, s. 56-59.

[6] Por. J. Zielonka, Koniec Unii Europejskiej?, Warszawa 2014, s. 39-40.

[7] Jak pisał wielki orędownik, propagator i inicjator ruchu paneuropejskiego – Richard Coudenhove-Kalergi „Tak długo, jak jakaś grupa państw i ludów nie czuje się zagrożona, nie widzi powodów, dla których miałaby się wyrzec swojej nieograniczonej suwerenności i tworzyć federację.” (R. Coudenhove-Kalergi, Naród europejski, Toruń 1997, s. 15).

[8] Przestrogą niech będą negatywne konsekwencje walki z kryzysem 2008 r. (m. in. pogłębienie różnic między „biednymi” i „bogatymi” państwami członkowskimi, czy też – ujmując rzecz bardziej dosadnie – państwami „wierzycielami” a „dłużnikami”, czy spadek zaufania do instytucji europejskich). Por. J. Zielonka, Koniec…, s. 19-38.

[9] Por. szczegółowe opracowanie (raport) Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych – Nasza Europa: 15 lat Polski w Unii Europejskiej, Warszawa 2019, http://www.case-research.eu/files/?id_plik=5973, dostęp 01.02.2023 r., godz. 11:11.

[10] Dalsze uwagi w związku z rozważaną zasadą autor czyni na podstawie frapującej monografii Artura Kozłowskiego – A. Kozłowski, Estoppel jako ogólna zasada prawa międzynarodowego, Wrocław 2009, ss. 388.

[11] Art. 4 ust. 3 Traktatu o Unii Europejskiej (wersja skonsolidowana) stanowi, że „Zgodnie z zasadą lojalnej współpracy Unia i Państwa Członkowskie wzajemnie się szanują i udzielają sobie wzajemnego wsparcia w wykonywaniu zadań wynikających z Traktatów. Państwa Członkowskie podejmują wszelkie środki ogólne lub szczególne właściwe dla zapewnienia wykonania zobowiązań wynikających z Traktatów lub aktów instytucji Unii.
Państwa Członkowskie ułatwiają wypełnianie przez Unię jej zadań i powstrzymują się od podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów Unii.”.

[12] Art. 3 ust. 2 Traktatu o Unii Europejskiej (wersja skonsolidowana) stanowi, że „Unia zapewnia swoim obywatelom przestrzeń wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości bez granicy wewnętrznych, w której zagwarantowana jest swoboda przepływu osób, w powiązaniu z właściwymi środkami w odniesieniu do kontroli granic zewnętrznych, azylu, imigracji, jak również zapobiegania i zwalczania przestępczości”.

[13] A. Podolska, Zasada wzajemnego zaufania państw członkowskich UE do swoich wymiarów sprawiedliwości, Gdańsk 2019, s. 15.

[14] Tamże, s. 152.

[15] OTK ZU 65/A/2022. O orzeczeniu tym autor jedynie – ze względu na wymóg objętości rozważań – wspomina, odsyłając do jego szczegółowych analiz zawartych w zeszycie „Europejskiego Przeglądu Sądowego” nr 12/2021.

[16] Dz. U. Nr 78, poz. 483 ze zm., zwana dalej „KRP”.

[17] Nakaz rozstrzygania takich niezgodności per favorem constitutionis widać wyraźnie w uzasadnieniu fundamentalnego wyroku TK z dnia 11 maja 2005 r. (sygn. akt: K 18/04), w którym stwierdzono, że „Taka sprzeczność nie może być w polskim systemie prawnym w żadnym razie rozwiązywana przez uznanie nadrzędności normy wspólnotowej w relacji do normy konstytucyjnej. Nie mogłaby też prowadzić do utraty mocy obowiązującej normy konstytucyjnej i zastąpienia jej normą wspólnotową ani do ograniczenia zakresu stosowania tej normy do obszaru, który nie został objęty regulacją prawa wspólnotowego. W takiej sytuacji do polskiego ustawodawcy należałoby podjęcie decyzji albo o zmianie Konstytucji, albo o spowodowaniu zmian w regulacjach wspólnotowych, albo – ostatecznie – decyzji o wystąpieniu z Unii Europejskiej. Decyzję tę winien podjąć suweren, którym jest Naród Polski, lub organ władzy państwowej, który w zgodzie z Konstytucją może Naród reprezentować.” (OTK ZU 5A/2005, poz. 49). Tylko przyjęcie wskazanego założenia mogło doprowadzić do zaprezentowanych przez TK takich konkluzji.

[18] Por. art. 27 zdanie 1 Konwencji Wiedeńskiej o Prawie Traktatów z dnia 23 maja 1969 r. (Dz. U. z 1990 r. Nr 74, poz. 439).

Kategorie: In Gremio 164, Temat numeru

dr Jan Uniejewski

radca prawny

Zobacz najchętniej czytane działy:

  • Kryminalna historia Polski
  • Ślepym Okiem Temidy
  • Temat numeru

Pierwszy Sidebar

Informacje:

  • O In Gremio
  • Redakcja
  • Rada Programowa
  • Zasady współpracy
  • Reklama
  • Polityka prywatności
  • Regulaminy
  • Kontakt
© 2004–2023 In Gremio.