Do napisania poniższych uwag na temat relacji polsko-niemieckich skłoniły mnie ostatnie wydarzenia w krajowej polityce, a szczególnie bardzo ostra propaganda antyniemiecka w wykonaniu obecnej władzy i jej najważniejszego przywódcy (i każdy z czytelników wie, kogo mam na myśli). Przejawia się to zarówno w wyciąganiu tematu reparacji wojennych, choć od zakończenia II wojny światowej minęło prawie 80 lat i temat był już dawno uregulowany, jak i ciągłym przedstawianiu Niemców jako naszych wrogów, choć jesteśmy wspólnie w Unii Europejskiej i w Pakcie NATO.
Sam temat reparacji, o ile miałby być zrealizowany, dotyczyłby wszystkich obywateli niemieckich, a wśród nich również Niemców polskiego pochodzenia i ponad 8 mln mniejszości muzułmańsko-tureckiej – potomków gastarbeiterów odbudowujących Niemcy po II wojnie światowej, a więc kontrowersyjność tych żądań jest oczywista i powstaje pytanie, dlaczego takie same żądania nie były kierowane do wschodniego sąsiada za choćby utratę naszych terenów na Wschodzie z Lwowem (a urodziłem się przecież w Szczecinie, który od wieków należał do Niemiec). Ten aktualny układ geopolityczny jest dla nas Polaków obecnie niesłychanie korzystny i chyba nie ma sensu tego specjalnie tłumaczyć, choć w historii naszego narodu nie zawsze tak było.
Położenie geograficzne Polski i sąsiedztwo z jednej strony Rosji (niedawno jeszcze Związku Radzieckiego), a od zachodu Niemiec, zawsze w naszej historii było nieszczęściem. Temat ten zawsze poruszałem w trakcie moich licznych podroży zagranicznych i znalazłem pełne zrozumienie, choć wyciągnąłem również wniosek, że na ogół sąsiedzi się nie lubią. Tak jest między Hiszpanami i Francuzami a także Portugalczykami, między Francuzami i Niemcami, Belgami i Holendrami i tak można wymieniać długo.
Mając szerokie kontakty z naszymi zachodnimi sąsiadami nigdy nie odczułem jakichkolwiek negatywnych opinii, a wręcz przeciwnie – zawsze wyrazy sympatii. Pamiętam również propagandowe hasła w czasach komunizmu o moim rodzinnym Szczecinie, a mianowicie „Byliśmy, Jesteśmy, Będziemy”. Prawda historyczna jest zupełnie inna, gdyż Szczecin jako stolica Księstwa Pomorskiego za czasów Mieszka I do Bolesława Krzywoustego należał do Polski a od roku 1181 stał się lennikiem cesarstwa niemieckiego, uzyskując prawa miejskie w roku 1243 jako miasto hanzeatyckie. Poza krótkimi epizodami i przynależności po wojnie trzydziestoletniej do Szwecji, a w czasie wojen napoleońskich do Francji, aż do zakończenia II wojny światowej należał do Niemiec, co kompletnie nie zmienia faktu, że obecnie jest miastem polskim, a jego przeszłość to temat wyłącznie dla historyków.
Stosunków polsko-niemieckich nie można sprowadzać do niechlubnego okresu hitleryzmu, gdyż dla rozwoju Szczecina wielki wkład wnieśli tak wielce zasłużeni Niemcy jak choćby Johannes Quistorp i Hermann Haken. Bardzo pozytywnym momentem dla stosunków polsko-niemieckich związanych ze Szczecinem były uroczystości w związku z dwusetną rocznicą urodzin Johannesa Quistorpa, które miały miejsce w listopadzie 2022 roku. Ten urodzony w roku 1822 w Greifswaldzie niemiecki przedsiębiorca zamieszkał w Szczecinie od roku 1846. Na wyspie Wolin w Lubinie założył fabrykę cementu, a w Szczecinie z kolei spółkę akcyjną, która nabyła rozlegle tereny po zachodniej stronie miasta, gdzie powstało ekskluzywne osiedle Westend (obecnie Pogodno) z zabudową willową i robotniczą.
Johannes Quistorp znany był z działalności społecznej i filantropijnej. Stworzył zakład opiekuńczy Bethanien w roku 1869 dla sierot prowadzony przez siostry zakonne u zbiegu ulic Adama Mikiewicza i Piotra Wawrzyniaka. Tam tez został pochowany zarówno on jak i jego rodzina na cmentarzu, który po wojnie był kompletnie zapomniany i został śmietniskiem. Ostatnie lata to dzięki społecznikom wykopano szczątki pochowanych członków rodziny Quistorp i postawiono nowe groby. Johannes Quistorp był właścicielem terenów od Jasnych Błoni aż do Lasku Arkońskiego poprzez Park Kasprowicza, gdzie stworzył tereny rekreacyjne z jeziorem Rusałka przeznaczone dla mieszkańców Szczecina. Po śmierci Johannesa w roku 1899 jego syn Martin podjął decyzję o upamiętnieniu ojca poprzez budowę wieży na Wzgórzu Arkońskim, skąd rozciągał się piękny widok na sąsiednie dzielnice poprzez Jasne Błonia do centrum miasta z aktualnym budynkiem Rektoratu Uniwersytetu Szczecińskiego, zbudowanym za czasów tego wybitnego mieszkańca niemieckiego Szczecina.
Wieża Quistorpa, zbudowana w latach 1901 – 1904, miała 45 metrów wysokości, a przetrwało do chwili obecnej jedynie 11 metrów, czyli kamienny taras. Obiekt został zniszczony pod koniec II wojny światowej i są różne tego wersje, a mianowicie poprzez nalot aliantów lub poprzez wysadzenie przez uciekających Niemców. Po wojnie został rozkradziony na materiały budowlane. Było to zgodne z ówczesną polityką Ministerstwa Ziem Odzyskanych i okólnikiem z roku 1947, którego celem było usuniecie wszelkich śladów materialnych i niematerialnych związanych z Niemcami. Wówczas rozpoczęło się skuwanie i zacieranie śladów na elewacjach, w świątyniach, na cmentarzach, w mieszkaniach, restauracjach, niszczenie pomników tylko dlatego, że były niemieckie, choć budowane były wiele lat przed dojściem Hitlera do władzy. Takie działania były wówczas uważane za postawę patriotyczną jako odwet za szkody i zniszczenia na skutek II wojny światowej. Mam tu również wspomnienie czysto rodzinne, gdyż mój ojciec Roman Łyczywek, który był pierwszym radcą prawnym przy Prezydencie Miasta Szczecina Piotrze Zarembie, osobiście wyciągał z płomieni historyczne książki i starodruki niemieckie Goethego i Schillera. Mimo że walczył w Powstaniu Warszawski jako członek Komendy Głównej Szarych Szeregów, rozsądnie uważał, że dzieła wybitnych Niemców nic nie mają wspólnego z hitleryzmem i trzeba je ratować od zniszczenia. Taki sposób myślenia jest mi oczywiście bardzo bliski i daleki od zero-jedynkowego traktowania Niemców, co wydaje mi się, że dla mieszkańców naszego miasta jest zrozumiałe, ale niekoniecznie dla obywateli ze wschodnich rejonów naszego kraju – nieczujących tych subtelności i aktualna propaganda antyniemiecka może trafiać na podatny grunt.
Jak już wspomniałem, mam wielu znajomych po stronie niemieckiej i doskonale się rozumiemy myśląc wspólnie jedynie o przyszłości. Rozumiem też nostalgię jednej Niemki, którą spotkałem pod moim rodzinnym domem na Pogodnie, w którym się urodziła przed wojną, a uciekała z rodzicami jako 9-letnia dziewczynka. Podobnie było z innym niemieckim znajomym, urodzonym przed wojną na Westendzie, czyli na Pogodnie i też na sąsiedniej ulicy, który w czasie stanu wojennego wysyłał nam paczki żywnościowe i nigdy nie wyrażał żadnych poglądów rewizjonistycznych, a temat przynależności Szczecina do Polski uważał za zamknięty rozdział historii.
Symbolem naszego miasta są jak wiadomo Wały Chrobrego, a może nie wszyscy o tym wiedzą, że zostały zaprojektowane i zbudowane przez nadburmistrza niemieckiego Szczecina – Hermanna Hakena w latach 1902 – 1921 i nosiły nazwę Hakenterrasse. A wracając do czasów bieżących, gorąco zapraszam na listopadowe imprezy towarzyskie do miejscowości Neu Grambow w gospodzie otwartej w 1978 roku „Zum Bauernhof”. Odbywają się tam tzw. „przyjęcia gęsiowe”, gdzie Polacy i Niemcy wspólnie świetnie się bawią i nikt nie wraca do przeszłości, a dojechać tam można z Pogodna przez Lubieszyn szybciej niż na Osiedle Słoneczne. Tym pozytywnym akcentem, mam nadzieję, że zamiast ciągłego zwrotu w TVP Info „Für Deutschland”, będziemy mówić o przyjaźni polsko-niemieckiej „Polnische-Deutsche Freundschaft”.