… co najmniej rozmijającym się z prawdą byłoby stwierdzenie, jakoby specyficznego humoru prawniczego – bujnie kwitnącego w sądach, a któremu poświęcono w poprzednim numerze kilka skromnych anegdot – zasmakować można by li tylko w salach rozpraw. Humor ten wszakże żyje i rozwija się nader pomyślnie w licznych korytarzach sądowych. W tej właśnie przestrzeni, przy całkowitym odformalizowaniu kontekstu sytuacyjnego i pełnej swobodzie wypowiedzi (niekiedy błędnie wręcz utożsamianej z wolnością myśli), zdarzają się sytuacje najprzedniejsze i w pełni zasługujące na uwagę Czytelników. Oto kilka z nich:
Sprawa rozwodowa była bardziej emocjonująca niż sam związek małżeński. Nie dziwi zatem, że obie strony przed rozprawą dotyczącą podziału majątku nie były do siebie – oględnie rzecz ujmując – pozytywnie nastawione. Doszło do tego, że była żona, przechodząc obok byłego małżonka (całkiem jakoby zobojętniałego na jej „wdzięki”), musiała zwrócić mu uwagę, iż „wypadałoby powiedzieć <<Dzień dobry!!!>>”. Gdyby przewidzieć mogła odpowiedź, z pewnością uwagi takiej nie odważyłaby się poczynić. Usłyszała bowiem „Danusia! To Ty? Po tylu operacjach plastycznych w życiu bym Cię nie poznał!”.
* * *
Dwaj zaprzyjaźnieni adwokaci spotykają się przed salą rozpraw, w której odbyć się ma posiedzenie w sprawie tymczasowego aresztowania ich klientów. Oczekiwanie, jak to zwykle bywa, niemiłosiernie się przedłuża. Młodszy z palestrantów ze skruchą i pewnym zażenowaniem pyta: „Zdzisław. Dostałem ostatnio mandat za prędkość w Niemczech. Ty znasz niemiecki. Co ja mam napisać w tytule przelewu?”. U Zdzisia ironia wzięła górę nad retoryczną manierą i doświadczeniem procesowym, stąd bez zastanowienia odparł: „Fűr Deutschland!”.
* * *
Niekiedy, co winniśmy byli zaznaczyć na wstępie, emocje z korytarzy sądowych przenoszą się samoczynnie na sale rozpraw. Tak było i w tym przypadku. Na korytarzu przed salą, gdzie odbyć się miała rozprawa rozwodowa dla przedstawienia stanowisk końcowych stron, „jeszcze-żona” nie wytrzymała i zwyzywała „jeszcze-męża” od cudzołożników, chędożych i Bóg raczy wiedzieć jakich jeszcze innych niepochlebnych elementów społecznych. Na sali ton ten podchwycił jej pełnomocnik, konsekwentnie określając pozwanego cudzołożnikiem. Obelg pod adresem klienta nie zniosła pełnomocnik domniemanego niewdzięcznika, perorując, że „Jak długo nie zostanie udowodnione, iż do domniemanych zdrad z udziałem mego Klienta dochodziło w łóżku, które nie było przedmiotem jego własności, tak długo stwierdzenia, jakoby był on cudzołożnikiem są jedynie bezpodstawnymi insynuacjami, albowiem <<Kiedy kobietę w własne łoże łożę, spokojny jestem, że nie cudzołożę>>”. Tym dała wyraz wyższości nad sądami obiegowymi mądrości płynącej wprost z… fraszki (Jan Sztaudynger, fraszka Spokój sumienia ze zbioru Piórka prawie wszystkie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 296).
Ku pamięci przyszłych pokoleń szczecińskich prawników zebrał i wstępem opatrzył
Mecenas Jan Maria Togowy
Uwaga! Wszystkie przywołane zdarzenia miały miejsca na korytarzach szczecińskich sądów. Ponownie w celu minimalizacji ryzyka identyfikacji którejkolwiek z osób biorących w tych zdarzeniach udział zmieniono niektóre okoliczności faktyczne i dokonano – co najmniej – „korekty” płci podmiotów lirycznych. Tym razem wszystkie z przedstawianych sytuacji odbyły się z biernym i naocznym udziałem autora.