Decymacja (łac. decimatio), inaczej dziesiątkowanie, to jedna z okrutnych kar dyscyplinarnych, której geneza sięga antycznego Rzymu.
Historycy starożytni, uwielbiający idealizować etos legionów i koloryzować ich dokonania, wyjaśniają, że polegała ona na straceniu co dziesiątego żołnierza z oddziału, który okrył się hańbą na polu bitwy. Pozostałych przenoszono do gorszej służby i obcinano im racje żywnościowe. Przez jakiś czas musieli również kwaterować poza umocnieniami obozu. Skazańców typowano w sposób następujący: liczącą około 480 żołnierzy kohortę dzielono na dziesięcioosobowe grupy, po czym w każdej grupie ciągnięto losy. Kto wyciągnął najcieńszą słomkę, zostawał uśmiercony przez kolegów.
Disciplinae causa
Co do zasady Rzymianie nie byli zwolennikami odpowiedzialności zbiorowej, ale w warunkach wojennych nie bawili się w sentymenty i dziesiątkowali bez litości. Dolegliwość decymacji odczuwali nie tylko straceni. Piętna hańby długo nie mogli z siebie zmyć również ich pozostali przy życiu towarzysze broni. Wszystko to zaś w imię utrzymania dyscypliny, o której jurysta Paulus pisał, że wśród jego rodaków miała ona dłuższą tradycję, niż… szacunek dzieci do rodziców. W istocie, najwcześniejsze przypadki decymacji sięgają bardzo odległej przeszłości. Rzućmy okiem na dwa przykłady.
Kiedy podczas konfliktu z ościennym plemieniem Wolsków oddziały rzymskie uległy rozproszeniu, konsul Appiusz Klaudiusz Sabinus Regillensis najpierw nakazał odnaleźć wszystkich, którzy porzucili broń na polu bitwy, po czym solidarnie poddał upokarzającej chłoście centurionów, chorążych i żołnierzy. Z grupy tej rozlosowano następnie i stracono co dziesiątego. Gest wodza spotkał się z dobrym odbiorem zarówno wśród armii, jak i społeczeństwa. Nikt nie wymagał, by w chwilach kryzysu państwo okazywało wyrozumiałość i empatię. Oczekiwano skuteczności.
W I wieku p.n.e. Półwysep Apeniński sterroryzowała zbuntowana armia niewolnicza pod dowództwem Spartakusa. Zaciężne rzymskie wojsko długo nie mogło poradzić sobie z taktycznym geniuszem byłego gladiatora. W roku 71 r. p.n.e. Marek Licyniusz Krassus powiedział „dosyć!”. Uznał, że czas odwołać się do starych sprawdzonych metod i podzielił na dziesięcioosobowe grupy niedobitków dwóch legionów zmasakrowanych przez ludzi Spartakusa. Ci, którzy niedawno cudem umknęli przed mieczami wrogów, stracili życie z rąk rodaków. Brutalny przekaz zrobił swoje. Armia nareszcie przestała ustępować.
Exemplum trahit
Przykład Rzymian oddziaływał długo. Wszak wszystko, co rzymskie, w epoce nowożytnej uważano za „klasyczne”, czyli doskonałe. Wodzowie i generałowie przez wieki traktowali więc doświadczenia Kwirytów jak drogowskaz. W roku 1632 podczas starcia pod Lützen z pola bitwy zdezerterował regiment kirasjerów. Cesarski dowódca Wallenstein zwołał sąd wojenny. Oficera dowodzącego (pułkownik Hagen), jego zastępcę (podpułkownik Hofkirchen), dziesięciu innych oficerów i pięciu żołnierzy ścięto mieczem. Dwóch mężczyzn uznanych za winnych grabieży taborów powieszono. Powieszono również co dziesiątego kawalerzystę. Ich kolegów spędzono zaś pod szubienicę, gdzie zostali pobici, zelżeni i wyrzuceni z armii. Sztandary spalił kat po wycięciu z nich wprzódy monogramu cesarza.
Podobne wydarzenie miało miejsce po bitwie pod Breitenfeld w roku 1642. Tam pułk kawalerii pułkownika Madla rzucił się do ucieczki, nie nawiązawszy nawet kontaktu z wrogiem. Tchórze wywołali panikę w pozostałych jednostkach, co zaważyło na losach bitwy. Wojsko szwedzkie pod dowództwem feldmarszałka Lennarta Torstensona zadało kompromitującą klęskę armii cesarskiej pod dowództwem arcyksięcia Leopolda Wilhelma Habsburga. Sąd wojenny w Pradze postanowił pociągnąć pułk Madlo do zbiorowej odpowiedzialności. Sześć regimentów, które wyróżniły się w bitwie, w pełnym rynsztunku otoczyło zdrajców i nakazało im złożenie broni. Następnie ich sztandary zostały podarte na kawałki, a jednostka wykreślona z rejestru wojsk cesarskich. Dowódcę, kapitanów i poruczników ścięto, chorążych powieszono, a żołnierzy zdziesiątkowano. Tych, którzy przeżyli, wydalono z armii w niesławie.
Podsumowanie
O dziesiątkowaniu słychać jeszcze w XIX i XX wieku. W roku 1866 zarządził je paragwajski prezydent Lopez wobec batalionu, który bez jednego wystrzału opuścił pole bitwy. W roku 1914 dowódca francuski tę samą karę wymierzył Tunezyjczykom, którzy odmówili walki z Niemcami. Włoski generał Luigi Cadorna 26 maja 1916 roku rozkazał stracić co dziesiątego żołnierza ze zbuntowanej kompanii. Horror bolszewickiej rewolucji zmniejszył społeczną akceptację dla praktyk takich jak decymacja. Irracjonalne okrucieństwa, których dopuszczali się wówczas zarówno biali, jak i czerwoni dowódcy, przerażały.
W okresie II wojny światowej z posiadającej antyczny rodowód sankcji karnej stała się decymacja jedną z metod popełniania zbrodni wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości. 29 lipca 1941 podczas prac żniwnych na terenie obozu Auschwitz-Birkenau doszło do ucieczki jednego z więźniów z bloku nr 14. W efekcie SS-mani zarządzili tzw. wybiórkę (dziesięciu osadzonych z tego samego bloku miało ponieść śmierć). Za Franciszka Gajowniczka życie oddał wtedy o. Maksymilian Maria Kolbe. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że fakt ten nie ma już z kulturą i tradycją antyczną nic wspólnego poza nazwą. A przecież nie było to zdarzenie odosobnione.