Wstaję o godzinie 5. O 9 rozpoczyna się rozprawa w mieście oddalonym
o 200 km. Jak zwykle pośpiech. Na miejscu okazuje się, że rozprawa jest odwołana. Pełnomocnik wczoraj zadzwonił do sądu, sytuacja nagła, sąd się zgodził na zmianę terminu. Zapomniano o mnie. Cóż, zdarza się, tylko, tak po ludzku, szkoda czasu.
Wracam do Szczecina, odbieram szybko pocztę. Pismo procesowe. Z niespodzianką – dołączono do niego tylko co drugi z 12 załączników. Przez przypadek oczywiście. Tak jak we wszystkich poprzednich pismach od tego pełnomocnika. Wdech, wydech… Po przejrzeniu kolejnych kilku przesyłek okazuje się, że to nie była jedyna niespodzianka tego dnia. Dostaję odpowiedź na pozew. A w niej szczegóły mediacji pomiędzy stronami. Fakt, na mediacje nasz przeciwnik procesowy chodził sam, ale to w żadnym stopniu nie usprawiedliwienie dla takiego poczynania. Cieszę się, że dzisiaj pozostało mi do napisania jeszcze tylko jedno pismo i krótka rozprawa.
Dzwoni telefon – koleżanka, też radczyni. Uczestniczyła w kilku rozprawach w zastępstwie innego pełnomocnika. Faktura do dziś nie została zapłacona. Od tego czasu pełnomocnik nie odbiera telefonów, na maile nie odpisuje, wezwanie do zapłaty pozostało bez odpowiedzi.
Docieram na rozprawę. Okazuje się, że wczoraj pełnomocnik złożył w sądzie pismo w sprawie. Na piśmie znajduje się informacja, że zostało wysłane również bezpośrednio do mnie. Nie miało prawa dojść do mnie przed rozprawą – i nie doszło. Mailem go również nie dostałam. Na terminie egzemplarza pisma dla mnie nie ma. Pismo to było złożone bez uprzedniego zobowiązania sądu w tym zakresie. Sąd przyjmuje pismo. Taktyka procesowa czy jednak brak taktu?!
To trochę za dużo na jeden dzień, mam dość. Na dziś koniec pracy. Wiadomo, jako profesjonalni pełnomocnicy reprezentujemy najczęściej dwie zwaśnione strony. Ale, no właśnie, reprezentujemy, a nie jesteśmy stroną tego konfliktu, a dodatkowo działamy jako pełnomocnicy – profesjonalni pełnomocnicy. Taktykę procesową ze zwykłym brakiem etyki dzieli czasem bardzo cienka linia. Można byłoby napisać całą rozprawkę o tym co jest jeszcze taktyką, a co już naruszeniem zasad, co można zaakceptować, a co po prostu nie przystoi. I oczywiście, wiadome jest, że istnieją narzędzia prawne, aby takie naruszenie etyki napiętnować. Ale czy jako profesjonaliści nie powinniśmy czasem jednak spojrzeć na pewne sytuacje chłodniej niż zaangażowana emocjonalnie strona? Czy konflikt sądowy nie powinien jednak toczyć się według ustalonych zasad, w zgodzie z etyką?! A przede wszystkim czy nie powinniśmy zachowywać się względem siebie – kolegów po fachu, po prostu przyzwoicie?
Zimowo i przedświątecznie (choć tekst ten ukaże się po świętach) życzę Państwu i sobie więcej koleżeńskości i szacunku względem siebie, niezależnie od koloru żabotu 🙂