… dowiedziawszy się na łamach poprzednich numerów skromnego tego periodyku, gdzie humor prawniczy najbujniej kwitnie, rozważyć godzi się obecnie, gdzie humor taki bierze swój początek. Założyć intuicyjnie można, że skoro humorem tym legitymuje się środowisko prawników togowych, to pierwocin przywyknienia do wiców tak iście wysublimowanego rodzaju doszukiwać się należy już na wydziałach prawa szkół wyższych. Intuicja ta, jak wiele w życiu prawnika, okazuje się być trafna. Brać studencka skora jest do wszelkich żartów i wprawia się w sztuce czynienia (właśnie poprzez humor) „posługi prawniczej” bardziej znośną w codziennym jej wykonywaniu.
Oto kilka zdarzeń, w których uwidacznia się z pełną mocą zdatność studentów prawa do współtworzenia prawniczego beneficium humorystycznego:
Rozmawiają X i Y – studenci prawa (płeć nie ma znaczenia), którzy mają wybrać przedmiot fakultatywny grupy B w kolejnym semestrze.
Student X: Ty, a może suicydologia?
Student Y: No nie wiem. Chyba straszne nudy. A z kim to?
Student X: Z takim młodym fajnym profesorem, ale to teoretyk.
Student Y: Co to znaczy, że teoretyk?
Student X: No, żyje jeszcze …
Żaden z nich nie dostrzegł, że przy przyjęciu tego tropu prawo rodzinne wykładać mógłby jedynie rodzic (ew. dziadek lub babka) i zarazem rozwodnik, a karne – optymalnie zabójca czy gwałciciel.
* * *
Niebagatelny udział w ogólnej liczbie przypadków studenckiego humoru prawniczego mają żarty odimienne. Niekiedy są obraźliwe (tych promować się nie godzi), a niekiedy wynikają z sympatii i poważania dla ich bohatera. Tak też się stało w przypadku prof. zw. dr hab. Łukasza Pohla, niegdysiejszego Kierownika Katery Prawa Karnego WPiA US, wybitnego karnisty, inspirującego wykładowcy i wymagającego egzaminatora. Wśród studentów tegoż Wydziału zrodziło się bowiem takie oto przedegzaminowe porzekadło – „Czy wiesz, co straszy w Katedrze Karnej?” „Pohlergeist!”.
* * *
Umiejętność żartowania ze swych wad jest cenna w czasie wykładów. Może jednak obrócić się przeciwko mówcy. Taki los spotkał jedną z wykładowczyń prawa rzeczowego, która – tłumacząc studentom – czym jest nieruchomość nieopatrznie stwierdziła, że „jej mąż uważa, że ona jest nieruchomością, bo nie może on jej podnieść”. Większość słuchaczy stwierdzenie to przyjęła z uśmiechem. Jeden jednak postanowił drążyć temat i z końca sali zakrzyknął pytanie „A czy urządził dla Pani Profesor księgę wieczystą?”. Słuchacz to był wszak pilny i pamiętał z uprzednich ćwiczeń, że nieruchomość takową księgę winna mieć.
Ku pamięci przyszłych pokoleń szczecińskich prawników zebrał i wstępem opatrzył
Mecenas Jan Maria Togowy
Uwaga! Wszystkie przywołane zdarzenia miały miejsca w polskich szkołach wyższych. Ponownie w celu minimalizacji ryzyka identyfikacji którejkolwiek z osób biorących w tych zdarzeniach udział zmieniono część okoliczności faktycznych. Również i tym razem nie wszystkie z przedstawianych sytuacji odbyły się z udziałem autora.