Większość Polaków aktualnie żyje historią człowieka – Tomasza Komendy, który jak wynika z doniesień medialnych, przez osiemnaście lat przebywał niesłusznie w Zakładzie Karnym w Strzelinie. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie pomyślałby o nim z takim współczuciem jak obecnie.
Jeszcze kilka miesięcy temu był dla wielu osób wyłącznie anonimowym mordercą 15-letniej Małgorzaty z Miłoszyc. Dziś jest człowiekiem, który zyskał szacunek, a stracił przede wszystkim lata życia, których nie da się przywrócić.
Szeroko dyskutowana sprawa i budzący oburzenie społeczne fakt skazania niewinnego (przy czym zastrzec należy, że jak dotąd Tomasza Komendę warunkowo przedterminowo zwolniono z odbycia reszty kary pozbawienia wolności, zaś zainicjowane postępowanie w przedmiocie wznowienia postępowania zmierzać ma do Jego uniewinnienia) wywołuje potrzebę pochylenia się nad czynnościami procesowymi podejmowanymi w toku postępowania karnego, i to niezależnie od sprawy Tomasza Komendy. Jak wynika z relacji prasowych oraz reportaży, Tomasz Komenda podczas nocy sylwestrowej roku 1996 r. miał udać się z Wrocławia do Miłoszyc, najpierw autobusem, następnie przez kilka kilometrów pieszo, by dokonać okrutnego gwałtu na 15-letniej dziewczynie. O winie skazanego miały świadczyć: ślady DNA zbieżne z kodem genetycznym Tomasza Komendy, opinia związana z uzębieniem odbitym na ciele dziewczyny oraz przesłuchanie skazanego w toku postępowania przygotowawczego, w trakcie, którego przyznał się do tego, że był w Miłoszycach i odbył stosunek płciowy z dziewczyną, której wcześniej nie znał. Powyższe dało podstawę do wniesienia przez prokuraturę aktu oskarżenia. W toku procesu nikt nie miał wątpliwości, że winnym gwałtu i śmierci małoletniej Małgorzaty jest właśnie Tomasz Komenda, który de facto przed sądem nigdy nie przyznał się do zarzucanego mu czynu.
Po ponad dwudziestu latach powrócono do sprawy, dzięki prośbie wysłanej przez rodziców małoletniej do Ministra Sprawiedliwości o kontynuowanie poszukiwań drugiego sprawcy zbrodni. Wszystko wskazuje na to, że aktualnie zebrane dowody doprowadzą do uniewinnienia Tomasza Komendy. Jak obecnie się okazało, materiał zabezpieczony na miejscu zbrodni mógł być zbieżny z kodem DNA co najmniej trzech na każde sto osób, opinia w zakresie uzębienia nie jest kategoryczna, a przyznanie się do winy podczas przesłuchania na policji wymuszone przez funkcjonariuszy. Ponowne wnikliwe zbadanie materiału dowodowego przez pracownika Centralnego Biura Śledczego (aktualnie: CBŚP) doprowadziło do tego, że skazany Tomasz Komenda mógł opuścić Zakład Karny i wrócić do rodzinnego domu.
Tuż po opuszczeniu bram więzienia przez Tomasza Komendę rozpoczęła się dyskusja, gdzie popełniono błąd. Politycy partii rządzącej niejako automatycznie argumentowali, że reforma wymiaru sprawiedliwości (czytaj: sądów powszechnych) jest konieczna, aby w przyszłości uniknąć takich sytuacji. Jednak czy w tym przypadku zawinił wyłącznie i przede wszystkim sędzia? Tomasz Komenda został skazany na podstawie materiału dowodowego zebranego przez funkcjonariuszy Policji oraz prokuraturę. Tym samym wzięto pod uwagę jego wyjaśnienia w których to przyznaje się do współżycia z nieznaną kobietą, a które to zostały uzyskane w wyniku przemocy stosowanej względem podejrzanego przez policjantów. Dysponując przyznaniem się do winy oraz wątpliwą analizą DNA śledczy skupili się na poszukiwaniu dowodów winy tego konkretnego mężczyzny, pomijając innych ewentualnych podejrzanych. Nie ulega wątpliwości, że na skutek błędów prokuratora prowadzącego postępowanie, który niezbyt wnikliwie zbadał prawdziwość i rzetelność materiału dowodowego oraz policjantów, którzy z nieznanych powodów mieli dopuścić się przestępstwa wobec przesłuchiwanego, Sąd skazał – na co wszystko wskazuje – niewinnego człowieka na karę 25 lat pozbawienia wolności.
Ta historia to niestety nie tylko przegląd wadliwych czynności procesowych podjętych dwadzieścia lat temu, lecz sygnalizacja nieprawidłowości występujących nawet dziś. Niezwykle często podejrzani wyjawiają obrońcom, że ich wyjaśnienia złożone zostały pod wpływem presji wywołanej przez funkcjonariuszy policji, że stosowano wobec nich przemoc fizyczną i przewagę psychiczną, że ironicznie reagowano na zwracanie uwagi i nieprawidłowe zachowania, a wreszcie, że nie znajdziemy o tym wzmianki w protokole, bo każda próba pisemnego zastrzeżenia tylko zaogniała atmosferę towarzyszącą przesłuchaniu. Usiłując podważyć niekorzystne wyjaśnienia podsądnych niemal zawsze usłyszymy, że przecież funkcjonariusze Policji nie mają żadnego interesu w tym, aby ingerować w treść wyjaśnień, że przecież ich relacja co do przebiegu przesłuchania jest dużo bardziej wiarygodna aniżeli opis oskarżonego i w końcu, że wyjaśnienia złożone w toku postępowania przygotowawczego są z założenia spontaniczne, szczere, a te zmienione to wyłącznie na potrzeby przyjętej linii obrony i przez to, że do sprawy wstąpił obrońca. Tutaj upatrujemy winy sądów, że podchodzą w sposób pobłażliwy oraz z pełnym zaufaniem i wiarygodnością do zeznań składanych przez funkcjonariuszy Policji budując w niektórych z nich poczucie bezkarności, co w konsekwencji doprowadzić może do sytuacji jakie miały miejsce choćby we Wrocławiu, gdzie młody mężczyzna w wyniku interwencji policjantów zmarł. Dlatego jedynym rozwiązaniem powinna być możliwość utrwalenia zeznań przesłuchiwanych osób za pomocą urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz, tak by móc w postępowaniu sądowym ocenić zachowanie oraz sposób składania wyjaśnień przez ewentualnego sprawcę. Z całą pewnością w przypadku jakichkolwiek zarzutów ze strony oskarżonego w procesie karnym biegły sądowy z zakresu psychiatrii czy psychologii byłby w stanie ocenić czy postawa oskarżonego wskazuje, że składał wyjaśnienia pod wpływem groźby lub w wyniku przemocy fizycznej. Poza tym należy się pochylić nad reformą ustawy o Policji, która zmieniłaby sposób szkolenia policjantów oraz ich oceny, tak aby móc wykluczyć ze służby osoby agresywne i niezdolne do prawidłowego wykonywania obowiązków służbowych. Do rozważenia pozostaje również kwestia przyznawania nagród dla policjantów za zatrzymanie sprawcy, gdyż jak wynika z historii Tomasza Komendy czy wielu innych słyszanych od klientów, zdarzają się policjanci, którzy za wszelką cenę starają się uzyskać przyznanie do winy. Motywowanie nagrodą pieniężną może prowadzić do nadużyć ze strony policjantów kosztem podważania zaufania obywateli do wymiaru sprawiedliwości.
Na kanwie tej sprawy zainteresowanie budzi również aspekt zadośćuczynienia za niesłuszne pozbawienie wolności, jeśli finalnie Sąd uniewinni oskarżonego. Jak „wycenić” kilkanaście lat izolacji, niemożność założenia rodziny, zerwanie więzi z bliskimi, brak możliwości rozwoju osobistego i zawodowego, i szereg innych wartości, których nie sposób wymienić? Statystyki orzecznicze wskazują, że za jeden dzień bezzasadnego pozbawienia wolności Sądy przyznają średnio trzysta złotych. Dodać do tego należy odszkodowanie za utracone zarobki, brak kapitału emerytalnego i dalsze rzeczywiste straty finansowe. To kazus bez precedensu dla polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Ta sprawa wywołuje – z pewnością słusznie – ogromne wzburzenie opinii publicznej, gdyż do takiej sytuacji dojść nie powinno. Żadna kwota zasądzona przez sąd nie będzie adekwatna dla skali cierpienia skazanego, wielości upokorzeń jakich doświadczył on sam, ale także jego rodzina, wobec czego powinno być to drogowskazem dla zmian nie tylko w ustawie o sądach powszechnych, ale również ustawie o Policji i prokuraturze.
*
Pisząc niniejszy artykuł nie miałyśmy dostępu do akt postępowania karnego, oparty zatem został wyłącznie na relacjach prasowych szczegółowo przedstawiających przebieg procesu oraz reportażach, w których brał udział sam Tomasz Komenda.