Byłem tam w ostatnich kilkudziesięciu latach cztery razy: wypoczynkowo w Katerini tj. na północy Grecji, niedaleko Salonik, trasą z Turcji przez północną Grecję do Aten, na Krecie i na Rodos.
Grecja
Każdy z nas wychowywał się na Homerze i zna zarówno historię wojen z Troją, którą toczyli Achajowie, a także peregrynacje Odyseusza. Miał gdzie zawijać – Grecja liczy ponad tysiąc wysp.
Później przypominamy sobie epokę tyranów greckich, tworzenie demokracji ateńskiej, jej wspaniałej kultury (architektura, teatr i olimpizm – V w p.n.e.) Wówczas Grecja broni się przed nawałą Persów i Medów tworząc do dzisiaj przykłady bohaterstwa pod Maratonem, Salaminą czy też w wąwozie Termopile.
Wszyscy wiemy kim był Aleksander Macedoński, bo przecież on pierwszy podbił cały ówczesny świat, stosując nowe metody walki i stąd nazwany został Wielkim (IV w p.n.e.).
Najczęściej jednak nie możemy sobie przypomnieć co się stało w Grecji od czasu, gdy stała się częścią terytorium starożytnego Rzymu – po prostu zniknęła Grecja na dwa tysiące lat.
Podbijana była wówczas przez Arabów, południowych Słowian, Normanów (o czym pisałem przy okazji Danii), Wenecjan, Turków Otomańskich i tak było aż do czasów początku XIX w., czyli Lorda Byrona,…kiedy to nastała moda w Europie na przypomnienie, że istniało kiedyś tak wspaniałe państwo i cywilizacja helleńska.
Grecja to kraj górzysty, ale góry są z reguły bardzo blisko morza stąd wydają się być większe niż w rzeczywistości. Przewyższenia skał osiągają niejednokrotnie po kilkaset metrów w pionie. Część kontynentalną Grecji należy, a w każdym razie lepiej, zwiedzać jest samochodem. Na Kretę czy Rodos, bądź inne wyspy można wybrać się samolotem – wypożyczając oczywiście na miejscu samochód (radzę z automatyczną skrzynią biegów).
Grecja kontynentalna
Północną Grecję zwiedziłem od wschodu będąc wprzódy w Turcji. Już zaraz za granicą turecko-grecką znajduje się miasto Alexandropolis, które szereg razy zmieniało swoją nazwę w zależności od okoliczności – było Neapolis lub Christopolis… Skąd my to znamy… Katowice też kiedyś miały inną nazwę.
Trochę dalej jadąc na zachód trzeba zobaczyć miasto Filippi. To tutaj odbyła się wielka bitwa w 42 r. p.n.e. między wojskami Antoniusza i Oktawiana, a republikanami Kasjusza i Brutusa (obaj tam polegli).
Jadąc dalej na zachód, a potem na południowy zachód nie można pominąć półwyspu Chalkidiki. To „trójpalczasty” półwysep z najciekawszym „palcem” wschodnim, gdzie znajduje się Athos – półautonomiczna republika greckiego kościoła prawosławnego.
Klasztory chrześcijańskie są z VI w. i od tysiąca lat to centrum duchowe prawosławia. Zwiedzanie niestety jest w zasadzie niemożliwe, bo kobiety w ogóle nie mają tam wstępu, a mężczyźni bardzo ograniczony do kilkudziesięciu osób dziennie.
Zobaczyć to wszakże, choć z odległości, trzeba, bo widok szczególnie od strony morza, a to się da zrobić – jest nieprawdopodobny – klasztor jest na skale i w skale.
Jadąc dalej na zachód odwiedźmy Thessaloniki (drugie miasto pod względem ilości mieszkańców w Grecji). Solidny port i miasto słynne z zabytków czasów rzymskich – bizantyjskich i otomańskich (Łuk Cesarza Galemeusza, cerkwie i meczety oraz Biała Wieża).
Jest tam też Akropol … to nie ten ateński, ale jest.
Jadąc dalej na zachód od Salonik znajdziemy się w pobliżu góry bogów czyli Olimpu. Dojechać górskimi drogami można stosunkowo blisko, ale i tak czeka nas dwugodzinny trekking jeśli chcemy być blisko Zeusa.
Jadąc w kierunku Aten nie można pominąć Meteorów – to klasztory zawieszone między niebem a ziemią i chyba poza Akropolem najważniejszy zabytek Grecji.
Tu także, jak na górze Athos, zobaczymy klasztory na skałach, a także krajobraz skał z piaskowca podobny do naszych Gór Stołowych – tyle, że dużo wyższy.
I tak dotarliśmy do Aten – o nich pisał nie będę, bo je po prostu trzeba zobaczyć i poczuć.
Kreta
Jeśli Grecja jest kolebką cywilizacji europejskiej, to kultura Kreteńczyków była przynajmniej 1,5 tys. lat wcześniej i to od kultury minojskiej uczyli się Grecy.
Najstarsze artefakty kultury kreteńskiej to 2700 lat p.n.e., a więc jest to cywilizacja zbliżona do Egipskiej.
Kreteńczycy byli urodzonymi żeglarzami i handlowcami, stąd przy najsilniejszej wówczas flocie świata antycznego nie mieli się kogo bać. Kreta prawie w ogóle nie miała twierdz, czy murów obronnych, a w epoce Minosa – była żywym przykładem antycznej dekadencji.
Zwiedzając Knossos, czyli mityczny pałac króla Minosa (każdy król Kreteńczyków tak był nazywany), nie natkniemy się na Minotaura ani Ariadnę, a labiryntu też nie znajdziemy. Nazwa labirynt pochodzi od zdobień Labres (dwóch siekier), ale zrekonstruowany pałac królów kreteńskich w początku XX w. (ten sprzed 3800 lat) budzi respekt. Jest olbrzymi i można w nim widzieć bogactwo nieznane tamtym czasom (podobno był pięciokondygnacyjny i miał 1300 pokoi).
Knossos leży zaledwie 5 km od centrum stolicy wyspy Heraklionu. Blisko 4.000 lat temu żyło tam 100.000 mieszkańców – to robi wrażenie.
W samym Heraklionie to już zabytki przybyszów:
– trochę ruin rzymskich,
– weneckie fontanny,
– mury obronne tureckie.
W Heraklionie warto zobaczyć Muzeum Archeologiczne.
Na Krecie koniecznie trzeba z północy wyspy przejść się wąwozem Samaria. Jest to najdłuższy wąwóz w Europie i liczy18 km. Miał on charakter obronny i był azylem przed okupantem dla Kreteńczyków.
Wysokość brzegów wąwozu sięga 300 m przy szerokości od trzech metrów na dole do zaledwie dziewięciu metór u góry – trudno to sobie wyobrazić. Wychodząc z wąwozu trafiamy na plażę południa wyspy.
Na Krecie klimat jest bardziej afrykański niż europejski, stąd nie dziwcie się widokiem drzew pomarańczy czy też figowców.
Rodos
Starożytni nazywali Rodos wyspą „piękniejszą od słońca”, poświęcili ją Heliosowi i tak jest do dzisiaj – ponad 300 dni w roku świeci tam słońce.
Na wyspie rządzili Grecy, Persowie, Arabowie, Turcy Otomańscy i podobnie jak na Krecie dopiero 100 lat jest ona grecką.
Różni się wszakże czymś wyjątkowym – przez ponad 200 lat wyspą rządził zakon Joanitów i on pozostawił największe piętno w miastach Rodos i Lindos.
Wyspa jest niewielka – w obwodzie ok. 150 km, a więc można ją całą zjechać w jeden dzień, a jeśli chce się zwiedzić te dwa miasta dobrze, to w dwa dni.
Na Rodos byłem z moim przyjacielem Andrzejem Zajdą i mieliśmy tam niezłą przygodę. Wypożyczyliśmy w hotelu na południu wyspy samochód i rozpoczęliśmy objazd wyspy. Nie trwało to więcej jak 2-3 km, a z bocznej drogi jakiś Grek wymusił pierwszeństwo i lekko się zderzyliśmy; była policja… ukarała Greka, a my pojechaliśmy dalej, chociaż Andrzej chciał wracać na pieszo do hotelu. W powrotnej drodze po zwiedzeniu miasta Rodos (pewnie na skutek tej stłuczki) samochód odmówił posłuszeństwa… i czekaliśmy na dostarczenie kolejnego. Na zapytanie moje w następy dzień – „Czy gdzieś jedziemy?” – Andrzej uznał , że przygód ma dosyć.
W ten następny dzień zwiedzałem wszakże Lindos – to śliczne miasto, do którego nie można wjechać samochodem; jest położone na wzgórzu i idzie się wąskimi uliczkami wśród sprzedawców – wszystkiego co tylko możliwe – a na końcu jest zamek Joanitów …jego nie wolno pominąć.
W poprzednim dniu oglądaliśmy głównie miasto Rodos – Kolosa Rodyjskiego, który był jednym z 7-miu cudów świata – już od czasów Kasjusza nie ma choć przetrwał on 400 lat; Przymianin mimo, iż uczył się retoryki na Rodos – zniszczył je w odwecie za brak ochoty Rodyjczyków do walki z Antoniuszem.
Nazwa Rodos pochodzi od róż, które tam wszędzie rosną, ale też i orchidee; plaże są piaszczyste, a klimat wspaniały.
Z tysiąca wysp widziałem tylko te dwie, a żałuję, że nie znam Santorini – tam wiem, że był Andrzej Zajda, może uzupełni moja relację z Grecji.