Do napisania niniejszego tekstu skłonił mnie przypadek mojej koleżanki z aplikacji, która przez łzy opowiadała mi ostatnio o orzeczeniu sądu, które otrzymała do wykonania, ale również doświadczenia innych kuratorów rodzinnych, modlących się do wszystkich świętości, by nie dostać postanowienia o kontaktach rodzica w obecności kuratora.
Kontakty rodzica w obecności kuratora orzekane są zarówno przez sądy rejonowe jak i okręgowe w oparciu o art.1132 §2 pkt 3 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego wykonywane w oparciu o rozporządzenia MS z dnia 12 czerwca 2003 r., jednak dokumenty te nie regulują zbyt wiele. Kurator ma obowiązek stawić się w określony dzień, o określonej godzinie, w określonym miejscu zgodnie z treścią orzeczenia. Powinien przez cały czas trwania kontaktu być obecnym i zakończyć kontakt o określonej godzinie zgodnie z orzeczeniem, a na koniec jeszcze niezwłocznie napisać notatkę z przebiegu spotkania. Nie wolno mu natomiast ingerować w przebieg kontaktu, chyba że zagrożone jest zdrowie i życie dziecka, nie powinien też doradzać ani zastępować rodzica podczas kontaktu. Zaznaczyć należy, że kontakty orzekane powinny być jedynie w sytuacji, gdy zdrowie i życie dziecka może być zagrożone, a odnosi się wrażenie, że kontakty orzekane są czasem na życzenie jednego z rodziców, choćby z zemsty, bądź na wniosek adwokata. I tyle teorii. Teraz trochę o faktach, w nadziei, że przeczytają to sędziowie, adwokaci, mediatorzy.
Wspomniana przeze mnie koleżanka (nazywajmy ją A.) pracuje w małym sądzie, w którym jest tylko dwóch kuratorów rodzinnych. Niestety zdarzyło się tak, że drugi kurator, z powodów zdrowotnych przebywał na długotrwałym zwolnieniu lekarskim. Zdarza się, szczególnie w dobie koronawirusa. Została jedynie A. Nie jest celem tego artykułu omawianie decyzji kierownika zespołu o braku konieczności pomocy dla jedynego rodzinnego kuratora, przez koleżanki i kolegów z pionu karnego, bo to opowieść na inny tekst. Ważne jest to, że nasza A. prowadzi swoje nadzory, nadzoruje i kontroluje kuratorów społecznych ze swojego i kolegi terenu, wykonuje miesięcznie kilkanaście wywiadów środowiskowych zleconych przez sąd i jakby tego było mało, otrzymuje postanowienie o kontaktach. I to nie byle jakich! Sąd orzekł kontakty rodzica w obecności kuratora w każdy poniedziałek i piątek, w miesiącach wolnych od nauki od godziny 16 do 19, w roku szkolnym od zakończenia lekcji, czyli w tym przypadku w poniedziałki od 11.30 do 19, a w piątki od 12.20 do 19. To nie wszystko jednak. Sąd orzekł również kontakty w każdą drugą i czwartą sobotę miesiąca od godziny 11 do 19 i w każdą drugą i czwartą niedzielę od godziny 11 do 17. Jak więc łatwo policzyć, są tygodnie, w których A. na kontaktach spędzała 28 godzin. W nowym roku szkolnym, w poniedziałek, jak i piątek są nieco krótsze, bo odpowiednio od 13.30 do 19 i od 14.30 do 19. I pewnie ktoś teraz powie: „Ale o co krzyk, przecież kurator dostaje za to wynagrodzenie!” Nie, to nie jest wynagrodzenie, to ryczałt za wykonaną pracę. Mało kto wie, że to jedynie 145 zł za cały kontakt dla kuratora zawodowego, a 163 zł dla kuratora społecznego, niezależnie od długości kontaktu, a mało kto pamięta, że na samym kontakcie się nie kończy, bo pomijając już całkowicie, że trzeba na niego dojechać i wrócić, to jeszcze trzeba napisać notatkę z przebiegu, co czasem zajmuje nawet kilka godzin, gdy dużo się dzieje. I właśnie to wszystko za 145 zł. Chyba nawet w Żabce płacą lepiej.
A kurator jak robot, nie ma przecież własnego życia, rodziny, pasji i jak wspomniana A. tegoroczną Wigilię, pierwszy i drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia spędzi z obcym dzieckiem, nie z własnymi, bo to akurat czwarty weekend miesiąca. Płatne święta za 435 zł. Może uda się tą kwotą przekupić własne dzieci, o ile wypłata nastąpi natychmiast, a nie za 2 lata, bo tyle, a czasem i dłużej, czeka się na postanowienie przyznające kuratorowi wynagrodzenie. W przypadku A. orzeczone kontakty są bezterminowe.
I teraz jak to się ma do kodeksu pracy i czterdziestogodzinnego tygodnia? Przy 28 godzinach kontaktów na pracę z własnymi nadzorami, wywiadami i numerowaniem stron w aktach zostaje 12 h, czyli półtora dyżuru w sądzie. A reszta pracy? Wiadomo kosztem swojego czasu, czasu dla rodziny, czy na zwykły odpoczynek, bo przecież zadania trzeba wykonać.
Ale pół biedy, gdy sąd orzeka konkretny dzień, czas trwania i miejsce. A co ma zrobić kurator, gdy w postanowieniu ma napisane: ustalić kontakty „albo trzy razy w miesiącu albo w sobotę albo w niedzielę przez dwie godziny w przedziale od godziny 13.00 do godziny 19.00 wedle wyboru ojca małoletniej w zakresie dnia i godzin kontaktu […] i Sąd zobowiązuje ojca do uprzedzenia matki małoletniej co do wyboru dnia i godziny kontaktu co najmniej na dzień przed planowanym dniem kontaktu.” A kurator? W związku z tym, że żadna stron nie została zobowiązana do poinformowania kuratora, to powinien co sobotę i niedzielę od godziny 13 do 19 czekać pod drzwiami, bo być może ojciec przyjdzie.
Podobnie sytuacja ma się w innym postanowieniu, które zacytuję, bo opowiadanie o tym nie odda jego sensu. „[…] w przypadku gdyby kontakty określone w punkcie 3b nie odbyły się z jakichkolwiek przyczyn ustalić, że w zamian za nieodbyty kontakt określony w punkcie 3b pierwszy kontakt ojca z córką odbędzie się w kolejnym tygodniu w tym samych godzinach w których miał się odbyć nieodbyty kontakt, a za nieodbyty kontakt określony w punkcie 2,3 i 4, kontakt ojca z córką odbędzie się w kolejnym dniu w tych samych godzinach, w których miał się odbyć nieodbyty kontakt.” W związku z ilością orzeczonych kontaktów i właściwie dowolnej możliwości przekładania ich, kurator powinien być gotowy na kontakt ojca z dzieckiem właściwie każdego dnia.
Teraz przypadek M. Ma ona orzeczenie o kontaktach w jednej rodzinie w każdą sobotę, w drugiej w każdą niedzielę. Co prawda jedynie po 4 godziny od 11 do 15 i od 12 do 16, ale i tak od maja 2021 nie miała wolnego weekendu, bo nawet nad morze 100 km nie było jak wyskoczyć latem, bo to wyprawa całodniowa. Próbowała uprosić kuratorów społecznych, ale kto przy zdrowych zmysłach pójdzie w weekend do pracy za 163 zł?
Przykłady takie można mnożyć, ale terminy to nie jedyny przeciwnik. Kolejnym jest czas trwania kontaktu. Skaczemy z radości, gdy to dwie godziny. Nic to, że sobota czy niedziela rozwalona, ale da się przemęczyć. Cztery też się da, ale już z sześcioma czy ośmioma zaczyna się robić problem, czasem bardzo prozaicznej przyczyny – fizjologicznej. Toaleta niezbędna każdemu, może nastręczyć problemów, bo co zrobić, gdy na kontakcie zachce się kuratorowi po prostu siusiu. Zostawić rodzica samego z dzieckiem nie można, bo nagada, porwie, zgwałci, zabije. Zabrać ze sobą do toalety? Dziecko tej samej płci, względnie małe można, ale kilkuletnie innej płci? Nie wiem. Więc co? Pielucha? Pewnie teraz ktoś pomyśli „Nie przesadzajmy!”. Musimy przesadzać, szczególnie po sprawie ojca, który w czasie kontaktów w obecności kuratora w toalecie zabił siebie i dziecko. Kurator był wtedy przed toaletą, bo była to kobieta.
To wrócimy do załatwienia potrzeby fizjologicznej przez kuratora w czasie ośmiogodzinnego kontaktu. Kiedy, gdzie?
I termin i czas to jedno. Dochodzi jeszcze miejsce. Tu orzeczenia bywają różne – miejsce zamieszkania dziecka, jednego z rodziców, miejsce publiczne. Zatrzymajmy się przy ostatnim i wróćmy do czasu pandemii i obostrzeń atakujących ze wszystkich stron. Zamknięte bawialnie, kina, galerie handlowe, place zabaw i tu historia K. Kontakty w każdy wtorek od godziny 15 do 17. Szczęściara, tylko 2 godziny, ale w miejscu publicznym w czasie pandemii. Spacer niezależnie od pogody, zimno, mokro, później też ciemno. Przyjemności żadnej, ale ojciec jest wytrwały, kontakty są zawsze, chyba, że dziecko jest chore. Kurator nie choruje. Deszcz, śnieg, zawierucha i upał mu nie straszne, bo to robot. Ale nie narzekajmy, póki co, wszystko otwarte można iść do kina, albo na basen. Tak, takie pomysły też przychodzą rodzicom do głowy, bo dlaczego miałyby nie przychodzić, przecież chcą spędzić czas ze swoim dzieckiem atrakcyjnie. A obiad w restauracji w czasie ośmiu godzin? Kurator idzie do tej restauracji i co dalej? Wyciąga swoje kanapki, czy zamawia coś z karty? A jeśli nie lubi, jest uczulony albo zwyczajnie nie ma pieniędzy, bo kiepski miesiąc. Gdy rodzic zaproponuje coś z karty – zgodzić się czy nie? Lepiej nie, bo jeszcze może się później trafić zarzut o łapówkę i stronniczość. Posiedzi więc kurator przy jedzącej rodzinie, a później chyłkiem, poza restauracją zje kanapkę.
Na basen nigdy bym nie poszła w czasie kontaktów z wielu przyczyn. Ale teoretyzując… Jak upilnować rodzica z dzieckiem w basenie, gdy samemu nie umie się pływać albo jest się uczulonym na chlor i moczenie się w chlorowanej wodzie zwyczajnie szkodzi?
Ale teraz mniej problematyczne kontakty. Kino. Siadać między dzieckiem, a rodzicem, bo w ciemności nie wiadomo co się może wydarzyć? Takie pytania można mnożyć w nieskończoność, a odpowiedzi i tak się nie znajdzie. Musimy zdawać się na swój rozsądek, bo przepisy niewiele regulują i na razie nie dzieje się w tej sprawie zbyt wiele. Odnosi się wrażenie, że prócz samych kuratorów rodzinnych, nikt nie dostrzega problemu, a niestety najmniej sędziowie, którzy te kontakty orzekają, czasem bezterminowo.
Czasem zastanawiamy się co autor, czyli sąd miał na myśli, wydając takie czy inne postanowienie. Przykład. Kontakty ośmiogodzinne, z czego cztery pierwsze orzeczone z kuratorem, cztery kolejne już bez. I teraz pytanie, czy rodzic przez pierwsze cztery godziny jest Mr. Hydem, a później łagodnieje i staje się dr Jekyllem, który już nie zagraża swojemu dziecku i można go zostawić bez kontroli? Albo postanowienie, którego nawet nie będę starała się zinterpretować, ale zacytuje je, by oddać jego absurdalność „[…]spotkania matki z jej małoletnim synem poza miejscem zamieszkania dziecka będą odbywały się pod nadzorem kuratora sądowego, celem zapewnienia prawidłowego przebiegu spotkań, w szczególności wyeliminowania możliwości odbywania się aktów seksualnych w obecności dziecka, przy czym nadzór ten może być wykonywany telefonicznie, za pośrednictwem mediów elektronicznych umożliwiających prowadzenie wideokonferencji oraz w razie potrzeby osobiście.”
I żeby dopełnić dramatu opowieści, uświadomić należy, że orzekane kontakty nie są wliczane do obciążenia pracą kuratora, czyli możemy wykonywać je po kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt godzin w miesiącu, a nie będzie się to liczyło do ogólnej ilości naszych spraw. Od lat w ustawodawstwie dotyczącym kontaktów nie zmienia się nic, nikt nie doprecyzowuje, nie próbuje uregulować, walczą o to tylko sami kuratorzy, niestety na razie bezskutecznie. Całe szczęście, że dzieci w końcu osiągają pełnoletniość. Oczywiście to żart, ale taki doprawiony łyżką dziegciu i to sporą. A człowieka nachodzi refleksja, że może Lidl albo Biedronka, bo tam chociaż za niedzielę płacą podwójnie.