Moim rozmówcą jest Krzysztof (imię nie zostało zmienione, mój rozmówca wyraził zgodę). Krzysztofa poznałam kilka lat temu w Zakładzie Karnym w Nowogardzie. Wówczas jego wychowawca powiedział, że jest on utalentowanym osadzonym (rysuje, maluje, szkicuje – naprawdę pięknie, co możecie zobaczyć w artykule).
Krzysztof obecnie jest nieco po trzydziestce, odbył karę ponad 13 lat pozbawienia wolności. Żyje zgodnie z przepisami, zrobił kurs prawa jazdy (od dziecka „ciągnęło go do samochodów” – ale o tym w dalszej części artykułu), zamierza kupić swój własny samochód, zaczyna swoją przygodę z tatuatorstwem.
Dagmara: Cześć Krzysztof.
Krzysztof: Dzień dobry pani Dagmaro (mimo, że ja mówię Krzysztofowi na „ty” od długiego czasu, on nadal mówi do mnie per „pani”).
Chciałabym, żebyś opowiedział mi swoją historię. Zauważyłam, że większość osób, które w młodym wieku zaczynają łamać prawo (z tego, co wiem, tak było w twoim przypadku), żyje w domu, w którym jest przemoc, alkohol, następnie często powiela ten schemat.
Ja mam typowo powielony schemat, nawet bardziej niż pani myśli, bo mój ojciec też siedział za kradzieże samochodów i mój brat też, który mimo że młodszy, to szybciej wpadł. Ja już w podstawówce przestałem być grzecznym dzieckiem, zacząłem wagarować w 3 klasie, chwilę później zacząłem palić papierosy. Chodziliśmy z kolegami z klasy co przerwę do bloku naprzeciwko i tam na klatce paliliśmy jednego na spółę. W 4 klasie podstawówki po raz pierwszy ukradłem, z kolegami z klasy portfel nauczycielce na świetlicy i za to miałem już kuratora. Już w podstawówce interesowały mnie samochody, wówczas były to maluchy. Rozmawialiśmy z bratem o tym, żebyśmy ukradli samochód, ale po to, żeby sobie tylko pojeździć. I tak zrobiliśmy – otworzyliśmy malucha, bez większego problemu. To było w nocy, nad ranem go porzuciliśmy. I tak to się zaczęło, potem zaczęliśmy pić alkohol i jeździć takimi samochodami. Kiedyś rozbiliśmy auto o latarnię. Ojciec spuścił nam łomot, ale to nie pomogło. Po pewnym czasie ja miałem już inną ekipę do kradzieży, a mój brat inną. Ja miałem szczęście, a mój brat trafiał do pogotowia opiekuńczego. Co chwilę z niego uciekał. A ja, nawet jak mnie policja złapała, to raz właściciel samochodu powiedział, żeby mnie puścili, raz odwieźli mnie po prostu do domu. Raz miałem tak, że ukradłem auto, podjechałem w inne miejsce po kolegów, zaparkowałem i dopiero po chwili samochód otoczyli policjanci z pistoletami. Wysiadłem i powiedziałem, że to auto już tu stało, ja tylko wsiadłem. Uwierzyli i mnie puścili, dostałem tylko dozór policji. Wtedy byłem małolatem.
Jak w takim razie uzbierałeś taki wyrok, skoro mówisz, że udawało ci się nie wpaść?
Udawało, ale do czasu. Jak miałem około 17 lat, to jak mnie łapali, to robili mi już sprawy. Początkowo wszystkie były w zawiasach (brałem samoukarania) i jako młodociany dostawałem kuratorów. Ale mnie nie zastali, jeden, drugi kurator. Potem w jeden dzień był jeden, nie było mnie, zostawił kartkę w drzwiach, potem przyszedł drugi i zobaczył tę kartkę w drzwiach od pierwszego. I tak ruszyła lawina odwieszeń, wtedy miałem chyba z 6 spraw w zawiasach. Odwiesili mi jeden wyrok pół roku i nawet chciałem iść do zakładu, jak dostałem bilet. Ale zanim nadszedł termin, to dostałem drugi bilet na dwa lata. Najlepsze jest to, że wtedy już się uspokoiłem. Ale jak dostałem drugi bilet, to już wiedziałem, że tam nie pójdę, miałem już wtedy dziewczynę, byłem zakochany i nie chciałem jej zostawiać. Poza tym zaczęli mi odwieszać kolejne sprawy. Wtedy uznałem, że rok w tą czy w tamtą to już nic mi nie da, więc znów zacząłem kraść samochody. Zacząłem pić i, szczególnie po pijaku, włączała mi się chęć adrenaliny. Kiedyś z chłopakami uciekaliśmy przed policją i uciekliśmy. Albo specjalnie na czerwonym świetle ruszałem z piskiem opon, widząc, że blisko jest policja, żeby nas gonili.
Chcesz mi powiedzieć, że ruszałeś z piskiem opon takim kradzionym samochodem?
Taaaak, mówię, po pijaku, chciałem czuć adrenalinę.
Rozumiem. I co było dalej, jesteśmy na etapie biletu do zakładu karnego.
Zacząłem się ukrywać, spałem u znajomych, na klatkach, żeby zjeść, musiałem zacząć kraść. I tak się trochę bujałem. Któregoś razu poszedłem do znajomych koło domu, a wiedziałem, że szuka mnie policja. Stałem z kolegą i koleżanką, mijał nas jakiś menel, zapytał, czy mam papierosa, powiedziałem, że nie. Wtedy on ściągnął kaptur, rzucił się na mnie krzycząc „policja” i tak mnie zamknęli. Jeszcze się z nim szarpałem, bo całe życie przeleciało mi przed oczami, jakby mnie miał tir zaraz walnąć. W ułamek sekundy zacząłem analizować, że tyle lat będę siedział.
Poszedłeś do zakładu karnego. I co dalej, jak to się stało, że okazało się, że masz wiele więcej lat do odbycia?
Jak mnie zawieźli do zakładu karnego, to miałem 2,5 roku do odbycia. Ale miałem też sprawę w toku. Potem te odwieszenia. I przez pierwszy rok to chyba codziennie była u mnie pracownica, która dawała mi wyroki do podpisu, jak przychodziły. I jak zaliczano mi jakieś np. jeden dzień do kary, to też przychodziły pisma. Kiedyś ta pani powiedziała, że jestem taki młody, a tyle wyroków i zapytała, czy mam jeszcze tego dużo. No i jak już przestało przychodzić, to okazało się, że mam ponad 13 lat do odbycia. Wszyscy, starzy recydywiści mówili mi, żebym się nie martwił, że na łącznym z tego dostanę z 5 lat, bo przecież to wszystko to samo, te kradzieże samochodów (jeden rozbój do tego doszedł). Ale okazało się, jak złożyłem wniosek o łączny, to tam już jakiś łączny był z tymi zawieszeniami, sąd ten wyrok rozwiązał i jak wcześniej miałem dokładnie 13 lat i 11 miesięcy, to po nowym łącznym dostałem 13 lat i 6 miesięcy. Ale jak sąd rozwiązał, to bez nowego łącznego było około 17 lat. Składałem apelację, ale sąd uznał, że jest bezzasadna.
Gdy dowiedziałeś się, ile masz lat do odbycia, to się załamałeś?
Wtedy to mnie najbardziej przeraziło rozstanie z dziewczyną, pokłóciłem się jeszcze z nią przed zatrzymaniem, a to była moja pierwsza prawdziwa miłość. Ale na początku byłem w miarę grzeczny. Choć byłem jako małolat i z chłopakami na celi byliśmy głośno nocami. Nie mieliśmy tv ani radia, to szukaliśmy sobie atrakcji. Na izolatki trafiłem późno, ale wychowawcy nas lubili, więc trochę przymykali oko.
A co się stało, że trafiłeś do izolatki?
Byłem wtedy w celi siedmioosobowej, chwilę wcześniej przyjechałem. I dano do nas takiego kozaka, który od razu jak wpadł, zaczął mówić, że jest z enek (tj. oddziału dla osób niebezpiecznych) i że zrobi porządek z nami. No to dostał od nas liścia, za co od razu zaczął wołać oddziałowego. Za to trafiłem na izolatkę – wtedy nie było tam kamer, stolik był przykręcony do podłogi na śruby, małe łóżko to samo, radio nie działało (jak powiedziałem oddziałowemu, że nie działa, to powiedział, że radia też zostaję pozbawiony). Od razu jak szedłem na izolatki to powiedziałem, że nie wytrzymam bez papierosa. Przemyciłem tytoń, ale mi zabrano. Przez to, że nie mogłem wytrzymać bez papierosa, pociąłem się. Przyjechała karetka, powiedziałem, że uprzedzałem, że nie wytrzymam bez papierosa. Tego samego dnia znów trafiłem na izolatkę, ale dostałem już papierosy, a następnego dnia mnie przeniesiono na normalny oddział. Kiedyś było tak, że po próbie samobójczej nie można było zostać samemu, a tam kamer nie było. Teraz już są, więc osadzony zostaje sam, ale jest na niego podgląd.
Wiem, że miałeś kilka prób samobójczych. Pamiętasz, dlaczego?
Oczywiście. Kilka lat po moim osadzeniu byłem na widzeniu, na sali widzeń spotkałem moją byłą dziewczynę, była na widzeniu z ojcem. Pomachała mi jakby nigdy nic. Potem zaczęła pisać, zaczęliśmy rozmawiać, przyjechała do mnie raz, drugi. Zaczęliśmy być ze sobą, widzenia intymne itp. Ale dostałem list od koleżanki, która była moją koleżanką od wielu lat, pisała, że ta dziewczyna ma chłopaka i jest w ciąży. Wtedy się podłamałem, zacząłem ćpać, ale też więcej rysować, uciekłem w sztukę. Ale z początku kilka razy się pociąłem. Tylko służbie więziennej i psychologom nie mówiłem, dlaczego. Uważałem, że te psycholożki mi nie pomogą.
A później któryś psycholog ci jakoś pomógł?
Gdy się powiesiłem, to jedna psycholog mi pomogła.
Powiesiłeś? Dlaczego?
Ktoś mi dał telefon, znalazłem w sieci tę moją byłą dziewczynę, nawiązałem kontakt, zaczęła znów przyjeżdżać. A po czasie okazało się, że znów jest z tym facetem, z którym była poprzednio. Wówczas naprawdę się załamałem. Zacząłem pisać kartki do psychologa, chciałem, żeby dał mi leki na spanie. Ale nie zawołała mnie do siebie. W końcu chłopaki z celi spotkali tę psycholog i powiedzieli, że coś się ze mną dzieje. Psycholog powiedziała, że żadnych kartek nie dostała, ale że przyjdzie. Wtedy pracowałem na kuchni razem z chłopakami z celi. Uknułem sobie plan. Nie poszedłem do pracy, oni wyszli do pracy i do naszej celi przychodzili jako ostatni. Wtedy odłączyłem kabel od telewizora i powiesiłem się na łóżku, odcięło mnie. Podobno oddziałowy tym razem uparł się, żeby chłopaki wydali posiłki zgodnie z kolejnością, a nie jak zawsze. Nasza cela była czwarta, więc szybko mnie znaleźli. Odcięli mnie i uratowali. Byłem zły, że planowałem to długo, a jak w końcu zrobiłem, to się nie udało. Trafiłem do psychiatryka w Szczecinie na dwa miesiące. I tam też próbowałem się powiesić po raz drugi, ale to było całkiem bez sensu, głupota, bo tam były kamery. Zrobiłem w ten sposób, że najpierw popatrzyłem w te kamery, porwałem piżamę, powiązałem i zarzuciłem ją na kratę. Potem poczekałem, popatrzyłem, czy coś się zadziało no i nic się nie działo, więc jeszcze sobie zapaliłem papierosa i poczekałem na odpowiedni moment. Tak bardzo szybko podbiegłem do kraty i zarzuciłem pętlę na szyję i zacząłem się wieszać. Ale od razu usłyszałem, bo jeszcze nie odpłynąłem, jak ktoś woła „Marek Darek” czy coś w tym stylu i praktycznie od razu wpadło do mnie dwóch funkcjonariuszy i mnie po prostu odcięli. Po tym dostawałem leki, mimo że nie chciałem – jak odmawiałem, to dostawałem zastrzyki. Przez pierwsze dwa tygodnie chodziłem jak zombie w tym szpitalu, potem zacząłem się czuć coraz lepiej. Wróciłem tam też do rysunków, jedna terapeutka stamtąd pani Natalia robiła wystawę i wystawiła tam też moje prace.
Ze szpitala wróciłeś do nowego, czy tego samego zakładu karnego, w którym byłeś?
Trafiłem tam, z którego mnie zabrali do psychiatryka. Oddziałowy nie chciał mnie tam, podobno nie mógł spać nocami przeze mnie. Potem ta psycholog więzienna, która wówczas nie dotarła do mnie, bardzo się mną zainteresowała, wdrożyli mi terapię indywidualną, spotkania z psycholog były po kilka razy w tygodniu i było lepiej. Kupowała mi przybory do rysowania, załatwiła mi kurs rysunku, pokazywała ćwiczenia, jak radzić sobie w sytuacji, kiedy się zdenerwuję. Ale po pewnym czasie trafiłem do innego zakładu karnego, miałem w toku sprawę cywilną i przewieźli mnie początkowo bliżej miejsca tej sprawy, a potem chyba już nie było miejsca w tym moim macierzystym zakładzie, i wywieźli mnie dalej. I tam powiedziano mi od razu, że nie ma możliwości terapii (choć miałem to w zaleceniach).
Czy w związku z tym pogorszyło się twoje samopoczucie?
Początkowo nie, szybko dostałem pracę przy komputerze, rysowałem, robiliśmy rysunki dla chorej dziewczynki na aukcje itp. Rysowałem też część ścian w zakładzie (ale spokojnie – za zgodą dyrekcji), razem z drugim osadzonym. Potem się pociąłem – założono mi 50 szwów. Później się uspokoiłem.
A jak to się stało, że nie chciałeś opuścić zakładu w dniu wyjścia?
Mówiłem około roku wcześniej, że zbliża mi się koniec kary i że nie mam żadnych wyjść ani żadnej pracy wolnościowej, i jak mam wyjść z zakładu karnego ot tak sobie po tylu latach. Prosiłem, żeby mi jakoś pomóc, ale nie otrzymałem pomocy. Mówiłem to od roku, to się śmiali ze mnie, mówili, że wezmą sobie wolne na ten dzień. W dniu mojego wyjścia na początku tego roku, to była niedziela, moja wychowawczyni wzięła tego dnia dyżur, mimo że miała mieć wolne. Przyszedł do mnie oddziałowy i zapytał, czy jestem gotów, zapytałem – „gdzie?”. On powiedział, że na wolność, to ja odpowiedziałem, że nie. Wywiązała się dyskusja, oddziałowy zawołał funkcjonariuszy. Ja chciałem wyjść, tylko po prostu miałem obawy po tylu latach. Bałem się też, że z tego zaraz będzie większa awantura i jeszcze zrobię sobie z tego kolejną sprawę karną. Jedyne co to powiedziałem im wówczas, że przez tyle lat co przesiedziałem, zmarł mi ojciec, straciłem mieszkanie, nie miałem za bardzo pieniędzy, zabijałem się, ciąłem i mimo wszystko nie dostałem możliwości ułożenia sobie życia przy wychodzeniu z zakładu, a teraz chcą mnie w środku pola wyrzucić ot tak (ten zakład karny jest trochę na odludziu). Ale w końcu wyszedłem.
Jak wygląda twój powrót na wolność, po opuszczeniu zakładu karnego?
Wie już pani, że zawsze ciągnęło mnie do samochodów, więc postanowiłem, że pierwsze jak wyjdę z zakładu karnego, to zrobię prawo jazdy. Szybko znalazłem pracę, zrobiłem kurs, zdałem egzamin na prawo jazdy i właśnie czekam na otrzymanie dokumentu. Dopiero po otrzymaniu dokumentu zamierzam kupić sobie pierwszy własny samochód i jeździć legalnie. Mam też dziewczynę, wynająłem właśnie mieszkanie i pomału układam sobie życie. Zacząłem ćwiczyć na manekinach tatuaże, teraz zaczynam wykonywać tatuaże już w salonie i mam nadzieję, że moja praca rozwinie się w ten sposób, że będę tatuatorem, bo bardzo mi się to podoba, a ludzie mówią, że mam talent. Żyję też zgodnie z przepisami, nie przechodzę nawet na czerwonym świetle, chcę ułożyć sobie życie.
Bardzo dziękuję za spotkanie, za to, że chciałeś podzielić się z nami swoją historią. I życzę ci ułożenia życia tak, jak sobie wymarzyłeś.
Dziękuję. •