Odejście adw. Jerzego Piosickiego zamknęło pewien okres szczecińskiej Palestry. Zabrakło „dobrego ducha” inspirującego do stworzenia pozycji czytelniczej, pozwalającej na przegląd wszystkich lat Naszej Izby.
W trakcie jubileuszowych obchodów w Filharmonii, na wykładzie inauguracyjnym starałem się oddać plastycznie fakty, osoby i wydarzenia, aby nie przypominało to kroniki filmowej sprzed lat. Nie mnie oceniać czy odbiór ten wywołał zainteresowanie zebranych. Jubileusz całej Adwokatury, a w tym także szczecińskiej Palestry, przeszedł już do historii, tak jak minęły poprzednie, udokumentowane wydawnictwami Izbowymi wydarzenia. Warto zatem przypomnieć jeszcze kilka znaczących postaci, które powoli odchodzą w zapomnienie.
Tadeusz Nawrot patrzy młodym spojrzeniem ze zdjęcia na wniosku z dnia 27 września 1943 r., skierowanym do Kierownika Wydziału Sprawiedliwości przy Urzędzie Gubernatorstwa w Lublinie o wpis na listę aplikantów adwokackich.
Przyszły adwokat urodził się 11 maja 1917 r. Tego samego dnia Jego ojciec Wacław, będący pomocnikiem kasjera Kasy Miejskiej w Lublinie, o godzinie 17:00 pojawił się z niemowlakiem w parafii Św. Jana, gdzie mały został ochrzczony. W latach okupacji odbył trzyletnią aplikację sądową, zakończoną egzaminem. To kolejna osoba, która wbrew obiegowej opinii uzyskiwała w tamtych trudnych czasach jako Polak uprawnienia sędziowskie i adwokackie. Ciekawe są dokumenty znajdujące się w aktach osobowych, a potwierdzone przez polskiego notariusza w Lublinie Aleksandra Kowalskiego, niezbędne do realizacji podjętych zamierzeń.
Zawirowania wojenne i czasy jakie po nich nastąpiły, spowodowały, że dopiero w lutym 1946 r. Tadeusz Nawrot zdał egzamin adwokacki. Komisja weryfikacyjna uznała Go w kwietniu tegoż roku za godnego należenia do stanu adwokackiego, co skutkowało odebraniem ślubowania.
Z początkiem 1947 r. Tadeusz Nawrot kontynuuje rozpoczętą praktykę w Szczecinie, będąc równocześnie, co rzadkość w tamtych czasach, obrońcą wojskowym. Ponownie pozytywnie zweryfikowany zostaje w 1951 r., oświadczając przy tym, że poza związkiem małżeńskim i sportowym, do innych związków nie należy i nigdy nie należał. Dla ciekawości dodam, że przy tworzeniu Zespołu Adwokackiego nr 1 jako wkład rzeczowy przekazuje biurko. W roku 1987 zaprzestaje wykonywania zawodu, będąc członkiem tradycyjnej Trójki.
Był zbieraczem antyków. Michał Domagała wspominał, że będąc aplikantem został skierowany na rozprawę do Szczecinka w zastępstwie adw. Nawrota. Otrzymał wówczas sieć połączeń kolejowych oraz gorącą prośbę, aby poszukał na tamtejszym terenie zegara, brakującego mu do kolekcji. Wyjazd i przyjazd z rozprawy zorganizował sobie ówczesny aplikant zupełnie inaczej, bo byłby w podróży przez kilka dni. Po powrocie adw. Nawrot zapytał Go nie o wynik rozprawy, ale czy widział gdziekolwiek zegar, którego poszukuje, ewentualnie inne czasomierze. Michał Domagała odpowiedział wówczas: Tak widziałem jeden.
– A gdzie? – padło pytanie i zaciekawienie adw. Nawrota rosło.
– Na wieży kościelnej – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem Michał, jak to było w Jego stylu.
Pasją Tadeusza Nawrota była nadto jazda figurowa na łyżwach. Zawsze wieczorem można Go było spotkać na Lodogryfie, gdzie precyzyjne kręcił piruety. Był też doskonałym tenisistą, biorącym udział z sukcesami we wszystkich turniejach.
Była to bardzo barwna postać, ale nieco zapomniana w środowisku, może dlatego, że cechował się dużą skromnością i potrzebą zachowania prywatności.
Z łyżwami i tenisem związany był znakomity adw. Janusz Flasza. Mówiono o Nim jak o Kiepurze „chłopak z Sosnowca”, chociaż tam tylko okresowo zamieszkiwał oraz zdał maturę. Słuchem bezwzględnym i głosem operowym jednak nie grzeszył. Zawodowo grał w hokeja na lodzie, a Jego pasjami, poza zawodowymi, było myślistwo, tenis, narciarstwo, ale o tym później.
Po ukończonej aplikacji sądowej w Katowicach i adwokackiej w Szczecinie, rozpoczął praktykę zawodową w Zespole Adwokackim w Gryficach, a następnie przeniósł siedzibę do Szczecina. Aplikację odbywał pod patronatem adwokatów Elżbiety Mareckiej-Bem, Romana Łyczywka oraz Jerzego Sadzyńskiego. Moje życie zawodowe połączyło mnie z Januszem po przeniesieniu mojej siedziby ze Świnoujścia do Szczecina. Udzielił mi gościny w swoim gabinecie w Dwójce. Traktował bardzo serdecznie i ciepło.
Janusz Flasza był adwokatem bardzo aktywnym samorządowo. W kadencji 1979-1983 piastował stanowisko Rzecznika Dyscyplinarnego, w następnych latach Skarbnika, zostając w latach 1989-1992 Dziekanem Izby. Był także w latach 1985-1995 członkiem Naczelnej Rady Adwokackiej. Pamiętam Zgromadzenie, które odbywało się w Izbie Rzemieślniczej przy Al. Wojska Polskiego. Prosił mnie wówczas, jako nowo wybranego członka Rady, o przyjęcie funkcji Rzecznika Dyscyplinarnego, co było dla mnie z Jego strony jako Dziekana dużym uznaniem i dowodem zaufania. Liczne zasługi zostały docenione, bowiem w 1993 r. został wyróżniony najbardziej wartościowym odznaczeniem adwokackim Adwokatura Zasłużonym.
Janusz Flasza zadziwiał swoją witalnością. Znajdował czas dla wszystkich klientów, a Jego Dom był zawsze otwarty dla innych. Był tytanem pracy, wiecznie zabiegany, nie grzeszył punktualnością. Gdyby doba miała 36 godzin to i tak czasu byłoby dla Niego za mało. Ciągle zaabsorbowany, zajęty sprawami zawodowymi potrafił znaleźć czas na swoje pasje życiowe – sport i myślistwo.
To wyłącznie staraniem Janusza adwokaci, nie tylko naszej Izby, mogą się cieszyć z uroków pięknie położonego Ośrodka Wypoczynkowego w Niechorzu. Realizacja kontraktu wymagała wielu zabiegów i umiejętności negocjowania. On jednak sprostał temu i nigdy nie przypisywał sobie z tego tytułu szczególnych zasług.
Znane było powszechnie Jego spóźnianie się na wspólne wyjazdy. Któregoś roku miał wyruszyć do Szklarskiej Poręby z adw. Michałem Domagałą. Gdy Ten podjechał pod Jego dom na Pogodnie, okazało się, że Janusz ma jeszcze spotkania z klientami w kancelarii. Michał postawił wówczas żonie Ewie ultimatum. Albo za pół godziny Janusz będzie w domu, gotowy do wyjazdu, albo do Szklarskiej pojedzie pociągiem. Po 15 minutach pod dom podjechała z piskiem opon taksówka. Tempo z jakim zrzucał garnitur, a teczkę z aktami zamieniał na walizkę – było iście sprinterskie. Od wyjazdu spod domu praktycznie do Zielonej Góry nie odzywał się. Wreszcie zapytał: Michał, czy Ty byś naprawdę pojechał beze mnie? Zdecydowana odpowiedz: Tak – wprawiła Go w osłupienie. Jak tylko „uwalniał się” od obowiązków zawodowych to w okresie zimowym wyruszał na stoki Karpacza, Szklarskiej Poręby czy lodowca Dachstein w austriackich Alpach.
W środowisku prawniczym, nie tylko w Szczecinie, cieszył się niewątpliwym uznaniem i sympatią. Wspomniałem wcześniej o Jego pasjach sportowych. Był dwukrotnie mistrzem Polskich Adwokatów w tenisie ziemnym. Toczył niezapomniane boje w ogólnopolskim turnieju O Kwiat Magnolii, na kortach Szczecińskiego Klubu tenisowego. Posiadał uprawnienia trenerskie w tej dziedzinie sportu. Jego okrzyki w zależności od fazy gry słychać było daleko poza kortami.
Wielka pasją adw. Flaszy było myślistwo. Był członkiem Koła Łowieckiego Knieja, pełniąc równocześnie zaszczytną funkcję Przewodniczącego Zespołu Sędziów przy Wojewódzkiej Radzie Łowieckiej w Szczecinie.
Polował na niedźwiedzie w Kanadzie, na wilki w Bieszczadach i na bażanty w węgierskiej puszcie. Sam został „upolowany” przez swojego przyjaciela Marka Mikołajczyka, który w środku gorącego lipcowego lata poprosił Go o zaprezentowanie zalet maskującego stroju myśliwskiego – grubej i włochatej skóry niedźwiedzia. Janusz, który całą sprawę potraktował nader poważnie, demonstrował strój prawie godzinę po czym spocony i zmęczony upałem, na długo zrezygnował ze swojej ulubionej sauny.
Przez lata zabiegał o zorganizowanie myśliwskiego ośrodka strzeleckiego. Powstał on w Pucicach koło Dąbia. W 1997 r. odsłoniono tablice honorową, nazywając obiekt Jego imieniem. Oficjalne otwarcie nastąpiło dopiero w czerwcu 2000 r. W ośrodku po Jego śmierci odbywały się zmagania myśliwych o Puchar Jesieni.
Ci, którzy pamiętają Janusza wspominają, że kawa mielona, którą pijał zalana była bardzo małą ilością wody. Była piekielnie mocna i aromatyczna. Obok leżała zawsze paczka żółtych Cameli. Z papierosem się nie rozstawał. Z kancelaryjnych spotkań w Dwójce zapamiętaliśmy Go jako niepowtarzalnego w swoim sposobie bycia, zawsze uśmiechniętego, ale nieraz złośliwego. Na 50 urodziny Janusza otwartych zostało równocześnie 50 butelek szampana. To świadczyło o Jego popularności, której zazdrościło mu bardzo wielu. Żona Ewa z dużą cierpliwością akceptowała tłumy gości zarówno spodziewanych, jak i niespodziewanych.
Odszedł tak nagle i szybko jak żył. Często mawiał przy możliwej okazji do spotkanych – Spieszę się, jestem w drodze. Zimą tym słowom towarzyszyły zawsze rozpięte poły czarnego płaszcza. Nikt nie wiedział, gdzie i dokąd Janusz się spieszy, ale nie pytał, bo On znikał tak szybko, jak się pojawiał. Umiał zachować umiar wypowiedzi. Powtarzał tylko: Szybko żyję, szybko umrę. Niestety Jego słowa się sprawdziły.
Patrząc na galerię Dziekanów Izby Szczecińskiej, nie sposób pominąć osoby szczególnie zasłużonej dla naszego środowiska adw. Józefa Czyżewskiego. Do Adwokatury Jego droga zawodowa prowadziła przez jednostki organizacyjne Prokuratury w Warszawie, Łobzie, Gryficach i Stargardzie, a także Komitet Wojewódzki PZPR w Szczecinie.
Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, którego ewentualny dyplom magistra wywoływał dyskusje między tymi, którym daleko było do elegancji i poszanowania godności. W czerwcu 1958 r. składa ślubowanie, będąc następnie przez wiele lat zaangażowanym w działalność samorządową. Mecenas Czyżewski czterokrotnie pełnił funkcję Dziekana w latach 1976-1989, a więc w czasie szczególnym, naznaczonym piętnem Stanu Wojennego. Był także Skarbnikiem Rady, a po ustaniu kadencji dziekańskich – Prezesem Sądu Dyscyplinarnego.
Ciekawe są okoliczności związane z uzyskaniem wpisu, albowiem były to czasy, kiedy Izbie przewodził Dziekan adw. Tadeusz Piasecki. Głosy przeciwne wpisowi zgłaszali adwokaci Zenon Weinert i Teresa Wielopolska. Popierającymi wpis byli Prokurator Wojewódzki Stanisław Kostka oraz Prezes Sądu Wojewódzkiego w Szczecinie Stefan Niedźwiecki. Decyzje Rady początkowo były dla starającego się negatywne. Minister Sprawiedliwości w wyniku zaskarżenia uchwały, uchylił ją do ponownego rozpoznania, natomiast Komitet Centralny PZPR, wyjaśniał istniejące rozbieżności natury formalnej w zakresie ewentualnych przeszkód, co do wpisu na listę adwokacką. Ponowne negatywne rozpoznanie wniosku nastąpiło w 1958 r., ale decyzją Ministra Sprawiedliwości w maju tegoż roku wpis stał się ostateczny. Uznano, że pełniona okresowo funkcja Sekretarza Zespołu Partyjnego do Walki z Nadużyciami i Korupcją, nie będzie kolidować z wykonywaniem powinności adwokackich.
Ślubowanie Józef Czyżewski złożył w dniu 25 czerwca 1958 r. przed Wicedziekanem Romanem Łyczywkiem, co zamknęło wszelkie dyskusje i wątpliwości.
W roku 1966 Rada przeniosła siedzibę adw. Czyżewskiego z Myśliborza do Szczecina, gdzie wykonywał zawód w Zespole Adwokackim nr 1. Józef Czyżewski, udzielał się społecznie, co skutkowało niejednokrotnie podziękowaniami pisemnymi.
Był lubiany w środowisku i uhonorowany nie tylko Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, ale także odznaczeniem Adwokatura Zasłużonym.
Z ciekawostek z życia zawodowego adw. Czyżewskiego, co pewnie pamiętają już nieliczni, było to, że nigdy nie posiadał przy sobie długopisu. Gdy go potrzebował -pożyczał od obecnych i miał zwyczaj chowania do kieszeni. Niektórym nie brakowało odwagi, prosząc o zwrot, zwłaszcza gdy byli posiadaczami Parkerów czy Watermanów. Nie czynił tego jednak nigdy celowo ani złośliwie, ale z roztargnienia i oddając narzędzie piszące przepraszał.
Powoli kończy się czas publikacji Adwokaci Szczecina. Jak mawiał Stanisław Jerzy Lec: Streszczajmy się, świat jest przeludniony słowami. Pozwólcie Państwo, że dokonam w swoim subiektywnym osądzie potrzeby dalszego kontynuowania, wywołanej przez mojego Przyjaciela Jurka Piosickiego, tej pozycji wspomnieniowej.