Znane z języka włoskiego „bambini” rosną i dorastają nad Wisłą jak winorośle. Dzieci, które samodzielnie funkcjonują w małym zakresie, oczekują na spełnienie wielu ich marzeń przez rodziców. Polska to nie ten klimat, nie to słońce i nie ten styl. Codzienny obiad, kanapki na drugie śniadanie, przytulanie do piersi i płacz matki Polki. Samodzielność i dyspozycyjność jest zastępowana nadopiekuńczością i staje się powoli namiastką wiedzy w postaci samochodu czy smartfona.
Funt mąki, dwa żółtka, dwie łyżki masła,
łyżka śmietany, szklanka cukru i łyżeczka arakurozwałkować cienko, dodać wody różanej,
w ciepły piec wstawić na 15 minut,
a potem lukrować i ubrać konfiturami.Przepis na ciasto marcepanowe
Lucyny Ćwierczakiewiczowej z 1885 roku
Ja dochodziłem do swojej samodzielności sam, lepiej lub gorzej, ale z poczuciem własnej godności, a może i dumy. Ojciec nie dał mi dostępu do konta, bo mimo, że był Rektorem wyższej uczelni, nie miał takich oszczędności. Dzisiejszy świat spłaszczył się do poziomu kawy z ekspresu – latte czy machiatto, pitej często na stacjach benzynowych.
Adwokatura jest podatna na zmiany. Z jednej strony są ci, co szli wyboistą dróżką pod górę, a po drugiej ci, którym nie dokucza brak samodzielności. Tę ostatnią cechę zastępują dobre rodzicielskie rady i nie tylko, i to przez kilka dobrych lat. Puste słowa bez pokrycia cieszą, są jak kolorowe wagoniki diabelskiego młyna na wiedeńskim Praterze. Wszystko wiruje, jest barwne, ale może jednak trzeba do tego dodać trochę wiedzy. Często podróże zamieniają się w tzw. shopping. Zatrzymujemy się przed sklepami Prady, Pierre Cardina, Zary czy Bugattiego. A przecież w kraju mamy znakomite firmy szyjące odzież, jak Vistulę i Wólczankę, które skutecznie wkroczyły na rynek mody. Co prawda znawcy twierdzą, że tenis to najlepiej ubrana na korcie i poza nim dyscyplina sportu, ale nie musimy się poddawać tym sugestiom mimo, że średnio duża żółta piłeczka jest nam bliska.
Zapominamy o potrzebie wejścia do filharmonii czy do opery, a programy z repertuarami, które przeglądamy często są zbitkiem informacji mało nas interesujących. Dojrzałość to nie tylko fizyczne czy intelektualne poznanie ogólnorozwojowe, ale stające się zachowania będące rozdrobnieniem na małe zdarzenia świadczące o trudnościach zachowania w życiu. Zglobalizowana dojrzałość jest osiągnięciem już poza marzeniami, bo nieraz nie potrafimy realnie tego sobie wyobrazić.
Sto lat istnienia Adwokatury to nie tylko czas tworzenia etosu, ale także zaistnienia zawodowego w społeczeństwie, w kręgach władzy, czy w gabinetach polityków. Polskie „bambini” nie są zaangażowane politycznie, często Konstytucję znają z nazwy, a historię z okładki podręcznika szkolnego, który może gdzieś zalega jeszcze na półce. Nasze aspiracje zaistnienia w „Dolinie krzemowej” lub Hollywoodzie kończą się na wizytach w salonach samochodowych lub fryzjerskich. Przenosimy tam nasze aspiracje zawodowe wierząc, że i tak wszystko ułoży się pozytywnie. Prowadzone rozmowy mają sygnalizować silną pozycję osoby, która z uśmiechem prosi o kawę, czy dodatkowy gadżet do kupowanego auta. Życzliwość sprzedawcy czy mistrza grzebienia ma nam dać pełną satysfakcję i zadowolenie. Nie lubimy zmartwień. Wierzymy, że zrealizuje się spełnienie marzeń o kancelarii z porcelaną miśnieńską, oknami z aluminium i szkła, a generalnie osiadamy w wynajętych pokojach w nie funkcjonujących już dzisiaj hotelach.
Czy jest to przerost ambicji? W żadnym wypadku.
Brak oceny własnych możliwości? Także nie.
A może to brak rzetelnej wiedzy i brak czasu na doskonalenie zawodowe.
Myślę, że ta trzecia wersja jest prawidłowa. Obserwuję od prawie 40 lat Polską Adwokaturę, widząc kwitnące zimą japońskie wiśnie i marznące latem magnolie. Adwokaci nie lubiący wnikliwego podejścia do sprawy potencjalnego klienta, sprzedawcy lub po prostu sklepikarze, których nazywa się kupcami, nie lubiący zbyt dociekliwych klientów, proszących ponadto o wydanie kwitu fiskalnego. To syndrom dnia dzisiejszego. Kelnerzy, nie akceptujący zbyt wymagającego konsumenta i lekarze, którym pacjent objawia się w większości w gabinecie prywatnym, czysty i pachnący dobrymi kosmetykami. Polityk, który zobowiązuje się do służalczej uniżoności lub sucho urzędniczego podejścia do problemów wyborców, wobec sprawującej władzę partii. Te sformułowania przytaczał nieżyjący już Sędzia Sądu Wojewódzkiego w Szczecinie Włodzimierz Sawa orzekający w Wydziale Penitencjarnym.
Świat realny i niepoznawalny lub na granicy fikcji, realizujący się i funkcjonujący w stwierdzeniu „za chwilę”, albo „proszę mi nie przeszkadzać”. Codziennością stają się utyskiwania młodych lekarzy rezydentów robiących specjalizację na głodowe pensje i pracę do granic wytrzymałości. Aplikanci adwokaccy muszą opłacić czesne z tytułu szkolenia, składkę samorządową i są w pełnej dyspozycji i zależności od patrona. Nie narzekają jednak na swój los zwłaszcza publicznie mimo, że wysokość wynagrodzenia ustalają kancelarie, w których pracują. Zapalnik protestu.
Do tego katecheza już od szkoły w wieku 7 lat ze stwierdzeniem „Tylko pod krzyżem Polska jest Polską, a Polak Polakiem”. To norma w naszych placówkach oświatowych, bo zorganizowanie zajęć z etyki napotyka podobno trudności organizacyjne nie do pokonania. Każdy współczesny prawnik musi przestrzegać zasad etyki, a nie kierować się prawem kanonicznym. To ułomności i przywary dnia codziennego, bo najlepiej pamiętać jedynie, że kancelaria adwokacka musi mieć swoje przywileje i dobrą prasę.
Czasy są jednak inne i trzeba spojrzeć realnie na brak możliwości spełnienia zawodowego w pełnym zakresie, tak jak marzą wstępujący w nasze szeregi aplikanci.
Przed laty jadąc w kierunku Zielonej Góry w okolicach Nowej Soli trafialiśmy na krasnale, bo tam je produkowano z kolorowanego gipsu. Władza oszukała tych, którzy jej zawierzyli, że otwarcie Adwokatury spowoduje pełną dostępność do zawodu i realizację wybranej drogi. Adwokatura jest otwarta zbyt szeroko i dojdzie do tego, że gipsowe figury krasnali ustawimy przed kancelarią, starając się zmienić je w orszak klientów szukających rozwiązania swoich problemów wśród ludzi, którzy niezbyt często odkurzają już dzisiaj togę z zieloną wypustką.
Szara rzeczywistość jest gorsza od porażki Andrzeja Gołoty. Poza ring wyszli przygotowani zawodowo, doskonale czujący klimat i zapach sal sądowych adwokaci, nauczeni konferencji z klientem i mający umiejętność mediacji i argumentacji. Ich miejsce zajmują ludzie z „nowej dobrej zmiany” lub stosujący stawki dumpingowe nieadekwatne do nakładu pracy. Jawi się zjawisko zwane narcyzmem, ustawione na populistyczne działania. Nie otworzy to niestety bram do przyszłej doskonałej realizacji zawodowej opartej na wiedzy i doświadczeniu. Reklamy sklepów z ręcznie robionym obuwiem, z kolorowymi burgerami, daniami z grilla i parki rozrywki konkurują z klinikami stomatologicznymi i ekskluzywną lokalizacją deweloperów, polami golfowymi czy gabinetami medycyny estetycznej. Pojawia się masaż tajski, reklamowany jako „otul się relaksem”, czy zabiegi na twarz z zastosowaniem żywych ślimaków. Salony dekoracji okien konkurują z Wellness & SPA, a kwiaciarnie proponują rośliny dla zapominalskich. Nie bójmy się tego zaćmienia słońca, bo kolejne nastąpi dopiero w październiku 2135 r.
Ministerstwo Sprawiedliwości otwierając „wrota” Adwokatury miało na celu osłabienie pozycji tej stojącej w rankingach społecznych wysoko grupy zawodowej. Deprecjonowanie inteligencji jest na codziennym poziomie władzy, która nie zawsze może się nią poszczycić. Rozmowy w mediach i argumentacje przypominają często rozmowy osób, które nie rozumieją się wzajemnie. Śmieszą wypowiedzi tych, którzy stwierdzają „a co pan sądzi, że jestem ze wsi”. Błąd, bo wszyscy wywodzimy się z tego środowiska. Polska była i jest krajem rolniczym.
Nasi przodkowie nawet jeżeli posiadali olbrzymie latyfundia czy fabryki, mieli swoich przodków, których miejsce było na roli lub w manufakturze. Nie przypisuję sobie roli zbawiciela, bo i tak „nowej klasy” tak szybko nie stworzymy. Salon fryzjerski, samochodowy, czy z wyrobami jubilerskimi nie jest wcale gorszy od oferowanych towarów z „drugiej ręki”, a maniery jedzenia lobstera szczypcami, nie zawsze oddają „klasę” zachowania i prawdziwego savoir vivre. Oddają na pewno stan zawartości portfela. Mówimy o pozycji społecznej, a często zapominamy o korzeniach, z których się wywodzimy. Deklarujemy potrzebę wspomagania biednych, bo tak nakazuje religia, a w kościele ograniczamy wiarę do rzucenia banknotu do koszyka, który ma górować nad drobnymi monetami. Rozumiemy będących w potrzebie ludzi, a także tych, których niepowodzenia życiowe rzuciły do przytułków dla bezdomnych, ale nie potrafimy zrozumieć najbliższych, których zdrowie i finanse stawiają w pozycji minimalnej egzystencji. Nie lubimy problemów, które komplikują nam życie. Bo i dlaczego?
Na ostatnim koncercie z okazji 40-lecia Grupy pod Budą wsłuchałem się w teksty krakusa Andrzeja Sikorowskiego. To nie disco polo czy folk, ale galicyjskie teksty, które zrodziła „Piwnica pod Baranami”, pięknie brzmiące z szczecińskiej Filharmonii.
Nie jestem ani nie chcę być sceptycznym do obecnych czasów, ani ludzi. Kieruje mną często podziw dla wyrażanej głupoty i beznadziejności stanowiska, które określa się działaniami destrukcyjnymi innych. Szokuje mnie brak samodzielności i oczekiwanie na słowne pochwały naszego talentu i to w przypadkach, gdy brakuje oczytania, a wizja intelektualnego świata łączy się z brakiem kultury osobistej. Te osoby bardziej prezentują się na koźle dorożki, nazywając się z dawna fiakierami prowadzącymi ten konny wehikuł do zadowolenia, ale większość społeczeństwa dorasta w atmosferze umiejętności zaistnienia samodzielnego w życiu, bez potrzeby wykładania rodzicielskiej kasy.
Nie zawsze planujemy w oparciu o nasze możliwości zawodowe realne zaciągnięcie kredytów i leasingów. Liczymy na pomoc bliskich, którym ułożyło się życie zawodowe i którzy są w stanie sprostać naszym oczekiwaniom. Oni są szczęśliwi, że w chwilach trudnych, które mogą nadejść, bo i nadejdą – znajdą u nich opiekę. Nic bardziej błędnego.
Brak samodzielności nie boli, staje się codziennością, dobrym nastrojem rozpoczętego dnia. Boję się, ażeby skromność, takt i kultura w życiu osobistym, a także na salach sądowych nie była poczytywana, jako słabość, a jednostki o dużej wrażliwości odbierane były jako osoby niepotrafiące zaistnieć w sferach zawodowych i prywatnych. To wszystko trudne momenty w życiu obecnych i przyszłych adwokatów, z którymi trzeba będzie się zmierzyć i ocenić realnie szansę zaistnienia zawodowego. To już nie kwestia polityki, ale kwestia wiedzy, oczytania, czy znajomości tych dziedzin, które jawią się nam biorąc książkę z półki bibliotecznej. O ile oczywiście taką półkę posiadamy, a nie koszyk przy kominku z celebrycką prasą, bo zawodowe publikacje są zbyt drogie i przy posiadanej skromnej wiedzy na razie nam niepotrzebne. A jak nam będzie smutno i ckliwie, to obejrzymy serial Kroniki Times Square (The Deuce) i wówczas eksplozja seksbiznesu z lat 70 ubiegłego wieku, będzie dla wielu ukojeniem.
Ale na zakończenie tego felietonu stwierdzę za Newsweekiem tylko krótko „jesienne liście to takie siwe włosy drzew”. Nie wszyscy muszą zgodzić się z tą koncepcją, wiec pozostańmy młodzi i pełni nadziei na lepsze chwile.
A gdyby przepis w motto tej publikacji Państwu nie odpowiadał, to polecam autorstwa Lucyny Ćwierczakiewiczowej przepis na wyborną śliwowicę z dojrzałych węgierek, zalanych spirytusem i zasypanych cukrem. Trzeba ten zaczyn odstawić na okres od 4 do 6 tygodni, a następnie po przefiltrowaniu na kolejne pół roku.
Miłej degustacji.