Pewnego dnia w roku 2030 na uczelni rozpoczął się wykład. Prowadzący go młody doktor tak zaczął:
– Witam was wszystkich na najważniejszym na naszej uczelni przedmiocie: „Zwalczaniu snobistycznych przesądów”. Jak wiecie, już od kilku lat ten przedmiot jest obowiązkowy w programie nauczania na każdej uczelni, na każdym kierunku w Polsce. Dzisiaj chciałem przypomnieć, dlaczego tak się stało…
– Poczekaj ziomal, muszę wyjąć sobie kanapkę – przerwał jeden ze studentów.
– Jasne, jasne… – odparł doktor. Odczekał minutę, aż w sali rozległo się swojskie mlaskanie i ciamkanie – no, to kontynuuję. No więc przełomowy był dla naszej sprawy tak zwany Wielki Sylwester z roku 2016. A właściwie, dyskusja, która się po nim rozpoczęła w mediach i na Twitterze. Ktoś pamięta, o co chodziło?
– Noo… – odparł mlaskający student. Co prawda brzmiał trochę niewyraźnie, gdyż wciąż był w trakcie konsumpcji – Wtedy puścili w telewizji polskiej na imprezie tę całą muzę disco polo. Śpiewał ją chyba jakiś Edek z zespołu „Tango”.
– No prawie dobrze – odparł pobłażliwie doktor – Tylko wykonawcą był Zenek, a nie Edek. Ten drugi to postać książkowa, która stała się patronem zmian. Nie będę się wdawał w szczegóły z jakiej dokładnie książki, bo to jest dosyć nudne, a nie chciałbym nikogo urazić… Zapamiętajcie tylko to, że po Wielkim Sylwestrze niektórzy komentatorzy zaczęli się obruszać, że to ponoć niezbyt wyrafinowana muzyka. Ale spotkało się to z ostrą reakcją wielu, naprawdę niespodziewanie wielu publicystów. Zaprotestowali bardzo ostro i słusznie, wskazując, że krytycy disco polo nie znają tak naprawdę potrzeb społeczeństwa i że w rzeczywistości gardzą nim. Tak samo odnieśli się do krytyki tabloidów. Wyobraźcie sobie moi drodzy, że w roku 2016 znajdowały się na tym świecie jeszcze tak straszne snoby, które nie wstydziły się krytycznie mówić o czytaniu tych wspaniałych gazet. Że niby niezbyt mądre, że żerują na najniższych emocjach… Oczywiście słusznie im odpowiedziano, że za taką krytyką kryje się ni mniej, ni więcej, tylko pogarda dla ludzi. Pamiętacie, co było dalej?
– Wyciągnięto dalsze wnioski – odparł student, który już zdążył zjeść kanapkę.
– Ano tak – odparł wykładowca – Stwierdzono, że musimy być konsekwentni. Że skoro krytyka disco polo i tabloidów oznacza pogardę dla ludzi, a taka pogarda jest czymś złym, to dalej tego robić nie wolno. Zakazano więc tego ustawowo. I poszliśmy jeszcze dalej. Stwierdziliśmy, że na tej samej zasadzie nie można krytykować żadnych innych przejawów czegoś, co kiedyś określano tzw. „brakiem kultury”. W każdej sferze. Tak więc dziś, jeżeli ktokolwiek w naszym towarzystwie zachowuje się… hm… niekonwencjonalnie, np. używa brzydkich wyrazów, wydaje różne odgłosy, czy też tak jak obecnie nasz przyjaciel na sali, je głośno kanapki w trakcie wykładów (czego nieśmiałe próby brać studencka słusznie już podejmowała w roku 2016…), to nie można tego krytykować. Krytyka, nazywanie rzeczy po imieniu oznacza bowiem nadęcie, pogardę i obrażanie zwykłych ludzi. Wyobraźcie sobie, że w pamiętnym roku 2016 byli jeszcze tacy, którzy uważali, że społeczeństwo nie jest dość wychowane, że nie tylko byłaby dozwolona krytyka przejawów tzw. kultury niskiej, ale wręcz szersza akcja edukacji kulturalnej… Ale na szczęście śmiałe głosy publicystyczne pogrzebały te zamiary.
Wykładowca wyraźnie zmęczył się zbyt długim monologiem. Po czym dodał:
– No… Wiem, że już jesteście zmęczeni. A musimy Was szanować. Przecież prowadząc zbyt długie wykłady tylko bym Was znudził i zapewne wyraził wobec Was pogardę… Specjalnie przyniosłem więc materiały dydaktyczne. Kupiłem dzisiejsze wydanie tabloidu. Poczytajcie sobie, a ja puszczę dla umilenia życia najnowszy kawałek disco polo.
Atmosfera w sali wykładowej wyraźnie się rozluźniła. Było przepięknie i swojsko.