Do niedawna wydawało mi się, że wszystko, co dobre w prozie polskiej skończyło się mniej więcej na Tyrmandzie i Dygacie. Im bliżej bowiem naszych czasów, tym bardziej literatura polska (nie wliczając w to wierszy) wydaje się jałowa i banalna. Te całe Masłowskie, Pilchy… Czasem nadmiernie pozerska, czasem bełkotliwa lub spłaszczona jak trzeciorzędny film akcji… Dobrą fabułę zaczęły zastępować ciekawe, problematyczne opracowania historyczne. Wydawało mi się również, że zbyt szybko nie ukażą się nowe książki, które potrafiłyby czytelnika porwać za sobą, spowodować zarwanie połowy nocy, jednym słowem – zupełnie wciągnąć. Na szczęście myliłem się. Na rynku czytelniczym pojawił się bowiem Remigiusz Mróz.
Autor jest doktorem prawa, powiązanym z jedną z lepszych uczelni prywatnych – Uczelnią Łazarskiego w Warszawie (kto miał okazję prowadzić tam wykłady lub występować w charakterze słuchacza – na pewno doceni skalę tej placówki). Jednakże dr Mróz nie jest prawnikiem typowym. Jego pasją jest pisanie. I to nie tyle opinii prawnych i pozwów, ile powieści. Od jakiegoś już czasu prowadzi swoiste mini cykle książek. Jeden z nich to kryminał „tatrzański”. Historia dzieje się na Podhalu, tajemniczy morderca grasuje po Tatrach, zrzucając ofiary, a sprawę prowadzi niejaki komisarz Forst (charakterologicznie – bliski kuzyn komisarza Halskiego z filmu pod tytułem: „Ekstradycja”). Całość wyróżnia jedna sprawa. Autor pisząc o Tatrach, wykazuje się ich doskonałą znajomością. I to nie tylko konkretnych szlaków, Morskiego Oka, Świnicy czy Orlej Perci. Orientuje się bardzo dobrze w tym, jaki klimat panuje w schroniskach tatrzańskich – zwłaszcza wieczorami, gdy przypadkowi turyści takie schroniska opuszczają. Przyznam szczerze, że to mnie przede wszystkim w książkach Mroza ujęło. Dlatego zacząłem szukać dalej.
I natrafiłem na kolejny, równie ciekawy cykl. Tym razem dotyczy on historii prawników pracujących w fikcyjnej polskiej kancelarii zlokalizowanej na samej górze wieżowca Skylight w Warszawie. I tutaj również bardzo dobrze ujęto realia stolicy- autor z powodzeniem ujął jej klimat (chociażby szybkich lunchów spożywanych przez prawników w „Hard Rock Cafe”). W pierwszej części do kancelarii na staż przychodzi nowy aplikant, przydzielony do oryginalnej, ale chorobliwie ambitnej mecenas Chyłki (która z kolei jest charakterologicznie bliską kuzynką Harveya Spectera z serialu pod tytułem: „Suits”). Patronka ze swoim aplikantem zajmują się oczywiście sprawami karnymi. I w tym momencie Remigiusz Mróz mocno „podkręca” historię. Skoro prawo karne, to muszą być demoniczni bandyci, mocno uprzykrzający życie naszym bohaterom. Co do realiów – to się ma trochę średnio. Zapewne mało który z Szanownych Czytelników był przy okazji prowadzenia sprawy porwany i bity na zlecenie swoich klientów lub zmuszany przez ciemne siły do celowego przepuszczenia terminu skierowania pisma do sądu… Osoby drobiazgowe mogłyby też znaleźć kilka błędów merytorycznych. Ale cóż, drobiazgowi nie bądźmy. Gdybyśmy bowiem mieli pod kątem pełnej zgodności recenzować wszystkie filmy i opowiadania prawnicze – nic by nam z tego gatunku nie zostało. Tym bardziej, że w tym przypadku takich zmian nie ma naprawdę wiele. Pomimo tych cech (a raczej właśnie dzięki nim) książki Mroza czyta się świetnie. I poza tym – tak jak przy historiach o Tatrach – autor przemyca sporo cennych informacji z prawniczego światka. Bohaterowie czytają książki profesora Waltosia, komentują książki profesora Radwańskiego, stosują się do procedur, wykorzystują konkretne przepisy.
Dlatego z czystym sumieniem można zarekomendować zarówno „Kasację” i „Zaginięcie”.
Książki te to taki „Zły”, tylko o prawnikach. Jest w nich ciekawy obraz świata, nieźle stworzeni bohaterowie, wartka akcja, ironia…Nawet osoby, które co do zasady nie są zafascynowane kryminałami, przy minimum dobrej woli mogą dać się wciągnąć i przeżyć z Mecenas Chyłką i jej aplikantem Zordonem ciekawe przygody z zaskakującymi finałami.
Tak więc, życzę miłej lektury!