Jak głosi anegdota – Jerzy Waszyngton (słynący z niesłychanej punktualności) zaprosił pewnego razu grupę kongresmenów, by towarzyszyli mu w trakcie obiadu. Posiłek stawiany był na jego stole zawsze o tej samej godzinie i tak było również tym razem. Mimo, że gentlemani nie pojawili się równo o 16:00, jak widniało na zaproszeniu. Gdy spóźnieni dotarli w końcu do domu gospodarza, zastali go pałaszującego ostatnie kęsy dania. Lekcja punktualności zakończyła się dla nich powiedzianymi znad talerza słowami Waszyngtona: „Kucharz nigdy nie pyta się czy przyszli goście, tylko czy przyszła pora na obiad”. Choć uczestnicy opóźniających się rozpraw sądowych – z przyczyn oczywistych – nie mają komfortu ich rozpoczęcia bez Wysokiego Sądu, to dlaczego mieliby być wobec niego bardziej wyrozumiali?
Niepunktualność bywa często utożsamiana z brakiem zorganizowania, problemami w zakresie planowania czy – wcale w nie tak skrajnych przypadkach – zwyczajnym nieprofesjonalizmem. Nie zapominajmy w końcu, że spóźnienie może być potraktowane jako wyraz braku szacunku wobec tych, którym przyszło na nas czekać. Niestety, jak wynika z danych Fundacji Court Watch, w ubiegłym roku w cierpliwość uzbroić się musiała nawet połowa oczekujących na rozpoczęcie poddawanych obserwacji rozpraw sądowych. W okręgu szczecińskim na 56 rozpraw, w których uczestniczyli wolontariusze Fundacji Court Watch, aż 23 zaczęły się z opóźnieniem.
Punktualność oczami obserwatorów
Ocena punktualności rozpoczęcia rozpraw, od początku działalności Fundacji Court Watch, stanowi istotny element kwestionariusza obserwacji, w jaki wyposażeni są wolontariusze. Od pierwszej edycji Obywatelskiego Monitoringu Sądów niewiele jednak zmieniło się w skali kraju w zakresie liczby opóźnień, jakie notują obserwatorzy. Bez zmian pozostaje również ich przeciętna długość, która oscyluje wokół 15 minut. Co ciekawe, nie jest ona zależna od pory dnia, a skala niepunktualności rozpraw z godzin porannych jest zbliżona do tych zaplanowanych na godziny późniejsze.
Problem opóźnień nie dotyka jednak wszystkich monitorowanych sądów w jednakowym stopniu. Zauważalne są także różnice w zakresie przyczyn owych opóźnień, które zasadniczo podzielić możemy na te, które z punktu widzenia uczestników posiedzeń zdarzają się z winy sądu oraz na te, które występują w sposób niezależny od jego działań.
W skali kraju, jedną z najczęściej rozpoznawalnych przez obserwatorów przyczyn niepunktualności było opóźnienie poprzedniego posiedzenia (23%). Winą za późniejsze rozpoczęcie rozprawy obserwatorzy równie często obarczali samych sędziów (23%), którzy docierali na salę rozpraw niekiedy nawet po kilkudziesięciu minutach.
Opóźnienia powodować mogą także uchybienia związane z wymianą informacji pomiędzy sądem a uczestniczącymi w sprawie organami. Skrajnym tego przypadkiem może być zrelacjonowane przez obserwatora niemal godzinne opóźnienie rozpoczęcia rozprawy, spowodowane nieobecnością prokuratora, który o wyznaczonym terminie miał dowiedzieć się na 15 minut przed jej wywołaniem (Sąd Okręgowy w Szczecinie, 21.03.2016 r.).
Negatywne skutki opóźnień
Oczywiście rozpoczynanie rozpraw na czas nie stanowi gwarancji poprawności proceduralnej procesu, ani sprawiedliwości jego rozstrzygnięcia. Spóźnienia są jednak zjawiskiem, które nie tylko skutecznie dezorganizuje pracę sędziom i wszystkim innym uczestnikom postępowania. Mogą mieć także negatywny wpływ na postrzeganie instytucji wymiaru sprawiedliwości przez obywateli, również w zakresie budowy ich zaufania.
Choć uczestnicy rozpraw wzywani są do stawienia się na określony dzień i godzinę, to wielu z nich ze zdenerwowania przechadza się przed salą sądową nawet na godzinę przed ich planowym rozpoczęciem. Nic w tym dziwnego, bo wezwanie przed oblicze Wysokiego Sądu bywa stresujące bez względu na to w jakim charakterze występujemy w sprawie. Kumulowanym w oczekiwaniu na opóźnioną rozprawę emocjom, strony mogą dać upust nawet na sali sądowej. Taką sytuację przytoczył nam chociażby obserwator rozprawy, jaka odbyła się w Sądzie Okręgowym w Łodzi:
Mam bardzo duże zastrzeżenie do tak dużego spóźnienia. Naprawdę, bardzo negatywnie wpłynęło to na strony znajdujące się przed salą sądową, odbiło się to potem na sali sądowej w postaci nieprzyjemnego zachowania się jednej ze stron wobec sędzi. (…)
SO Łódź, Wydział II Cywilny, 22.09.2015 r.
Mała zmiana – duży efekt
Oczywiście należy podkreślić, że przebiegu rozprawy nie da się zaplanować co do minuty tak, by kolejna rozpoczęła się na czas. Celem niniejszego tekstu nie jest przecież namawianie sędziów, by przesłuchania stron kończyli „wraz z gwizdkiem”, bo upłynął właśnie przeznaczony na nie kwadrans. Trudno przewidzieć także liczne sytuacje losowe, które – z racji swojej natury – wystąpić mogą nawet w warunkach organizacyjnej utopii.
W takich wypadkach nie należy jednak zapominać o czekających pod drzwiami, dla których – jak podkreśliłam wcześniej – już samo wezwanie na rozprawę bywa wystarczająco stresogenne. Udzielenie im informacji o przyczynie opóźnienia i przeprosiny za zaistniałe okoliczności – choć może nie zmniejszą zdenerwowania przed własną rozprawą – sprawić mogą, że spojrzą oni na instytucję sądu nieco przychylniejszym okiem. Niestety praktyka ta nie jest jeszcze powszechna. W skali całego kraju wyjaśnień opóźnienia doczekali się uczestnicy jedynie jednej na cztery rozprawy.
Choć sytuacji opóźnień w sądach nie da się prawdopodobnie całkowicie wyeliminować, to z całą pewnością należy podjąć działania, by obywatel (w często bardzo ważnym dla niego momencie życia) nie poczuł się lekceważony, a w oczach Wysokiego Sądu widział siebie jako podmiot, a nie przedmiot kolejnej, taśmowej rozprawy. Taka niewielka zmiana kultury organizacyjnej może jednak zmienić wiele w całościowym doświadczaniu wymiaru sprawiedliwości.