Goethe napisał kiedyś „Das Wunder ist des Glaubens liebstes Kind” (Cud jest najukochańszym dzieckiem wiary). Parafrazując ten zwrot mówi się o niemieckich sędziach, iż są najukochańszymi dziećmi konstytucji („Der Richter ist des Grundgesetz liebstes Kind”). Nie muszą konkurować w wyborach, są nieusuwalni i niezawiśli. Stanowiąc o sędziach niemiecka konstytucja mówi o „powierzeniu im” władzy („Die rechtsprechende Gewalt ist den Richtern anvertraut”). Powierzyć coś (anvertrauen) można jedynie temu, komu się ufa (vertrauen).1Thorsten Jungholt, Wer kontroliert die Richter, artykuł dostępny na https://www.welt.de/politik/deutschland/article115879139/Wer-kontrolliert-eigentlich-die-Richter.html
Choć większość sędziów pozostaje dla społeczeństwa anonimowa, to droga dojścia do urzędu sędziego gwarantuje, iż najukochańszymi dziećmi konstytucji zostają wyłącznie osoby tej miłości godne. System egzaminów państwowych działa nieprzerwanie od dziesięcioleci. Tylko prawnicy osiągający najwyższe noty (15 procent spośród zdających) są brani pod uwagę w konkursach na urząd sędziowski. Od zasady tej nie zrobiono wyjątku także podczas tzw. Zjednoczenia Niemiec (będącego w istocie przejęciem DDR przez BRD). Osoby sprawujące urzędy sędziowskie w landach wschodnich nie odpowiadały wymaganiom zachodnioniemieckich przepisów, przestały więc być sędziami. Sądy obsadzono prawnikami z zachodu, którzy spełniali kryteria jakościowe dojścia do zawodu.
W Polsce zdarzało się, że sędziami zostawały osoby z egzaminem sędziowskim zdanym na „dostateczny”, a w okresie transformacji ustrojowej nie doszło do weryfikacji kompetencji sędziów. Nie oznacza to, że osoba „trójkowa”, czy też wywodząca uprawienia zawodowe z okresu PRL, nie może być dobrym sędzią. Oczywiście może. Sytuacja ta nie służy jednak wiarygodności sądownictwa, gdyż utrudnia argumentację odwołującą się do legitymacji przez kompetencje. Dla prawników wydaje się być jasne, że wielu dzisiejszych sędziów posiada wysokie kompetencje, potwierdzone nie tylko najwyższymi ocenami, ale też zagranicznymi stypendiami, udziałem w konferencjach naukowych, cytowanymi publikacjami naukowymi oraz – na koniec – zwycięstwem w rywalizacji o urząd sędziowski. Dla społeczeństwa wcale nie jest to jasne. Przeciętny obywatel nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie „skąd biorą się sędziowie?”. Doniesienia medialne z ostatnich 3 lat rodzą w nim co najwyżej przekonanie, iż obsadzanie urzędów sędziowskich jest łakomym kąskiem dla partii politycznych, co nie budzi skojarzeń z kompetencją i obiektywizmem kryteriów. Nie jest więc możliwe powielenie u nas modelu niemieckiego, w którym sędzia – anonimowy członek korpusu sędziowskiego – nie potrzebuje budować zaufania, gdyż takim cieszy się z definicji (poprzez samą przynależność). Model „sędziego anonimowego” był u nas powszechnie praktykowany (z bezpodstawną wiarą w jego adekwatność) i pokazał swoją słabość w momencie, gdy z łatwością przyprawiono sędziom „gębę” komunistów i złodziei. Z łatwością, gdyż w opozycji do tego wizerunku nie stała żadna wiedza społeczeństwa o prawdziwych sędziach, z ich życiorysami i dokonaniami.
Odwrotnością anonimowości jest rozpoznawalność. W pożądanym modelu rozpoznawalność poprzez pozytywne skojarzenia. Na pozytywne skojarzenia trzeba jedna nie tylko zapracować (co wielu prawników zrobiło), ale także je zbudować (spowodować pozytywną rozpoznawalność lub przynajmniej stworzyć ku temu warunki).
I tu dochodzimy do zasadniczego pytania, czy chcielibyśmy sędziów społecznie rozpoznawalnych? W szczególności- czy sędziowie chcą poświęcić własny czas i siłę na budowanie pozytywnej rozpoznawalności swojej wiedzy, dorobku, doświadczenia zawodowego? Oczywiście, sędziowie mogą budować pozytywne skojarzenia rzetelnie wykonując na co dzień swoją służbę. Doświadczenie uczy jednak, że to nie wystarcza. Nawet obywatel wygrywający sprawę sądową traktuje wygraną jako to, co się mu należało, nie zaś jako wynik wyjątkowych kompetencji sędziego. Co więcej, potrzebna jest pozytywna rozpoznawalność sędziów wśród całego społeczeństwa, nie zaś tylko części zadowolonej z własnych postępowań sądowych.
W tym kontekście ciekawym pomysłem jest stworzenie portalu internetowego poznajsedziego.pl. Z inicjatywą taką wystąpiła Fundacja Court Watch Polska, która od pewnego czasu monitoruje nie tylko działalność sądów, ale też działalność Krajowej Rady Sądownictwa.2Raport „Skąd się biorą sędziowie” dostępny na https://courtwatch.pl/baza-wiedzy/publikacje/
Ma to być portal, w którym każdy sędzia będzie miał indywidualny profil z informacjami, jaka była jego lub jej droga do zawodu, w jakich sprawach i w jakim wymiarze orzeka, jakie pełni funkcje administracyjne, jakie ma na koncie orzeczenia.3 https://poznajsedziego.pl/Dla jego powstania niezbędne są pieniądze, które Fundacja Court Watch Polska zbiera poprzez crownfunding zrzutka.pl.4 https://zrzutka.pl/av79ff
Każdy może dołożyć się do tego projektu! Zrzutka niedługo się kończy!5Kampanią Fundacji CWP na platformie zrzutka.pl kończy się 12 grudnia 2018 roku. Zachęcam, by wcześniej zobaczyć, jak działa inny projekt Fundacji – Wokanda Obywatelska.6https://wokandaobywatelska.pl/To portal, na którym każdy obywatel może zgłosić swoją lub cudzą sprawę sądową, by zaprosić na nią publiczność. W ten sposób obywatele uzyskują wsparcie, a sądy prawdziwą publiczność, tak rzadką dziś w budynkach sądowych. Portal jest czytelny, kolorowy, obsługuje się go intuicyjnie i co najważniejsze – działa. Ludzie zgłaszają sprawy, inni zgłaszają się jako obserwatorzy. Wszystko w pełni jawnie, tak dla stron procesów, jak i sądu.
Nie wiem, jaki będzie portal
poznajsedziego.pl. Nie wiem też, w jakim stopniu przyczyni się do lepszej legitymizacji prawa i prawników w społeczeństwie. Ale wiem, że nadarza się wyjątkowa okazja. Okazja to tego, by organizacja społeczna (wywodząca się ze środowiska socjologów) wyręczyła nas, prawników, w próbie otwarcia się na zmieniającą się rzeczywistość. Czy skorzystaliśmy, okaże się już niedługo.