Dość powszechne jest narzekanie na upadek autorytetu wymiaru sprawiedliwości. A to, że podsądni przyszli na rozprawę w krótkich spodenkach, a to, że przerywali przeciwnikowi lub obrażali go.
Nie mam powodu by w te sytuacje wątpić. Niektórych sam doświadczyłem. Tym bardziej cenię sobie przejawy szacunku dla sądu. Istotna rola przypada tu osobom występującym przed sądem zawodowo. Ich postawa podczas rozprawy rzutuje na zachowanie wszystkich innych uczestników sprawy.
Od autora:
Środowisko prawnicze przegrywa wizerunkową rywalizację. Od sądowego wymiaru sprawiedliwości atrakcyjniejsza wydaje się być dziś sprawiedliwość ogłaszana z trybun parlamentarnych, na konferencjach prasowych, podczas wywiadów czy telewizyjnych programów interwencyjnych. Rywalizację o wiarygodność czy autorytet przegrywamy jednak częściowo na własne życzenie. Do powtarzanych od lat rad mojego Kochanego Ojca należą: „Nie przyzwyczajaj się do dziadostwa!” oraz „Zmieniaj!”.
W tym duchu prezentuję swoje refleksje w formie tematycznych felietonów, licząc, że In Gremio znajdzie na swych łamach miejsce dla entuzjasty z południa Polski.
Znam prokuratora będącego z natury osobą pogodnie usposobioną i skorą do żartów. Podczas rozprawy przybiera jednak pozę pełną powagi, posągową. Każdy jego gest jest teatralny. Każde wypowiedziane słowo długo odbija się echem w głowach obecnych. Znam też radców prawnych i adwokatów, którzy po wejściu do sali rozpraw kroczą na jej środek, by tam przystanąć i zwrócić się do sądu z ukłonem. Tego typu formy grzecznościowe przekazywane są w niektórych kancelariach z pokolenia na pokolenie. A wszystko wedle zasady: jeśli my sami nie okażemy szacunku sądowi, nie możemy oczekiwać, że społeczeństwo będzie szanowało naszą pracę, która przecież przed sądem się odbywa.
Nie sposób jednak pominąć, że wszystko to, co czynią aktorzy procesu, poprzedzone jest czynnościami sądu, który na sali rozpraw jest gospodarzem. Nie można oczekiwać, że strony i ich przedstawiciele zachowywać się będą odświętnie, gdy rozpoczęcie rozprawy nic z odświętności w sobie nie ma.
Jakże często rozpoczęcie rozprawy kojarzy się wyłącznie ze szkolnymi lekcjami, rozpoczynającymi się od zajęcia miejsc i sprawdzenia listy obecności. Oby jeszcze to sprawdzenie obecności odbywało się z powagą! Nagrania rozpraw sądowych dostępne na youtube.com dowodzą, że początek wielu rozpraw to zupełnie niezrozumiałe dla stron mamrotanie sędziego w kierunku protokolanta. Wzrok sędziego, miast spocząć na stojących przed nim ludziach, błądzi między aktami sprawy, a komputerowym monitorem, nierzadko zresztą ustawionym w taki sposób, że tylko nieliczni szczęśliwcy widzą sędziego w całości. Do tego wisząca na krześle obok marynarka lub toga nieobecnego ławnika i bałagan na stole sędziowskim. Tomy akt spraw rozpoznawanych w danym dniu, które leżą na widoku chyba tylko z braku innego pomysłu na ich przechowywanie. To wszystko nie buduje autorytetu.
A przecież rozpoczęcie każdej rozprawy – tak w sprawie cywilnej, karnej, jak i administracyjnej – poprzedzać winno wywołanie. Sposób wywołania, bliżej w przepisach niezdefiniowany (pomijając regulaminy urzędowania SN i NSA), pozostawiony jest praktyce sądowej i zwyczajowi. Warto z tej możliwości zrobić dobry użytek.
Wielu z nas, sędziów, poprzestaje jednak na wywołaniu dokonywanym przez protokolanta na korytarzu sądowym. Jakość takiego wywołania zależy od kultury i umiejętności tej osoby. Nie mam jednak złudzeń. Wywołanie przez protokolanta, a więc osobę niewyposażoną w żadne atrybuty władzy (czasem nawet niedbale ubraną), nie buduje atmosfery powagi. Następujący zaraz później spektakl odnotowywania obecności i szukania w aktach tzw. zwrotek tylko potęguje poczucie niepewności.
Tymczasem wywołanie można traktować jako czynność ściśle sądową, a więc należącą do sądu i niemogącą być na nikogo delegowaną. W tym duchu wypowiadał się Sąd Najwyższy wskazując, iż wywołanie polega na ogłoszeniu przez sędziego przewodniczącego na sali rozpraw przystąpienia do rozpatrywania sprawy ze wskazaniem stron postępowania i przedmiotu sporu (zob. wyroki SN z dnia 4 listopada 2015 roku, sygn. II PK 288/14 oraz z dnia 1 grudnia 2004 roku, sygn. III CK 15/04, dostępne na www.sn.pl.). Z faktu, że zwyczajowo przewodniczący zleca protokolantowi ogłoszenie na korytarzu sądowym danych personalnych stron i przedmiotu kolejnej sprawy, nie wynika, że ustawa przewiduje taki sposób wywołania sprawy. Jest to bowiem jedynie pozaustawowe udogodnienie dla uczestników postępowania.
Wywołujmy więc! Na sali rozpraw i z należną każdej sprawie powagą.
Solenna wypowiedź sądu, kierowana wprost do wszystkich obecnych na sali, zawierająca komunikat, iż sąd przystępuje do rozpoznania określonej sprawy, tworzy właściwą atmosferę dla wszystkiego tego, co ma się jeszcze wydarzyć. Istotne informacje (kto, przeciwko komu, o co) wybrzmiewają na sali rozpraw. Daje to satysfakcję bezpośrednio zainteresowanym i usuwa wszelką niepewność, czy rozpoczęto posiedzenie poświęcone konkretnej sprawie. Nieśpieszny i uroczysty ton wywołania odpowiednio wysoko „ustawia poprzeczkę” wszystkich późniejszym zachowaniom i wypowiedziom. Przygotowuje grunt pod właściwe rozprawianie. Rozprawianie, które – choć naznaczone od początku odświętnością i szacunkiem – nie musi być nadęte i formalistyczne, ale żywe i przekonujące. Ale to już temat na kolejny felieton.