Nie wiem, czy „Fortepian Chopina” znajdzie się w nowej podstawie programowej i trafi pod strzechy. Jeśli nawet tak się stanie – to śmiem twierdzić – nie zrobi na nikim wrażenia. Bo jakie wrażenie może robić wiersz o patriotyzmie, w którym nie ma żołnierzy wyklętych. Wiersz o muzyce tworzonej przez niby-Polaka, bo przecież prawie-Francuza, o uniesieniach, które przecież tak ulotne, że nie można ich ująć na Instagramie. Oczyma wyobraźni widzę już dyskurs rozpalający tłuszczę w sporze na temat prawdziwego oblicza Cypriana Kamila Norwida. A musi być coś na rzeczy, wszak „Bema pamięci żałobny rapsod” to hymn ku czci muzułmanina…
(…) Jękły – głuche kamienie:
Ideał – sięgnął bruku.— C.K. Norwid „Fortepian Chopina
A jednak jest to wiersz ponadczasowy, wiersz, który oddaje jak żaden inny erozję wartości jakie znaliśmy. Rzecz tylko w tym, że wartości bezpowrotnie utraconych, zszarganych i rozmienionych na drobne. Tak drobne, że w dzisiejszych czasach przeciskają się pomiędzy palcami i powoli zniżają do poziomu ulicznego rynsztoku. Bez hałasu, bez huku…Ot, tak powoli…
Świat wartości jakie znałem jeszcze z dzieciństwa umarł już chyba śmiercią naturalną. Miarą sukcesu jest w chwili obecnej skala „hejtu”, wyznacznikiem ekstrawagancji w sztuce – kompozycje zrobione z ekskrementów. Ludzkie życiorysy – jawne jak oświadczenia majątkowe sędziów i prokuratorów – poddawane są drobiazgowej wiwisekcji, której jedynym kryterium wyniku jest to, kto owej wiwisekcji dokonuje.
Ale nie o tym chciałem pisać. Bo z założenia nie miał to być felieton o poezji, muzyce czy wreszcie o polityce, lecz o gospodarce agrarnej w służbie dziennikarstwa. A ściśle o orce. I to nie orce na ugorze, lecz oraniu, a wręcz o zaoraniu.
O tym, że „każdy orze jak może” wiemy nie od dzisiaj. O tym jednak, że politycy, dziennikarze i zwykli ludzie „orzą” innych – możemy dowiedzieć się z kolejnych newsów internetowych czy prasowych.
W portalu „natemat.pl” niejaki Mateusz Albin pisze o tym jak „Dziennikarz Liberte zaorał TVP w rocznicę stanu wojennego”. Z kolei w portalu „niezalezna.pl” niejaki MP woła drukowanymi literami: „PATRYK JAKI ZAORAŁ TK”.
Orka to jednak nie domena polityków, bo już na stronie „spidersweb.pl” dowiadujemy się, że: „Google merytorycznie zaorał Komisję Europejską, która zaatakowała Androida”.
Już czekam na moment, w którym o orzeczeniach sądowych będzie pisało się w podobnym tonie. „Sąd okręgowy zaorał sąd rejonowy”, „obrońca oskarżonego zaorał prokuratora”, „prokurator zaorał sędziego”. Aż chce się wyjść przed sądowy budynek jakieś grządki poszukać. Trzeba jednak uważać, aby nie zostać „zmiażdżonym”, bo to kolejne słowo, które obok orki robi współcześnie karierę…
Moja wyobraźnia bynajmniej nie ogranicza się do wyroków i postanowień, idźmy dalej, nie powstrzymujmy się. Niech mec. Sochański zaorze In Gremio, a dla poprawności politycznej i w słusznym rewanżu In Gremio zaorze mec. Sochańskiego. Ba, ja przecież też mogę zostać zaorany przez choćby Sąd Dyscyplinarny…
Kazik Staszewski onegdaj śpiewał o „Ostatecznym krachu systemu korporacji”; mnie na usta i palców opuszki ciśnie się zwrotka o ostatecznym krachu systemu wartości. Czy jednak świadomość tego każe spoglądać w lustro i oczekiwać od siebie czegoś innego od tego, czego oczekiwałem lat temu klika? Wierności zasadom, przyzwoitości i uczciwości, szacunku dla bliźniego i tego, że starszym należy ustępować miejsca, a przed damami uchylać drzwi…?
Pytanie uznaję za retoryczne, odpowiedź nań także. Są bowiem standardy i wartości, którym nawet w świecie pozbawionym zasad należy być wiernym.
Tym bardziej wierność zasadom przystoi prawnikom, w szczególności zaś przedstawicielom tak zwanych zawodów zaufania publicznego. Któż bowiem jak nie adwokaci, radcowie prawni, notariusze powinni pamiętać o zasadach etyki, któż bowiem jak nie sędziowie i prokuratorzy powinni pamiętać, że ocena i osąd w sprawie nie równa się ocenie i osądowi w życiu codziennym, a tym bardziej w życiu publicznym…
No właśnie… Mam nieodparte wrażenie, że w dniu 16 grudnia 2016 roku, kiedy dane jest mi te słowa pisać, duża część przedstawicieli zawodów zaufania publicznego o takich wartościach zapomniała. Nie byłby to jakiś dzień szczególny (choć dzień bez polityków), gdyby nie masowy atak na niejaką Julię. Nie Julię od Romea, lecz tę od Trybunału Konstytucyjnego, Julię Przyłębską.
Nie mam pojęcia kim jest owa pani. Być może jest sędzią chorowitym, być może słabym merytorycznie. Ale jest sędzią. I bezpardonowy atak na jej życiorys, czyniony także przez innych sędziów uważam za nieprzyzwoity. A opinie kolegium… Cóż…
Każdy sędzia (i nie tylko) ma na ich temat swoje zdanie i potrafi odpowiedzieć, czy w oparciu o nie można wyrokować, że ideał… sięgnął bruku.
Kropka.