Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku…
Zapewne zauważyliście, że świat pędzi z zawrotną prędkością, a świat prawa (przynajmniej polskiego) osiągnął już próg pierwszej prędkości kosmicznej. W zaistniałych okolicznościach natury, klasyczny felieton powoli traci rację bytu, i koniecznym jest serwowanie informacji z orbity, z precyzją co najmniej taką, jaką mogą poszczycić się autorzy czerwonych pasków w TVP INFO. A nawet precyzyjniej…
Postanowiłem więc połączyć wnikliwość dziennikarzy telewizji publicznej ze zwięzłością Jerzego Stanisława Leca. Dokładając do tego szczyptę Mrożka i wiedzę ze wstępu do prawoznawstwa (solidna czwórka na egzaminie u profesora Kaźmierczaka), zamierzam przedstawiać przegląd wydarzeń ze świata prawa i jego okolic. Widziany oczywiście Ślepym Okiem Temidy…
Wszyscy gotowi, można zaczynać…? Zatem zaczynamy…
I. W Mszczonowie odbył się kolejny zjazd Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. Byli zaproszeni goście, były przemówienia – nie było natomiast wyprowadzenia sztandaru, jak to na niektórych zjazdach w naszej historii bywało. Jedynym wyprowadzonym, i to z Iustitii, był niejaki Łukasz Piebiak, znany szerzej jako wiceminister sprawiedliwości i prawa ręka ministra Ziobry.
Płakać za nim podobno nikt nie płakał, coraz częściej jednak w kuluarach zadawane jest pytanie, ilu sędziów zapłacze jeszcze przez niego…
II. Na tym samym zjeździe sędziowie podjęli szereg uchwał na bardzo ważne tematy. Jak wiadomo, w ostatnim czasie sędziowie, oprócz wydawania wyroków, zajmują się również podejmowaniem uchwał, goniąc w ich ilości Ustawodawcę.
Cała nadzieja w tym, że goniąc Ustawodawcę w poziomie ilości uchwał, nie osiągną poziomu jego racjonalności…
III. Sąd Najwyższy uniewinnił sędziego Topyłę od zarzutu kradzieży 50 złotych. Wyrok oczywiście wzbudził kontrowersje zainteresowanie, a najbardziej zainteresowani są nim sądowi i około-sądowi psychiatrzy. Nowa linia orzecznicza nie powinna pozostawiać złudzeń, że każda kradzież musi być oceniana przez pryzmat oceny roztargnienia sprawcy. A ja już widzę oczyma wyobraźni swój własny wyrok uniewinniający recydywistę, który tłumaczy się, że to odruch kazał mu zabrać fanty ze sklepu. Trzeba zrozumieć, chłopina stresował się ciążą konkubiny i brakiem pieniędzy na rachunki, a w chwili roztargnienia – odruchowo i na skutek patologicznie zakodowanego odruchu, zrobił cudzą piwnicę. Trzyma się kupy, nieprawdaż…?
IV. Pisząc już bardziej poważnie, to wyrok ten, nie powinien być wykpiwany, ale stawiany jako wzorzec metra dla tych wszystkich sędziów odwoławczych (i pierwszoinstancyjnych), którzy z upodobaniem hołdują niepisanej zasadzie domniemania winy…
Ach ta nieznośna lekkość uchylania. Uniewinnień oczywiście. A kysz, sio…
V. Zostawmy na chwilkę Sąd Najwyższy. Pan Prezydent podpisał ustawę o „polskich obozach śmierci”. Musiał jednak nie być przekonany, co do jakości atramentu z pióra, którym składał podpis, bo zaraz potem, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Cała ta sytuacja nie powinna specjalnie dziwić i można by ją sprowadzić do parteru określeniem POLITYKA. Co jednak zastanawia, to szybkość działania Trybunału Konstytucyjnego. Okazuje się, że są sytuacje, w którym jego tryby przyspieszają. I bardzo dobrze, chciałoby się rzec, gdyby nie to, że przyspieszać miał równo w każdej sprawie.
A o równości, jak widać, wciąż wiemy tyle, co napisano na ścianie pewnego folwarku. Zwierzęcego…
VI. A skoro już piszemy o równości to przypomniałem sobie pewien wyrok w sprawie dyscyplinarnej. Akt, przyznam od razu nie czytałem, spisuję ze słyszenia: sytuacja klasyczna, zaczęło się od miłości, potem był poród i pępkowe. Ojciec dziecka bał się jechać, ale cóż, w obliczu vis major wsiadł do auta i szukał patrolu policji, żeby sprawdzić, czy jechać może. Weryfikacja okazała się pozytywna, bo faktycznie, poziom alkoholu przekraczał magiczną barierę 0,5 promila. Dla sądu dyscyplinarnego przesłanki podmiotowe okazały się być jednak ważniejsze od przedmiotowych.
Wyrok uniewinniający w tej sprawie podsuwa mi kolejną refleksję na temat hasała wymalowanego na ścianie pewnego folwarku i równiejszej roli niektórych zwierząt…
VII. W oczekiwaniu na swoje postępowanie dyscyplinarne (póki co, na dywanik za me słowa wzywała mnie tak zaciekle broniona Krajowa Rada Sądownictwa), powrócę jeszcze do radosnej twórczości Sądu Najwyższego. Otóż uznał on, że płatność zbliżeniowa cudzą kartą płatniczą stanowi kradzież z włamaniem. Wzbudziło to rzecz jasna spory spór w doktrynie, a na linii broniącej tej nowatorskiej koncepcji, okopali się młodzi naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, skupieni wokół bloga Dogmaty Karnisty. Dyskurs ciekawy (ten o bitcoinach także), a ja czekam na moment, w którym i oni, i Sąd Najwyższy będą bronić tezy, że zamknięte na zwykły zamek drzwi, które po naciśnięciu klamki otwiera złodziej to „zabezpieczenie” w rozumieniu art. 279 § 1 k.k.
A tak swoją drogą, to czy tylko mnie uczono o zakazie stosowania wykładni rozszerzającej w prawie karnym…?
Ciąg dalszy nastąpi… Mam nadzieję 🙂