W Stanach Zjednoczonych bezrobocie w maju osiągnęło najwyższy poziom od czasów Wielkiego Kryzysu. Około dwudziestu milionów Amerykanek i Amerykanów straciło pracę w samym tylko kwietniu.
Tak, szanowna czytelniczko i szanowny czytelniku. Zestawienie słów „bezrobocie”, „Wielki” oraz „Kryzys” powinno wzbudzić nasze szczególne zaniepokojenie.
Jeśli wierzyć heterodoksyjnym ekonomistom to nasza Tarcza Kryzysowa nie tylko nie zapobiegnie wybuchowi podobnego kryzysu w Polsce, ale go jeszcze pogłębi. Tarcza daje zielone światło masowym zwolnieniom, pozwala na spadek płac, a do tego pogarsza warunki pracy i siłę negocjacyjną pracowników. Eufemistycznie nazywa się to „elastycznym rynkiem pracy”, a fachowo: „pierwszym krokiem w stronę wieloletniej zapaści gospodarczej”.
Ilekroć rozmawiam ze znajomymi, przyznają mi, że najbardziej obawiają się poepidemicznej inflacji: przecież wzrośnie deficyt budżetowy, gospodarka niewiele wyprodukowała w trakcie pandemii, więc nie będzie podatków, żeby sfinansować wydatki. Powtarzam im, żeby się nie martwili. Rząd wyszedł naprzeciw naszym zmartwieniom, bowiem wprowadzenie w życie Tarczy Prokryzysowej pomoże nam wpaść w spiralę deflacyjną.
Państwo (podejmując racjonalne decyzje) jest w stanie opanować kilkumiesięczny wzrost inflacji. To sytuacja, gdy inflacja się nagle i drastycznie skurczy powinna nas martwić. Ekonomiczna szkoła post-keynesistów tłumaczy, że takie zjawisko stanowi zwiastun spowolnienia gospodarczego i rychłego wzrostu bezrobocia.
Tak zupełnie na marginesie przypomniało mi się, że w kwietniu wskaźnik średniorocznej inflacji spadł poniżej granicy 4%, a w stosunku do marca 2020 r. ceny obniżyły się o 0,1%. Oczywiście, to tak całkiem na marginesie. Zupełnie bez związku z dzisiejszym tematem.
Ale bez obaw, są też dobre wiadomości. Fortuny amerykańskich miliarderów powiększyły się łącznie o 434 miliardy dolarów w ciągu zaledwie dwóch miesięcy. Największym wygranym pandemicznej zawieruchy jest Jeff Bezos, który zarobił ponad 34 miliardy dolarów. Zresztą, zgodnie z ostrożnymi szacunkami, już za pięć lat szef Amazona zostanie pierwszym na świecie bilionerem (Word podkreśla mi to słowo na czerwono, jakby nie potrafił w to uwierzyć).
Żeby umieścić to w pewnej perspektywie, wyobraź sobie, że odkładasz po 5.000 złotych miesięcznie od chwili, gdy wyginęły dinozaury (trzy i pół miliona lat temu). Chomikując te pieniądze do dziś… wciąż nie udałoby Ci się uzbierać jednego biliona dolarów.
Pod presją widma gospodarczej zadyszki w czerwcu najpewniej wrócimy do pracy. Ceną będzie nagły wzrost wskaźnika zachorowań. Ale jak nam się uporczywie powtarza – gospodarki nie stać na przedłużoną izolację.
Jeżeli światowy system gospodarczy nie wytrzymuje kilku miesięcy stosowania środków bezpieczeństwa mających zapobiec eskalacji pandemii, to warto się zastanowić, czy problem leży po stronie zastosowanych środków czy po stronie samego systemu. Zwłaszcza jeśli najbogatszy człowiek świata zarobił czterokrotnie więcej, niż wynoszą zadeklarowane publiczne wydatki na badania nad szczepionką przeciw COVID-19. I zwłaszcza, gdy wskaźnik indeksów akcji Dow Jones odnotowuje rekordowe wzrosty pomimo stale rosnącego bezrobocia.
Istnieje prawdopodobieństwo, że wskaźniki giełdowe nie mówią nam prawdy o gospodarce. Może kurs akcji jest tylko papierkiem lakmusowym nastroju miliarderów? Oczywiście jest też inna możliwość, po prostu Jeff i jego koledzy pracowali jakiś miliard razy ciężej niż przeciętni pracownicy i wstawali dobry miliard razy wcześniej.
A tak na poważnie, nie ma w istocie znaczenia, czy ktoś dorobił się miliardów uczciwie czy nieuczciwie, czy pracował ciężko czy mądrze. Problem polega na tym, że we współczesnym świecie pieniądze są synonimem władzy i sprawczości. A wielkie pieniądze oznaczają wielką władzę i wielką sprawczość. Bez pieniędzy nie można opłacić szczepionki na groźną chorobę, zapłacić personelowi medycznemu czy, chociażby, pozwolić sobie na wizytę u fryzjera, który potrzebuje klientów jak kania dżdżu, bo musiał zamknąć interes na kilka miesięcy.
Świat, w którym miliarderzy mogą bogacić się bez końca w tempie wykładniczym, a 26 najbogatszych osób posiada tyle co trzy i pół miliarda najbiedniejszych ludzi, to, zdaje się, nie jest świat z naszych najskrytszych marzeń. Niezależnie od popieranej przez nas opcji politycznej (chyba, że kredo naszej opcji politycznej można streścić hasłem: „śmierć biedakom, starcom i frajerom!”).
Ale, nie ma co się smucić – już za kilka lat świat pozna swego pierwszego bilionera. Do tej chwili zostało jeszcze trochę czasu, więc mogę podzielić się z wami bieżącą statystyką. Z powodu Coronavirusa życie straciło w Polsce prawie tysiąc osób, a na świecie – 336 tysięcy.