Rytm ostatnich dni wyznaczają dwa imiona: Kazimierz i Jarosław. Pierwszy zaśpiewał o drugim, wychodząc z dotychczasowej strefy komfortu i kohabitacji z władzą. Dzięki temu wszedł w inną strefę komfortu, mierzoną ogromną popularnością, odsłonami na YouTubie i profitami finansowymi z kolejnych kliknięć. Drugi także wyszedł ze strefy komfortu, publicznie zabierając głos w obronie transparentności mediów publicznych i szacunku dla ofiarności oraz poświęcenia ministra Szumowskiego. Dzięki temu wszedł w strefę komfortu mierzoną poparciem elektoratu dla konieczności rozprawienia się z komunistycznymi „złogami” w mediach publicznych, ich dekomunizacją i zapewne także – planowaną od wielu lat – repolonizacją.
Wolność. Po co wam wolność?
Macie przecież telewizję
(…)Maszerujmy ramię w ramię
Ku słońcu świata nowego.
– Kult
Nie rzecz jednak, aby zajmować się owymi gentlemanami. Oni żyją w strefie komfortu niedostępnej nawet dla sędziów, nawet tych z Sądu Najwyższego. Warto za to zwrócić uwagę, że strefy komfortu, z których wychodzimy, nie zawsze przywodzą nas do wejścia w podobną, a nawet lepszą przestrzeń. Jedno jest dla mnie jednak pewnym. W prawdziwym życiu, takim niedostępnym dla wspomnianych panów K. i J., strefa komfortu, w której funkcjonujemy, jest czasami równocześnie pierzyną, skorupą i zbroją. Niechętnie ją opuszczamy, a jeśli już, to z nadzieją, że do niej powrócimy. Dotyczy to wszystkich, także sędziów. Sam przyznam, że miałbym duży problem z wyjściem ze swej strefy komfortu. Na przykład po to, aby umierać za kraj. Albo choćby za Konstytucję, tak szarganą i deptaną przecież. Z rzuceniem legitymacji sędziowskiej, a przede wszystkim swojej pensji.
Nie piszę tego jednak, aby dzielić się swoimi lękami. Sędziowie przecież mogą spać względnie spokojnie. Są jeszcze (sic!) gwarancje, mechanizmy obrony. Silnie rozbudowana strefa komfortu, która pozwala na pisanie kontestatorskich treści na Facebooku i WhatsApp’ie. Piszę to po to, aby podzielić się przemyśleniem kolegi sędziego na temat naszego środowiska, umieszczonym właśnie na Facebooku. Nie wybrzmiało to wprost, lecz moim zdaniem pisze on właśnie o strefie komfortu, w której my, jako sędziowie, tkwimy. Oddaję Ci głos Piotrze.
Czy sędzia kiedy nim zostaje, przestaje być obywatelem? Czy zostaje pozbawiony swoich konstytucyjnych praw? Czy w zamian za przywileje staje się kimś, kto może więcej, czy mniej?
Czy może faktycznie staje się członkiem nadzwyczajnej kasty, jak powiedziała Irena Kamińska, sędzia NSA w stanie spoczynku? Z racji ponad 16 lat stażu jako sędzia i dobrej znajomości środowiska uważam że mogę zabrać w tej kwestii głos. Osobiście słowa Pani Kamińskiej odebrałem jako głos większości środowiska. Powiedziała to, co zauważyłem u większości sędziów na co dzień. Pełne przekonanie o swojej wszechwiedzy, wszechmocy i wyjątkowości. Poczucie że skoro zdobyłem taką pozycję, skoro dano mi władzę nad losem stron to jestem lepszy, mądrzejszy. Tylko ja wiem jak stosować przepisy. To ja udowodnię pełnomocnikom, że są niedouczeni i nic nie wiedzą. To ja wychowam tych ludzi co nie wiedzą, że do sędziego należy zwracać się „Wysoki Sądzie”. To przecież ja się poświęcam, pracuję dużo i zaangażowaniem. To ja jestem tym co SĄDZI…
Część środowiska to widziała i cierpiała w milczeniu, uznając że nie może nic zrobić by to zmienić. Dopiero bezprecedensowy atak od 2015 r. zapoczątkował zmiany. Zmiany w świadomości i podejściu do tej służby. Ale jednocześnie spowodował utwardzenie stanowiska. Jak wszędzie. I znowu. Kto nie z nami to zdrajca, jak nie popierasz naszego stanowiska to jesteś zdrajcą. Patologie? To nie my, to oni. Wraz z bezprecedensową akcją firmowaną przez stowarzyszenia sędziowskie i lokalnie przez sędziów, związaną z udziałem w protestach, zajmowaniem stanowisk, podejmowaniem uchwał, edukacją prawną zaczęły się zmiany. Wyszliśmy do ludzi podkreślając nasze przywiązanie do Konstytucji. Ale czy to starczyło? Nie. Sposób myślenia się nie zmienia. Dalej nasz interes jest ważniejszy od interesu innych. „Brońcie nas, bo my jesteśmy strażnikami demokracji, waszym złotem, waszym skarbem”. Mimo tych wszystkich działań sądownictwo pozbawiono przymiotu niezawisłości rozmontowując cały system. Można się łudzić jak większość sędziów, że mnie to nie dotknie, bo ja swoje będę robił uczciwie i niezawiśle. Ale każdy z nas może trafić na sprawę posła, radnego czy po prostu przeciwko Skarbowi Państwa, która bezstronnie osądzona, zostanie po prostu skasowana przez Sąd Najwyższy albo Trybunał Konstytucyjny, który orzeknie konflikt kompetencji. Od 2 miesięcy bezprawnie ograniczono m.in. wolność zgromadzeń. W dniu 16 maja tego roku Policja rozbiła i spacyfikowała legalną demonstrację w Warszawie, nie przestrzegając wyroku sądu. A reakcja? Brak. Stoimy na straży Konstytucji, ale gdy w sposób skrajny ograniczana jest wolność zgromadzeń i słowa nie podejmujemy żadnych działań. Pozostajemy jak większość społeczeństwa bierni albo swoje oburzenie wyrażamy w mediach społecznościowych. Niektórzy nawet tego nie zrobili. Moim zdaniem teraz jest czas, by czynnie bronić legalnych protestów. Wszelkich. Wyposażeni w immunitet i może resztki autorytetu możemy powstrzymać agresję policji, a przynajmniej dać świadectwo.
Do zobaczenia 26.05.2020 r. pod sądem w Gdyni i wszędzie gdzie łamie się wolności i swobody obywatelskie. Pokażmy, że nie jesteśmy kastą, a interes obywateli stawiamy ponad nasz.
P.S. Proszę aby w uwagach krytycznych unikać argumentów o kalaniu gniazda i dawaniu pożywki krytykom. Mieliśmy 30 lat na zrobienie porządku sami, ale wybraliśmy inaczej (…). [pisownia oryginalna, przyp. red.]
Tyle Piotr Jędrzejewski. Sędzia z Gdyni. Niewiele mogę o nim napisać, za wyjątkiem tego, że zdarzyło nam się raz spotkać. A kiedy spotykają się Polacy, towarzyszy temu zazwyczaj odpowiednia oprawa. Tak było i wtedy. I wierzcie mi, nigdy nie spotkałem człowieka, który potrafi wypić tyle piwa bezalkoholowego. Może dlatego jego uwagi, te mówione, ale przede wszystkim pisane, są takie celne. I być może dlatego wzbudzają tak mocne, negatywne emocje pośród niektórych sędziów. Dzielni obrońcy Konstytucji, którzy jak nigdy potrafią wyjść ze strefy komfortu (a czasami i kultury) udowadniając, że jedność środowiska nie jest mitem, że trzeba patrzeć w jedną stronę. I bronić wartości podstawowych zawartych w Konstytucji.
I nawet zgodziłbym się z tą argumentacją, gdyby nie jeden problem. Jak można mówić o przestrzeganiu ustawy zasadniczej, jeśli samemu namawia się Ministra Sprawiedliwości do jej łamania…? Otóż Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” przygotowało uwagi (zalecenia) dotyczące funkcjonowania sądów w czasie epidemii koronawirusa. Pośród licznych uwag i zaleceń jednak znalazł się zapis, w którym stowarzyszenie „wzywa Ministra Sprawiedliwości do niezwłocznego (…) (pkt 16 rekomendacji) wprowadzenia zasady, iż w rozprawie lub posiedzeniu jawnym mogłyby uczestniczyć wyłącznie osoby wezwane lub zawiadomione (…)”.
Przypomnijmy, że zgodnie z art. 45 Konstytucji RP wyłączenie jawności może nastąpić ze względu na moralność, bezpieczeństwo państwa i porządek publiczny oraz ze względu na ochronę życia prywatnego stron lub inny ważny interes prywatny. Wyrok ogłaszany jest publicznie. Życie prywatne, to nie życie w ogóle, interes prywatny, to nie interes publiczny. No i PUBLICZNE ogłoszenie wyroku. Od tego nie da się uciec.
Nie trzeba być konstytucjonalistą, aby dostrzec dysonans pomiędzy zapisami Konstytucji oraz ustaw regulujących kwestię jawności postępowania sądowego a wspomnianymi postulatami. Namawianie ministra sprawiedliwości do zmian w tym zakresie sprowadza się do żądania wyłączenia tych zasad aktem rangi niższego rzędu. Czyli sposobu regulacji tak dobitnie obecnie kontestowanej choćby przez Rzecznika Praw Obywatelskich w zakresie kar administracyjnych nakładanych na uczestników pokojowych protestów przez Sanepid.
Jak już wiadomo, ministerstwo bardzo sprytnie w swych rekomendacjach uniknęło problemu ograniczeń jawności. Obawiam się jednak, że podobnych skrupułów nie będą mieli prezesi większości sądów, którzy takowe ograniczenia wprowadzą. Ba, już wprowadzają. W efekcie obywatel ukarany, przez wprowadzone niewłaściwej rangi aktem prawnym obostrzenia będzie zmuszony szukać sprawiedliwości w instytucji, która prezentuje podobny sposób postrzegania kwestii praw obywatelskich jak władza publiczna.
Nie posądzam nikogo z autorów rekomendacji IUSTITII o złą wolę. Zdrowie obywateli jest wszakże ogromną wartością. Nie szukam też odpowiedzi na pytanie, jak jawność procesu sądowego zagwarantować. Na szczęście formuła felietonu zwalnia mnie od powinności w tym zakresie. Chcę tylko zauważyć, że walcząc o Konstytucję i wartości niezwykle łatwo dotknąć niebezpiecznej granicy, w której relatywizuje się jej zapisy. Dokładnie z tym samym uzasadnieniem, z jakim czyni to władza publiczna. Prawa i wolności obywateli, naszych „klientów” wymiaru sprawiedliwości muszą znaleźć się na pierwszym miejscu. Prawa obywateli do wglądu w proces także. Gdy sami zaczniemy to lekceważyć lub nawet relatywizować, będziemy mogli zanucić za Kazikiem: po co nam wolność, mamy przecież swoją strefę komfortu…
By być po ich stronie, nie musimy przecież ramię w ramię maszerować ku słońcu świata naszego.