Całe szczęście moje czytelniczki i moi czytelnicy należą do rozsądnych, światłych i oczytanych (wyjątkowo nie jest to sarkazm). Nikogo nie muszę przeto bić po głowie truizmami typu: zmiana klimatu jest prawdziwa i wywołana działalnością człowieka; pogoda to nie klimat; przez globalne ocieplenie jest (paradoksalnie) momentami zimniej za sprawą schodzenia wirów polarnych.
Ale jest jedna rzecz, o której muszę z wami porozmawiać. Oto krótka opowieść o tym, jak stan Texas wybierając mieszankę deregulacji, niezaleczonej segregacji rasowej i wiary w nieomylność wolnego rynku strzelił w stopę sobie, a najuboższym mieszkańcom przestrzelił aorty.
W Stanach Zjednoczonych w połowie lutego zapanowała niezwykle mroźna zima. Temperatura powietrza spadła miejscami poniżej -40 st. C, bijąc rekordy meteorologiczne. Najgorzej mrozy obeszły się z Teksasem, gdzie przez niskie temperatury drastycznie wzrosło zapotrzebowanie na energię, doszło do serii blackoutów, a z powodu mrozów zmarło kilkanaście osób.
Możecie w tej chwili powiedzieć, „Okej jest źle, ale to w sumie nic nadzwyczajnego. Zimy stulecia uderzają wszędzie”. Tylko że teraz robi się “ciekawie”.
Na terenie Stanów Zjednoczonych działają trzy sieci energetyczne. Dwie pierwsze to Western Inteconnection – obejmująca kilkanaście zachodnich stanów oraz Eastern Inteconnection – pokrywająca niemal wszystko na wschód od gór Skalistych. Trzecia sieć to Texas Inteconnection, która obejmuje (pewnie już się domyślacie) prawie cały Teksas… i tylko Teksas.
Największe sieci są poddane ściślejszym regulacjom federalnym. Tymczasem Teksas stwierdził, że skoro jego tereny są bogate w złoża ropy i węgla, to nie będzie się bawił w jakieś „socjalistyczne” regulacje, a od 1970 w Stanie Samotnej Gwiazdy prądem zarządza Electric Reliability Council of Texas (ERCoT). Nazwa jest myląca, bo nie jest to żadna rada kontrolowana przez organy stanowe, tylko prywatna organizacja.
Sieć energetyczna Teksasu została tak zaprojektowana, żeby być niezależna od pozostałych sieci. Ale przez to nie może też skutecznie importować energii z innych stanów. Texas Interconnection ma wprawdzie dwa połączenia ze wschodnią siecią USA, trzy z Meksykiem (i zero z zachodnią), ale połączenia te mają dość niską przepustowość, więc nie są w stanie pomóc przy tak ostrej zimie.
Na domiar złego ceny gazu u producentów wzrosły z powodu mrozów, więc niektóre elektrownie gazowe zostały wyłączone, żeby zaoszczędzić pieniądze. Z kolei polityka władz stanowych nie wywierała dotąd dostatecznej presji na spółkach energetycznych, żeby te zapewniły niezawodność swoich usług. Inaczej mówiąc, teksański system energetyczny jest nastawiony wyłącznie na krótkoterminowe zyski.
Oliwy do ognia dolewają prawicowi politycy. Burmistrz Colorado City, Tim Boyd, został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska, po tym jak w wiadomości do mieszkańców stanu domagających się ogrzewania, wody i elektryczności oznajmił, że przetrwają tylko najsilniejsi, a słabi polegną (sic!). Konserwatyści natomiast winą za blackouty obarczają źródła energii odnawialnej, ale jest to zwyczajnie nieprawda. Nie chcę się wdawać w debatę o wyższości określonych rodzajów energii nad innymi, ale według dostępnych danych, problemy z systemami energii gazowej, węglowej i atomowej były odpowiedzialne za prawie dwa razy więcej niedoborów energii niż zamarznięte turbiny wiatrowe i panele słoneczne. Zresztą w Teksasie aż 75% energii pozyskiwane jest z gazu ziemnego i węgla.
Na to nakłada się jeszcze specyficzny problem nierówności społecznych. W niektórych dzielnicach stolicy Teksasu – Austin prądu brakowało przez kilkadziesiąt godzin. Niektóre – to słowo-klucz. Prąd był dostępny bowiem w większości śródmiejskiej części miasta (w dzielnicy biznesowej, w której 24 godziny na dobę palą się światła w biurowcach), zaś zaciemnienie dotknęło głównie Wschodnie Austin – dzielnicę mieszkalną, która jest uboższa i zamieszkała w dużej części przez mniejszości etniczne. Wyjaśnienie tego stanu rzeczy jest pozornie neutralne – obwód w centrum miasta jest traktowany priorytetowo, bo oprócz biurowców znajduje się tam też kluczowa infrastruktura (szpitale, straż pożarna, wodociągi itp.). Tyle, że zlokalizowanie szpitali i pozostałej kluczowej infrastruktury akurat na zachód od Drogi Stanowej 35 nie jest przypadkiem. Jest to pozostałość po rasowej segregacji miasta sięgającej planów z roku 1928. Zatem, niejako z automatu było wiadomo, że ten kto posiada nieruchomość w zachodniej części Austin będzie traktowany priorytetowo, bo są tam kluczowe usługi. A kluczowe usługi są tam, bo zostały celowo zbudowane z dala od czarnych i ubogich.
Jest to klasyczny przykład wolnorynkowej kołowej logiki: ta dzielnica nie ma dostępu do podstawowych usług, bo jest biedna i zaniedbana, a jest biedna i zaniedbana, bo nie ma dostępu do podstawowych usług. Rynek ma bowiem zadziwiającą zdolność do oceniania stanu zastanego (nawet jeśli został on wprowadzony sztucznie, z pokrzywdzeniem mniejszości lub z naruszeniem prawa) jako prawidłowego i do reprodukowania go przez następne pokolenia za pomocą „obiektywnych” mierników takich jak ceny i chęć inwestowania w dane regiony.