Kilka lat temu uczestniczyłem w prawniczej konferencji dotyczącej opóźnień w zapłacie. Uczestnicy dość zgodnie narzekali na sądownictwo. Jako szczególnie frustrującą określali sytuację, gdy pozwany celowo przewleka postępowanie międzyinstancyjne i drugoinstancyjne.
Zasądzający wyrok sądu pierwszej instancji – nawet jeśli za kilka lat uzyska walor prawomocności – traci wówczas jakiekolwiek znaczenie ekonomiczne, stając się pyrrusowym zwycięstwem. Atmosferę zgodnego narzekania zakłóciło wystąpienie syndyka (z wykształcenia adwokata), który zapytał, dlaczego na etapie wyroku pierwszej instancji nie są składane wnioski o zabezpieczenie. Tłumaczył, iż wniosek o zabezpieczenie zawarty w pozwie rzadko ma szansę powodzenia. Przesłanki udzielenia zabezpieczenia znacznie łatwiej jednak wykazać później. Skoro pozwany nieprawomocnie przegrał sprawę, to znaczy, że roszczenie pozwu jest uprawdopodobnione. Skoro pozwany przewlekał dotychczasowe postępowanie, to znaczy, że powód posiada interes w uzyskaniu zabezpieczenia. Wdrożenie go (np. poprzez zajęcie rachunku bankowego pozwanego) skutkować będzie zdeponowaniem uzyskanych w ten sposób pieniędzy na rachunku sądowym. Wyprowadzenie ich z majątku pozwanego ma dużą szansę zniechęcić go do dalszego przewlekania procesu. Prowadzenie korespondencji z sądem niepodpisanymi pismami, zasypywanie sądu kolejnymi wnioskami o zwolnienie z kosztów i zażaleniami na odmowę, nic w tej sytuacji nie zmieni, będzie czystą stratą czasu. Natomiast taki pozwany, który żywi rzeczywistą nadzieję na zmianę wyroku, będzie zainteresowany tym, by sąd drugiej instancji orzekł jak najszybciej.
Wypowiedź syndyka – zadająca kłam tezie, iż „nie da się” – zainspirowała mnie do postawienia pytania, czy są inne, niewykorzystywane w praktyce mechanizmy? Dlaczego tak rzadko składane są wnioski, o których mowa w przepisie art. 333 § 3 k.p.c.? Co to za przepis? Przewiduje on, że wydając nieprawomocny wyrok sąd może nadać mu rygor natychmiastowej wykonalności. Co jest konieczne? Po pierwsze, wniosek powoda. Po drugie, wykazanie, że opóźnienie egzekucji uniemożliwi lub znacznie utrudni wykonanie wyroku albo narazi powoda na szkodę. Czy to jakaś nowość? Nie. Przepis ten obowiązuje w niezmienionym kształcie od 1 grudnia 1964 roku. Odkąd siedzę za sędziowskim stołem tylko raz zdarzyło się, że w głosie końcowym strona zawarła wniosek, o którym mowa. Czyżby nad literą prawa dominowały przyzwyczajenia prawników i przekonanie, że „nie da się”? Czy nie jest to jedna z przyczyn, przez którą wyroki sądów pierwszej instancji straciły na znaczeniu?
Chcąc temu przeciwdziałać (przynajmniej w relacjach pomiędzy przedsiębiorcami) ustawodawca od 7 listopada 2019 roku nadał wyrokom gospodarczym charakter tytułu zabezpieczenia (art. 45813 k.p.c.). Nie trzeba więc zabiegać o odrębne postanowienie o zabezpieczeniu, nie trzeba przekonywać sądu do nadania rygoru natychmiastowej wykonalności. Z „automatu” wyrok wydany w postępowaniu gospodarczym daje powodowi uprawnienie do wdrożenia postępowania zabezpieczającego. Zapytasz czytelniku, czy zmiana ta poprawiła efektywność sądownictwa gospodarczego? Nie wiem. Wiem jednak, że na 330 spraw osądzonych przeze mnie w zeszłym roku, tylko w dwóch z nich zwrócono się o wydanie odpisu nieprawomocnego wyroku (który mógłby być podstawą do wdrożenia zabezpieczenia). Tylko w jednej sprawie pozwany chcąc uniknąć zabezpieczenia sam złożył zasądzoną kwotę na rachunku depozytowym sądu. Czyżby nowy przepis „nie przyjął się w praktyce”? Czyżby nadal dominowało przekonanie, iż „nie da się”? Moje spostrzeżenia nie są z pewnością miarodajne dla całego kraju. Piszę wyłącznie o własnych. Zachęcam jednak do odwagi. W ostatecznym rozrachunku nie chodzi przecież o to, byśmy zapełniali papier tekstem kolejnych pozwów, protokołów, wyroków i apelacji, ale by zapewnić obywatelom poczucie sprawiedliwości. Przynajmniej jeśli nie chcemy być hipokrytami, kiedy biadolimy nad słabościami wymiaru sprawiedliwości. Biadolenie nie jest tu rozwiązaniem. Zacząć trzeba od czego innego. Np. od dopilnowania, by w treści wyroku znalazło się stwierdzenie, w jakiej zapadł procedurze. Od rozmowy z klientem, czy jest zainteresowany wdrożeniem zabezpieczenia. To oczywiście nie koniec starań, ale to już temat na odrębny felieton.