Gdy w roku 1202 umierał Mieszko III Stary, ostatni z synów Krzywoustego, zasady senioratu były już mocno naruszone. Mieszko zmarł wprawdzie jako senior i władca Krakowa, ale wcześniej przez ponad 20 lat był pozbawiony tej władzy. Sprawował ją młodszy brat Kazimierz Sprawiedliwy, dopiero czwarty w kolejce, bo poza bratem Mieszkiem miał dwóch starszych od siebie bratanków. Zmarł on w podejrzanych okolicznościach, być może otruty, w 1194 r. (pisałem o tym przez kilku laty w tekście pt. „Prawy i Sprawiedliwy, czyli o dwóch takich, co nic nie ukradli”, zatem nie wypada do tego już wracać). Najstarszym jego synem był zaś bohater niniejszej opowieści – Leszek Biały.
Leszek urodził się w roku 1185 lub 1186, jego starsi bracia zmarli w dzieciństwie. Jako 9-latek został uznany następcą ojca i władcą dzielnicy krakowskiej, co oznaczałoby koniec senioratu: pod względem wieku smarkacz był wówczas w dynastii… ósmy na dziesięciu żyjących. Ale był w Krakowie, na miejscu i w jego imieniu wielmoże mogli rządzić. Osadzenie dzieciaka na tronie wywołało próbę odzyskania Krakowa przez Mieszka III Starego, wojnę domową i straszną bitwę nad Mozgawą w 1195 r. Krwawa jatka zakończyła się takimi ofiarami po wszystkich stronach, że pozostało po niej status quo. Mieszko Stary podjął więc rozmowy z krakowskimi możnymi i wdową po bracie, księżną Heleną. W efekcie odzyskał Kraków, choć na dość niedogodnych warunkach. Jeszcze raz go zresztą stamtąd przegoniono, ale na krótko. Zmarł w 1202 r. jako senior krakowski.
Po śmierci Mieszka opanował Kraków jego jedyny żyjący syn Władysław Laskonogi, wtedy drugi w kolejce. Stało się tak dlatego, że najbliższym współpracownikiem i wychowawcą Leszka Białego był Goworek, wojewoda sandomierski, a krakowscy możni, w tym wojewoda Mikołaj, obawiali się utraty wpływów. Leszek kategorycznie odmówił oddalenia Goworka, wybrali więc Laskonogiego. Według niektórych historyków panował on kilka miesięcy, według innych do 1206 r., według jeszcze innych do 1210 r. W roku 1210 tron krakowski zdobył bowiem Mieszko Plątonogi, średni syn Władysława II Wygnańca: to on był wtedy najstarszy w rodzie i jemu władza seniora prawowicie się należała. Laskonogi słabo protestował, bo Mieszko był stary, a on sam następny na liście. Mieszko istotnie zmarł już w 1211 r. Tymczasem jednak Leszek Biały dorósł i ostatecznie po śmierci Mieszka Plątonogiego to on został władcą Krakowa. Pod względem wieku był wtedy czwarty, ale grę w seniorat definitywnie zakończono. Krakowem zawładnęła małopolska linia Piastów.
We Wrocławiu władał Henryk Brodaty, w Opolu jego stryjeczny brat Kazimierz, syn Plątonogiego. Na Śląsku był względny spokój. Małopolskę Leszek Biały zatrzymał sobie, Mazowsze oddał młodszemu bratu Konradowi, z którym łączył go prawdziwie braterski związek, rzadki w dynastii. Wielkopolską rządził zaś Władysław Laskonogi, ale dołki pod nim kopał bratanek Władysław Odonic, zwany niezbyt elegancko Plwaczem, który usiłował coś wyrwać dla siebie. Wyrywał głupio, bo Laskonogi dzieci nie miał i gdyby żyli w zgodzie, Odonic wszystko by po nim odziedziczył: brakowało mu jednak cierpliwości i rozsądku. Obaj Władkowie trzymali więc po kawałku Wielkopolski, a granica między ich ziemiami wciąż się zmieniała.
Ważne rzeczy też działy się w Gdańsku. Już w roku 1177, gdy z tronu krakowskiego wygnano pierwszy raz Mieszka III Starego, namiestnik Pomorza Gdańskiego Sobiesław wykorzystał zamieszanie i ogłosił się księciem (princeps). Po śmierci Sobiesława I rządzili tam kolejno jego synowie Sambor i Mściwój, a od 1219 r. syn Mściwoja Świętopełk. Leszek Biały formalnie ogłosił, że nadaje mu tytuł namiestnika Pomorza. W rzeczywistości Świętopełk o zdanie go nie pytał.
Leszek Biały rządził średnio, skupiał się na swojej Małopolsce i tu sobie radę dawał. Jeszcze w 1205 r. wraz z bratem Konradem, dzięki znakomitym umiejętnościom wojewody mazowieckiego Krystyna, rozniósł pod Zawichostem wojska księcia halickiego Romana, swego niedawnego sojusznika, który nagle zmienił front i przypłacił to głową, ginąc podczas ucieczki. Wiernego wojewodę Goworka, który dla dobra księcia gotów był nawet iść na wygnanie, mianował Leszek kasztelanem krakowskim, po czym tak ustawił hierarchę, że kasztelan krakowski stał się wyższy rangą od wojewody i cel, jakim było utrzymanie przy sobie przyjaciela, został osiągnięty. Wykręcił się Leszek od udziału w wyprawach krzyżowych, według kronik twierdząc, że nie może jechać na południe, bo niezbędne do życia jest mu… polskie piwo: czemu żaden browar nie wykorzystuje tego w reklamie? W zamian zobowiązał się do wyprawy krzyżowej na pogańskie Prusy, ale szło mu to jak po grudzie i niewiele tam zdziałał, to zresztą osobny temat. Wykorzystał konflikt w Wielkopolsce i bez trudu namówił Władysława Laskonogiego na układ o wzajemnym dziedziczeniu, na co stary Laskonogi przystał na złość Odonicowi Plwaczowi. Dzięki trójprzymierzu z Henrykiem Brodatym i Laskonogim, zawartym już w 1217 r., posługiwał się Leszek tytułem dux Poloniae – księcia Polski. W 1225 r. próbował nagle go wygryźć Henryk Brodaty. Ruszył na Kraków, ale w tym samym czasie napadli go Niemcy z Turyngii i Henryk zawrócił, aby ich przegonić.
Nadszedł rok 1227. Konflikt między Laskonogim i Odonicem przybierał na sile. Pod Ujściem stoczyli otwartą bitwę, którą wygrał Odonic. Laskonogiemu szło słabo i prosił o pomoc sojuszników, Leszka i Henryka. Leszek zaniepokoił się, bo gdyby Odonic zwyciężył, nie byłoby dziedziczenia Wielkopolski. Odonic zaś plwał po kątach, bo jego sojusznik, Świętopełk gdański, zachowywał się ponoć dziwnie i zabrał mu nadnoteckie Nakło. W dodatku ogłosił się udzielnym, niezależnym księciem (dux) i wypowiedział Leszkowi Białemu posłuszeństwo. Leszek doszedł do wniosku, że sprawy trzeba jakoś rozwiązać. Postanowił zwołać wiec książęcy, a na jego miejsce wybrał malutką Gąsawę z uwagi na jej centralne położenie. 11 listopada 1227 r. zjazd się rozpoczął.
W drugorzędnym, niewielkim grodzie zebrała się cała polityczna wierchuszka rozbitej Polski, niemal wszyscy książęta i komplet biskupów. Przybyli Leszek Biały i jego brat Konrad Mazowiecki, z dalekiego Wrocławia przyjechał 60-letni Henryk Brodaty. Władysław Laskonogi, kilka lat starszy od Henryka, miał do Gąsawy dużo bliżej, ale sam nie przyjechał. Z książąt brakowało jeszcze niezainteresowanego omawianymi sprawami Kazimierza opolskiego. Przybył arcybiskup gnieźnieński Wincenty Niałek oraz wszyscy biskupi: krakowski Iwo Odrowąż, płocki Gunter Prus, poznański Paweł, wrocławski Wawrzyniec i lubuski, również Wawrzyniec. Arcybiskup gnieźnieński i biskup poznański reprezentowali też Władysława Laskonogiego.
Tematem zjazdu, wręcz oskarżonymi, byli Władysław Odonic Plwacz i Świętopełk gdański. Obaj się na zjeździe nie pojawili. A wszystko zmierzało do podjęcia decyzji, których się obawiali: usunięcia Odonica i oddania Wielkopolski Władysławowi Laskonogiemu oraz przegnania Świętopełka, który piastowskie Pomorze odrywał dla siebie. Obrady trwały kilkanaście dni. Odonic miał jednak dobry wywiad. I oto nadszedł 24 listopada.
Spór Odonica i Świętopełka o Nakło okazał się zasłoną dymną. Do Gąsawy wpadli nagle, z samego rana, siepacze Świętopełka prowadzeni wskazówkami ludzi Odonica. Rzucili się na kogo popadnie. Henryka Brodatego zastali jeszcze w łożu. Ciężko poraniony książę przeżył tylko dzięki bohaterskiemu poświęceniu rycerza Peregryna z Wesenburga. Ów Niemiec z pochodzenia własnym ciałem zasłonił swego księcia i przy tym zginął. Konrada Mazowieckiego mordercy albo nie znaleźli, albo ich nie interesował. Laskonogiego, którego Odonic by kazał pierwszego sprzątnąć, nie było, ale to nie powstrzymało zbrodniarzy od napaści.
Leszka Białego dopadli w łaźni. 41-letni książę był sprawniejszy od Henryka, nie był sam, ale był bezbronny i nagi. Zdołał jednak się wyrwać, dopadł konia i popędził przez pola w kierunku Marcinkowa, gnając gdzie popadnie, bo napastnicy odcięli drogę do zamku. Mroźny poranek sprzyjał zbrodniarzom. W ruch poszły łuki i piki, aż w końcu jeździec z Gąsawy, książę krakowski Leszek Biały runął na ziemię. Nie ma i nie będzie pewności, czy zabili go napastnicy, czy też dramatycznej ucieczki, nago, w zimnie, w przerażających okolicznościach nie wytrzymało serce księcia. Mordercy zbiegli. Zjazd był rozbity, ocaleli uczestnicy czym prędzej się rozjechali. Pozostało funkcjonujące w polszczyźnie określenie „krwawa łaźnia” – kto dziś wie, że wywodzi się z Gąsawy?
Ranny Henryk Brodaty został odwieziony do Wrocławia i długo dochodził do siebie. Na szczęścia miał syna Henryka Pobożnego, który sprawnie zarządzał wszystkim podczas choroby ojca. Śmierć Leszka Białego spowodowała zaś kompletny chaos w Krakowie, który pozostał bez władcy. Dopiero wiosną opanował sytuację Władysław Laskonogi, najstarszy Piast i zgodnie z umową następca Leszka. Pokonał Odonica, wziął go do niewoli i przejął Kraków. Jednak Odonic wkrótce mu uciekł, a Laskonogi nie umocnił się w Krakowie i karta się odwróciła. O opiekę nad małym synem Leszka, Bolesławem, zaczęli walczyć Henryk Brodaty i Konrad Mazowiecki. Awanturnik z Płocka, którego wcześniej hamował brat, nie przebierał w środkach. Kraków ze stolicy, przynajmniej formalnej, stał się siedzibą jednego z równorzędnych księstw, tyle, że swoistym punktem honoru dla wielu Piastów było go zdobyć. Ale po Leszku Białym już żaden Piast nie przybrał sobie tytułu księcia Polski.
Mordercy zaś nie tylko nie zostali ukarani, ale w dodatku osiągnęli pełny sukces. Świętopełk gdański w zamieszaniu, jakie zdołał wywołać zbrodnią, całkowicie uniezależnił swoje księstwo od Piastów, zadbał o jego rozwój i nawet uzyskał, o zgrozo, przydomek Wielkiego. Tyle, że już na synu Świętopełka, Mściwoju II ród wygasł. Władysław Odonic prowadził zaś nadal zaciekłą walkę ze stryjem. Niestety, w końcu zwyciężył i wygnał Laskonogiego. Ten uszedł najpierw do Raciborza, na dwór księcia opolskiego Kazimierza, a po jego śmierci przeniósł się do Henryka Brodatego. Zapisał wrocławskiemu przyjacielowi „całą” Wielkopolskę. Przez to jeszcze nieraz Odonic miał sobie plwać w brodę, że nie dogadał się z bezdzietnym stryjem. Henryk Brodaty w imię dziedzictwa odbierał mu bowiem znaczne obszary księstwa.
Historycy po latach zaczęli spekulować, czy przypadkiem większych korzyści ze zbrodni gąsawskiej nie odniósł Władysław Laskonogi i czy to nie on dybał na należny mu tytuł seniora. Teza ta jednak jest karkołomna, stary Laskonogi dziedzica nie miał, jawnym wrogiem był mu bratanek – po co by mu było mordować zaprzyjaźnionego Leszka? Motyw, możliwość i zysk ze zbrodni Władysława Odonica jest zaś ewidentny. Obrońcy Plwacza mają więc trudne zadanie, choć spór historyczny podtrzymują.
Nie ma w Gąsawie ni śladu po miejscach, w których odbywał się zjazd i dokonano zbrodni. Jest natomiast konny pomnik Leszka Białego przedstawiający uciekającego księcia, trafionego strzałą. Dzieło krakowskiego artysty Jakuba Juszczyka odsłonięto w siedemsetną rocznicę śmierci księcia. Rzeźbę zniszczyli Niemcy podczas okupacji, a jej autor zmarł przedwcześnie krótko przed końcem wojny. Dopiero w 1973 r. na podstawie zachowanych fotografii bydgoski rzeźbiarz Rudolf Rogatty odtworzył pomnik.
Swoisty epilog zbrodni w Gąsawie miał miejsce cztery lata później, 3 listopada 1231 r. w Środzie Śląskiej. Władysław Laskonogi dożywał tam swoich dni na łaskawym chlebie Henryka Brodatego. Stary był długonogi Władek, ale nadal jurny, zresztą przez całe życie znany był jako wszeteczny rozpustnik. I oto swoim zwyczajem rzucił się na jakąś dziewczynę, ponoć Niemkę, dybiąc na jej cnotę. Hoże dziewczę miało jednak coś ostrego lub twardego i działając w ewidentnej obronie koniecznej ubiło napastnika na miejscu. Historia nie zapisała, co stało się z zabójczynią, czy ją ukarano, czy też uznano jej prawo do obrony. Nie przyjechał Laskonogi do Gąsawy i dzięki temu ocalał. Los dosięgnął go więc gdzie indziej.