Powstanie Chmielnickiego do historii kryminalnej nie należy: zbrodnia na dużą skalę to już wojna, czyli polityka. Poza tym opisał je już pewien pan, którego wszyscy znamy, a sfilmował to drugi pan i do kin waliły tłumy. Ale zanim Bohdan Zenobi Chmielnicki herbu Abdank rozpętał piekło na południowo-wschodnich kresach Rzeczypospolitej, było wcześniej jeszcze paru, którzy próbowali czegoś podobnego dokonać. A że wówczas wkraczały do działania sądy – ich osobom miejsce w historii kryminalnej się należy.
Instytucja hetmana zaporoskiego czy kozackiego znana była już od początku XVI wieku. Pierwszym tak nazywanym był Przecław Zadora z Brzezia, członek znanego rodu rycerskiego, który przybrał dla siebie i potomków nazwisko Lanckoroński od otrzymanego starostwa. Hetmani zaporoscy dla Rzeczypospolitej, na obszarze której przecież działali, byli wodzami wielce uciążliwymi. Pierwsze zamieszanie wywołał w 1591 r. Krzysztof Kosiński, Polak z Podlasia, który przehulał majątek i przystał do Kozaków, a Jan Zamoyski uczynił go pułkownikiem. Nadał mu dobra na Kijowszczyźnie, jednak Kosiński nie był w stanie ich zasiedlić, co było warunkiem nadania. Dobra dostały się więc Januszowi Ostrogskiemu, a Kosiński zaczął nawoływać do buntu przeciwko magnatom. Napadł na dwór Ostrogskiego w Białej Cerkwi, obrabował, zniszczył dokumenty nadania i gdyby na tym poprzestał, skończyłoby się na prywatnej wojence. Wyczyny Kosińskiego spowodowały jednak wybuchy rebelii na większym obszarze. Kosiński rabował coraz to nowe miejsca, zdobył Perejasław, atakował Kijów. Starosta Mikołaj Jazłowiecki zawarł ugodę z Kozakami: obiecali pozbyć się buntowniczego „Lacha”, ale pomogło to na krótko. Kosiński zaczął znowu atakować. Król Zygmunt III zwołał więc pospolite ruszenie przeciwko buntownikowi, a Janusz Ostrogski dołączył z wojskiem prywatnym.
2 lutego 1593 r. Ostrogski i Aleksander Wiśniowiecki (stryj słynnego Jeremiego) zwyciężyli Kozaków pod Piątkiem, niewielkim miasteczkiem na Ukrainie; wyrżnęli kilka tysięcy buntowników za cenę niewielkich strat, głównie dzięki atakowi konnicy. Kosiński ocalał, kilka dni później podpisał kapitulację, ale gdy uciekł na Zaporoże, spróbował znowu. Pod koniec maja zaatakował polskie wojska w Czerkasach. Aleksander Wiśniowiecki dyskretnie wyprowadził konnicę z zamku, szybkim atakiem przedostał się na tyły powstańców i rozbił ich doszczętnie. Kosiński zginął zaś w niejasnych okolicznościach, bo nie ma pewności, czy w bitwie, czy w burdzie z własnymi kompanami.
W tym czasie Sejm uchwalił konstytucję O Niżowcach, skazującą wszystkich uczestników powstania na śmierć za zdradę. Gdy jednak zginął Kosiński, dwukrotnie pokonanym Kozakom przeszła chęć do walki. W sierpniu 1593 r. podpisano ugodę i ogłoszono amnestię. Powstanie wygasło, obeszło się bez wykonania srogiego, ustawowego wyroku.
Rok później znowu u podłoża walk legła sprawa prywatna. Zapoczątkował wszystko Semerij, czyli Seweryn Nalewajko (niektórzy określają go imieniem Semen, raczej błędnie). Ów Rusin był synem kuśnierza z Husiatyna, zamordowanego przez sługi Marcina Kalinowskiego, późniejszego hetmana. Po ucieczce z rodzinnych stron zaciągnął się do wojsk Konstantego Ostrogskiego, ale zdezerterował i dołączył do Kozaków. W 1594 r. podburzył czerń do buntu, wykorzystując rozgoryczenie po upadku powstania Kosińskiego. Chodziło mu w istocie o prywatną zemstę na Kalinowskim.

Nalewajko przybrał tytuł hetmana zaporoskiego i z Kozakami ruszył do walki. Niekiedy wkraczał do Mołdawii, niekiedy wracał na Podole. Zdobył Bracław, potem Bar, wreszcie Słuck i Mohylew. Wszędzie, gdzie dotarł, okazywał niesłychane, nawet jak na tamte czasy, okrucieństwo. Mordował polskich mieszczan, mordował Żydów, palił miasta. Wraz z nim szli Hrehory Łoboda, dawny jego dowódca oraz Matwij Szuła, ale regularnie dochodziło między nimi do sporów i odbierania sobie dowództwa, co okazało się dość istotne.
Do walki z krwawym watażką posłano hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Ten dowiódł, że nieważne, jakie ma się siły, tylko co się umie. W nocy z 2 na 3 kwietnia 1596 r. wojska starły się pod Białą Cerkwią. Ponoć Szuła obiecywał wówczas wydać Nalewajkę Polakom, ale ostatecznie się rozmyślił. Stojący po stronie króla rotmistrz Kirył Rożyński pokonał wojska Szuły, a w pościg za Nalewajką rzucił się hetman Żółkiewski i dopadł go pod Ostrym Kamieniem. W długiej bitwie dwutysięczne wojska hetmana dzięki taktyce i umiejętnościom pobiły ponad trzykrotnie liczniejszych Kozaków. Jednak straty były spore i trudno było ścigać rozproszonego, ale licznego wroga. Kozacy zbiegli, w miejsce rannego Szuły wodzem został Łoboda, a potem ponownie Nalewajko.
Pod koniec maja Stanisław Żółkiewski wraz z Janem Karolem Chodkiewiczem (wówczas jeszcze nie hetmanem) oblegli tabor Nalewajki nad rzeką Sołonicą pod Łubniami. Oblężenie trwało kilkanaście dni. Łoboda, skłonny do ugody, został rozsiekany podczas „narady sztabowej”. W końcu Kozacy sami uwięzili swoich przywódców i zaczęli rokować. Żółkiewski zażądał wydania wodzów, uwolnienia jeńców, zwrotu armat i zrabowanego mienia. Gdy jednak Kozacy się poddali, żołnierze hetmana nie wytrzymali i zaatakowali wychodzących z taboru, wyrzynając kilkuset z nich. Chwały im to nie przyniosło.
Matwij Szuła był wśród wydanych, Semerij Nalewajko został złapany podczas próby ucieczki. Obu wywieziono do Polski. Szuła i kilku pomniejszych dowódców zostało szybko skazanych na śmierć i ściętych latem 1596 r. Natomiast Nalewajko siedział w lochu przez dziesięć miesięcy, ponieważ zapadła decyzja, by stanął przed sądem sejmowym, chociaż nie był szlachcicem i prawo tego nie wymagało. Po paru miesiącach poddano go torturom w celu wydobycia zeznań, właściwie nie wiadomo po co, bo przebieg wydarzeń był znany. Jeszcze 9 kwietnia 1597 r. Nalewajko był przesłuchiwany w obecności senatorów i Zygmunta III Wazy. Skazany na śmierć, został stracony dwa dni później – ścięto go i poćwiartowano na Górze Szubienicznej w Warszawie. Obecnie stoi tam warszawska Cytadela.
Nalewajkę Ukraińcy uznają dziś za bohatera narodowego, czczą jego pamięć i twierdzą, że mściwi Polacy upiekli dzielnego wodza wewnątrz miedzianego wołu czy konia. Jakby się komu chciało specjalnie kuć takie narzędzie kaźni. Czego to ludzie nie wymyślą…
Pokój trwał 28 lat. Powstanie wzniecone przez Marka Żmajłę w 1625 r. zakończyło się szybko ugodą i pozbawieniem hetmana władzy. W 1630 r. kolejny bunt zorganizował Taras Fedorowicz. Zgromadził wielkie siły, złupił spore obszary, a w końcu zamknął się w twierdzy w Perejasławiu, uciekając przed… pięciokrotnie słabszymi wojskami polskimi. Hetman Stanisław Koniecpolski, przyszły hetman Stanisław Rewera Potocki i znany warchoł Samuel Łaszcz nie mieli szans zdobyć twierdzy. Kozacy odnieśli parę sukcesów w obronie, ale mimo to poprosili o ugodę. Fedorowicz pozbawiony został dowództwa, ale nie wydano go Polakom i zniknął w mrokach historii. Sprawa rozeszła się po kościach – już ostatni raz. Za to po dwustu latach ukraiński wieszcz Taras Szewczenko opisał w zachwycającej pieśni wyrżnięcie podłych Lachów i pozostawienie ich trupów wilkom na żer.

W 1633 roku hetmanem zaporoskim został Iwan Sulima, rusiński szlachcic. Niegdyś służył jako zarządca hetmanowi Żółkiewskiemu, dorobił się paru wsi, a potem na czele kozackich zagonów zaczął walczyć z Turkami i Tatarami. Niektórzy twierdzili, że dostał medal od papieża Pawła V za uwolnienie chrześcijańskich jeńców. Raczej jest to tylko legenda, zwłaszcza, gdy uwzględnić, co Sulima zrobił później.
W nocy z 3 na 4 sierpnia 1635 r. wraz ze swoim zagonem zaatakował polską twierdzę Kudak nad Dnieprem. Był to wznoszony dopiero od paru miesięcy obwałowany obóz. Powstał, by strzec pokoju na pograniczu, bo z Turkami obowiązywał rozejm. To wadziło chciwemu łupów watażce. Przeciągnął na swoją stronę paru Rusinów służących w Kudaku pod dowództwem Jeana de Mariona, francuskiego oficera w królewskiej służbie. Zdrajcy wpuścili ludzi Sulimy do obozu. Dwustuosobowa załoga została wyrżnięta, a de Marion zamęczony po torturach. Ludzie Sulimy zrabowali spore sumy pieniędzy, obóz zaś zniszczyli.
Wieść o zdradzie i zbrodni szybko dotarła do Warszawy i hetman Koniecpolski na czele swych sił, zresztą Polaków i Kozaków, popędził schwytać łotrów. Starosta Łukasz Żółkiewski i podkomorzy Adam Kisiel przekonali Kozaków, by nie próbowali chronić rabusiów. Wówczas Iliasz Karaimowicz i Iwan Barabasz (ten, na którym lincz opisał Sienkiewicz w Ogniem i mieczem) ruszyli ująć Sulimę i jego ludzi. Ponoć dopadli ich na dnieprzańskiej wyspie. Koniecpolski powrócił do Warszawy z Iwanem Sulimą i pięcioma jego ludźmi w więzach.
Sulima i współoskarżeni tłumaczyli się przed sejmowym sądem, że nie wiedzieli o rozkazie zbudowania twierdzy, że jej budowę uważali za samowolę cudzoziemców. Nikt im jednak nie wierzył, mord wyglądał zbyt paskudnie. Król Władysław IV próbował nawet pomóc oskarżonym, pamiętał ich zasługi, ale sąd nie miał litości. Cała szóstka skazana została na śmierć. Iwan Sulima, który tuż przed śmiercią przeszedł na katolicyzm, i czterej jego kompani zostali ścięci 12 grudnia 1635 r., w obecności tatarskiego posła. Ich poćwiartowane szczątki ponadziewano na pale.
Ocalał Paweł Michnowicz But, zwany Pawlukiem. Został ułaskawiony na prośbę kanclerza Tomasza Zamoyskiego. Czemu wstawił się on za Pawlukiem, nie wiadomo, bo historia nie zna wcześniejszych losów ani zasług skazanego. Uwolniony Pawluk pospieszył na Naddniestrze. Wkrótce dał o sobie znać, już po paru miesiącach podżegał Kozaków do wypraw na Zaporoże. W listopadzie 1636 r. zaciągnął się na służbę chana krymskiego. Wrócił jednak już wiosną następnego roku i wszczął bunt przeciwko starszyźnie kozackiej, zarzucając jej zdradę i wydanie Sulimy Lachom.
Ludzie Pawluka ruszyli na Korsuń, zrabowali tam artylerię kozacką i tak uzbrojeni wrócili na Zaporoże. Pawluk odmówił oddania armat, ale starszy Kozaków Wasyl Tomilenko nie chciał podjąć ostrzejszych kroków. Starszyzna wtedy odwołała go i wybrała wodzem Sawę Kononowicza. W sierpniu Pawluk rozpoczął więc otwartą wojnę. Ogłosił się hetmanem i zaatakował Kozaków posłusznych starszyźnie. Pojmał kilku jej członków, w tym Kononowicza, i rozstrzelał.
Problem musiał znowu rozwiązać Stanisław Koniecpolski. Wezwał Kozaków do obozu pod Łuczyńcami, gdyż obawiał się ataku Turków. Paweł Pawluk zażądał oficjalnego przyznania mu buławy i chorągwi. Koniecpolski nie odpowiadał przez ponad miesiąc, a na początku listopada zapowiedział, że jeśli Kozacy nie podporządkują się wyznaczonemu przez niego starszemu, to zmiecie ich z powierzchni ziemi. Król Władysław IV polecił hetmanowi trochę się pohamować, niby-pertraktacje trwały, aż 16 grudnia kilkunastotysięczna już armia Pawluka, idąca taborem, zaatakowała Polaków pod Kumejkami. Zastępca Koniecpolskiego, hetman polny Mikołaj Potocki dwukrotnie rozerwał tabor i rozniósł Kozaków. Pawluk z jedną trzecią wojsk, oderwany od reszty, uciekł, a Potocki, za cenę straty ledwie stu pięćdziesięciu ludzi, rozsiekał sześć tysięcy, resztę rozproszył, zaś tabor zdobył. I tyle było powstania.
Paweł Pawluk zamknął się z resztkami swoich wojsk w Borowicy, ale działający na uwolnionym od buntowników terenie hetmani spokojnie przegrupowali siły i oblegli go. Kozacy nie widzieli żadnych szans sukcesu i po kilku dniach poddali się, wydając Pawluka i kilku innych wodzów Polakom: niektórzy zdołali uciec. Podkomorzy Adam Kisiel zaręczył honorem, że jeńcy nie zostaną straceni, gdyż mogą liczyć na łaskę króla. Kapitulację Kozaków podpisał zaś pisarz wojska zaporoskiego Bohdan Chmielnicki.
Pawluk z kompanami przewieziony został do Warszawy i znowu stanął przed sejmowym sądem. Wściekłość posłów nie miała granic. Dwa lata wcześniej Pawluk został przecież skazany na śmierć, potem ułaskawiony, a już wkrótce jasno pokazał, że „warunkowe zwolnienie” było błędem. Bronił Pawluka Adam Kisiel, przypominał, że Kozak dobrowolnie poddał się wobec obietnicy łaski króla. Argumentował, że gdyby nie owo poddanie, krew kozacka i polska jeszcze by się lała po Dzikich Polach. Jednak posłowie mieli świadomość, że powstanie już upadało, gdy Pawluk się poddał. Czy król chciał ułaskawić Pawluka, nie ma pewności. W każdym razie protesty Adama Kisiela i obietnica łaski zostały demonstracyjnie zlekceważone. Niektórzy nawoływali, aby Pawlukowi nałożyć rozpaloną koronę i dać takież berło. 19 kwietnia 1638 r. dopełnił się los Pawluka – został ścięty i poćwiartowany. W sensie prawnym było to wykonanie wyroku z 1635 r. Jego kompani zostali tak samo pokarani w wyniku wydania nowego wyroku.
Na sejmie wydano też dość stanowcze prawa dotyczące rejestrów kozackich. Wieści z Warszawy spowodowały kolejny bunt. Na jego czele stanął niejaki Jakub Ostranica, zwany po polsku Ostrzaninem. Dołączył do niego Karpo Skidan, jeden z najbliższych kompanów Pawła Pawluka, który pół roku wcześniej zdołał uciec z oblężonej Borowicy. Ostranica zaatakował fatalne niegdyś dla Nalewajki Łubnie. Zamek się obronił, a przeciwko buntownikom ruszył Stanisław Rewera Potocki, do którego dołączył wkrótce kuzyn Mikołaj. 13 czerwca 1638 r. w Żowninie nad Dnieprem ostrzelali z armat Kozaków Ostranicy, rozbili i rozproszyli. Ostranica uciekł aż na obszar Rosji i nigdy już nie wrócił na Zaporoże, zresztą trzy lata później zginął w trakcie wewnętrznych rozruchów między Kozakami.
Karpo Skidan nie walczył pod Żowninem, bo szukał posiłków. Zdołał zebrać trochę Kozaków i szedł wesprzeć Ostranicę, ale dopadł go jeden z polskich zagonów i od razu stracił, nawet nie ma pewności, gdzie i kiedy. Dowództwo nad oddziałami pozostałymi po Ostranicy objął więc Dymitr Hunia, który podobnie jak Skidan walczył w powstaniu Pawluka i ocalał, uciekając z Borowicy. Przeprowadził resztki kozackich wojsk przez Dniepr przygotowanymi wcześniej mostami i założył nad rzeką Starzec, dopływem Dniepru, obóz obronny. Nie na wiele to pomogło, wojska polskie obległy obóz. Hunia znając los poprzedników uciekł i gdzieś zniknął, a pozostali Kozacy mieli dość i 8 sierpnia poddali się. Tym razem obeszło się bez procesu przywódców.
Klęska pięciu powstań w ciągu trzynastu lat, szereg procesów i lista ściętych przywódców zniechęciła Kozaków do buntów. Na długo? Na dziesięć lat. Potem zaś nadszedł rok 1648. Kolejne powstanie nie skończyło się już ani krótką akcją zbrojną, ani skazaniem przywódców. Na jego czele stanął Bohdan Chmielnicki. A co było dalej, to już każdy prawie wie.