Minęło już parę lat od czasu, gdy na łamach In Gremio przedstawiałem Czytelnikom kryminalno-sądową historię niepodległego Pomorza, najbliższego memu sercu. Przez cały rok, z jedenastu tekstów (jeden był autorstwa Grzegorza Szaconia) można było dowiedzieć się, jakie zbrodnie i afery wstrząsały ziemią Gryfitów. Teraz, gdy czas mi znowu na to pozwala, na propozycję redakcji przystąpiłem do opisywania kryminalnej historii Polski. Historia dłuższa, zatem i tekstów będzie więcej. Mam nadzieję, że szanownych Czytelników nie znudzą.
Kto był pierwszym znanym historii Polakiem? Po chwili namysłu większość z nas odpowie: Mieszko I. Oraz jego brat Czcibor, bohater spod Cedyni. Może ktoś pamiętać będzie ich ojca Siemomysła, księcia Polan, dziada Lestka albo pradziada Siemowita. Gdy jednak zaczniemy tak grzebać w pamięci historycznej, będą nam się nasuwały wyłącznie imiona członków rodu Piastów. To normalne. Ale kto był pierwszym zapisanym w historii Polakiem spoza tej dynastii?
No właśnie. Nie był to przecież, znany również z X wieku, święty Wojciech – ten był Czechem, aczkolwiek w tych czasach Czesi i Polacy mówili jednym językiem (bliższym dzisiejszemu czeskiemu niż polskiemu). Kto zatem? Otóż pierwsi znani historii Polacy byli… pierwszymi polskimi zbrodniarzami. Dopuścili się – według dzisiejszej terminologii – zdrady ojczyzny. I właśnie dlatego historia odnotowała ich imiona: Przybywój i Odylen.
Zaczęło się to wszystko w końcowych latach panowania Mieszka I. Jego powszechnie znaną, pierwszą chrześcijańską żoną była Dobrawa czeska, ale małżeństwo to trwało krótko. Dobrawa, która za Mieszka I wyszła – jak na średniowieczne obyczaje – bardzo późno, zmarła w wieku około 45 lat w roku 977, gdy jej syn Bolesław, późniejszy Chrobry, miał lat 10, a córka Świętosława, późniejsza Storrada, nie wiadomo ile, bo do dziś historycy się spierają, które z nich było pierwszym dzieckiem książęcej pary. Nie wiadomo też, ile lat miał owdowiały Mieszko, pewnie blisko pięćdziesięciu, ale mógł mieć i trzydzieści kilka. Wiadomo jednak, że po śmierci Dobrawy dość szybko poszukał sobie drugiej żony i poślubił ją około 978 – 980 r.
Oda z rodu Haldensleben była najstarszą córką margrafa Marchii Północnej Dytryka. Jej małżeństwo z Mieszkiem doprowadziło do uwolnienia przez Polskę jeńców wojennych – nie wiadomo jednak, z jakiej wojny. Niemcy bili się wtedy dość często między sobą, a Mieszko I przy okazji mógł próbować coś dla siebie urwać. Nadto w opisywanym okresie cesarz Otton II odbył wyprawę „na Słowian” – zapewne na mieszkową Polskę, a zakończyła się ona dyskretnie przemilczaną przez kronikarzy niemieckich porażką. Choć wyprawa trochę trwała i mogła dojść nawet w rejon Poznania, cesarz ostatecznie nic nie zdobył, zawrócił przed zimą w rejony Turyngii i Saksonii, zatem atakował Polskę lub Łużyce. Zapewne stracił też rycerzy, których potem trzeba było z niewoli wydobyć. Ceną była Oda Dytrykówna. Bardzo negatywnie do jej małżeństwa odnieśli się niemieccy hierarchowie kościelni, ponieważ Oda została zabrana przez ojca z klasztoru w Kalbe, gdzie była mniszką, a porzucenie habitu było zbrodnią niewybaczalną. Jako żona jednak sprawdziła się – oczywiście w sensie średniowiecznym. Urodziła Mieszkowi dość szybko trzech kolejnych synów: Mieszka, Świętopełka i Lamberta.
Gdy w 991/2 r. Mieszko wydał słynny dokument Dagome iudex, oddający Polskę w opiekę papieżowi, zapisał w nim Odę oraz synów Mieszka i Lamberta – pominął Bolesława i Świętopełka. Dokument ten jest znany z odpisów. Mieszko w ostatnich latach życia raczej nie był w najlepszych stosunkach z najstarszym synem, Bolesławem. Dwukrotnie go dynastycznie żenił, a Bolesław obie żony (Niemkę i Węgierkę) odesłał do domów rodzinnych. Potem sam wybrał sobie Emnildę, słowiańską księżniczkę, którą tatuś zapewne nie był zachwycony, gdyż była córką zaściankowego kniazia, prawdopodobnie z Łużyc. Prowadził Bolko samodzielne działania, również zbrojne. I pamiętał, że jego ojciec, dziad czy pradziad władali całym księstwem, nie dzieląc się z żadnym z braci. Sam Mieszko miał co najmniej dwóch braci, ale tylko on przejął władzę. Jego ojciec i przodkowie uprawiali wielożeństwo, zatem synów też musieli mieć więcej. Mimo to każdy z nich rządził sam całym księstwem Polan, zawsze jako jedyny następca. Wiadomo więc, czego młody książę oczekiwał.
Tymczasem gdy Mieszko zmarł 25 maja 992 r., w testamencie nakazał podzielić Polskę między synów. Bolesław miał wtedy lat 25, sam miał dwóch synów – Bezpryma z drugą żoną, Węgierką i Mieszka II z Emnildą. Jego przyrodni bracia, Mieszko i Lambert (Świętopełk zapewne już nie żył, skoro nie wymieniono go w Dagome iudex) byli – wedle ówczesnego języka – otrokami. Żaden nie miał jeszcze lat 15, uznawanych za „wiek sprawny”. Podział kraju między dorosłego księcia z uznanym już autorytetem, a dwóch chłopców – to się w głowach polskich wojów nie mieściło. W dodatku opiekunką chłopców była Oda, Niemka i zapewne miała przy sobie rodaków. A przecież woje Mieszka, teraz już Bolesława i ich ojcowie walczyli z Niemcami: z Wichmanem – zabójcą Mieszkowego brata, z Hodonem pod Cedynią, odpierali najazdy wroga Słowian, margrabiego Gerona i samego cesarza Ottona II. Trudno było oczekiwać ich akceptacji dla testamentu, którym Polska miała być podzielona na części.
Tu wkroczyli na scenę Przybywój i Odylen. Przybywój – imię polsko-czeskie, bo przecież język był wspólny. Odylen to imię zachodnie, które przywędrowało w tamtym okresie do Polski, w oryginale Odile, miało też formę Odolan (tak brzmiało np. na Pomorzu). A więc byli to Polacy. Obaj musieli należeć do najwyższych możnowładców księstwa, bo gdyby byli zwykłymi wojami, choćby dość ważnymi, to przeciąganie ich na stronę Ody niewiele by dawało i pozostałoby niezauważone. Są przesłanki wskazujące, że pochodzili z rządzącej dynastii, być może byli potomkami Siemomysła czy któregoś z jego krewnych. Przybywój był na pewno wcześniej bliski Bolesławowi. W niemieckiej kronice Thietmara obaj nazwani zostali familiaris, a więc członkami rodu. Niektórzy badacze uważają to słowo za synonim jedynie faktycznej bliskości, niekoniecznie więzów krwi, ale czy słusznie?
Czym Oda, a być może także towarzyszący jej w Polsce Niemcy, przeciągnęli Przybywoja i Odylena na swoją stronę? Musieli im sporo obiecać. Być może nawet swoistą regencję, rycerską opiekę nad nastoletnimi synami Mieszka: opieka ze strony Polaków, może nawet Piastowiczów byłaby łatwiejsza do przeforsowania niż rządy Ody czy jej niemieckich towarzyszy. Zapewne nie tylko Przybywój i Odylen opowiedzieli się po stronie Ody, ale innych zwolenników miała już mniej ważnych. Odruchem większości wojów musiało być stanięcie przy Bolesławie. Pod jego dowództwem już walczyli, znali go i w razie sporu o ojcowiznę musiał wydawać się postacią zdecydowanie silniejszą niż dwaj chłopcy. Jeśli więc dwaj liczący się wielmoże przeszli na stronę Ody i jawnie firmowali rebelię, stając na jej czele, to na pewno liczyli na wiele.
Na cokolwiek liczyli, przeliczyli się. Całe zamieszanie z testamentem Mieszka I zostało zakończone błyskawicznie, w niecały miesiąc. Szybkość, z jaką Bolesław przystąpił do działania, dowodzi, że ruchliwy i skłonny do bojowych wypraw książę w chwili śmierci ojca musiał być na miejscu i był doskonale poinformowany, kto się z kim znosi. Nie odnotowano żadnych walk wewnętrznych. Woje stanęli murem – czy raczej palisadą, bo drewniane to były czasy – za Chrobrym. Rebelia została zduszona w zarodku, po prostu ujęto całe jej przywództwo. Przybywój i Odylen wpadli w ręce ludzi Bolesława, Oda i jej synowie znaleźli się na łasce zwycięzcy. Rozbicie już Polsce nie groziło.
Władcy nie mają braci, mają rywali do tronu. Niewiele było takich krajów jak nasze Pomorze, gdzie nigdy żaden Gryfita nie podniósł ręki na swego rodowego. Chrobry na braci też jej nie podniósł, choć ryzykował, że ktoś ich wykorzysta w przyszłości przeciwko niemu. Wygnał Odę i jej synów z Polski. Oda osiadła w Kwedlinburgu, należącym do jej ojca. Dytryk zapewne zajął się wnukami. Bolesław niewątpliwie sam podjął decyzję o banicji, wszak chodziło o rodzinę książęcą. Osiągnął dwa cele naraz: nie dał cesarzowi pretekstu do zaatakowania siebie jako bezbożnego bratobójcy, a wśród swoich utwierdził zasadę, że krew książęcego rodu jest święta. Poza tym dwaj nastolatkowie byli tylko narzędziami w rękach dorosłych.
Co innego Przybywój i Odylen. Dwaj ujęci stronnicy Ody uznani zostali za zdrajców, którzy próbowali rozerwać kraj przodków na części. Takich karano zazwyczaj śmiercią. Czy i kto sądził Przybywoja i Odylena, nie wiemy, ponieważ w kronice Thietmara – głównym współczesnym źródle – jako ten, który ich ukarał, wskazany został po prostu Bolesław. To nie znaczy jednak nic: sąd złożony z książęcych ludzi i tak działałby na konto księcia, to on był najwyższym sędzią. W każdym razie zdrajcy ukarani zostali błyskawicznie, od śmierci Mieszka minęło zaledwie parę tygodni.
Otóż pierwsi znani historii Polacy byli… pierwszymi polskimi zbrodniarzami.
Dopuścili się – według dzisiejszej terminologii – zdrady ojczyzny.
I właśnie dlatego historia odnotowała ich imiona: Przybywój i Odylen.
Nie oddali jednak głów. Spotkała ich inna kara typowo średniowieczna: zostali oślepieni. To potwierdzałoby hipotezę, że obaj oskarżeni byli krewnymi księcia. Sam Chrobry kilka lat później w podobny sposób potraktował Bolesława Rudego, swego ciotecznego brata, okrutnego władcę Czech, którego zrzucił z tronu. Po latach do tego obyczaju wrócił Bolesław Krzywousty, zbrodniczo oślepiając swego brata Zbigniewa. Ale przez całe stulecia nikt z Piastów nie posunął się do skazania krewniaka na śmierć, acz niekiedy trup w dynastii padał. Ród książęcy miał być nietykalny. I choć zapewne nikt by się o Przybywoja i Odylena nie upomniał, Chrobry wybrał karę mutylacyjną, a nie śmierć. Karę, która jednak definitywnie eliminowała obu zdrajców z jakichkolwiek prób walki o władzę.
Nie wiemy, co się potem stało z Przybywojem i Odylenem, brak o tym zapisów. Oda spędziła resztę życia w Kwedlinburgu jako rezydentka klasztoru. Po Mieszku Mieszkowicu ślad zaginął, chociaż w przyszłości miał się pojawić w Polsce niejaki Dytryk, być może jego syn. Co do Lamberta, imię to nosił przyszły biskup krakowski, wiekiem odpowiadający synowi Mieszka i do dziś badacze nie mają pewności, czy nie był to brat Chrobrego, który wybierając karierę duchowną odsunął od siebie podejrzenia o żądzę tronu. A Bolesław Chrobry, który na swoich braci nie podniósł ręki i uchronił się przed piętnem Kaina, nie wiedział, że jego potomkowie przyozdobią mu imię przydomkiem „ojciec Kainów”. Bo krwi się miało jeszcze sporo polać, a historia Polski miała być naprawdę kryminalna.