Świat, w którym żyjemy, niemal od roku wzmaga nasze poczucie bezradności i zagubienia, a także niemożności zrozumienia jego skomplikowanych reguł. Dodatkowo, jako prawnicy mierzymy się nie tylko z niepewnością własną, ale także osób, które oczekują od nas jasnej i jednoznacznej wizji ich przyszłości oraz wyjaśnienia otaczającej rzeczywistości.
Tymczasem wciąż zmieniające się przepisy, niemające już z prawem nic wspólnego, a będące raczej przepisami BHP, anarchizacja postaw społecznych, destrukcja systemu sądownictwa, wobec której staliśmy się już właściwie obojętni, świadomość, iż technologia może nas nie tylko jako prawników, ale jako ludzi, uczynić wkrótce zbędnymi, wszystko to pogłębia frustrację, która nie może znaleźć właściwego ujścia.
I tu w sukurs przychodzi nam literatura, która pozwala ukazać świat z szerszej perspektywy. Wydaje się bowiem, że najlepszą odpowiedzią na poczucie zagubienia jest poszukiwanie omniscjencji, czyli wiedzy uniwersalnej, wiedzy pełnej, o wszystkich realnych i potencjalnych faktach i relacjach między faktami. Ta znajomość wszechrzeczy mogłaby stać się drogowskazem dla wielu. O tej potrzebie, jej źródłach i możliwych konsekwencjach pisze w jednym ze swoich esejów zawartych w książce „Czuły narrator” Olga Tokarczuk. Tę pozycję literacką zawdzięczamy pandemii, bo jak pisze sama autorka, to właśnie w czasie lockdownu pojawiła się w niej potrzeba uporządkowania wcześniejszej twórczości eseistycznej, nie tylko z ostatniego roku, ale i z lat wcześniejszych. Książka stanowi zbiór dwunastu esejów i wykładów, w tym jeden z nich to znana w przestrzeni publicznej i szeroko komentowana mowa noblowska. Z pewnością to, co wybrzmiewa na wszystkich niemal jej kartach, to pochwała czytania. Jeden z esejów w całości poświęcony został pokazaniu czytelnikowi źródeł fascynacji noblistki literaturą. Z jednej strony pisze Olga Tokarczuk „o skończoności tego świata”, o braku miejsca na wyobraźnię, pozbawionej możliwości swej realizacji tam, gdzie wszystkie białe plamy zapełniane są przez algorytmy (tu świetne porównanie do zapełniania białych plam na mapach, mapami Google). Zdaniem autorki dla „naszych pięciu zmysłów stał się świat za mały.” Z drugiej zaś strony, pisząc o ognozji (ognozja – narracyjnie zorientowany, ultrasyntetyczny proces poznawczy, który odzwierciedlając przedmioty, sytuacje i zjawiska próbuje uporządkować je w wyższy współzależny sens) poddaje w wątpliwość możliwość uzyskania totalnego obrazu świata. „Nie widząc całości zależni jesteśmy od lokalnych wirów” pisze Olga Tokarczuk. W przeszłości problem stanowił brak dostępu do informacji o świecie. Dziś, kiedy wielkie idee demokratycznej wiedzy o świecie za sprawą Internetu się ziściły i tak w żaden sposób nie zbliżamy się do horyzontalnego widzenia świata, a coraz bardziej zamykamy się w bańkach informacyjnych, gdzie całkowicie zatraciliśmy zdolność do dyskusji rozumianej jako roztrząsanie, pogłębianie, analizowanie, a nie okopywanie się na swoich pozycjach. W ślad za autorką można mieć jednakże nadzieję, że literatura to także miejsce, w którym możliwe jest tworzenie idei nowych, nowych pojęć i nowego człowieka. Jeśli ktoś nie dostrzegał tego do tej pory, to pandemia powinna nie pozostawiać już żadnych złudzeń co do tego, że świat jaki znamy, się kończy. Dotyczy to zarówno kapitalizmu, jak również pojęcia roli państwa oraz źródła życia duchowego, którym do tej pory była religia katolicka. W tym kryzysie pomocna, a raczej niezbędna staje się literatura. Tak widzi to także Olga Tokarczuk, która w książce pisze „Przekonuje mnie ta wizja literatury, której zadaniem jest tworzenie nowej biblioteki pojęć, nowych map i wyjście poza znany nam horyzont”. Tak więc narratorem w książce w mojej ocenie jest zarówno sama autorka, jak i literatura właśnie. A co ma do tego czułość? Otóż w narracji równie ważne są emocje. Nie tylko zatem sama treść, jaką opowieść zawiera, ma znaczenie, ale także sposób widzenia świata. W esejach Olgi Tokarczuk taką perspektywą jest empatia wobec wszystkiego, zarówno drugiego człowieka, jak i świata zwierząt oraz roślin, to czułość wszechobecna. Czułość jest zdaniem autorki „tym trybem patrzenia, które ukazuje świat, jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny”. Poza tym „dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości”.
Jeszcze jeden przekaz zwrócił moja uwagę (charakterystyczny dla całej twórczości Olgi Tokarczuk), a mianowicie nawoływanie do ekscentryczności rozumianej jako eks-centryczność, w której zajmujemy odmienną od centrystycznej pozycję wobec świata. Chodzi tu o znalezienie innej perspektywy, odmiennej od zaakceptowanych przez ogół doświadczeń, swoją własną, niezależną i niepodatną na wpływy, zwłaszcza negatywnego przekazu.
Poza Olgą Tokarczuk, inspiracją do poszerzania pola widzenia współczesnego świata i poszukiwania własnej, oryginalnej perspektywy jego postrzegania dla wielu był Zygmunt Bauman.
Zawsze wydawało mi się, że nie jest znów tak wiele osób, które służą nam pomocą w zgłębianiu meandrów rzeczywistości, więc każda ich publikacja powinna być oczekiwana, a po jej ukazaniu się, natychmiast rozchwytywana. Tymczasem książka „O Świecie i sobie samych” autorstwa Zygmunta Baumana i Stanisława Obirka z udziałem Aleksandry Jasińskiej-Kani, stanowiąca kontynuację pierwszej części „O Bogu i człowieku: rozmowy” pomimo tego, iż została ukończona w 2014 r., wydana została dopiero w roku 2020 przez Wydawnictwo Arbitror. Wydawnictwo literackie bowiem, które do 2015 roku było zainteresowane wydawaniem wszystkiego, co Zygmunt Bauman napisał, w związku z nadejściem nowej władzy to zainteresowanie utraciło. Książka ta jest z pewnością niewygodna dla wielu środowisk, sprzyjających obecnej władzy. Co ciekawe w języku angielskim książka ukazała się już w 2015 r. i na podstawie tego przekładu publikowana była w wielu innych językach, od włoskiego i koreańskiego, przez turecki i arabski. Zygmunt Bauman od 2015 roku nie przyjeżdżał już do Polski w obawie przed incydentami wywoływanymi przez narodowców. Odmawiał prowadzenia wykładów, nie przyjmował odznaczeń. Z wywiadu z profesorem Stanisławem Obirkiem wynika, że nawet nie chciał być autorem przedmowy do jego książki „Polak katolik?” w obawie, że mógłby tym zaszkodzić publikacji. Wszędzie tam, gdzie się pojawiał, natychmiast zjawiała się też grupa awanturników, wykrzykując obraźliwe hasła pod jego adresem. Z dużym oporem przejrzałam prawicowe portale w poszukiwaniu źródeł niechęci do kogoś, kogo książki znajdują się na liście bestsellerów w Niemczech i Włoszech. Nie wnikając w poziom i prawdziwość zarzutów stawianych Zygmuntowi Baumanowi można przyjąć, iż sprowadzają się one do jednego, iż nie rozliczył się o ze swoją przeszłość. Tymczasem zarówno w tej książce jak i wielu innych publikacjach i wystąpieniach rozliczał się on ze swoją przyszłością wielokrotnie. Jego życiorys, tak jak historie wielu osób pochodzenia żydowskiego, dotkniętych zarówno przez rzeczywistość międzywojenną w Polsce, jak i wojenną, pokazuje, że poniósł dotkliwe konsekwencje obnażania nadużyć władzy. Historia człowieka wyrzuconego z Polski, cenzurowanego, a następnie w ostatnich latach życia przez „wielkich Polaków” szykanowanego, pozostaje w oczywistszym kontraście do pełnych hipokryzji, wybielonych historii ludzi zajmujących znaczące miejsce we współczesnej polityce. I choć w opisach przeżyć Zygmunta Baumana wiele jest powściągliwości, to dla mnie osobiście wstrząsająca była ta świadomość, iż jako chłopiec 10-letni doświadczał codziennie poniżenia, strachu i przemocy w międzywojennym Poznaniu, mieście bez Żydów, które to czas i miejsce dla wielu współczesnych polityków próbujących definiować naszą współczesność poprzez przeszłość, są nieustannie przywoływane jako synonim wolności i polskości i w sposób całkowicie niezrozumiały – idealizowane.
Książka stanowi zapiski rozmów, które powstały jeszcze w okresie, gdy profesor Stanisław Obirek był w stanie jezuickim. Ten teolog, historyk, antropolog literatury, profesor nauk humanistycznych w roku 2005 za krytykę pontyfikatu Jana Pawła II został ukarany rocznym zakazem kontaktu z mediami i prowadzenia wykładów w Ignatianum. W konsekwencji opuścił on stan duchowny, co czyni go jednym ze 100.000 księży w kościele katolickim na całym świecie, którzy z rożnych przyczyn taką decyzję podjęli. Tę wspaniałą sztukę rozmowy obaj Panowie kontynuowali także po 2005 roku i w ten sposób pojawił się pomysł ich zebrania, podsumowania i publikacji.
Rozmowa jest opowieścią o ich własnych przeżyciach i doświadczeniach, wpisanych w kontekst historyczny, polityczny i duchowy. Zderzenie tych dwóch biografii jest o tyle ciekawe, że każdy z nich przeżył fascynację ideą, którą następnie poddał surowej ocenie. Droga Stanisława Obirka związana była z zakonem jezuickim, Zygmunta Baumana natomiast z pracą na rzecz urzeczywistniania idei komunistycznych w powojennej Polsce. Mierzą się zatem Panowie zarówno z własną przeszłością, jak i różnymi dogmatyzmami i autorytaryzmami. W książkach takich jak te, najistotniejszą wartością jest możliwość przyjrzenia się motywacjom ludzi w ich wyborach egzystencjonalnych. Jeden z rozdziałów poświęcony został odpowiedzialności moralnej. Słynne „Ich kann nicht anders” – Nie mogłem inaczej, wypowiedziane przez Marcina Lutra odmieniane jest tutaj przez kilka osób i wpisywane w różne konteksty historyczne. Lekturę tę polecam zatem tym wszystkim, którzy poddani są zewnętrznej presji różnej maści dzierżycieli władzy. Ich opór staje się zwłaszcza ostatnio widoczny w gmachach różnych sądów, które demonstrują solidarność z sędziami: Beatą Morawiec, Igorem Tuleyą i Pawłem Juszczyszynem. Książka może być dla wielu inspiracją przy podejmowaniu trudnych decyzji, ku którym powinien nas prowadzić wewnętrzny kompas moralny, odporny na odchylenia podyktowane koniunkturalizmem.
Jako figura pozytywna książki jawi się natomiast papież Franciszek, któremu bliżej jest w stosunku do drugiego człowieka do Zygmunta Baumana, aniżeli do Karola Wojtyły. Wrażliwość na krzywdę ludzką, na nierówności społeczne, antyklerykalizm papieża, odsakralizowany język, to wszystko sprawia, iż można mieć nadzieję na duchowe odrodzenie kościoła katolickiego, oczywiście wszędzie, poza Polską. W Polsce prawdopodobnie, gdy chodzi o pozycję kościoła katolickiego, zastosowanie znajdzie reguła, iż „jeśli kościół w jednym pokoleniu jest oblubienicą, to w następnym staje się wdową”. Afirmowanie kościoła przez władzę zawsze ma swoje konsekwencje. Tak więc książka o zgubnych skutkach trwania w posłuszeństwie jawi się jako szczególnie istotna, w tym trudnym dla wielu, w tym także dla wymiaru sprawiedliwości, czasie.
Śpieszmy się czytać niewygodne książki, bo wkrótce może się okazać to jeśli nie niemożliwe, to z pewnością utrudnione.
Pandemia jest czasem niepokoju dla wszystkich młodych prawników o to, czy uda im się rozpocząć ścieżkę kariery zawodowej, ale też dla starszego pokolenia o to, czy rozwój technologii nie spowoduje ich wykluczenia. Niemożność przewidzenia i zaplanowania nie tylko przyszłości, ale nawet każdego kolejnego dnia, może doprowadzić do ataku paniki. W tej bezradności często poszukujemy skutecznej metody radzenia sobie z komplikacjami. Tym, którzy z trudem mierzą się zarówno z uciążliwą codziennością, jak również z poważnymi życiowymi problemami, na pierwszy rzut oka nierozwiązywalnymi, z pomocą przychodzi filozofia stoików. W ubiegłym roku w Polsce ukazała się książka Williama B. Irvina „Wyznanie stoika. Jak dzięki filozofii odnaleźć w sobie siłę, spokój i odporność psychiczną”, która w pogłębiony, a zarazem bardzo przystępny sposób aplikuje ideę stoicyzmu do naszego współczesnego życia. W ostatnich latach możemy zaobserwować wysyp książek odnoszących się do stoicyzmu, choć bardziej przypominają coachingowe poradniki w stylu „Jak uczynić swoje życie bardziej znośnym”. W sierpniu na liście Amazonu codziennie pojawiały się dwie nowe pozycje literackie, które odnosiły się do filozofii stoickiej. Czym zatem książka Williama B. Irvina różni się od tych poradników? Otóż książka ta jest próbą pokazania przydatności w naszym codziennym życiu starożytnej filozofii, poprzez odnoszenie się do wielu przykładów komplikacji życiowych, wspólnych i uniwersalnych dla większości ludzi. Poza tym jej autor daje nam szereg odniesień do źródeł stoicyzmu, poprzez przytaczanie myśli starożytnych filozofów, ale każdorazowo znajduje w tym przekazie dodatkowe psychologiczne uzasadnienie. Znamienne jest, że sposób w jaki traktujemy rzeczywistość, jakim językiem ją opisujemy, determinuje jej odbiór.
Stoikom nie chodziło bowiem o to, jak pisze W. B. Irvine, „żeby ze spokojem znosić cierpienie, jakie niesie ze sobą komplikacja życiowa, lecz żeby doświadczać tej komplikacji bez cierpienia”. W tej filozofii możliwe jest odnalezienie sposobu na uzyskanie życiowej równowagi. Poza tym nie konkuruje ona z żadną religią. Książka Irvina jest przede wszystkim źródłem nadziei, pokazując poprzez szereg przykładów, iż bez względu na to, w jakiej rzeczywistości się znajdujemy, możemy stawić czoła tym wyzwaniom i potraktować je jako próbę. Jednocześnie nie należy mylić jej z biernością i podawaniem się wszelkiego rodzaju opresjom. Większość stoików były to osoby, które dostrzegały konieczność przemian i gotowe były za walkę o nie ponieść znaczną cenę, tak jak Seneka, Pakoniusz Agrypin, Muzoniusz Rufus, Kanus. Tak więc z pewnością stoicyzm nie jest nawoływaniem do braku oporu w sytuacji łamania kręgosłupów moralnych. Stoicyzm jest przede wszystkim filozofią, która pozwala na zachowanie godności. Zarówno w obliczu porażek, jak i sukcesu.
Moją uwagę zwróciła opowieść o Neilu Armstrongu, który podczas jednego z treningów przed misją Apollo 8 uległ bardzo poważnym wypadkowi, wskutek którego katapultował się, a jego statek został zniszczony, po czym wrócił do biura i nadal ze spokojem pracował przy biurku, a jego współpracownicy nie mieli pojęcia o tym, co przed chwilą przeszedł. Nie zamierzał wzbudzać zainteresowania swoim przeżyciami, roztaczać opowieści o niezwykłym wyczynie, przechwalać się. Książka zawiera wiele przykładów na to, że spokojem i odwagą można stawić czoła poważnym życiowym wyzwaniom. Na zakończenie moich osobistych rekomendacji, dla wszystkich, którzy nadzieję powoli tracą, polecam wiersz Cypriana Kamila Norwida „Fatum”.
I
Jak dziki źwierz przyszło Nieszczęście
do człowieka
I zatopiło weń fatalne oczy…
– Czeka – –
Czy człowiek zboczy?
II
Lecz on odejrzał mu – jak gdy artysta
Mierzy swojego kształt modelu –
I spostrzegło, że on patrzy – co? skorzysta
Na swym nieprzyjacielu:
I zachwiało się całą postaci wagą
– – I nie ma go!