W poprzednim numerze In Gremio (Nr 111, lipiec-sierpień 2017) zaprezentowaliśmy Państwu obszerną relację z Kongresu Prawników Polskich, który odbył się w dniu 20 maja br. w Katowicach wraz z komentarzami dotyczącymi tego wydarzenia. Już po emisji wakacyjnego numeru In Gremio w dniu 4 lipca br. do redakcji wpłynął jeszcze jeden komentarz, który bez skrótów – na życzenie Autora – publikujemy poniżej.
Redakcja In Gremio
Kongres Prawników Polskich w Katowicach miał być w dziejach współczesnej Polski ważnym wydarzeniem przynajmniej dla prawników, a okazał się żałosnym nieporozumieniem. Nie potwierdził zdolności środowisk prawniczych do poprawy państwa i prawa lecz udowodnił coś wręcz odwrotnego.
Prezydencki minister Andrzej Dera oraz wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł zapraszając środowiska prawnicze do współpracy przy reformie prawa przedstawili wszak dwa oczywiste założenia. Po pierwsze celem reformy prawa ma być interes obywateli a nie prawników, a po drugie zaproszenie dotyczy prawników o czystych sumieniach i dobrych intencjach. Mówili też o tym, że prawnicy a zwłaszcza sędziowie nie powinni każdej krytyki w mediach traktować jako zamachu na niezawisłość.
Obydwa wystąpienia przerywano skandowaniem okrzyku: „konstytucja!”, czemu towarzyszyło tupanie i wymachiwanie egzemplarzami ustawy zasadniczej, które organizatorzy przezornie i dyskretnie zapewnili uczestnikom w materiałach reklamowych przy rejestracji na kongres. Gdy wiceminister Marcin Warchoł przypomniał, że wymiar sprawiedliwości nigdy nie rozliczył się ze swojej komunistycznej przeszłości około tysiąca profesjonalnych prawników ostentacyjnie i hałaśliwie wyszło z sali. Zostali tylko zaproszeni goście z pierwszych rzędów i doprawdy nieliczne grono.
Trudno o bardziej wymowny przekaz, że dla uczestników kongresu dialog jest wtedy gdy to oni mówią, a nie wtedy gdy to im przychodzi posłuchać.
Na Zjeździe Adwokatury w Krakowie po świetnym wystąpieniu Prezydenta Andrzeja Dudy i mojej krytyce zachowania uczestników zjazdu mec. Włodzimierz Łyczywek argumentował, że adwokaci zachowali się godnie, bo przecież w trakcie przemówienia zaproszonego na zjazd prezydenta mogli z sali wyjść, a nie wyszli… Po kilku miesiącach, gdy nie tylko adwokaci, ale i sędziowie wyszli, mec. Włodzimierz Łyczywek oraz mec. Marek Mikołajczyk tłumaczyli, że zaproszeni na kongres ministrowie mieli uczestników obrad obrazić. Zapewne mamy różną wrażliwość. Wypowiedzi obu ministrów są dostępne w internecie. Kto chce może więc sobie ocenić poziom obrazy według moich Kolegów, którzy pewnie wiedzą swoje, bo od lat służą prawniczej młodzieży wykładnią co adwokatom wypada, a co nie.
Dużo było na kongresie mowy o niezawisłości, ale jakoś nie zauważano, że jest ona co najmniej w takim samym stopniu przywilejem sędziego, jak prawem obywatela oraz, że zawód i misja sędziego jest bardziej służbą niż pracą.
Żaden wyraz skruchy wobec afer w środowiskach prawniczych nie przeszedł kongresowiczom przez gardło.
Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf stwierdziła, że centralną rolę w procesie pełni sędzia oraz ubolewała, że władza sądownicza jest najsłabszą z trzech, bo nie redaguje przepisów, nie uchwala ustaw, nie wydaje dzienników promulgacyjnych, nie uchwala swojego budżetu, nie ma swoich mediów. Bardzo chciałem znaleźć w tych słowach choć odrobinę ironii, ale nie zdołałem. Przewodniczący Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości Koen Lenaerts tłumaczył, że niezawisłość sędziowska jest gwarancją praworządności, eureka! Oraz że prawa i wolności obywatelskie zawdzięczamy Unii Europejskiej, sic! Od Jerzego Stuhra dowiedziałem się, że jego prawa, jako zwykłego obywatela są zagrożone oraz że jego ojciec jako zastępca prokuratora rejonowego w czasach stalinowskich był niezależny. Obaj Panowie otrzymali rzęsiste oklaski. Sędziom Gersdorf i Biernatowi zgotowano burzliwą owację na stojąco. Specjalnego entuzjazmu nie było natomiast przy śpiewaniu naszego narodowego hymnu – w akustycznej sali, ze wspomaganiem chóru ponad tysiąc ludzi wykonało ledwo słyszalne murmurando.
Wiele miejsca poświęcono krytyce projektowanych zmian w powoływaniu sędziów. Zabrakło jednak rzeczowej argumentacji dlaczego jest lepiej, gdy sędziów powołują sędziowie, niż wtedy gdy sędziów powołują obywatele lub ich przedstawiciele wyłonieni w demokratycznych wyborach. Nie przekonały przykłady płynące z innych państw europejskich, gdzie sędziowskie nominacje pochodzą wprost od rządu. Obaj ministrowie dali na Kongresie wyraźnie do zrozumienia, że powoływanie sędziów może być przedmiotem konsultacji z samorządami zawodowymi prawników, ale ta deklaracja nie wzbudziła specjalnego zainteresowania.
Z końcową uchwałą Kongresu (również odsyłam do sieci) może się zgodzić chyba każdy przytomnie myślący, ale też nihil novi. Oczywiste jest, że trzeba wspólnie przeciwdziałać przewlekłości w postępowaniach sądowych i że dobre prawo oraz niezawisłość sędziów powinno być naszą wspólną troską.
Wszelako kongres zaprzepaścił szansę na rzeczowy dialog o tych wartościach, bo narzekając na politykę oraz polityków obozu władzy uczestnicy sami nieuchronnie się wdali w politykę.
Były Prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień adorowany przez lokalny KOD stwierdził niedawno w Szczecinie, że prawnicy są wielką armią, która niebawem pokaże swą siłę (?…) Być może o to właśnie na kongresie chodziło, by manifestować nieposłuszeństwo wobec leganie wybranych organów Państwa. Przy takim założeniu stają się niestety zrozumiałe wypowiedzi profesor Małgorzaty Gersdorf na temat impotencji trzeciej władzy oraz konieczności przywrócenia TK w dawnym składzie, strzelistego aktu zbiorowego opuszczenia sali już nie wspominając. Ukoronowaniem podobnych wypowiedzi i zachowań było objawienie profesora Jacka Popiołka, że suwerenem nie jest bynajmniej Naród, lecz zasady prawa interpretowane przez sędziów. Państwu Prawnikom widocznie pomyliło się państwo prawa z państwem prawników.
Wątki kongresu odnaleźć można w niedawnej, szczecińskiej inicjatywie powołania komitetu wyborczego adwokatury w oparciu o nasz samorząd zawodowy , który to pomysł uważam za nonsensowny do tego stopnia, że spuszczam nań kurtynę miłosierdzia. Orędownicy tego szczęśliwie zanegowanego na izbowym zgromadzeniu projektu zatracili zupełnie istotę naszej zawodowej misji oraz rzeczywisty obraz naszego zawodowego środowiska, próbując przy tym wywoływać wrażenie, że stanowimy również wspólnotę polityczną, co jest oczywistą nieprawdą.
Mamy przecież różne poglądy o prawie, polityce i życiu, a przede wszystkim o tym po co w ogóle żyjemy na tym świecie. Mogę tak stwierdzić w imieniu Szczecińskiego Towarzystwa Dialogu o Prawie i wielu koleżanek i kolegów służących prawu jako sztuce stosowania tego co dobre i słuszne i traktujących politykę jako przezorną troskę o dobro wspólne. Nie udało mi się na Kongresie wystąpić w imieniu naszego Stowarzyszenia o jakiejś sensownej porze, mimo że zgłoszenie wysłałem organizatorom odpowiednio wcześniej. Już późnym wieczorem, po powrocie do Szczecina, na towarzyskim, imieninowym spotkaniu w gronie koleżanek i kolegów prawników nikt się właściwie szerzej Kongresem nie zajmował.