Śmierć Jurka Konwisarza nie była dla nas zaskoczeniem, albowiem cierpiał na nieuleczalną chorobę od dobrych kilku lat. Gdy powzięliśmy wiadomość, iż zaprzestaje praktyki adwokackiej, było to dla nas zaskoczeniem, albowiem znaliśmy jego energię, przedsiębiorczość, a fakt, że ta straszliwa choroba odsunęła go od pracy zawodowej, trudno do nas docierał.
Jurek urodził się w Sulechowie i studia ukończył na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w 1972 r., mieszkając głównie w akademikach. Zaskarbił sobie sympatię wielu kolegów, a szczególnie Ryśka Wojcieszaka, z którym utrzymywał bliski kontakt praktycznie do końca życia.
Całe zawodowe życie poświęcił adwokaturze – jeszcze będąc na aplikacji adwokackiej w Kamieniu Pomorskim, gdzie pracowała jego pierwsza żona, cieszył się dużym uznaniem. Egzamin adwokacki zdał z oceną bardzo dobrą, co uprawniało go do uzyskania siedziby zawodowej w Szczecinie.
Jednakże Jurek uprosił dziekana Józefa Czyżewskiego oraz członków Rady, aby mógł pracować właśnie w Kamieniu Pomorskim, tym bardziej, że mieszkał tam jego pierwszy syn Maciej, który w przyszłości najpierw wykonywał zawód radcy prawnego, a po śmierci mamy prowadzi w Kamieniu Pomorskim kancelarię notarialną. Pierworodny doczekał się trójki dzieci, z którymi mieszka na stałe w Rewalu.
Niedługo potem Jurek uznał, że miasto, w którym zamieszkał, było dla niego za małe i złożył wniosek o przeniesienie siedziby zawodowej do Szczecina. Był jednym z pierwszych adwokatów, który podjął pracę w ramach kancelarii adwokackiej, aczkolwiek zmieniał lokale, w których praktykował. Był na pewno bardzo dobrym adwokatem, miał dużą ilość klientów, a także zaangażował się w ruch Solidarności, o czym tak pięknie wspomniał redaktor Adam Zadworny w lokalnej wkładce Gazety Wyborczej.
Byliśmy często myleni, a to z uwagi na podobny wzrost, tubalny głos czy brody, które dłuższy czas nosiliśmy. Gdy zdarzyło się nam spotkać na korytarzu sądowym, to często wymienialiśmy zdania o tym, o ile różni ludzie zwracali się do nas będąc nietrafnie przekonani, że rozmawiają czy to ze mną, czy też z nim. W drugim związku małżeńskim pozostawał z panią mecenas Alicją Braniewicz, z którego urodził się syn Wojciech – podobnie jak starszy brat jest prawnikiem i aktualnie pracuje jako adwokat w Warszawie. Alicja zginęła tragicznie w czołowym wypadku dwóch pojazdów, natomiast współpasażer, ich syn, wyszedł bez szwanku.
W trzecim związku związał się z Agnieszką Kniaziewicz, z którą miał dwóch synów: Michała i Antoniego. Obaj kończą studia medyczne, Michał w Łodzi, a Antoni w Poznaniu. Zostałem zaproszony na małe spotkanie bliskich po Mszy Świętej, stąd poznałem tych dwóch młodszych synów, byli chłonni moich ocen o swoim ojcu. Nazajutrz odbyła się Msza Święta na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie, po czym jego skremowane ciało przewiezione zostało na cmentarz w rodzinnym Sulechowie, gdzie pochowani są również inni członkowie jego rodziny.
Choroba nie pozwoliła Jurkowi przyjechać na piękne spotkanie absolwentów 1972 roku, które odbyło się w czerwcu tego roku na Uniwersytecie Poznańskim w 50-lecie ukończenia studiów. Uczestnicy spotkania wiedzieli, iż życie Jurka dobiegało końca, stąd jego nieobecność była usprawiedliwiona… Tym niemniej pozostał w dobrej pamięci zarówno koleżanek i kolegów ze studiów, a także wszystkich znajomych prawników i ludzi, z którymi się zetknął na Ziemi Szczecińskiej.