Odbywający się w Krakowie proces Josefa Bühlera – szefa Rządu Generalnego Gubernatorstwa, doczekał się po latach „przekładu artystycznego”.
Urodzony w 1904 roku w królestwie Wirtembergii Bühler był wyznania rzymskokatolickiego. Z zawodu prawnik, legitymujący się ponadto doktoratem z tej dziedziny. W okresie międzywojennym powierzono mu godność wiceprezydenta Akademii Prawa Niemieckiego. Od początku lat trzydziestych blisko współpracował z Hansem Frankiem, prowadzącym kancelarię adwokacką i reprezentującym Adolfa Hitlera w toczących się postępowaniach sądowych. Frank powierzał mu do prowadzenia sprawy w większości niemające związku z narodowym socjalizmem. Relacje obu prawników były bardzo formalne. Przed wybuchem wojny z Polską piastował urząd radcy ministerialnego w Berlinie. W maju 1940 roku został premierem rządu otrzymując jednocześnie od Heinricha Himmlera tytuł honorowy – Brigadenfürera SS.
Sam proces przed Trybunałem rozpoczął się 17 czerwca 1948 roku i odbywał się w starym gmachu sądu przy ul. Senackiej. Miał on charakter syntetyczny, gdyż obejmował całokształt rządów nazistowskich w Generalnym Gubernatorstwie. Bühler był nie trybikiem, ale całą dobrze funkcjonującą maszyną ślepego, bezrefleksyjnego niszczenia polskości, działającą w myśl hitlerowskich poleceń i rozkazów. Bez takich jak on ludzi, eksterminacyjny program wobec Polski nie zostałby zrealizowany.
Wspomnę tutaj, że jestem posiadaczem unikalnego wydania w języku polskim „Prawa Generalnego Gubernatorstwa.” Ukazało się ono w roku 1940 w Krakowie. Jest tutaj opublikowanych szereg ważnych aktów prawnych, ale najważniejsze dla rozważań tej publikacji są: dekret Führer’a i Kanclerza Rzeszy Niemieckiej o administracji okupowanych polskich obszarów z 12 października 1939 roku, proklamacja Generalnego Gubernatora z dnia 26 października 1939 roku oraz dwa rozporządzenia – o sądach specjalnych w Generalnym Gubernatorstwie z listopada 1939 roku, a także o sądownictwie polskim z daty 19 lutego 1940 roku.
Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich zgromadziła materiał zamykający się 140 tomami akt, nie licząc dodatkowych not bibliograficznych. Oczywistym jest, że przed naszym Trybunałem powinien stanąć Generalny Gubernator Hans Frank, ale po jego procesie, jaki odbył się w Norymberdze od listopada 1945 roku do października 1946 roku, nie było takiej możliwości. Frank został bowiem stracony przez sierżanta Johna Woodsa z armii amerykańskiej, sprawującego funkcję kata.
Przygotowany akt oskarżenia liczył 200 stron i sprowadzał się głównie do przekroczenia przez Bühlera uprawnień przysługujących formalnie władzom okupacyjnym, naruszenia Konwencji Haskiej obowiązującej Rzeszę Niemiecką, eksterminacji i prześladowania zamieszkałych na terenie GG obywateli, w tym także narodowości żydowskiej. Zarzucono mu ponadto grabież mienia publicznego i prywatnego i, co istotne, celową degradację Polaków przy jednoczesnym uprzywilejowaniu ludności niemieckiej. Integralną częścią aktu, było jego uzasadnienie, odnoszące się w sposób precyzyjny do każdego z punktów oskarżenia. Było ono tak czytelne i wnikliwe, że strony w procesie zrezygnowały proceduralnie z jego odczytania.
Trybunałowi przewodniczył wspominany już dr Alfred Eimer. W składzie poza dr Józefem Zembatym zasiadał Sędzia Sądu Najwyższego Henryk Cieśluk. Powołano sędziego zapasowego na wypadek, gdyby któryś z sędziów orzekających, w trakcie rozprawy musiał przerwać pełnienie swoich funkcji. Skład ławniczy liczył czterech posłów Sejmu Ustawodawczego. Oskarżali prokuratorzy dr Tadeusz Cyprian i dr Jerzy Sawicki. Obronę sprawowali z urzędu adwokaci: dr Stefan Kosiński i dr Bertold Rappaport. Ten ostatni prosił o zwolnienie go z wyznaczonych obowiązków, argumentując to swoim żydowskim pochodzeniem i ewentualnymi uprzedzeniami, ale pierwotnej decyzji nie zmieniono. Na potrzeby procesu pracowało czterech protokolantów, tyleż samo stenografów i dwóch zaprzysiężonych tłumaczy.
Oskarżyciele na początku procesu odrzucili tezę przygotowaną przez „usłużnych uczonych” reżimu hitlerowskiego o tzw. debelacji (debellatio). Był to stan prawny polegający na tym, że w przypadku „zawojowania” jakiegoś państwa i przejęcia jego terytorium, przestawało być ono podmiotem prawa międzynarodowego i nie podlegało żadnej ochronie. Były to założenia z gruntu błędne, bowiem działał Polski rząd emigracyjny i jego Delegatura na kraj, a także polskie siły zbrojne walczyły przy boku alianckich sojuszników.
Prokurator Tadeusz Cyprian kończąc swoje rozważania wypowiedział zdanie, które znakomicie miało charakteryzować całe postępowanie sądowe: „proces ten nie jest procesem samego oskarżonego Bühlera, ale jest procesem hitlerowskich metod walki o władanie nad Europą, realizowanych metodą eksterminacji narodów”.
Jerzy Sawicki przeciwstawił się lansowanej przez Niemcy tezie, że trybunały narodowe, które sądzą i karzą zbrodniarzy hitlerowskich są stronnicze. Podkreślał, że nigdy nie pojawiło się stwierdzenie, że rozmiarom zniszczeń i wielości ofiar winny jest naród niemiecki jako całość.
Sam Bühler w konkluzji swoich wyjaśnień stwierdził: „wierzę jednak, że przy Bożej pomocy, uda mi się Trybunałowi dać dowód i przekonać Panów Sędziów, że zachowałem ręce czyste od krwi niewinnych ludzi i nie wmieszałem się w akty terroru, morderstwa i rabunki”. Twierdził wbrew faktom, że Generalne Gubernatorstwo miało być tworem o własnej państwowości i stać się w przyszłości „nebenlandem” Rzeszy, tj. formalnym pobocznym państwem Niemiec. Pod adresem obrońców wtrącił kurtuazyjny zwrot: „wspomnę jeszcze o ogromnej pomocy jakiej udzielili mi, moi obrońcy, panowie Rappaport i Kosiński. Chciałbym już teraz skorzystać ze sposobności, ażeby Panu Przewodniczącemu w tym miejscu wyrazić głębokie podziękowania za przydzielenie mi tych dwóch przedstawicieli prawa polskiego”. (zapis ze stenogramu rozprawy). Jak wykazał przewód sądowy, obrońcy zasłużyli na te słowa uznania, gdyż swój przykry jako dla Polaków obowiązek wypełniali w sposób przynoszący zaszczyt Palestrze Polskiej.
Wyjaśnienia oskarżonego generalnie sprowadzały się do tezy, że starał się on zwolnić ze swojego stanowiska, ale Generalny Gubernator przekonywał go, że urzędnik musi pełnić swe funkcje tam, gdzie przełożeni dostrzegają potrzebę jego funkcjonowania służbowego. Bühler twierdził, że był pozbawiony informacji i doniesień o różnych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Trzeciej Rzeszy, a ponadto nie miał wpływu na osobową obsadę stanowisk podlegających jego władzy. Przedstawił się jako gorliwy obrońca Polaków, a także jako osoba, która doprowadziła do uratowania zbiorów judaistycznych oraz biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przypisał sobie zwolnienie aresztowanych profesorów krakowskich zaprzeczając, aby brał udział w ich późniejszym zatrzymaniu i wywózce do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Stwierdził, że były to działania policji podjęte bez wiedzy i zgody rządu GG. Okoliczności i fakty temu jednak przeczą.
Sędzia dr Alfred Eimer w tej fazie procesu poinformował Bühlera, że mogą mu zostać udostępnione dla pełniejszych wyjaśnień dzienniki Hansa Franka. Oskarżony odmówił i sprowadził swoje działania do sfery dyspozycyjnego i apolitycznego szefa ekspozytury III Rzeszy. Na pytania obrońców dotyczące wysiedleń, rozstrzeliwania zakładników i tragicznej sytuacji żywnościowej ludności polskiej odpowiedział bez jakiejkolwiek żenady czy wstydu: „starałem się w tych sprawach interweniować u Franka, ale niestety bez sukcesów”. Twierdził ponadto, że nie słyszał o zamordowaniu byłego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego i posła Mieczysława Niedziałkowskiego, a o osławionym Pawiaku dowiedział się dopiero z aktu oskarżenia.
Celem mojej publikacji nie jest przekaz zeznań świadków w zakresie pacyfikacji wsi, sytuacji na rynku pracy czy roli kościoła, a także kwestii związanych z lecznictwem, bo straciłaby ona swój sens dotyczący realizacji obrony w tym procesie. Trzeba jednak wspomnieć o osobie metropolity krakowskiego arcybiskupa Adama Stefana Sapiehy (późniejszego kardynała), przywołanego w charakterze świadka przez oskarżonego.
Metropolita przesłuchiwany był wcześniej przed Trybunałem Wojskowym w Norymberdze na te same okoliczności. Potwierdził, że bywał u Bühlera i prosił o wstawiennictwo, ale interwencje w sprawie masowych egzekucji i wysiedleń nie dały żadnego pozytywnego rezultatu. Była to po prostu kurtuazyjna wymiana zdań.
Wspomnę tylko, że w szóstym dniu rozprawy w kinie „Świt” wyświetlony został jako materiał dowodowy dwugodzinny film dokumentalny obejmujący hitlerowskie obchody i uroczystości, jakie odbywały się w GG. Pokazano wyraziście łapanki, obławy uliczne i drastyczne sceny z walk w czasie Powstania Warszawskiego.
Wystąpienia prokuratorów zakończyły się stwierdzeniem, że Bühler to „przestępca zza biurka”, papierowy wykonawca wielu zbrodni, typ człowieka chcącego zachować pełną czystość postępowania. Prokuratorzy stwierdzili, że oskarżony chce potępić swoją działalność i uznać się za kryształową wręcz osobowość. W konkluzji zażądali kary śmierci.
W dwunastym dniu rozprawy wystąpili obrońcy. Ich zadanie nie było łatwe, bowiem tomy zgromadzonych w aktach dowodów i zeznania świadków wskazywały miejsca, w których wyrastały kominy krematoriów i pojawiały się szeregi krzyży cmentarnych. Adwokat Bertold Rappaport, oświadczył, że będzie zajmował się analizą przeprowadzonego przewodu sądowego i postara się wyprowadzić konkretne wnioski, chociaż zadanie to będzie dosyć trudne. Kwestionował stwierdzenia z aktu oskarżenia – „powinien był wiedzieć”, „musiał wiedzieć” z których nie należy wyciągać negatywnych dla oskarżonego wniosków, wobec braku jednoznacznych zachowań. Obrońca akcentował, że Hans Frank wykorzystał małą samodzielność Bühlera, pozostawiając mu tylko cień władzy, której pełnię zachował wyłącznie dla siebie. Mecenas Rappaport określił krótko byłego Generalnego Gubernatora „myślał, że będzie Ludwikiem XIV w miniaturze, a został jedynie tylko cieniem Cezara Borgii”.
Obrona starała się wykazać, że akty wysiedlania z Zamojszczyzny
odbywały się bez wiedzy i woli oskarżonego, który podejmował także wysiłki w celu poprawienia sytuacji żywnościowej ludności polskiej, jak również do złagodzenia rygorów stosowanych wobec przymusowych robotników w Rzeszy Niemieckiej. Adwokat Rappaport nawiązując do słów prokuratora Tadeusza Cypriana stwierdził, że „w celi więziennej umarł Bühler zbrodniarz, a urodził się nowy, uczciwy człowiek”. Uznał, że miłosierdzie chrześcijańskie i nasza polska etyka nie powinny powodować domagania się dla oskarżonego najwyższego wymiaru kary. Swoje przemówienie zakończył słowami, że jakikolwiek wyrok w tej sprawie zapadnie, na pewno będzie on sprawiedliwy.
Drugi z obrońców Stefan Kosiński przypomniał, że podstawę prawną oskarżenia stanowi przede wszystkim Konwencja Haska z 1907 roku i pakt Brianda – Kellogga z 1928 roku, ale prawo międzynarodowe nie daje podstaw do ukarania oskarżonego, ponieważ odnosi się do odpowiedzialności państwa. Ta odpowiedzialność zaś może objawiać się jedynie w wymiarze materialnym i odszkodowawczym. Obrońca kwestionował ponadto zasadność stosowania wewnętrznego prawa polskiego, bowiem dekret z 31 sierpnia 1944 roku o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy w artykułach 1 i 2 nie pozwalał na przyjęcie odpowiedzialności, bowiem Bühler był sam w sobie władzą, która nie mogła „iść na rękę państwu niemieckiemu”. Na zakończenie swojego wystąpienia mec. Kosiński zwrócił się do sądu, aby ocenił również pozytywne działania oskarżonego, które ujawnił przewód sądowy, a także wziął pod uwagę jego sytuację rodzinną. Obrońca prosił o wyrok zgodny z poczuciem polskiej sprawiedliwości.
Po procesie uznano, że obaj adwokaci wykonali swoje trudne zadanie z taktem, dużą wiedzą fachową, ofiarnością i znajomością akt sprawy. Obserwatorzy procesu podkreślali, że najlepszy adwokat niemiecki nie mógłby zrobić więcej dla stającego przed sądem Niemca, niż uczynili to obaj polscy obrońcy dla wroga swojego Narodu.
Bühler rozumiał swoją sytuację procesową. Gdy w trakcie realizacji materiału dowodowego był spokojny i opanowany, to po wystąpieniach prokuratorów i obrońców zaobserwowano u niego głęboka depresję i zdenerwowanie. Przeczuwał, że nie uniknie kary śmierci, ale wierzył, że uda mu się przekonać Trybunał, że podział i zajęcie Polski, to był układ pomiędzy Rzeszą Niemiecką i Związkiem Radzieckim.
Ogłoszenie wyroku nastąpiło w dniu 10 lipca 1948 roku o godz. 9:00. Trybunał dokonał szerokiej argumentacji w zakresie ustalonej winy, przyjmując, że w znacznej części zarzuconych przestępstw Bühler dokonał z rozkazów Hansa Franka. Akcentował jednak, że oskarżony wstąpił dobrowolnie do NSDAP, a zatem miał świadomość obowiązującej w tej partii zasady bezwzględnego posłuszeństwa. Bez skrupułów akceptował nakazaną przez Hansa Franka akcję wyniszczania inteligencji polskiej (akcja A-B). Protokół z posiedzenia w tej sprawie nie zawierał żadnego nawet nieformalnego stanowiska oskarżonego, mimo jego twierdzeń, że był jedynym, który tej akcji był przeciwny. Przewodniczący stwierdził ponadto, że Sąd nie znalazł żadnych podstaw do zastosowania nadzwyczajnego złagodzenia kary, z uwagi na wielość czynów popełnionych w okresie pięciu lat sprawowanej funkcji szefa rządu Generalnego Gubernatorstwa. Jako prawnik Bühler musiał mieć świadomość swojej przestępczej działalności.
Ludobójstwo stało się faktem prawnym. Warto pamiętać, że definicję tę sformułował po raz pierwszy polski prawnik Żyd Rafał Lemkin (1900-1959) w pracy zatytułowanej Axis rule in occupied Europe wydanej w Nowym Jorku w 1944 roku.
Wyrok Trybunału orzekający karę śmierci był prawomocny i nie przysługiwał od niego żaden środek odwoławczy poza prośba o łaskę. Bühler, podobnie jak jego żona, złożyli takie podania. Arcybiskup Monachium kardynał Faulhaber apelował o odstąpienie od wykonania kary, oświadczając, że skazany był wiernym synem kościoła, broniącym Polaków. Przywołał także osobę jego brata będącego proboszczem katolickim w Bawarii, dla obrazu rodziny w jakiej się wychował. Prezydent nie skorzystał jednak z przysługującego mu prawa łaski i wyrok został wykonany w więzieniu Montelupich w Krakowie w dniu 21 sierpnia 1948 roku.
Publikacja ta nie byłaby jednak pełna i rzetelna, gdybym pominął sygnalizowany na wstępie „przekład artystyczny”. W dniu 15 stycznia 2012 roku w Teatrze Polskiego Radia odbyła się emisja sztuki „Proces” autorstwa Krzysztofa Ćwiklińskiego. Osobę Bühlera odtwarzał Adam Ferency, a adwokata Rappaporta Sławomir Orzechowski. W 2015 roku dwutygodnik Literacko-Artystyczny „Pisarze.pl” opublikował pełen tekst tej jednoaktowej sztuki.
Adw. Stefan Kosiński złożył w styczniu 1945 roku ślubowanie adwokackie wobec dziekana tajnej Okręgowej Rady Adwokackiej w Krakowie adw. dr Karola Stacha. W okresie wojennym brał udział w tajnym nauczaniu z zakresu prawa cywilnego na Uniwersytecie Jagiellońskim, współpracując blisko z profesorem Fryderykiem Zollem. W kwietniu 1946 roku Rada Adwokacka, mimo pozytywnej weryfikacji odmówiła wpisu adwokata Kosińskiego na listę, uznając, że nie odbył wymaganej aplikacji adwokackiej i nie złożył egzaminów sędziowskiego i adwokackiego. Uznano, że nie posiada także wymaganej ewentualnej trzyletniej praktyki w służbie referendarskiej. W kwietniu 1947 roku wpisu jednak dokonano i Stefan Kosiński rozpoczął praktykę zawodową. Spośród licznych jego obron, w pamięci zapisały się procesy Melchiora Wańkowicza. Jego osoba i dokonania zawodowe spowodowały, że biogram umieszczony został w Słowniku Biograficznym Adwokatów Polskich, wydanym w 2018 roku, a także w publikacji „Adwokaci Polscy Ojczyźnie”.
O adwokacie Bertoldzie Rappaporcie archiwa milczą.