Zbliżały się święta, a pływający w wannie karp królewski zapytał: Kiedy? Odpowiedziałem: Wigilia za 3 dni. Popłynął w kierunku kranu prosząc: Dopuść mi świeżej wody. Kiedy to zrobiłem, poruszając skrzelami i wąsami przy otwartej paszczy rzekł: Zabicie mnie byłoby gestem mało politycznym wobec całej polskiej adwokatury. Zapytałem dlaczego akurat takie gremium przywołuje. Wtedy odpływając w drugi koniec wanny odrzekł smutno: Pomyśl i pamiętaj, że władzę sprawuje się dopiero wtedy, gdy nauczyłeś się przedtem słuchać.
Nie pozwólmy, żeby nasze lęki
powstrzymały nas od realizacji naszych nadziei
— John F. Kennedy
Co ma karp do polityki, adwokackiej togi czy funkcjonowania demokratycznego państwa?
Karp królewski, w chińskiej legendzie nazwany karpiem koi, chciał płynąć w górę rzeki, przeskoczyć wodospad. Uznawany był za symbol równowagi i wyciszenia. W Polsce pojawił się w XII w. sprowadzony przez czeskich cystersów. Skoro zakon ojców cystersów wzorował się na naukach benedyktynów z klasztoru w Holesmes, założonym w VI w. przez Benedykta z Nursji, to coś w tym musiało być. Składająca się z 73 rozdziałów Reguła Świętego Benedykta nakazuje wierne trzymanie się tradycji i czerpanie z doświadczenia innych.
Zrozumiałem, że rozmowa z karpiem to nie tylko pretekst do uratowania mu życia, ale także wskazanie drogi w zakresie demokratycznego współżycia wśród innych. Pomyślałem wówczas – Adwokatura i polityka, pamiętając, że powinnością adwokatów jest prezentowanie klientom oraz szeroko pojętemu społeczeństwu rozwiązań w zawiłościach prawnych, do tego dodatkowo komplikowanych argumentacją prawną polityków.
Przestrzeganie wartości konstytucyjnych, jak i zasad ustrojowych Polski oraz prawidłowość procesu legislacyjnego wpisano w nasz tytuł zawodowy. Mamy obowiązek bezwzględnego respektowania zasad trójpodziału władzy, zachowania niezawisłości sądów i apolityczności prokuratury jako fundamentów państwa prawa.
Znalazłem wśród książek słownik filozoficzny z 1955 r. Według niego polityka to branie udziału w sprawach państwa, kierowanie nim, określenie form, zadań i treści działania. Słownik wydany był w czasach, gdy trzeba było mieć słuszną linię polityczną. Ta polityka, realizowana była przez ludzi umiejących urzeczywistniać ówczesne zapatrywania władzy w praktyce. Współcześnie polityka to dążenie do sprawowania władzy lub wywierania wpływu na jej podział pomiędzy grupy ludzi. To też panowanie na mocy „legalności” i utworzenie reguł właściwej „kompetencji rzeczowej”. Polityka to całość regulacji powiązanych ze sprawowaniem władzy w państwie, a nie tylko sztuka jej zdobycia i utrzymania. Polityka to też, a może przede wszystkim – stosowanie prawa.
Czy polityka była obecna w życiu Adwokatury? Pamiętajmy o życiorysach polskich adwokatów, którzy czynnie uprawiali politykę, o tych, którzy szczególnie zasłużyli się ojczyźnie i których obrony w sprawach trudnych ideowo i politycznych przeszły do historii.
W sejmie I kadencji (1922-1927) znalazło się ponad 20 adwokatów, w sejmie II i III kadencji, która kończyła się w 1935 r. było ich już około 30. W okresie II Rzeczypospolitej wielu członków palestry było posłami lub senatorami, a wykonywanie mandatu nie zmuszało ich do rezygnacji z prowadzonej praktyki adwokackiej. Jedynym ograniczeniem było to, że adwokaci – parlamentarzyści, nie mogli prowadzić spraw przed organami administracji, uznając, że byłoby to w kolizji w stosunku do władz administracyjnych. W parlamencie adwokaci stanowili około 5-8% składu. W sejmie IV kadencji (1935-1938) czynnych adwokatów było już tylko 11. Ostatni parlament II Rzeczypospolitej wybrany został w 1938 r. W sejmie V kadencji zasiadało już tylko kilku adwokatów. Marszałkiem wybrano wówczas prof. Wacława Makowskiego, członka Komisji Kodyfikacyjnej i współtwórcę kodeksu karnego.
W ławach senatu zasiadali też czynni zawodowo adwokaci. Na 111 senatorów w I kadencji było 10 adwokatów, w II i III kadencji było ich ok. 13. Ilość mandatów zmalała podczas IV i V kadencji.
W okresie międzywojennym większość ministrów sprawiedliwości wywodziła się ze środowiska adwokackiego m.in. Leon Szupiński w rządach Ignacego Daszyńskiego, Jędrzeja Moraczewskiego i Ignacego Jana Paderewskiego. Stanisław Nowodworski był Ministrem Sprawiedliwości w rządzie Wincentego Witosa, a potem senatorem i sędzią Najwyższego Trybunału Administracyjnego. Stanisław Car był premierem w pierwszym rządzie Walerego Sławka i w drugim rządzie Józefa Piłsudskiego. Adw. Cyryl Ratajski w latach 1922-1934 i 1939 piastujący urząd Prezydenta miasta Poznania, był też Ministrem Sprawiedliwości w okresie 1924-1925.
Przechodząc do procesów sądowych – proces brzeski był najgłośniejszym procesem politycznym II Rzeczypospolitej. Toczył się na przełomie lat 1931-1932 w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Na ławie oskarżonych zasiadło łącznie 11 przywódców Centrolewu, czyli zawartego w 1929 r. porozumienia partii centrowych i lewicowych w celu zwalczania rządów sanacyjnych i dyktatury Piłsudskiego. Jako obrońcy zgłosili się bezpłatnie najwybitniejsi adwokaci: Leon Berenson, Jan Nowodworski, Wacław Szumański, Zygmunt Nagórski.
Lata powojenne 1945-1956 są określane mianem „okresu stalinowskiego”. W czerwcu 1945 r. zorganizowano w Moskwie proces pokazowy przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Pięciu spośród oskarżonych było adwokatami lub po wyjściu na wolność nimi zostało. To Adam Bień, Józef Haciński, Stanisław Mierzwa, Antoni Pajdak i Zbigniew Stypułkowski. To tragiczne wydarzenie nie wymaga komentarzy. Jest znane nie tylko prawnikom, historykom, ale szerokiej rzeszy polskiego społeczeństwa.
Na szczególną uwagę zasługuje udział adwokatów przed sądami wojskowymi, a także w procesach politycznych i postępowaniach doraźnych. Dotyczyło to przestępstw szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa polskiego. Większość adwokatów angażowała się w te procesy bezinteresownie występując przed sądami powszechnymi, wojskowymi i tajnymi. Tymi ostatnimi zajęła się powołana przez Prezydium NRA w dniu 3 sierpnia 1988 r. Komisja ds. Badania Białych Plam w Adwokaturze. Dotyczyło to adwokatów, którzy przed sądami tajnymi nie wywiązali się ze swojej przysięgi. Zebrana przez Dyrektora Biura ds. Adwokatury w Ministerstwie Sprawiedliwości Marię Matwinową dokumentacja zaginęła. Przeprowadzono jednak kilka postępowań dyscyplinarnych. Jednym z najbardziej znanych procesów tego okresu był sfingowany „mord sądowy” na organizatorze kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK generale Auguście Emilu Fieldorfie „Nilu”. Obrońcą gen. Fieldorfa z urzędu był adw. Jerzy Mering, a wybranym przez rodzinę adw. Mieczysław Maślanko.
Do historii polskiej adwokatury przeszły procesy, które wytoczono uczestnikom wydarzeń Poznańskiego Czerwca 1956 r. Obrońcami w nich byli Stanisław Hejmowski, Gerard Kujonek i Michał Grzegorzewicz. W procesach, w których bronił adw. Hejmowski urząd prokuratorski wystawiał najlepszych oskarżycieli, aby zachować równowagę intelektualną stron. W latach 1956-1981 to jest
od wydarzeń Polskiego Października do wprowadzenia stanu wojennego odbyło się wiele procesów politycznych m.in. przeciwko Jackowi Kuroniowi i Karolowi Modzelewskiemu. Bronili adwokaci Aniela Steinsbergowa, Tadeusz de Virion i Jan Olszewski. Ten ostatni występował też w procesach Melchiora Wańkowicza, Janusza Szpotańskiego i Adama Michnika. Liderów grupy „Ruch” Stefana Niesiołowskiego i Andrzeja Czumę bronili m.in. adw. Stanisław Szczuka i adw. Władysław Siła – Nowicki.
Głośne procesy polityczne, to postępowania wobec robotników „Radomia” i „Ursusa”, gdzie obrońcą był adw. Andrzej Grabiński. W procesie zabójców ks. Jerzego Popiełuszki wygłosił znakomite przemówienie, które przeszło do kanonów procedury karnej.
W 1980 r. pierwszą obronę polityczną Leszka Moczulskiego prowadził adw. Edward Wende. Bronił on w trudnych dowodowo procesach Bronisława Gieremka, Janusza Onyszkiewicza i Klemensa Szaniawskiego. W okresie stanu wojennego wielu adwokatów współpracowało z Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Aresztowanym i Represjonowanym. Mimo atmosfery panującej w kraju, potrafili oni w sposób bardzo godny reprezentować swoich klientów, dbając o poszanowanie prawa i wskazując na naczelną zasadę, jaką jest niezawisłość sędziowska. To wszystko łączyło się w umiejętność budowania demokratycznego państwa, którego zasady były wcześniej naruszane. Procesy toczyły się przed sądami w Warszawie, Wrocławiu, Katowicach, Krakowie, Poznaniu, Szczecinie, Bydgoszczy i Toruniu.
Nie zapominajmy, że ludzi, którzy nie odpowiadali ówczesnej władzy skutecznie blokowano przed wpisem na listę adwokacką. Taki był przypadek prof. Wiesława Chrzanowskiego, który ukończył aplikację adwokacką z wynikiem bardzo dobrym. Był Marszałkiem Sejmu I kadencji, Ministrem Sprawiedliwości i Prokuratorem Generalnym w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego. W 1980 r. został doradcą NSZZ „Solidarność” i współautorem statutu tego związku.
Społeczność adwokacka z biegiem lat ograniczała swoją działalność polityczną, ale wynikało to chyba z konieczności poświęcenia się bardziej sprawom zawodowym i samorządowym, niż z niechęci do działania. W PRL udział adwokatów był bez wątpienia mniejszy, przy pełnym zaangażowaniu się jednak w obrony polityczne. Marginalny stawał się udział naszego środowiska w komisjach kodyfikacyjnych powołanych przez Ministra Sprawiedliwości.
Niektórzy spośród znanych obrońców przeszli do polityki i zostali posłami m.in. Jan Olszewski, Władysław Siła – Nowicki, Edward Wende, Krzysztof Piesiewicz czy Tadeusz de Virion, który pełnił funkcje dyplomatyczne.
Resortem sprawiedliwości kierowali Aleksander Bentkowski, Józef Wiesław Chrzanowski, Andrzej Marcinkowski, Zbigniew Dyka, Jan Piątkowski i prof. Zbigniew Ćwiąkalski. Ministrem Spraw Wewnętrznych był adw. Ryszard Kalisz, który wraz z adw. Jolantą Szymanek – Deresz byli szefami Kancelarii Prezydenta RP.
Starałem się przedstawić środowisko adwokackie w życiu, którego polityka była zawsze i jest obecna. Rzeczą najważniejszą jest, ażeby w Polsce dobrze wykształceni prawnicy, przestrzegający zasad etyki, działali w interesie społeczeństwa, bo tego od adwokatów społeczeństwo oczekuje.
Nasza pozycja zawodowa zobowiązuje do znacznie większego wysiłku po to, ażeby Polska była naprawdę państwem prawa i demokracji. Jak mawiał Georg Lichtenberg – Wprost nie do wiary jest ile mogą zepsuć przepisy, gdy wszystko jest zbyt dobrze rządzone. Kontynuację tego stanowi stwierdzenie Jeremiego Banthama, prawnika i filozofa – Nigdy nie podejrzewałem, że ludzie sprawujący władzę są przeciwko reformom. Przypuszczałem, że pragną mieć potrzebę wiedzy, co jest dobre dla społeczeństwa, by przyjmować te racje z otwartymi rękoma.
Koniecznym warunkiem prawidłowego funkcjonowania państwa demokratycznego jest aktywność obywateli. Tkwi w wielu z nas syndrom minionego czasu, społeczeństwa ubezwłasnowolnionego oraz zapatrzonego w profity finansowe. Oderwanie obywateli od władzy publicznej i instytucji nie daje im poczucia partnerstwa i realnego uczestniczenia w sprawach, które w powszechnym przekonaniu są „rozgrywane”. Uważają, że te kwestie są poza nimi i nie mają na nie żadnego wpływu. Nie wyobrażam sobie, abyśmy mogli dziś kompetentnie mówić, jako cywiliści, karniści, czy specjalizujący się w prawie administracyjnym bez sięgnięcia do Konstytucji i ukształtowanego na jej tle orzecznictwa.
Przejdźmy do refleksji końcowych. Chciałbym postawić pytanie, czy Polska jest dzisiaj państwem prawa?
Chodzi o podstawowe pojęcia konstytucyjne, zasady i wartości, do których w kraju odwołuje się prawie codziennie. Czy można pytać o rzeczy tak oczywiste i ostatecznie przesądzone przez samą Konstytucję? Trudno to uznać za brak kompetencji.
Można, jeżeli się przyjmie, że świat norm i gwarancji instytucjonalnych może przedkładać się na faktyczne działania państwa. Czy chodzi o nowe prawo i nową Konstytucję, czy może o nową kulturę prawną, polityczną i jakość stosowania prawa?
Baron Friderick Leighton twierdził, że mężowie stanu korzystają z ram nauk społecznych w taki sposób, jak pijak z latarni – nie szukają tam światła, tylko oparcia.
Obserwując toczące się batalie w życiu publicznym, niepokojące przejawy łamania standardów prawnych łatwo się przekonać, jak bardzo potrzebna jest dobra jakość kultury prawnej, o którą adwokaci winni zabiegać. Nie może budzić entuzjazmu, a wywołuje wątpliwości, postulat poprawy jakości ustanawianego prawa przez ograniczenie mechanizmów demokratycznych jego tworzenia. Ks. Prałat Zdzisław Peszkowski – jeniec Kozielska i ocalony od mordu katyńskiego wołając o prawdę i sprawiedliwość mówił, że to my prawnicy jesteśmy tymi, którzy dają pewność, że w państwie panuje porządek. Pewność, to jeszcze nie jest prawda. Dlatego powinniśmy dbać o kształt Polski, aby była krajem w pełni demokratycznym.
Niedopuszczalne są próby wpływu na wymiar sprawiedliwości czy organy ścigania przez przedstawicieli świata polityki i mediów. Konkludując uważam, że każdy z prawników z racji wykształcenia niezależnie od profesji, którą sprawuje i funkcji z uwzględnieniem politycznej, ponosi odpowiedzialność za przestrzeganie prawa, zasad godności i etyki oraz winien działać na rzecz umocnienia autorytetu demokratycznego państwa w odczuciu obywateli.
Prof. Czesław Znamierowski, filozof, prawnik, socjolog i etyk twierdził, że samo istnienie demokracji, nie przesądza automatycznie, że władza będzie realizowana dla dobra całej społeczności państwowej. Wprowadzenie demokracji jest według niego warunkiem sprzyjającym rozwojowi społeczności, ale nie jest to warunek konieczny ani wystarczający. Istnieją bowiem słabości i braki tego ustroju, których dominacja może prowadzić do dobrej lub złej kondycji tej formy ustrojowej. Pamiętajmy, że usłużnych prawników można znaleźć zawsze i wszędzie. Uchwała Nr 16 Krajowego Zjazdu Adwokatury z 26 listopada 2016 r. wskazuje na ład konstytucyjny będący dobrem wspólnym obywateli. Apelując do organów władzy wykonawczej i ustawodawczej uchwała akcentuje wyraźnie pospieszne stanowienie ukierunkowanego na osiągnięcie doraźnych celów politycznych prawa, co nie powinno i nie może mieć miejsca. Teraźniejszość wymaga od Adwokatury nie tylko odważnych, ale dojrzałych postaw, ochrony podstawowych konstytucyjnych wartości, skoro jako adwokaci mamy być strażnikami prawa, a nie polityki. Adwokatury jako instytucji, ani żadnego z adwokatów z obowiązku tego zwolnić nie można.
Wróciłem do łazienki, zabrałem pływającego karpia do wiadra ze świeża wodą i w nowym roku pojechałem na Głębokie. Niech pływa sobie, skoro mnie zainspirował.
Czy zabicie symboliki trzymania się tradycji i czerpania z doświadczenia innych ma spowodować zmiany w naszej mentalności, rozsądkowemu myśleniu i potrzebach rozumienia istoty demokratycznego państwa…
Chyba nie.