Z uwagą należało się odnieść do interesującego artykułu Pań Aplikantek Marty Brawaty i Karoliny Weremy – Karłuk, które raczej krytycznie ustosunkowały się do zamysłów powierzania szkolenia aplikantów adwokackich i radcowskich wydziałom prawa uniwersytetów1 In Gremio, luty 2018, s.30. Jest to tekst wymagający głębszego przemyślenia. Wypowiedzi Autorek nawiązywały najpewniej do stanowisk najwyższych władz samorządowych samorządu adwokackiego i radcowskiego2 List otwarty do Dziekanów wydziałów prawa podpisany przez Prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych M. Bobrowicza oraz Prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej J. Treli Rzeczpospolita z 05.02.2018 r.. Z dość sporym wahaniem odnoszę się do prób takiej reformy aplikacji, zwłaszcza, że mieliśmy już do czynienia z „udrożnieniem” dróg awansu zawodów prawniczych3 J. Ciapała, Samorządy osób wykonujących zawody prawnicze w kontekście postanowień art.17 ust.1 Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997r. ( w: ) Samorządy w Konstytucji RP, pod red. Z.Witkowskiego i A.Bień – Kacaly, Toruń 2013.. Ewentualna aprobata takiego rozwiązania jest jednak warunkowana kilkoma podstawowymi wymogami, którym muszą sprostać uczelnie i środowiska zawodowe.
Po pierwsze, zgodnie z Konstytucją RP (art. 17 ust. 1) ustawodawca może tworzyć samorządy zawodowe osób wykonujących zawody zaufania publicznego. Tylko te samorządy mogą sprawować pieczę nad należytym wykonywaniem zawodów w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony. Ujawnia się podstawowa wątpliwość: czy tak doniosłe zagadnienia jak nadzór nad aplikacją od strony merytorycznej i etycznej może być prowadzony przez inne osoby, niż te które są sprawdzonymi praktykami w danym zawodzie, osoby działające w ramach samorządów zawodowych? Argumenty wywodzone z tego postanowienia Konstytucji każą co najmniej preferować samorządy zawodowe oraz kształtowane przez nie tradycje. Nawet gdyby sama aplikacja była prowadzona przez uniwersytety, to w myśl Konstytucji, piecza nad wykonywaniem zawodów musiałaby być sprawowana przez samorządy. Można pokusić się o wnioskowanie a contrario – publiczne uczelnie nie są beneficjentami wolności przedsiębiorczości i mogą podejmować zadania ustawowe, tylko o ile zgodne są z Konstytucją. Inspiratorzy projektów nie odróżniają nauczania i badań naukowych od profilowania zawodowego danego prawnika.
Po drugie, rzecz jasna w szanujących siebie i studentów wydziałach prawa ma miejsce odpowiednie oddzielenie zajęć: zagadnień teoretycznych oraz praktycznych, przy czym te ostatnie powinny sprowadzać się do kwestii quasi- aplikacyjnych: egzegezy tekstów prawnych, dyskusji nad kazusami, projektowania opinii prawnych lub nawet pism procesowych. W renomowanych wydziałach prawa nauczają zarówno teoretycy, jak i praktycy i jest to perspektywicznie w pełni do pogodzenia, przy założeniu dostatecznej wiedzy i wyobraźni władz tych wydziałów. Rzadko przecież można spotkać wydział prawa, na którym nie ma sali do symulacji rozpraw sądowych. Dlatego wśród akademików z pewnością mogą znaleźć się cenieni patroni- praktycy. Nie mogłoby to jednak wykluczać atrakcyjnych ofert adresowanych do innych osób (spoza akademików) znanych i uznanych w środowiskach. Muszą to być oferty porównywalne z ofertami przedstawianymi przez korporacje zawodowe. Obecność doświadczonego patrona to przecież jeden z fundamentów sukcesów aplikanta. To z kolei będzie wymagać wyobraźni i przełamania jakże częstych, biurokratycznych barier obecnych w uczelniach o miernych standardach, w których nadal preferuje się formułę wykładów nad ćwiczeniami i konwersatoriami oraz prowadzi się przedmioty pod kątem możliwości i preferencji kadrowych, a nie wymogów współczesnego państwa i gospodarki.
Po trzecie – uważam, że niedopuszczalne jest ograniczanie egzaminów z tak zwanych przedmiotów „sądowych” do testów badających pamięciowe zdolności studenta. Student jest w stanie samodzielnie, przy pomocy internetu, „zaopatrzyć się” w akty prawne, jednak najczęściej nie rozumie wielu zagadnień problemowych, wymagających kojarzenia teorii z praktyką. Zarówno seminaria, jak i ćwiczenia (w przypadku kilkunastu przedmiotów) muszą mieć wymiar praktyczny. Co więcej, w przypadkach tych przedmiotów egzamin może mieć dwie części: teoretyczną oraz praktyczną. Przy tej ostatniej zbada się zdolność do rozwiązywania kazusów i projektowania opinii prawnych.
Po czwarte – at last but not least – istotną doniosłość ma porozumienie Ministra Sprawiedliwości oraz Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ten ostatni wydaje się nie zdawać sprawy ze specyfiki studiów prawniczych, po których najzdolniejsi absolwenci wcale nie muszą pozostawać na uczelni, mając na uwadze potrzeby tzw. „rynku” oraz – z drugiej strony miernotę finansową średnich lub słabych uczelni. Znalazłoby to w dalszej kolejności niezbędny wyraz w porozumieniach władz uczelni ze środowiskiem sędziowskim.
Poza sporem, szacunek dla przyszłych absolwentów prawa wymaga niezwłocznego przedstawienia jasnych reguł awansów zawodowych. Studenci obecnych lat czwartych nie mogą przecież czekać, aż władze rządowe i środowiska akademickie „dojrzeją” do definitywnych decyzji. Reasumując, przyjmuję, że wprowadzanie alternatywnej aplikacji „uniwersyteckiej” jest przedwczesne oraz może przynieść więcej szkód i dezorientacji niż po dokonaniu znacznie głębszych analiz konceptualnych.