Co czuje pacjent cierpiący nieznośny ból, z którego jedynym wybawieniem będzie śmierć? A jak czuje się rodzina osoby nieuleczalnie chorej, której funkcje życiowe podtrzymywane są w sposób sztuczny, gdy lekarze nie dają bliskiej osobie jakichkolwiek szans na wyzdrowienie? Tego, jako dwudziestojednoletnia kobieta, nie mogę i nie chcę sobie nawet wyobrazić.
Wiem jednak, co mogłoby te męki i cierpienia ukrócić. Tu odpowiedź jest nie tyle banalna, co oczywista, gdyż jest nią bez wątpienia śmierć. Jednak co w przypadku, gdy nie następuje ona w sposób naturalny przez długi czas, a oczekiwanie na jej nadejście jedynie potęguje destrukcyjne emocje i dolegliwości?
A może receptą jest „eu thanatos”, czyli z greckiego dobra śmierć, bez bólu i cierpienia?
Eutanazja, która stanowi podyktowane współczuciem pozbawienie życia osoby nieuleczalnie chorej (przez wielu określane słusznie, bądź nie, jako skrócenie jej cierpień), na wyraźnie życzenie osoby zainteresowanej lub jej najbliższej rodziny, wydaje się tu być antidotum na wszelkie powyżej przytoczone problemy. Doskonałe rozwiązanie? Bynajmniej nie na kanwach uregulowań prawnych większości krajów na świecie, które są tak samo różne, jak podzielona jest opinia publiczna na ten temat. Problem ten zresztą już od zarania dziejów stanowi element dyskusji filozofów czy osób piastujących najwyższe stanowiska państwowe.
Tak oto starożytni Grecy i Rzymianie uznawali praktyki eutanatyczne za dopuszczalne i choć ówczesne metody ciężko porównać do eutanazji jako takiej, jaką znamy dziś w praktyce naszych zachodnich sąsiadów, to bez wątpienia uznać należy, iż w nauczaniu filozofów w sposób szeroki uznawano możliwość podjęcia przez lekarza decyzji o „skróceniu życia” danej jednostki. Nadmienić należy ponadto, że wtenczas powszechnie wyznawano, iż osoba doświadczająca istotnej dla niej tragedii, posiadała prawo odebrania sobie życia w chwili, którą uzna za stosowną.
Zupełnie odmienne zapatrywania w tej materii mieli pierwsi chrześcijanie, których poglądy zostały podtrzymane, aż do czasów nam współczesnych, przez społeczną naukę Kościoła, która jak wiadomo w sposób jednoznaczny zakazuje jakichkolwiek form odbierania życia bliźnim, bez względu na pobudki towarzyszące przy tym procederze. Do dziś zresztą żadna wiara czy praktyka religijna nie traktuje eutanazji jako czegoś właściwego, gdyż życie uznawane jest przez osoby wierzące za święty dar od Boga i czczone przez nie jako najwyższa wartość.
Kolejny punkt kształtujący w sposób istotny poglądy na eutanazję rozpoczyna się w XVII w. wraz z rozwojem filozofii oświecenia. Francis Bacon zaznaczał, iż „rolą lekarza nie jest jedynie leczyć, ale również uśmierzać ból, nawet wtedy gdy działanie to w sposób świadomy prowadzi do skrócenia życia”. W tym samym okresie natknąć się można także na zdecydowanych przeciwników odbierania życia na żądanie, i tak właśnie John Lock’e wskazywał, że życie upośledzonych i chorych powinno podlegać szczególnej ochronie przez fakt, iż są oni boskimi stworzeniami.
Tragiczna w skutkach była natomiast ideologia Adolfa Hitlera, bezpośrednio związana z koncepcją nadczłowieka autorstwa Fryderyka Nietzhego, swoją drogą zwolennika eutanazji, i koncepcją eugeniki, czyli poglądu mówiącego o konieczności eliminacji ze społeczeństwa przedstawicieli rasy innej niż nordycka. Owe nieludzkie koncepcje w połączeniu z władzą absolutną, stały się podwalinami dla wprowadzenia eutanazji jako instytucjonalnego narzędzia w Trzeciej Rzeszy, znanego pod nazwą „Akcja T-4”. Była to zorganizowana masowo akcja zabijania psychicznie i fizycznie upośledzonych dzieci i dorosłych oraz pacjentów oddziałów psychiatrycznych, a także niezdolnych już do pracy więźniów obozów koncentracyjnych.
Doświadczenia II wojny światowej, czemu zresztą nie można się dziwić, na długie lata zahamowały dyskusję na temat zalegalizowania eutanazji. Dopiero w latach 70. ponownie skłoniono się ku analizie tego problemu. Iskrą okazała się być historia siedemdziesięcioletniej Holenderki i jej córki dr Geertuidy Postmy, która na prośbę swojej ciężko chorej matki odebrała jej życie za pomocą śmiertelnej dawki morfiny. Za ten czyn groziło jej 12 lat pozbawienia wolności, co jednak spotkało się zarówno z protestami publicznymi, jak i ożywionym ruchem aktywistów popierających „godną śmierć”. W efekcie tego holenderskie sądownictwo wydało wyrok skazujący kobietę jedynie na jeden tydzień więzienia w zawieszeniu na rok. Ostatecznie Holandia była pierwszym krajem, gdzie zalegalizowano eutanazję, a miało to miejsce w 2001 roku, kiedy to holenderski Senat zatwierdził propozycję ustawy o przerwaniu życia i pomocy przy samobójstwie, obowiązującą od 1 kwietnia 2002 roku.
Dziś zabieg eutanazji w nomenklaturze prawniczej i medycznej można podzielić na dwa rodzaje – eutanazję czynną i bierną. Za eutanazję bierną (negatywną), legalną m.in. w większości krajów Europy Zachodniej, takich jak Włochy, Hiszpania, Wielka Brytania, czy kraje skandynawskie, jak również w większości stanów w USA, czy w samej Australii, uznaje się: „zaniechanie podjęcia leczenia choroby nieuleczalnej u pacjenta; odmowę lekarza w zastosowaniu nadzwyczajnych środków służących ratowaniu życia, a użycie jedynie środków zwyczajnych; zaprzestanie leczenia chorego, gdy pacjent sobie tego życzy; zaprzestanie leczenia bez zgody chorego, gdy lekarz uważa, że dalsze leczenie tylko przedłuża cierpienie”. Natomiast eutanazja czynna (pozytywna) to zachowanie polegające na działaniu podjętym w celu spowodowania lub przyśpieszenia czyjejś śmierci, np. przez podanie śmiertelnej dawki leku. Ten proceder legalny jest jedynie w nielicznych krajach takich jak Holandia, Belgia, Luksemburg, Kanada czy kilka stanów USA.
Jak widać, zapatrywania na eutanazję przez wieki zmieniały się i do dziś nie wypracowano w tej kwestii jednoznacznego stanowiska. Prawodawstwo jednak musiało opowiedzieć się za jedną ze stron i tak oto w większości państw legalne jest jedynie samo zaprzestanie leczenia, a mało gdzie zezwala się na celowe podanie niosących śmierć leków przez lekarza.
Polska natomiast jest jednym z nielicznych miejsc na świecie, gdzie zabieg eutanazji jest całkowicie nielegalny, a w dodatku penalizowany przez Kodeks karny, który za ewentualną pomoc osobie chcącej skrócić swoje cierpienia, wyznacza karę więzienia od 3 miesięcy do 5 lat.
Na uwagę zasługują jednak wyniki badań CBOS, z których wynika, że 61% Polaków jest zgodnych, iż prawo powinno zezwalać na eutanazję czynną w przypadku jej żądania przez osoby nieuleczalnie chore i cierpiące, bądź przez ich rodziny. Opinia publiczna prezentuje się zresztą podobnie w niemal wszystkich krajach, zarówno tych gdzie eutanazja jest nielegalna, jak i tych gdzie dozwolona jest jedynie eutanazja bierna. Wynika z tego, że prawie w każdym zakątku świata ponad połowa respondentów opowiada się za zalegalizowaniem eutanazji czynnej.
Przy tak trudnym zagadnieniu etycznym, jakim jest eutanazja, gdzie konflikt racji bierze się z różnych systemów wartości, tak znaczna przewaga zwolenników eutanazji czynnej wydaje się być bardzo intrygująca. Najbardziej dziwi i zastanawia to, że nastroje społeczeństw absolutnie nie znajdują odzwierciedlenia w krajowych prawodawstwach, gdyż jak wyżej wspomniałam, na dobrowolne przerwanie życia przez lekarza zezwala jedynie niewielki odsetek państw. Dlaczego zatem doszukujemy się tu takiej nieprawidłowości?
Eutanazja była, jest i będzie dylematem moralnym, gdzie po jednej stronie stać będzie prawo do życia pełnoprawnego człowieka, a po drugiej stronie jego prawo do wolności, czy też decydowania o swoim jestestwie. Skoro polskie społeczeństwo w dużej mierze zgadza się, że osobom cierpiącym należy ulżyć i wyraża w przekonaniu, że owe prawo do odebrania sobie życia wynika z wolności deklarowanej w niemal wszystkich aktach prawnych takich jak Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej czy międzynarodowe i europejskie akty praw człowieka, to dlaczego zatem zabieg eutanazji czynnej jest dla nas niedostępny? Co sprawia, że prawo zakazuje Polakom decydowania o swoim losie i życiu, a na dodatek karze karą pozbawienia wolności lekarzy i ludzi, którzy jedynie pomagają na zawsze odejść osobom, które tego pragną? A co więcej, dlaczego odebrane jest nam prawo do wolności samodecydowania o swoim życiu bądź śmierci, skoro żyjemy w kraju gdzie religia czy wiara nie mogą nam być z góry narzucane?
Odpowiedzi na powyższe pytania można doszukiwać się na gruncie prawa karnego, a dokładniej w jego szczególnej materii noszącej miano „zgoda dysponenta dobrem prawnym”. Za tym hasłem kryje się zgoda pokrzywdzonego na dokonanie na nim przestępstwa – temat wielce kontrowersyjny, przysparzający całą masę problemów interpretacyjnych. W istocie jednak samo to pojęcie zostało w dogmatyce prawa karnego potraktowane w sposób jednolity, jako „swoiste oświadczenie, w którym dysponent przynależnym mu dobrem prawnym deklaruje, że godzi się na jego naruszenie”. De facto chodzi tutaj nie o zgodę pokrzywdzonego, ale zgodę na samo pokrzywdzenie.
Nie można jednak zapomnieć o tym, że zgoda, o której mowa, musi spełniać szereg przesłanek takich jak fakt, że osoba jej udzielająca musi mieć możliwość swobodnego dysponowania dobrem prawnym, musi być wystarczająco dojrzała, jak również świadoma swojej decyzji. Z kolei sama zgoda musi być podjęta nie tylko dobrowolnie, ale też ma być wyrazem rzeczywistej woli dysponenta, obejmować nie tylko samo zachowanie sprawcy, ale też jego skutek oraz (co najważniejsze) mieć miejsce w określonym czasie – przed popełnieniem czynu.
Konieczne jest także jej jednoznaczne stwierdzenie i choć nie oznacza to wprawdzie, że musi ona przyjąć określoną formę, czy też, że nie może być ona domniemywana na podstawie okoliczności, to jej ustalanie musi być dokonane z bardzo wysokim stopniem prawdopodobieństwa oraz musi obejmować nie tylko ocenę zdarzenia rozsądnej osoby trzeciej, lecz uwzględniać zindywidualizowany punkt widzenia dysponenta dobrem, jego sytuację, potrzeby, wyrażane wcześniej życzenia czy światopogląd.
Jeżeli chodzi o sam brak karalności, to wynika on z faktu zaistnienia zgody pokrzywdzonego na naruszenie przynależnego mu dobra. Jest to konsekwencją braku uzasadnienia ochrony dóbr prawnych, które zostały świadomie udostępnione działaniom osób trzecich przez ich dysponenta. Instytucja zgody uprawnionego jest oparta zatem na zasadzie autonomii jednostki i stanowi rezultat realizacji przynależnego jej prawa do samostanowienia o sobie, które wynikają z porządku cywilnego i konstytucyjnego.
Zgodę dysponenta dobrem uznaje się zatem za szczególny pozaustawowy kontratyp, czyli okoliczność wyłączającą bezprawność czynu podlegającego karnoprawnej ocenie. Jej konsekwencją jest, znakiem tego, brak wypełnienia znamion przestępstwa – bo jak można karać „B” za to, że na prośbę „A” uderzył „A”? Jednak dlaczego zatem można ukarać „B” za to, że odebrał życie „A” za jego zgodą, która wypełniła wszystkie wyżej wymienione przesłanki?
Istnieją bowiem sytuacje, w których – pomimo wyrażonej zgody i prawa dysponenta do samostanowienia – zachowanie sprawcy wyczerpuje znamiona ustawowe czynu zabronionego. Przykładem doskonale to ilustrującym jest właśnie przedmiot tegoż wywodu, czyli eutanazja, która w Polsce została ujęta w art. 150 § 1 KK. Ustawodawca w tym wypadku – tj. w sytuacji naruszenia życia ludzkiego – nie tylko nie zezwala na ingerencję w to dobro prawne, ale wręcz takie zachowanie kryminalizuje. Prawo jednostki do samostanowienia o sobie staje tu zatem w kolizji z innym ustawowo chronionym dobrem prawnym, jakim jest życie ludzkie.
W tym przypadku należy zastosować wynikające z prawa karnego zasady wartościowania pozostających w kolizji dóbr prawnych. Jednakże w tym zestawieniu na niekorzyść wypada prawo jednostki do wolności, a dzieje się to dlatego, że dobro życia ludzkiego jest objęte większym zakresem ochrony, gdyż jest ono, jak wiadomo, dobrem najwyższej kategorii. Sama Konstytucja w art. 38 głosi, iż „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. Nadto samo jego naruszenie ma charakter wyjątkowy, bo jest nieodwracalne, a sama weryfikacja twierdzenia, że dysponent wyraził zgodę, jest po jego śmierci niemożliwa. Na domiar tego pozbawienie życia człowieka, zdolnego do samodzielnej egzystencji, sprzeczne jest ze społecznie uznanymi normami moralnymi, a pamiętać należy, że wykładnia norm karnoprawnych nie może dokonywać się bez uwzględnienia ich kontekstu społecznego.
Choć powyższe związane jest z ograniczeniem wolności autonomii, to znajduje to uzasadnienie w samej Konstytucji w art. 31 ust. 3. Głosi ona bowiem, że wolność człowieka, w tym wolność samostanowienia o sobie, może być ograniczana przez ustawę, jaką bez wątpienia stanowi polski Kodeks Karny, oraz gdy celem ograniczenia jest ochrona moralności publicznej, z którą w tym przypadku związany jest brak przyzwolenia społeczeństwa na doprowadzenie do czyjejś śmierci.
Wobec tego można przyjąć jako zasadę, że im cenniejsze jest dobro, które stanowi przedmiot zamachu, tym bardziej rozszerza się krąg sytuacji, w których zostaje naruszony w istotnym stopniu interes społeczny i zgoda posiadacza dobra na jego naruszenie lub zagrożenie jako kontratyp traci skuteczność. Tak właśnie dzieje się w przypadku naruszenia życia – dobra fundamentalnego i objętego najszerszą ochroną.
Sama kwalifikowana forma zgody „A” na poddanie „A” eutanazji przez „B”, może skutkować co prawda złagodzeniem kary lub odstąpieniem od jej wymierzenia, ale nie neguje ona popełnienia przez „B” przestępstwa (art. 151 § 2 KK). Można w tym wprawdzie dopatrywać się uwzględnienia – przynajmniej w pewnym zakresie – autonomii jednostki, jednakże nie sposób mówić tu o pełnym respektowaniu prawa do samostanowienia i wolności.
Zatem zgodnie z powyższym dla skutecznego wyrażania zgody istotne jest ustalenie charakteru dobra prawnego, ulegającego naruszeniu. Niektóre dobra prawne, w tym przede wszystkim życie, nie mogą być swobodnie naruszane, nawet za zgodą ich dysponenta i bez względu na jego wolę. Wynika to z przekonania, że w określonych okolicznościach, naruszenie dobra prawnego o charakterze indywidualnym, godzi nie tylko w interes jednostki, ale może stanowić także naruszenie interesu społecznego.
Reasumując eutanazja to dylemat niesamowicie złożony, na który nakładają się problemy natury moralnej, religijnej, medycznej i prawnej. Nie ma w tej kwestii rozwiązania zero jedynkowego, gdyż biorąc pod uwagę różne aspekty samemu można dojść do sprzecznych wniosków. Z jednej strony bowiem osoby nieuleczalnie chore, niezdolne do samodzielnej egzystencji, powinny mieć prawo do zaśnięcia w spokoju i ulżenia swoim cierpieniom, bo jaki jest sens w sztucznym podtrzymywaniu ich życia, gdy one same tego nie chcą. Z drugiej strony jednak historia II wojny światowej pokazała, do czego może prowadzić poluzowanie prawa w tej kwestii, albowiem z pewnością stałoby się to furtką do wielu nadużyć. Krewni i państwo mogłoby w łatwy sposób pozbywać się jednostek niewygodnych, przysparzających samych problemów i wydatków. Ponadto zgody na dokonanie zabiegu eutanazji mogłyby być wymuszane na osobach chorych za pomocą presji społeczeństwa i tym samym nie płynęłyby one z ich własnej woli, co zresztą ciężko byłoby zweryfikować.
Analizując owy problem tylko w zaprezentowanych powyżej ramach prawnych, z pominięciem wielu innych ważnych aspektów, których niestety nie sposób przeanalizować łącznie, można dojść do spójnych i logicznych wniosków. Prawo do życia to wartość, która dla właściwego funkcjonowania państwa i społeczeństwa powinna być strzeżona w sposób szczególny, albowiem stanowi ona podwaliny całego systemu prawnego. Zalegalizowanie eutanazji byłoby sprzeczne z wieloma aktami prawnymi w Polsce i wymagałoby gruntownych reform, które mogłoby zagrozić spójności ustrojowej. Państwo nie może przecież jednocześnie chronić życia jako najważniejszej wartości i pozwalać obywatelom na jego odbieranie.
Bardzo możliwe, że polskie prawo jest zbyt surowe w kwestii nielegalności eutanazji biernej, bowiem zaprzestanie leczenia nie jest bynajmniej celowym uśmiercaniem kogoś, a rzeczą w pewnym sensie wręcz naturalną. Jednak sama eutanazja czynna może stanowić spore niebezpieczeństwo dla systemu prawnego i chociażby w tym aspekcie nie jest antidotum na wszystkie problemy poruszone we wstępie.
Bibliografia:
1. Witold Królikowski,
Robert Zawłocki – „Prawo karne” (2. wydanie, C. H Beck 2016)
2. Włodzimierz Wróbel,
Andrzej Zoll – „Polskie prawo karne cześć ogólna” (wydanie 2012, wydawnictwo ZNAK)
3. „Zgoda pokrzywdzonego”
pod redakcją Roberta Zawłockiego
4.„Eutanazja” pod redakcją Marka Mozgawy (wydanie 2015, Wolters Kluwer)