Siedzimy w domu, bo tak każe nam vis maior i młodsi koledzy, którzy boją się starszych z tzw. grupy ryzyka. Jeśli nie polegniemy, to wrócimy, bo przed nami skutki pandemii. Utrata pracy, zaburzenia depresyjne, próby samobójcze, brak sensu życia itd.
Co prawda, utworzona przez Amerykanów niemieckiego pochodzenia Pfizera i Erharda w 1849 roku firma farmaceutyczna obiecała szczepionki przeciwko Covidowi-19, ale – jak na razie – Pfizer kojarzy się głównie z lekami psychotropowymi – Prozakiem, Efectinem, Zoloftem i Xanaxem, które poprawiają nastrój i likwidują objawy lęku. I jeszcze Viagra (Sildenafil) używana przez starszych panów młodych duchem.
Chińczycy świetnie wymyślili: mamy kolejną wojnę z niewidzialnym wrogiem, chyba przegraną. Jako żywo przypomina to wkroczenie czterech jeźdźców Apokalipsy. Właśnie przy pomocy obrotnego narodu chińskiego. Wszyscy Państwo niewątpliwie znacie Apokalipsę św. Jana i owych czterech jeźdźców. Gwoli formalności przypomnę, że pierwszy już krąży, tj. Zaraza. Potem mamy jeszcze Wojnę, Głód i Śmierć. Musi się coś kończyć, aby zaczęło się coś nowego. Ale wracając do otępienia i aborcji, to wbrew pozorom jest w tych zjawiskach dużo podobieństw, a stosunkowo mało różnic. I są to pojęcia na czasie, w świetle wieku panujących i tzw. Marszu Kobiet. Pisze o nim zresztą wdzięcznie młody adept prawa w numerze „In Gremio”, tytułując swoje refleksje pt. „Wypier…”. To ładne, modne słowo. I żeby już zostawić „In Gremio” w spokoju – na okładce przezacny p. sędzia K. maluje zygzak, piorun, jednak dobrze się to nie kojarzy. No cóż, każdy ma taką psychopatologię, na jaką zasługuje. Otępienie (demencja – łac.) to pojawiające się najczęściej z wiekiem obniżenie funkcji poznawczych, intelektualnych, myślenia przyczynowo-logicznego, które wcześniej było wyższe albo nawet bardzo wysokie. Człowiek rodzi się jako fizjologiczne upośledzenie umysłowe głębokie, potem przechodzi do znacznego, umiarkowanego, lekkiego, osiąga tzw. normę intelektualną i dobrze jest, kiedy szybuje jeszcze wyżej. Wówczas mówimy o tzw. inteligencji wysokiej, bardzo wysokiej i odpowiadającej inteligencji geniusza. Z czasem, najczęściej z wiekiem, inteligencja ulega obniżeniu, w skrajnych przypadkach osiągając rozmiar tzw. otępienia różnego stopnia. Przypomina to ruch słońca, które wschodzi, osiąga swoje apogeum i zachodzi. Ale niezależnie od przyczyn obniżania się sprawności intelektualnej – w skrajnym przypadku, tj. w otępieniu stopnia głębokiego powoduje, że stan ten „odczłowiecza”, osoba staje się kimś innym, nie przypomina tej istoty, z którą dotychczas mieliśmy do czynienia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jest to proces postępujący, pogłębiający się. Najczęściej nie jesteśmy winni tego procesu, nie przyczyniliśmy się bezpośrednio do niego. Mówi się, że Stwórcy nie udała się starość. Udała się, jak najbardziej. Bo kto by chciał odchodzić z tego świata w pełni sił fizycznych i intelektualnych?
Podobnie z aborcją, czyli „odczłowieczeniem” istoty ludzkiej, której bicie serca słychać już w 3 tygodniu życia płodowego. I jest to odczłowieczenie ostateczne, nieodwracalne, na które owa istota wpływu nie ma.

Zaburzenia psychiczne wywołane organicznym uszkodzeniem ośrodkowego układu nerwowego, tj. mózgu, w skrajnej postaci wyrażające się tzw. otępieniem (jak stępiałe nożyczki, które kiedyś cięły ostro) dawniej nazywały się tzw. zespołem psychoorganicznym. Ze stadiami neurastenicznym, charakteropatycznym i właśnie otępiennym. Dzisiaj mówimy o tzw. organicznych zaburzeniach psychicznych spowodowanych uszkodzeniem mózgu, często wynikającym właśnie z wieku. Ale nie tylko. I tak mamy skutkującym różnego stopnia otępieniem chorobę A. Alzheimera, od nazwiska wrocławskiego neuropatologa i psychiatry z tzw. teorią „kaskady amyloidowej”, otępienie naczyniowe z chorobą dużych naczyń oraz z udarem niedokrwiennym, otępieniem z ciałami Lewy’ego, z otępieniem w chorobie Parkinsona, z otępieniem czołowo-skroniowym Picka, otępieniem w przebiegu AIDS, w przebiegu choroby Creutzfelda-Jakoba, otępieniem alkoholowym itd. Mówi się, że Covid-19 również uszkadza mózg. Zmiany organiczne w mózgu następują stopniowo. Klinicznie wyraża się to spadkiem naszych zainteresowań, kłopotów z pamięcią, zaburzeniami charakterologicznymi. Otoczenie widzi to najczęściej po czasie, początkowo do zmian nie przykładając dużej wagi. Obserwujemy u siebie i u innych zaburzenia pamięci i gorsze funkcjonowanie w trakcie np. podróżowania, liczenia rachunków, gorzej organizujemy sobie czas wolny, zapominamy o terminach, często szukamy przedmiotów, mamy kłopoty z zapamiętaniem i przekazywaniem informacji. Zaprzestajemy uprawiania hobby, jesteśmy depresyjni, drażliwi, czyli szybko denerwujemy się, nie potrafimy opanować emocji, w kontaktach nawet publicznych ubliżamy, złorzeczymy, podkreślamy powagę swojego wieku i doświadczeń życiowych. Z czasem zaburzenia pamięci pogłębiają się, dokonujemy zakupów, przygotowujemy posiłki, sprzątamy, pilnujemy higieny osobistej, ale wszystko to pod nadzorem. Skarżymy się na zaburzenia orientacji, doskonale pamiętamy wydarzenia dawne (ekmnezja), a bieżące gorzej. Nierzadko widzimy postacie ludzi, zwierząt, których w istocie nie ma, czujemy się okradani przez najbliższych członków rodziny, mamy kłopoty ze snem, tj. w ciągu dnia drzemiemy, a nie możemy spać w nocy itd. Ale przede wszystkim jesteśmy drażliwi, wszystko nas irytuje, reagujemy na innych agresją, najczęściej słowną, ubliżamy im. I w ostatnim etapie wymagamy stałej opieki i nadzoru na poziomie podstawowym, jesteśmy bardzo agresywni, nie wiemy, do czego służy WC, papier toaletowy, zostawiamy ekskrementy na środku pokoju, wybiegamy przed siebie często w nieodpowiednim stroju, na pytania nie odpowiadamy, zamykamy się w sobie, towarzyszy nam mutyzm, czyli milczenie. W fazie głębokiego otępienia nie nawiązujemy kontaktu w ogóle ze światem zewnętrznym. I często na tym etapie – odchodzimy. Oczywiście, są badania tzw. przesiewowe (test MMSE, test zegara) oceniające stopień sprawności intelektualnej, są leki, które spowalniają proces starzenia się (Memantyna, Rivastigmina, Donepezil), są badania, które obrazują mózg (tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny), ale nieuchronnie prowadzi to do właśnie „odczłowieczenia”, a w konsekwencji – do odejścia. Czy nam i innym się to podoba czy nie, czy akceptujemy takie stany czy nie bardzo, czy potrafimy się z tym pogodzić, czy uważamy, że panuje niesprawiedliwość, bo my żyć musimy wiecznie. Nasunęło mi się zjawisko powolnego zamierania czynności życiowych w kontekście tego Pana w białym garniturze, o którym pisałam ostatnio, w związku z wyborami za oceanem (prezydent – elekt kończy 20.11.2020 r. 78 lat) i w związku z aktualnie rządzącymi, a szczególnie jednym – moim niemal rówieśnikiem. Powstaje zasadnicze pytanie: czy należy dalej funkcjonować jako poseł, jako przywódca organizacji czy prezydent mocarstwa? Czy w którymś momencie jednak nie należy się wycofać? Może nie całkowicie, jeśli nie mamy do czynienia z ewidentnym otępieniem, ale częściowo, tj. nie zajmować kierowniczych stanowisk, nie decydować jednoosobowo o losach kraju lub organizacji partyjnej, nie zabierać ważnego głosu w sprawach istotnych. Po prostu u osób z obniżaniem się sprawności intelektualnej i z tzw. ewidentnymi cechami organicznymi (drażliwość, wybuchowość, obniżenie uczuciowości wyższej z używaniem określeń – nieparlamentarnych, ubliżających, uwłaczających) nie jest możliwa w miarę obiektywna ocena sytuacji, nie jest możliwe podejmowanie suwerennych decyzji itd. Osoby te swoje „pięć minut” już miały, więc chyba powinny odejść. Mogą być doradcami, mądrymi życiowo outsiderami, ludźmi poprawiającymi lub akceptującymi aktualny mainstream, ale nie liderami, przywódcami, mającymi m. in. w posiadaniu tzw. czerwony guzik. Problem polega tylko na tym, że u takich osób góruje jednak egotyzm, tj. zawężenie zainteresowań wokół własnej osoby i upośledzony autokrytycyzm, czyli m. in. mierzenie swoich możliwości w stosunku do aktualnej sytuacji. Właśnie upośledzony autokrytycyzm, dobre zdanie o sobie, niedocenianie młodszych od siebie, równie inteligentnych, a może inteligentniejszych przeciwników czy współpartnerów, przekonanie o swojej nieomylności i „mądrości życiowej” powoduje, że nadal rządzą lub będą rządzić osoby, które tego nie powinny robić. Pomijając już wszystko: po co narażać się na niewybredne komentarze, ataki i określenia typu „oderwania się od rzeczywistości”? A takie są i będą.
I temat tzw. aborcji. To już przerabiałam na studiach w połowie lat sześćdziesiątych. Wtedy panowała „moda” na tzw. aborcję z przyczyn społecznych. Nie wiem, który to był artykuł i z czego, w każdym razie aborcję traktowało się jak usunięcie bolącego zęba. Dosłownie. Co kilka dni koleżanka z grupy lub roku przychodziła rano na zajęcia blada i uboższa o kilkaset złotych. Nawet już nie pytaliśmy, co działo się ubiegłego dnia po południu lub wieczorem – bo wiedzieliśmy. To było tak nagminne zjawisko, że przestaliśmy się powoli zastanawiać nad istotą aborcji. Pewnie o tym nie wiedzą ani pani L., ani pan Sędzia K., ani młody adept prawa, bo jeszcze ich wtedy chyba na świecie nie było. I mam to przeżywać kolejny raz w tzw. późnym wieku? Co prawda, zajęcia z ginekologii i położnictwa prowadzone w Szpitalu Wojskowym przez wspaniałego profesora K. były jednym wielkim dytyrambem na cześć małego człowieka dojrzewającego przez 9 miesięcy księżycowych do przyjścia na świat – ale życie brutalnie zweryfikowało te informacje. A staż po ukończeniu studiów na ginekologii i położnictwie w szpitalu powiatowym uzmysłowił tzw. prozę życia. Pani, która tam m.in. leżała dokonała jedenastu aborcji i była oburzona moim zdziwieniem. Mówiła zresztą tak, jak dzisiejsze Panie ze Strajku Kobiet, „to moja macica i moja sprawa”. Niezupełnie. Ktoś sprawił, że ten narząd u Pani się znalazł, więc nie jest ona Pani własnością tylko Kogoś Innego. Ale to nie docierało, podobnie jak i nie dociera dzisiaj. „Ja będę decydowała o sobie” – przepraszam, ale nie tylko o sobie. „Zafundowali nam piekło kobiet” – grzmią hasła. Nie wiem, czy nie większe przechodzą te Panie, które dokonały aborcji wiele lat temu, teraz liczą, ile potomek miałby już lat, cierpią na ciężką depresję często zakończoną udanym zamachem samobójczym. Teraz to piekło mają te Panie i my przy okazji, bo żadne leki przeciwdepresyjne nie chcą ani im, ani nam pomóc. Ale prawdziwy horror odbywał się na owym stażu w Oddziale Szpitalnym. Ordynator był znany z tego, że robił aborcje „taśmowo” w gabinecie, na stażu kazał aborcję robić nam, adeptom medycyny, grożąc, że w przypadku odmówienia nie zaliczy nam stażu. Dzięki panu ordynatorowi wielokrotnie widziałam tzw. resztki po poronieniu, czyli porozrywane ciałka małych ludzi. Na starość – jak już wspomniałam – tzw. ekmnezja, czyli bardzo dobre pamiętanie dawnych wydarzeń jest powszechne, trudno więc nie pamiętać takich widoków. Wspomnę tylko, że pan ordynator niedawno oddał Bogu ducha, a w ślad za tym ukazał się w magazynie medycznym pean na jego cześć. Dlatego mój stosunek do tzw. aborcji jest określony i trudno, żeby było inaczej. A swoją drogą ciekawe, co mówią na ten temat położnicy, neonatolodzy i pediatrzy. Czy dużo rodzi się noworodków z tzw. anencefalią, czyli bezmózgowiem, porencefalią, z chorobą Taya-Sachsa, Sanfilippo, chorobą syropu klonowego? Bo skądinąd wiemy i spotykamy się w naszej pracy z przypadkami choroby Turnera, Klinefeltera czy syndromem Downa, czyli trisomią chromosomu 21. Nawiasem mówiąc, dzieci z tzw. Zespołem Downa są szczególnie kochane przez swoich rodziców, ale niestety szybko zmieniają się charakterologicznie i odchodzą w 40-45 roku życia w wyniku infekcji spowodowanej małą odpornością organizmu. Oczywiście, najlepiej jest mieć dziecko tzw. udane. Chociaż też są tutaj problemy, nie wiem, czy równie nieduże jak u dzieci z wadami rozwojowymi. Co mają powiedzieć rodzice, których dziecko urodziło się o czasie, ze skalą Apgar=10 czyli maksymalną, rozwijało się bardzo dobrze a w 20-25 roku życia zachorowało na nieuleczalną chorobę psychiczną, tj. na schizofrenię? Dzieci z upośledzeniem umysłowym głębokim są w specjalnych zakładach, a osoby z lekkim upośledzeniem umysłowym mają tak świetną inteligencję praktyczną, że powinniśmy im tego pozazdrościć. Nie możemy również zapominać o tym, że noworodek, a więc już mały człowiek, to komórki m.in. naszego ciała i nasz materiał genetyczny. Czy wobec tego mamy tak bezwzględnie pozbywać się tego „czegoś”, co jest m.in. nasze, ale nieudane? Bo się będziemy z tym „czymś” w przyszłości męczyć? Ostrożnie, jak wspomniałam, męczymy się również, a może i jeszcze bardziej, z tzw. jednostkami „udanymi”. A macica, czyli uterus (łac.), nie jest naszą własnością, tak jak i inne narządy naszego ciała. Nie możemy o tym zapominać. Pani L. powiedziała, że dzieci ją drażnią i woli psy. Miłość matki do dziecka jest jedyna w swoim rodzaju i nie ma nic wspólnego z miłością damsko-męską, męsko-męską czy damsko-damską.
Aborcje były, są i będą. Jak dotychczas. Ale myślę, że trzeba o nich mówić po imieniu, a nie dorabiać ideologię do faktów.
Ostatnio firma amerykańska „Moderna” ogłosiła, że ma szczepionkę przeciwko Covidowi-19 skuteczną niemal w 95%. Czekamy jeszcze na rewelacje m. in. firm: Abbot, AstraZeneca, Novartis czy Bayera z Leverkusen, zanim nas Covid zabije. A w ostatniej amerykańskiej klasyfikacji chorób psychicznych DSM-V nie ma pojęcia „otępienie”, ale jest zamienne, aby nie kojarzyło nam się pejoratywnie. Mianowicie: duże zaburzenie neuropoznawcze. Lepiej brzmi.