Sędzia Grzegorz Jankowski, prezes WSA w Szczecinie
In Gremio: Mój pierwszy raz w sądzie?
Grzegorz Jankowski: Mój pierwszy raz w sądzie był jako podprokurator prokuratury rejonowej w Szczecinie, to były lata 80, pojawiałem się w sądzie jako asesor, pierwszej rozprawy nie pamiętam, ale na pewno było to dla mnie stresujące.
Rozprawa, która zapadła w pamięć?
Pamiętam rozprawy, gdzie z drugiej strony był Pan mec. Roman Łyczywek. Była to trudna sprawa, nieprzyjemna, o zgwałcenie. Pamiętam, że się kilka razy spotykaliśmy. Sprawa zakończyła się skazaniem.
Pierwszy kontakt z prawem?
Na studiach prawniczych w Poznaniu, ale to można powiedzieć, że to nie był kontakt z prawem tylko jego naruszenie. Starsi koledzy powtarzali, że jak się przechodzi niezgodnie z przepisami na przejściu dla pieszych i niestety spotka się milicjanta, to trzeba powiedzieć milicjantowi „my prawnicy powinniśmy się popierać”. Proszę sobie wyobrazić, że przytrafiła mi się taka sytuacja i to zadziałało. Pan milicjant dał mi spokój po wygłoszeniu takiej formuły. Tak naprawdę mój pierwszy kontakt z prawem to studia w Poznaniu i kontakt z wielkimi profesorami – prof. Ziembińskim, prof. Ludwiczakiem. Pamiętam, że zajęcia z prawa rzymskiego miałem z dr Rozwadowskim, późniejszym profesorem.
Dlaczego prawo?
Byłem bardziej humanistą i uznałem, że ten kierunek nie zamyka mi wyborów. Wtedy myślałem też o dziennikarstwie, o zostaniu kierownikiem produkcji filmowej.
Szanse na to, żebym podjął pracę w Poznaniu były żadne i przyjechałem do Szczecina w 1978 r. zaraz po studiach i rozpocząłem pracę w prokuraturze w Szczecinie. Potem w kraju zaczęły się dziać duże rzeczy – powstała Solidarność, utworzyliśmy w prokuraturze Koło Solidarności. Dla władzy to był wstrząs, chciano nas zwolnić dyscyplinarnie. W końcu po wprowadzeniu stanu wojennego przyjechał do nas ktoś z Prokuratury Generalnej i wszyscy członkowie Koła Solidarności w prokuraturze dostali do podpisania „akty lojalności” – że będziemy przestrzegać przepisów stanu wojennego, Konstytucji. Ja, podobnie jak kilkoro moich przyjaciół z prokuratury (Michał Sklepik, Marcin Sobecki, Kazimierz Maczewski, Tomasz Hoffmann), odmówiłem podpisania aktu lojalności i z tego powodu zakończyła się praca w prokuraturze – rozwiązano z nami umowę o pracę. Ja byłem tylko rok podprokuratorem, miałem za sobą egzamin prokuratorski, zapisałem się na aplikację radcowską, zdałem egzamin radcowski. Było to dla mnie przeżycie, z uwagi na odmowę podpisania aktu lojalności miałem duże problemy ze znalezieniem zatrudnienia do tego stopnia, że kilka zakładów po poprzednim pozytywnym zapatrywaniu się na mnie, odmówiło mi pracy. Ja nawet wystąpiłem po zasiłek dla bezrobotnych, ale mi go odmówiono, odwołałem się i przyznano mi zasiłek na jeden miesiąc. W końcu po zdaniu egzaminu radcowskiego w 1982 r. podjąłem pracę jako radca w rolniczych spółdzielniach produkcyjnych w okolicach Gryfic. Złożyłem też papiery na aplikację adwokacką do Opola, ale nie zostałem przyjęty. Pomocną dłoń do mnie wyciągnęła Pani mec. Bogusława Kaczmarek – chciała, żebym przyszedł do zespołu adwokackiego w Gryficach. Jestem jej za to do dzisiaj wdzięczny, to był piękny gest. Ja się jednak na to nie zdecydowałem. Byłem radcą prawnym i związałem się z kręgiem opozycyjnym. Zaczęło się dla mnie inne życie. Bliskie kontakty miałem ze śp. Jerzym Zimowskim (wiceministrem spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego) i Andrzejem Milczanowskim. A gdy powstał komitet obywatelski na Pomorzu Zachodnim zaangażowałem się jego działalności. Potem były strajki 1988 r. w wojewódzkich przedsiębiorstwach komunikacji miejskiej, gdzie na prośbę Andrzeja Milczanowskiego doradzałem, prowadziłem doradztwo prawne. Następnie po przemianach zostałem pełnomocnikiem ds. samorządu terytorialnego w województwie, pracownikiem prof. Rybulskiego, jako jego pełnomocnik tworzyłem zręby samorządu terytorialnego w ówczesnym województwie szczecińskim. Wróciłem do radcowania, prowadziłem swoje biuro, a jednocześnie zaangażowałem się w politykę, byłem przewodniczącym Unii Wolności w województwie (wtedy jeszcze) szczecińskim. I w roku 1998 zostałem powołany na stanowisko wicewojewody szczecińskiego, a później zachodniopomorskiego (od stycznia 1999 r.). To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, mnóstwo interesujących zagadnień prawnych. To trwało 4 lata. Zakończyłem kadencję w roku 2001 i wróciłem do biura prawnego jako radca prawny, a w 2002 r. zostałem powołany na stanowisko sędziego NSA w ośrodku zamiejscowym w Szczecinie. Trochę mi było żal polityki, ale z uwagi na ciągłe nieobecności w domu, żona miała jej dosyć. Od stycznia 2004 r. jestem sędzia w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Szczecinie, ale cały czas o statusie sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego. W 2013 r. zostałem powołany na stanowisko Prezesa WSA w Szczecinie i tę funkcję pełnię do dzisiejszego dnia. Ukończyłem studia podyplomowe z zakresu prawa europejskiego i praw człowieka. Moją drugą wielką pasją jest prowadzenie wykładów zarówno dla urzędników, jak i aplikantów. Bardzo to lubię, ale pandemia przerwała te zajęcia.
Jeśli wakacje – to gdzie?
Nad polskim Bałtykiem.
W ludziach cenię?
Lojalność, rzetelność, pracowitość i uczciwość.
Największy sukces?
Ja za swój największy sukces uważam małżeństwo, moją ukochaną żonę i dzieci. Ze spraw zawodowych za swój sukces uważam pozyskanie budynku przy ul. Łaziebnej i jego remont. Mieści się tam Wydział Finansowy Sądu (od około 2 lat).
A porażka?
Jako porażkę odbieram obecne czasy – fatalny czas dla wymiaru sprawiedliwości. Psucie prawa trwa od wielu lat, jest to dla mnie przygnębiające i smutne.
A jakie wyzwania na dzisiaj przed Panem?
Aby sąd mógł sprawnie sądzić on-line, obecnie z uwagi na covid sądzimy tylko na odległość albo na posiedzeniu niejawnym. Zmiana przepisów spowodowała, że nie ma rozpraw jawnych, jest to coś, co mi się nie podoba. Brakuje nam bardzo kontaktów z ludźmi.
Moje pasje to?
Muzyka soulowa, uwielbiam Arethę Franklin, bardzo interesuję się porcelaną polską i zbieram porcelanę ćmielowską z okresu przedwojennego.
Czego na święta życzę sobie oraz koleżankom i kolegom prawnikom?
Sobie na święta życzę wytchnienia. A środowisku życzę dialogu, aby znaleźli się ludzie, którzy się go podejmą. Ten brak rozmów, brak dialogu między rządem a środowiskiem sędziowskim fatalnie wpływa przede wszystkim na obywateli. Byłoby niezwykle cenne, aby ktoś się podjął rozmów. Bardzo sobie cenię pana Marcina Wiącka, nowego RPO, i w mojej ocenie on być może mógłby się tego podjąć, ale być może trzeba szukać innych osób, aby zapobiec paraliżowi władzy sądowniczej. Dialog ponad wszystko. Bez uspokojenia tej sytuacji, przywrócenia do pracy sędziów, którzy nie orzekają w tej chwili, pilnego uregulowania statusu izby dyscyplinarnej, obywatele na tym stracą.
(rozmawiała adw. Magdalena Muranowicz)