Jakiś czas temu w prawniczej części świata coś się ruszyło. Oto bowiem portal Niezależna.pl
postanowił poruszyć temat mobbingu w wymiarze sprawiedliwości, publikując artykuł pt.: “Mobbing ukryty pod togą”. Nie jednak mobbingu tak często obecnego w mediach i tak doskonale wpisującego się w polityczne bitki, czyli dotykającego sędziów i prokuratorów, lecz najsłabszych ogniw wielkiej machiny wymiaru sprawiedliwości – mowa była o sekretarzach, asystentach i personelu pomocniczym oraz innych niewymienionych przeze mnie tutaj, równie istotnych, pracownikach sądów i prokuratur.
We wspomnianym artykule opisane zostały sytuacje, kiedy sekretarki w sądzie są obowiązane do sprzątania w gabinetach sędziów, kiedy nieprzychylnie patrzy się na ich urlopy macierzyńskie (przy czym użyte przeze mnie określenie to oczywisty eufemizm, często eskaluje to bowiem do jawnej wrogości), mówimy o nakłanianiu do pracy w nadgodzinach, o zrzucaniu części obowiązków sędziego na sekretarza.
Poruszenie zostało wywołane, bowiem całkiem spore konta dotyczące spraw “okołosprawiedliwościowych” i “okołoprawniczych” w znanym serwisie społecznościowym postanowiły ten artykuł udostępnić. Pokusiłam się o sprawdzenie komentarzy zarówno w serwisie Niezależna.pl, jak i pod losowymi udostępnieniami w znanym nam wszystkim dobrze serwisie. I cóż tam potencjalnego czytelnika czeka? Warto w takiej chwili odpowiedzieć pytaniem na pytanie: “a cóż czekać może?”. Czekają bowiem głównie utyskiwania na urzędników, pogardliwe komentarze o lenistwie oraz przewrotne zachęty do przebranżowienia. Taki bowiem jest niestety ugruntowany społecznie obraz urzędnika. Większość urzędników marzy, aby taki obraz ich pracy nagle stał się rzeczywistością. Choć tak naprawdę ich marzenia ograniczają się do jednego punktu – wykonywania tylko swoich obowiązków przez tylko osiem godzin pracy, tylko przez pięć w dni w tygodniu z poszanowaniem ich jako ludzi i jako pracowników.
Mobbing w wymiarze sprawiedliwości jest obecny. Mobbingują sędziowie, mobbingują prokuratorzy, mobbingują kierownicy sekretariatów. Nie sposób nie zauważyć, że w tym przypadku “ryba psuje się od głowy” i nie tylko przykład, ale i przyzwolenie idą z samej góry. Ci, którzy najpierw sami padają ofiarami niesprawiedliwych i krzywdzących zachowań, odreagowują na pracownikach niższego rzędu, aż w końcu dociera to do samego dołu piramidy – pracowników, którzy pozostają niemal niezauważeni w machinie sądownictwa. Wysyłanie setek zawiadomień, odpisów postanowień czy protokołowanie rozpraw nie należy do czynności szczególnie spektakularnych.
Jestem młodą osobą, moja przygoda z wymiarem sprawiedliwości zaczęła się 6 lat temu. Zdążyłam w tym czasie pracować w trzech sądach i prokuraturze, na różnych stanowiskach i szczeblach. Lektura wspomnianego na wstępie artykułu była dla mnie gorzkim doświadczeniem, nie dlatego jednak, że rzuciła nowe światło na problem, a jedynie dlatego, że jest to drobny sygnał co do sytuacji urzędników wymiaru sprawiedliwości w tym kraju. Na dodatek – nie ma co ukrywać – opublikowany w umiarkowanie popularnym medium.
Pracownicy wymiaru sprawiedliwości pracują za grosze, system motywacyjny nie istnieje, a pracy przybywa, sięga się zatem po “niewinne” żarty dotyczące braku premii, narastającej podczas nieobecności pracy albo komentarzy na temat stanu zdrowia urzędników i sugestii o zabieraniu pracy do domu czy przychodzeniu w weekendy. Nie ma mowy o płatnych nadgodzinach, ponieważ pracownik ma przecież możliwość odebrania wypracowanych godzin. Jeśli jednak decyduje się na taki krok, musi przygotować się na szereg pytań o cel ich wykorzystania, czy właściwie wolne jest konieczne, kto ma go zastąpić oraz czy ma świadomość, że pracy będzie przybywać podczas nieobecności i niestety prawdopodobnie później trzeba będzie zostać, aby wszystko zostało zrobione na czas, wszak przecież wykonane zostać musi. Nie są to sprzyjające warunki do opuszczania miejsca pracy i powracania do niego ponownie, ciężko mi bowiem wyobrazić sobie osobę funkcjonującą miesiącami w tak toksycznym środowisku, potrafiącą oprzeć się takim sugestiom i cieszącą się czasem wolnym. Do tego należy także zaliczyć “doskonałe” umiejętności zarządzania ludźmi w postaci korzystania z metody “dziel i rządź” – każda nieobecność, wyjście, zwolnienie lekarskie wiąże się z komentarzami, że to pracownik nieobecny jest winien temu, że reszta obsady ma więcej pracy i to z kolei na nią zaczyna przesuwać się nacisk co do zostawania jeszcze dłużej. Błędne koło zatem się zamyka i ma się świetnie.
Lista patologicznych zachowań zaobserwowanych przeze mnie podczas obecności w wymiarze sprawiedliwości jest długa i właściwie nadawałaby się do stworzenia powieści wydawanej w odcinkach, co stanowiłoby powrót do najlepszych tradycji polskiej literatury. Postanowiłam jednak ograniczyć się do kilku najdotkliwszych dla pracowników przykładów i często tak bardzo przezroczystych, że sami zaczynamy dostrzegać pewne mechanizmy dopiero po dłuższym czasie. Kolejnym zatem przykładem może być karcenie urzędników przez sędziów czy prokuratorów za niedostrzeganie błędów merytorycznych w wydawanych przez siebie decyzjach procesowych. Przy czym celowo użyłam tu słowa “karcenie”, bowiem sposób, w jaki budowana jest relacja na linii sędzia/prokurator – sekretarz, często bardziej przypomina średniowieczny stosunek feudalny, a nie relacje podległości służbowej w europejskim kraju w XXI wieku. Nie raz bowiem dało się słyszeć komentarze “nie jest pani od myślenia, tylko od robienia” niedługo przed zwróceniem uwagi, że gdzież to się dziś głowę zostawiło i to ma być ostatni raz, kiedy nie doszło do skorygowania sędziego i “przypilnowania go”. Nie ma przy tym przyzwolenia na to, by sędziemu odpowiedzieć cokolwiek na swoją obronę, a jakiekolwiek próby wyjaśnienia trudów w pracy spotyka się ze ścianą niezrozumienia lub komentarzem – ale co to jest zadzwonić, wysłać, napisać? Właściwie to nic, ale jeśli stworzy się z tego szereg telefonów, pism, notatek i prowadzenia akt spraw, z tego wielkiego nic zaczyna wyłaniać się jednak coś.
Ciężko w tym momencie wspominać nawet o sędziach, którzy reagowali na sposób ubierania się sekretarzy, który nie przypadł im do gustu lub potrafili zwrócić się do pracownika słowami: “jest pani głupia, czy co?”, choć i takie sytuacje nie należą do smutnych wyjątków. W sekretariacie sądowym znana nam była zasada, że nasz dzień pracy zależy od humoru sędziego, z którym pracujemy tego dnia. Takie jednak sytuacje są moim zdaniem aż nazbyt jaskrawe i właściwie szersze ich przytaczanie miałoby wymiar jedynie sensacyjny, a mobbing, jakiego codziennie doświadcza pracownik wymiaru sprawiedliwości, nie jest jaskrawy, plasuje się niestety gdzieś w odcieniach szarości, a przez to jest medialnie nieciekawy.
W jeszcze dziwniejszej sytuacji znajdują się asystenci sędziów i prokuratorów. Osoby umiejscowione w wymiarze sprawiedliwości właściwie “nigdzie”, traktowani w zależności od potrzeb – jak sekretarki lub jak orzecznicy. Czasem odnieść można wrażenie, że instytucja asystenta może ma za krótką historię w polskim wymiarze sprawiedliwości, bowiem częstokroć nie ma właściwie pomysłu na zagospodarowanie pracownika, który ukończył studia prawnicze i może być nieocenioną pomocą dla sędziego lub prokuratora nadmiernie obłożonego obowiązkami. Jeśli jednak sam przełożony mówi do osoby, dla której jest to pierwsza praca, że nikt mu nie płaci za naukę i karygodnym jest nieumiejętność natychmiastowego podania liczby odpisów postanowienia albo nieprzypomnienie przełożonemu, że doszło do nowelizacji przepisów, czy nieznajomość przepisów na wyrywki, to niestety nie można raczej wyglądać na horyzoncie wielkich sukcesów tandemu asystent – sędzia/prokurator.
Smutnym podsumowaniem tych rozważań wydaje się być obecnie prowadzony protest pracowników sądów i prokuratur, mam wrażenie, że jeden z najcichszych i najgrzeczniejszych protestów, jaki widziałam. Nie ma o nim mowy w mediach, związki zawodowe spierają się między sobą o kolory koszulek na protestach, w miasteczku mieszka może z pięć osób, a żadne większe media dotychczas nie zainteresowały się protestem niewidocznych ludzi. Symptomatyczne wydaje się być też to, jak mało sędziów i prokuratorów włącza się w protest – choćby symbolicznie wyrażając poparcie, podczas gdy w trakcie protestów dotyczących sądów obecność nieorzeczniczych pracowników wydawała się właściwie oczywista.
I to wszystko piszę w Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego, co doskonale koresponduje z faktem, iż w wymiarze sprawiedliwości funkcjonuje raport „Stres zawodowy w sądach powszechnych i jego skutki zdrowotne” podsumowujący wyniki badania Temida 2015, realizowanego przez Stowarzyszenie Zdrowa Praca w partnerstwie z MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa i Prokuratury, z którego wynika, że pracownicy sądów są 1,5-2 razy bardziej zestresowani od pozostałych pracowników w Polsce, a 3 razy bardziej od pracowników w Europie. Wyczytać w nim także można, iż z problemami ze snem jako objawem stresu mierzy się niemal 100% badanych pracowników, a w 70% sądów panuje atmosfera pobłażania lub przyzwolenia na mobbing.
Pracownicy sądów są pozostawieni sami sobie, pozbawieni wsparcia i odpowiednich narzędzi, by mobbingowi się przeciwstawić. I choć badanie zostało przeprowadzone w 2015 roku, mogę Państwa zapewnić, że niestety w tym przypadku czas nic nie zmienił.
AM