To kolejny wywiad z osobą, która odbyła wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Miłosz (imię nie zostało
zmienione, mój rozmówca wyraził zgodę) opuścił zakład karny niewiele ponad 2 miesiące temu.
Zabił człowieka – w ramach zemsty, odwetu, chronienia swojej rodziny.
Dotychczas rozmawiałam z osobami, które żałowały tego, co zrobiły. Tym razem jest inaczej, Miłosz
nie żałuje. Mój rozmówca patrzy na rzeczywistość odmiennie niż dotychczasowi byli osadzeni. Dlaczego? Zapraszam do poznania punktu widzenia Miłosza.
Dagmara Rajchel: Dzień dobry Miłoszu. Spędziłeś w zakładzie karnym 25 lat, była to Twoja pierwsza i zarazem ostatnia „odsiadka”. Opowiedz proszę, jak doszło do tego, że spędziłeś w zakładzie karnym aż tyle lat nie będąc wcześniej osobą karaną?
Miłosz: Witam Cię. Odsiedziałem 25 lat minus 9 dni, bo administracja policzyła mi każdy dzień po 30 albo 31 dni, jak dobrze pamiętam, i na końcu okazało się, że musieli odjąć. Ale po tym jak dostałem areszt tymczasowy doszły mi inne sprawy i miałem 32 lata i 9 miesięcy, tylko na łącznym mi zbili i dostałem 25 lat. Jak do tego doszło…, pewnie chodzi Ci o to, co zrobiłem?
Tak, jeśli możesz podzielić się z czytelnikami swoją historią, swoją przeszłością.
Zacznijmy od tego, że nigdy nie byłem grzecznym chłopcem, już w wieku kilkunastu lat byłem na bakier z prawem. Wychowywałem się w tak zwanej pełnej rodzinie. Mama zawsze przy mnie była. Miałem normalną rodzinę, w sensie nikt mnie nie bił, nie pił. Rodzice pracowali. Miałem 15 lat, jak rodzice się rozwiedli. Ale mnie wciągnęło otoczenie, zacząłem zadawać się z chuliganami i taki sam się stałem.
W wieku 13 lat zacząłem kraść samochody, wiesz jakie to dla mnie wówczas były emocje? Duża adrenalina, a przy okazji szybki zarobek, potem dyskoteki. Można było się dorobić, to były lata 90-te, nikt wtedy nie myślał o konsekwencjach. Potem kradłem wszystko, handlowałem narkotykami, wymuszałem, biłem ludzi. Tam, gdzie były pieniądze, tam wkładałem rękę.
Stałeś się chuliganem. Co konkretnie robiłeś?
Zapytaj, czego nie robiłem… Naprawdę wiele czynów z kodeksu karnego.

To może przejdźmy do sprawy, w związku z którą odbyłeś tak długi wyrok.
Dobra, to tak od początku. Wracaliśmy z kolegami skądś autem i przejeżdżaliśmy przez las, w środku lasu zobaczyliśmy kontener – taki wielki, blaszany kontener. Już miałem przeczucie, że tam jest coś nielegalnego, na czym można się dorobić. I nie pomyliłem się. To był cały kontener papierosów. Załatwiliśmy szybko busa i na kilka razy przewieźliśmy cały ten towar do swojej dziupli. Potem okazało się, że towar ten należał do gangstera, takiego wyżej. Jak urodził mi się syn, wychodziłem ze szpitala i ktoś z samochodu ostrzelał mnie pod szpitalem. Ja wtedy też nosiłem broń, ale nawet nie zdążyłem jej wyjąć. Wtedy się wściekłem, pomyślałem, że co by było, gdybym wtedy szedł z rodziną, z moim małym dzieckiem. Wkrótce potem dowiedziałem się na mieście, kto za tym stoi, bo na początku nie wiedziałem.
Czy to był ten człowiek, do którego należał kontener?
Tak. Obmyśliłem wówczas plan. Dorobiłem klucze do jego domu i weszliśmy z kolegami do niego w nocy. Już wtedy chciałem go zabić. Złapałem go za gardło i zmiażdżyłem mu je, o czym wówczas nie wiedziałem.
Czy Ty wtedy zorientowałeś się, że ten człowiek nie żyje?
Nie. Zaciągnąłem go za gardło do sypialni i tam go dusiłem dla pewności jeszcze dłuższy czas.
Czy wtedy nie miałeś świadomości, że za zabójstwo zostaniesz skazany, pozbawiony wolności na wiele lat?
Tak naprawdę nie wiem kiedy do mnie to wszystko dotarło, to że mam taki duży wyrok. Poza tym pamiętaj, że ja wcześniej już zacząłem robić różne rzeczy. I jak poszedłem siedzieć, to sprawy zaczęły napływać. W końcu okazało się, że łącznie mam ponad 32 lata odsiadki. Dopiero na (wyroku) łącznym mi zbito do 25 lat. Ale ja na początku w zakładzie karnym byłem niedobry.
Miałeś wyrzuty sumienia wtedy albo czy żałowałeś tego, co zrobiłeś, wiedziałeś że będziesz siedział długie lata? Nie szkoda Ci było np. Twojej rodziny?
Wtedy tak nie myślałem. W ogóle teraz to ciężko mi powiedzieć, co ja wtedy myślałem, dużo czasu upłynęło. Naprawdę nie wiem kiedy to do mnie dotarło.
Powiedziałeś, że byłeś na początku niedobry w zakładzie karnym. Czy rozwiniesz tą myśl?
Z osiem pierwszych lat walczyłem ze służbą więzienną. Ale nie ze służbą jako z funkcjonariuszami dla idei. Ja chciałem tylko sobie polepszyć sytuację, bo jeśli coś wynikało z przepisu, kodeksu czy ustawy i wiedziałem, że coś można – nie mówię, że trzeba – ale że ja, jako osadzony, mam jakieś prawo, to próbowałem z tego prawa korzystać. Więc byłem takim, który się czepia, wymaga itp. Z drugiej strony były też konflikty ze współosadzonymi. Wyobraź sobie, że w celi mieliśmy np. 20 m2 i 10 osadzonych, każdy ma różny charakter, ktoś ma zły dzień, wystarczy, że drugi też i awantura murowana. Ja już potem, po latach odsiadki, myślę, że gdzieś po 15 latach, to nie zwracałem uwagi, jak ktoś się rzucał z tych młodzików. Ale wcześniej też przez 15 lat grypsowałem. Byłem w różnych zakładach karnych – na Kaszubskiej, w Nowogardzie, potem znów Kaszubska, tam narozrabiałem, potem trafiłem karnie do Wierzchowa, potem tam pojechałem do szkoły, zrobiłem tam zawodówkę i technikum.
Ale w kolejnej szkole m.in. przeze mnie pobiło się 35 osób i szkoła została zamknięta całkiem, na stałe.
A co się stało, że Twoje zachowanie w zakładzie karnym poprawiło się?
W pewnym momencie trafiłem na bardzo fajną psycholog w Strzelcach Opolskich – chodziłem do niej na zajęcia, potem na indywidualne, wszystkie tematy przerobiliśmy. Ja do niej chodziłem z 11 lat, dzięki niej wyszedłem na przepustkę po połowie kary z P1. Dzięki niej się uspokoiłem i przestałem walczyć. Oni mieli w komputerkach popisane, że jestem osobą grypsującą, ale udało mi się wyjść na przepustkę. Poza tym dzięki tej psycholog zmieniły mi się priorytety, przestałem brać narkotyki, sterydy, potem zacząłem bardziej myśleć o rodzinie, jak już wychodziłem na przepustki – to ona mi dała nadzieję, że mogę wychodzić. Bo na początku nie myślałem, że mogę wyjść na przepustkę, ale rodzina mi też tłumaczyła i ja sobie tak potem myślałem, że przecież w tym więzieniu jest tylu ćwiarusów (tj. osadzonych odbywających karę 25 lat pozbawienia wolności), i wychodzą, że ja też wyjdę.
I po tej pierwszej przepustce chodziłeś dalej na przepustki?
Na pierwszą przepustkę wyszedłem w 2010 r. Wtedy mama po mnie przyjechała. Rodzina i przyjaciele otoczyli mnie wtedy opieką, nie dali mi odczuć, że tyle czasu minęło, że tak się rzeczywistość zmieniła. Wróciłem w przepustki na czas, zacząłem wychodzić na kolejne. Z Dominiką znałem się przed osadzeniem, ale to na jednej z przepustek zostaliśmy parą. Potem zamieszkałem z nią, na przepustki przyjeżdżałem do niej i jej dzieci, nie mieliśmy jeszcze wtedy własnego dziecka. Tak 6 lat chodziłem na przepustki. Ale potem mnie zdegradowali, zresztą nie tylko mnie, a wszystkich ćwiarusów. Wydaje mi się, że mogło tak być, że któryś uciekł albo zrobił coś na wolności, a oberwali rykoszetem pozostali. Ale żeby mnie zdegradować to musiała być podstawa. A to okazało się, że dostałem kwita, bo nie wstałem na apel, a to nie ja tylko ktoś z celi obok – na szczęście w tym miejscu były kamery i udowodniłem, że to nie ja, więc kwit, znaczy wniosek o ukaranie, został mi cofnięty. Ale potem dostałem opinię w sprawie przepustek z informacją, że lepiej będzie dla mojej resocjalizacji, jak nie będę wychodził na przepustki. Co za bzdura… a ja nie miałem wyjścia, nie miałem jak tego zakwestionować. I nie liczyło się, że wracam na czas, żyję w zgodzie z przepisami a na zewnątrz mam dobrą opinię. Na szczęście po 13 miesiącach ponownie otworzono mi system przepustkowy. Potem – w pewnym momencie, jak dobrze pamiętam, to w 2018 roku byłem w całym roku 112 dni na przepustkach, praktycznie co weekend byłem w domu.
Od kiedy jesteś na wolności? Jak obecnie wygląda Twoje życie po tak długim wyroku?
Teraz jestem na wolności od 2 miesięcy. Czuję ogromną różnicę, jestem jak dziecko we mgle. Faktem jest, że jakoś poukładałem sobie wszystko, i to szybko, bo 19 września wyszedłem a 30 już miałem pracę, pracuję cały czas, mam rodzinę, dziecko. Tyle, że to wszystko tak do mnie nie dociera – ta intensywność życia. Jak byłem w więzieniu i jeździłem na przepustki, to potem jak wracałem do zakładu karnego, to byłem po tych rozjazdach zmęczony, nie fizycznie. Poza tym tam mniej się działo. Tutaj wstaję o 5 rano, jadę do pracy, wracam po 17, potem jestem cały czas z córką i partnerką. Córka ma teraz 2,5 roku, jak idzie spać, ogarniam z partnerką dom, jest godzina 21, a ja po prostu padam.
Właśnie – czy myślałeś o tym, jak będzie wyglądało Twoje życie, kiedy już wyjdziesz na wolność?
Tak… (śmiech). Wydawało mi się, że jak wyjdę z zakładu karnego to będę mógł tak dużo robić – będę chodził do pracy, zajmował się dzieckiem, spędzał czas z partnerką, chodził na siłownię i miał jeszcze dużo wolnego czasu. A okazuje się, że rzeczywistość tak nie wygląda, pracuję po 10-12 godzin dziennie fizycznie, wracam z pracy, tak jak powiedziałem, zajmuję się dzieckiem i padam. Powieki mi się automatycznie zamykają (śmiech). Pracę mam co prawda fajną, spokojną, ale jednak intensywność tego życia jest przeogromna w porównaniu z pobytem w zakładzie karnym. Od momentu wyjścia przez te 2 miesiące nie miałem czasu nawet napić się piwa, z drugiej strony jak jestem z dzieckiem to nie chciałbym, żeby córka widziała mnie z alkoholem albo czuła ode mnie alkohol. Poza tym mnie do picia nigdy nie ciągnęło, mam inne priorytety, dla mnie ważna jest rodzina, każdy dzień z dzieckiem to każdy dzień do przodu, patrzeć jak córka się do mnie każdego dnia przywiązuje, jak się uśmiecha do mnie, cieszy jak odbieram ją z przedszkola.
Powiedz – z perspektywy czasu, nie żałujesz tego, co zrobiłeś?
Nie. Nie żałuję, bo gdyby nie to, najprawdopodobniej dawno byłbym martwy – albo by mnie w końcu zabili, albo sam bym się zaćpał. Głupio to może zabrzmi, ale przez to dziś jestem na wolności, nie piję, nie ćpam, mam rodzinę, mam dziecko, mam fajną pracę. Gdybym nie poszedł do więzienia, na pewno nie miałbym tego, co teraz mam. A doceniam bardzo, to co mi dał obecnie los.
A przyszłość? Jakie masz plany, marzenia?
Pierwsze co sobie pomyślałem – w takiej niedalekiej przyszłości, to wyjechać na wakacje z rodziną. To takie małe marzenia. No i może otworzyć swoją działalność gospodarczą… Pomyśleć o większym mieszkaniu. Ale z bliższych – to kupić sprzęt do ćwiczeń na święta, może zamiast tej siłowni, do której miałem chodzić (śmiech).
Nie ma znaczenia czy małe, czy duże – ważne, że są, i są Twoje. Ważne, że masz w życiu cel. Życzę Ci zatem realizacji wszystkich celów. Bardzo dziękuję za rozmowę i przy okazji życzę spokojnych świąt!
Ja również dziękuję, wzajemnie. Trzymaj się!