Zachęcony słowami kurator oświaty Barbary Nowak odradzającej organizację wyjść szkolnych na wystawiane przez Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie „Dziady” Adama Mickiewicza, postanowiłem spektakl ów obejrzeć. Taka bowiem moja rzeczywistość, że jeżeli ktoś zbliżony do kręgów rządzącej partii do czegoś zniechęca i to w dziedzinie sztuki, to od razu pojawia się myśl, że to do czego zniechęca, musi być mądre i wartościowe.
Szczęśliwie zbiegło się to z informacją o organizowaniu się sędziów i prokuratorów w celu obejrzenia spektaklu i to w dniu 18 stycznia 2022 r., a więc w dniu, który jak każdy osiemnasty każdego miesiąca, ustanowiony został przez Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” dniem wsparcia dla sędziów represjonowanych. Dodatkową zachętą do wyjazdu była informacja, że właśnie 18 stycznia 2022 r. sędziowie spotykają się przed siedzibą Sądu Apelacyjnego w Krakowie, aby wyrazić poparcie dla sędziów i prokuratorów objętych represjami ze strony władzy wykonawczej. Zbieg wszystkich tych powodów rozwiał moje ewentualne wątpliwości związane z trudem wyjazdu do odległego jednak Krakowa.
Wniosek o urlop, zakup stosownej koszulki (z napisem „wolni ludzie, wolne sądy, wolne wybory”) i ruszam w dniu spektaklu do Krakowa. Dzień mroźny, ale słoneczny, ruch na drodze nie za duży, a tym samym jazda przyjemna. O godzinie 13.00 jestem już w Krakowie, trochę oczekiwania i o godzinie 15.00 jestem pod siedzibą Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Tutaj przyjemne spotkanie z innymi osobami, z którymi się wcześniej umówiłem, ale które przyjechały ze Szczecina odrębnie i od razu zaskoczenie dość dużą liczbą sędziów uczestniczących w manifestacji (nie wiem, czy tak to można nazwać). Wystawiamy zatem napis „Szczecin” i słuchamy. Występują m.in. sędziowie represjonowani, w tym Waldemar Żurek. Treści oczywiste (ale niebanalne) i zastanowienie, czy aż tylu sędziom nie przeszkadza uczestniczenie w procedurze nominacyjnej z udziałem niekonstytucyjnej i związanej z władzą wykonawczą obecnej Krajowej Rady Sądownictwa. Odganiam jednak te myśli wmawiając sobie, że może sędziowie ci mają jakieś nieznane mi lub trudne dla mnie do zrozumienia powody. Przychodzi mi też myśl, że dożyliśmy strasznych czasów, w których sędziowie zwalczani są za przestrzeganie Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, za treść orzeczeń i za respektowanie prawa europejskiego.
Spotkanie kończy się około godziny 16.00, idziemy na obiad, chwila rozmów i ruszamy do siedziby Teatru im. Juliusza Słowackiego, aby obejrzeć spektakl. Ten, przynajmniej na mnie, wywarł duże wrażenie.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to usunięcie pierwszych rzędów siedzeń, by powiększyć scenę. Zabieg, jak się okazało, ze wszech miar słuszny (niesamowita scena „Improwizacji” wypowiadana przez aktorkę poruszającą się o kulach na prawie ciemnej scenie).
Drugie, to zastosowanie technik multimedialnych. Niektóre sceny obejrzałem w sporej części na ekranie, co jednak nie osłabiło w żaden sposób siły spektaklu, zwłaszcza że miałem wrażenie, że reżyserka właśnie na to liczyła, tworząc m.in. zwierciadlane odbicia obrazu i uzupełniała owym obrazem to, co działo się na scenie.
Trzecie, na co byłem zresztą przygotowany, to obsadzenie w roli Konrada aktorki (niesamowita rola Dominiki Bednarczyk dla której samej warto spektakl obejrzeć). Wyczytałem w jakiejś recenzji, że zarzucano Mickiewiczowi, iż Konrad jest zniewieściały, co spowodowało, że histeryczna rozpacz wypowiadana przez aktorkę, a nie aktora, brzmiała niezwykle wiarygodnie.
Po czwarte, świetna scenografia, a zwłaszcza ta nawiązująca do ołtarza Wita Stwosza.
Po piąte wreszcie, bardzo dobra muzyka, w tym w scenie, w której aktorka porusza się (tańczy?) o kulach.
Jeżeli chodzi natomiast o samą istotę dzieła, to Adam Mickiewicz stwierdził, że zostało ono stworzone, by „pobudzać, a raczej zniewalać do działania duchy opieszałe” (jakże to aktualne w obecnej rzeczywistości związanej na przykład z niszczeniem polskiego wymiaru sprawiedliwości). Każdy z nas zna dzieło, zna jego istotę i przesłanie, chęć stworzenia nowego świata, konieczność przewodzenia w takim dziele osoby, która myśli nowocześnie, niezwykle radykalnie, która z tego powodu narażona jest na samotność, nieustającą walkę i może niespełnienie. Nie ma zatem potrzeby, a wręcz niestosowane byłoby, gdybym na ten temat w tym miejscu szerzej się wypowiadał. Mam natomiast wrażenie, chociaż oczywiście nie jestem krytykiem teatralnym i nie mam kompetencji, aby autorytatywnie się wypowiadać, że „Dziady” nie są dziełem zamkniętym, że zostawiają dużą przestrzeń na własną interpretację, że można je w pewnym sensie przekształcać i uwspółcześniać nie niszcząc istoty dzieła i że właśnie w tym kierunku poszła reżyserka spektaklu (Maja Kleczewska). Mam też wrażenie, że może poza kwestią, w której występują osoby z szalikami w narodowych barwach znanych z meczów piłkarskich, powstańcy warszawscy, kobieta ubrana w suknię ślubną z orłem i robiąca sobie selfie, czy osoba mężczyzny ubranego w kobiece ubranie, reżyserka nie narzucała wprost widzowi nawiązań do współczesności, wręcz nakazała szukać ich samemu. Dlatego każdy może się zastanawiać, czy jako takie nawiązanie odbierze erotyczną mistykę widzenia Ewy przez Księdza Piotra i stosowaną przemoc, obsadzenie jedynie rolami żeńskimi sceny w więzieniu, czy postać Senatora (Jan Peszek). Nie chcę się wymądrzać i opisywać własnych przemyśleń i dlatego na powyższych uwagach poprzestanę, zachęcając wszystkich do obejrzenia spektaklu. Nie mogę jednak powstrzymać się od stwierdzenia, że jakoś złowrogo zabrzmiały dla mnie zawarte w dramacie Adama Mickiewicza słowa „daj mi rząd dusz”, które chociaż dotyczą zupełnie innej kwestii i motywacji, to jednak w dzisiejszej rzeczywistości nabierają pewnego znaczenia. I wreszcie, po obejrzeniu „Dziadów” pozostała jako otwarta odpowiedź na padające ze sceny stwierdzenie: „ja kocham cały naród”, czy tak jest…
Po trzech godzinach fantastycznej uczty duchowej, chwila rozmów z koleżankami i kolegami, kilka zdjęć, pożegnanie i powrót do domu.