Refleksje o przewrotności natury mediacji karnej, która wychodzi poza przypisane jej ramy postępowania karnego i której cywilna natura niepokoi, wprowadza wśród karnistów niezrozumienie, po co znalazła się w porządku prawnym.
Przewrotna
Nieprzydatna z punktu widzenia sądu, bo często nie kończy postępowania sądowego. Zakres czynności do wykonania pozostaje ten sam, łącznie z koniecznością wyrokowania i jego uzasadniania, poza nielicznymi przypadkami cofnięcia wniosku o ściganie czy porozumienia w trybie prywatnoskargowym. Może czasem daje jeszcze zielone światło do wniosków w trybie art. 387 k.p.k. czy 335 k.p.k. bez alarmu ze strony pokrzywdzonego.
Łamiąca zasady twardej adwokackiej obrony, bo każe brać odpowiedzialność oskarżonemu za swoje czyny i nie wpisuje się w walkę o niewinność. Otwierająca usta oskarżonym, by wbrew prawu do milczenia, w zaciszu gabinetu mediatora przepraszali pokrzywdzonych i szukali nici porozumienia. I tak. Czasem umożliwia równoległą strategię obrony, kiedy liczysz się z tym, że twój klient może być skazany i wbrew swej wojowniczej naturze doradzasz mu mediację, co powoduje nadzwyczajne złagodzenie kary na skutek naprawienia szkody czy pojednania z pokrzywdzonym.
Wciągająca pokrzywdzonych ponownie w świat przestępstwa, do którego wcale nie chcieli wejść, a przed którym broni ich prokurator, odmawiając zgody na inicjowaną przez strony mediację. W myśl zasady, że ofiarę trzeba chronić, mimo deklarowanej chęci stawienia czoła sytuacji. Zdarza się jednak widzieć mediatorowi, jak ta ofiara odzyskuje panowanie nad swoim życiem po zetknięciu ze sprawcą, dostając oddech, ulgę emocjonalną, zrozumienie „czemu stało się to mnie” albo po prostu szybkie naprawienie wyrządzonej szkody. Jak ofiara słyszy słowo „przepraszam” z wyjaśnieniem niemodulowanym przez zgromadzone dowody, które wpływają na zakres wypowiadanych, bądź nie, słów na sali rozpraw przez oskarżonego. Otwiera na nowo drogę w pokiereszowanych przestępstwem relacjach rodzinnych, w których kara nie wystarcza do naprawy „świata stron”.
Niezrozumiała
Mediacja karna nie oderwała się odkorzeni, z których się wywodzi. Może dlatego tak trudno ją zrozumieć, bo to transfer trochę niezrozumiały, nastawiony na drugiego człowieka i relację właściwą stosunkom cywilnym, czego zatem miałaby szukać w postępowaniu karnym?
Odwraca się od systemu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w porządku karnym. Mimo że ten system został zbudowany do obrony wartości i wolności – czegoś, co najbardziej bliskie człowiekowi, to się od niego ten system odwraca w swej proceduralności i pilnowaniu interesu państwa. Odwraca się od każdego człowieka: i pokrzywdzonego, i oskarżonego.
Przekracza nawet granice sprawiedliwości naprawczej, która była uzasadnieniem dla jej wprowadzenia do kodeksu karnego. Celem tej sprawiedliwości było włączenie potrzeb pokrzywdzonego do procesu karnego, danie mu głosu, tak by został usłyszany, z drugiej strony zaś dokonanie przez oskarżonego naprawienia szkody (krzywdy) i przyjęcia odpowiedzialności. Tymczasem mediacja karna zaczęła realizować również interesy oskarżonego na różnych płaszczyznach – od procesowej w zakresie poniesienia odpowiedzialności, kary i jej wymiaru, po emocjonalną (życiową?), pozwalając mu na poradzenie sobie ze skutkami swoich czynów, na odbudowanie się.
Z ram porządku karnego wyłazi cywilna natura mediacji oparta na równowadze stron, gdzie występują dwa jednostki ludzkie – podmioty i interesy oraz potrzeby obu tych stron zostają uwzględnione.
Być może niechęć do kierowania spraw do mediacji wiąże się z niechęcią do „gratyfikacji” oskarżonego, która obca jest naturze prokuratora czy sędziego. Nie taka wszak jest ich rola. Może dlatego systemowa możliwość wyrozumiałości zderza się z wewnętrznym systemem wartości, co powoduje odrzucenie – przez organy działające w imieniu państwa – mediacji jako opcji w postępowaniu bądź niezaskarżalnego braku zgody na mediację, a zatem pozbawionego kontroli bez konieczności tłumaczenia się z powodów takiego działania.
Może to problem identyfikacji z zawodem? Może trzeba zmiany w nastawieniu, by zacząć stosować mediację? Może ta zmiana wymaga przeformułowania poglądów, czemu służy system i ja – jako sędzia, prokurator. Również adwokat, dla którego „dogadanie się, przyznanie się” jest czymś wychodzącym poza ramy jego wyobrażenia o zawodzie?
Przewrotna, niezrozumiała. A działa.
Mediacja wymaga przekraczania granic i sama je przekracza. Daje nowe możliwości funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości i realizowania w jego ramach przedefiniowanych ról procesowych.
W świecie zwykłych ludzi, który istnieje poza światem prawniczym (zapominamy, że nie jest całym światem), przywraca porządek i równowagę.
Dlatego można ją interpretować na różnych płaszczyznach przez pryzmat interesowności: co ja z tego będę miał – ja sędzia, ja obrońca, ja prokurator, ja oskarżony, ja pokrzywdzony, po poziom wyższy, przez pryzmat jej celów, a zatem czemu ma służyć i jak wpływa na świat otaczających nas ludzi.
Bez względu jednak na wybór spojrzenia pewne jest, że mediacja wspomaga coś, co jest nienaturalne – ułomną, bo sztuczną ingerencję państwa w naturalne stosunki ludzkie i ocenę ich zachowań oraz natury przez regulacje państwowe. Przywraca równowagę.