Początek każdej nowej pracy pozostawia zawsze głębokie wspomnienie poszczególnych zdarzeń, osób. Wyostrzone zmysły rejestrują to z dużą ostrożnością. Zanim wstąpiłem do Adwokatury, miałem swoją przygodę z prokuraturą.
Wydarzenie, które wbiło się w moją pamięć zawodową, miało wpływ na bieg kariery osobistej mojego ówczesnego Patrona. Bieg wypadków miał się następująco. Jestem na drugim roku aplikacji w Prokuraturze Rejonowej w Szczecinie. Jest rok 1972, lato. Moim patronem jest Prokurator Jerzy Zimowski i Andrzej Chomiński. Dział Śledztw, do którego mnie przydzielono, to marzenie młodego prawnika. Biorę udział w dużej ilości czynności śledczych. Wizje lokalne, przesłuchania, w tym trwające i całodobowo.
Ale – wydarza się coś szczególnego (nigdy później nie słyszałem o takim przypadku). Jest spokojny popołudniowy dzień lata, w jednym z tramwajów jadą spokojnie pasażerowie. Jeden z pasażerów wraca wraz z rodziną z ogrodów działkowych. Pasażer wypił lampkę wina, a może dwie, nie jest pijany, zachowuje się w tramwaju bez zastrzeżeń. W tym samym wagonie jedzie kontroler, jak się później okazało, techniczny, a nie jak sugerowano początkowo, biletowy. Końcowy przystanek, wszyscy wychodzą. Pasażer (ten po lampce wina) przewraca się nieszczęśliwie na kontrolera, który też się przewraca. Kontrolera podnoszą ludzie i przenoszą do pobliskiego pomieszczenia na końcowym przystanku, gdzie po pół godzinie umiera. Pozory sugerują, że doszło do morderstwa. Prokuratura wszczyna śledztwo. Prowadzi je Prokurator Jerzy Zimowski. Wszyscy „żyjemy” tą sprawą. Prokurator Zimowski idzie w kierunku naruszenia nietykalności cielesnej, nieumyślnego spowodowania śmierci, a nie zabójstwa. Wydaje się nam to oczywiste. Odpowiedzi szuka intensywnie w opinii zakładu medycyny sądowej. Jako że mam Rodziców w Poznaniu, otrzymuję polecenie udania się do ZMS w Poznaniu – do prof. Marcinkowskiego – autorytetu w tego typu sprawach. Opinia jednak miała zostać wydana po szczegółowych badaniach, a to nie zawsze szybko następuje. Media naciskają, jak zawsze wiedzą lepiej, opinia publiczna plotkuje. Prokuratur denerwuje się brakiem efektu końcowego.
Opinia przychodzi do Szczecina – do zastępcy Prokuratora Generalnego. Ten się naradza i poleca, aby Prokurator Zimowski uznał zdarzenie jako zabójstwo i oskarżał z art. 148 k.k. Większość z nas jest oburzona, bo z tego co nam jest wiadome „pocztą nieformalną” – o zabójstwie nie może być mowy. Prokurator Zimowski nie ulega naciskom, w ostatecznym rozrachunku odchodzi z prokuratury. Szefostwo kieruje sprawę do sądu z art. 148 k.k., do wyroku oskarżony pozostaje w tymczasowym aresztowaniu (10 miesięcy). Sąd skazuje go za naruszenie nietykalności na 10 miesięcy pozbawienia wolności. Rewizja (apelacja) uchyla sprawę do ponownego rozpoznania. Ja już zostaję asesorem i idę na rozprawę, którą wtedy nikt (mam na myśli – media) się nie interesuje. Wyrok ponownie brzmi – naruszenie nietykalności, 10 miesięcy pozbawienia wolności. Oczywiście i ten wyrok jest niesłuszny, bo co się faktycznie tego feralnego dnia wydarzyło? U pasażera tramwaju nastąpiło w owym czasie, na podłożu patologicznym – upojenie, którego nikt nie potrafi udawać. Stracił przytomność po wyjściu z tramwaju i przewrócił się na wychodzącego kontrolera technicznego, który w tym czasie był w trakcie trzeciego zawału serca, a którego objawów podobno się nie czuje.
A co u mojego Patrona – Prokuratora Zimowskiego? Odszedł z prokuratury, został radcą prawnym, dostał „wilczy bilet” (w promieniu 80 km od Szczecina nie mógł znaleźć pracy). Został „opozycjonistą”, bardzo go szanowałem, wielokrotnie spotykaliśmy się. Nadszedł czas zmian, został doradcą komitetu strajkowego, Wiceministrem Spraw Wewnętrznych nowego rządu po zmianach ustroju. Później wstąpił w szeregi adwokatury. Inteligentny, prawy człowiek. I ja, po kilku latach, wybrałem Adwokaturę.