Piękny jubileusz 70-lecia Szczecińskiej Izby Adwokackiej pewnie wszystkich skłania do refleksji na temat tego, co przeżyliśmy jako jej członkowie.
Mam zaszczyt być częścią naszej Izby od 36 lat, z czego 20 lat z okładem jako sędzia sądu dyscyplinarnego i od jakichś 6 kadencji pełniąc funkcję prezesa izbowego sądu dyscyplinarnego.
Z perspektywy minionych lat widzę, jak bardzo zmieniło się nasze sądownictwo dyscyplinarne. Począwszy od procedury, a skończywszy na zmianie ciężaru gatunkowego przewinień dyscyplinarnych, jakich dopuszczają się Koleżanki i Koledzy.
Niezmienne pozostaje tylko zaangażowanie i poświęcenie Koleżanek i Kolegów – sędziów, którzy przyjęli na siebie niewdzięczną rolę dyscyplinowania i karania kolegów. Nie zawsze bowiem ukarany jest skłonny przyznać, że słusznie dosięgła go ręka koleżeńskiej sprawiedliwości i zdarza się, że stosuje „retorsje” wobec sędziego. Ale nic to – zaciskamy zęby i dalej robimy swoje.
Ale żeby nie być jednostronną zdradzę, że i sądowi zdarza się popełnić błąd. Dawno temu – tak dawno, że ginie to w pomroce dziejów i ustalenie personaliów jest niemożliwe, sąd wydał orzeczenie i ukarał adwokata bez wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Sprawa ta trafiła do sądu z odwołaniem od postanowienia Rzecznika i powinna zakończyć się postanowieniem o jego utrzymaniu bądź uchyleniu. Wszystko zakończyło się szczęśliwie uchyleniem orzeczenia przez Wyższy Sąd Dyscyplinarny.
Z łezką w oku można wspominać czasy, gdy akta spraw dyscyplinarnych ograniczały się do jednego, niezbyt grubego zresztą tomu. Z jednej strony było to konsekwencją niezbyt formalistycznej procedury, z drugiej zaś natury rozstrzyganych spraw.
W poprzednim stanie prawnym rozprawy odbywały się wyłącznie z udziałem stron, orzeczenia i motywy rozstrzygnięć były dla postronnych niedostępne. Bywały jednak sprawy budzące zainteresowanie opinii publicznej, w których media zwracały się o informację. W jednej z takich spraw stojąc na stanowisku, że ujawnienie treści orzeczenia pokazuje, że sąd dyscyplinarny nie pobłaża kolegom, nie zamiata spraw pod dywan, udzieliłam dość obszernej informacji telewizji. Kilka dni później usłyszałam przypadkiem w radiu ostrą wypowiedź ówczesnego Prezesa Wyższego Sądu Dyscyplinarnego piętnującą moje postępowanie.
Ale zgodnie z moją intuicją Adwokatura poszła drogą jawności, która służy budowaniu zaufania społeczeństwa do niej i bywa, że sądy dopuszczają media do udziału w sprawach.
Co nas czeka? Miejmy nadzieję, że:
– wieczne zakusy władzy państwowej na odebranie samorządowi sądownictwa dyscyplinarnego wreszcie się skończą,
– Koleżanki i Koledzy przestaną popełniać delikty dyscyplinarne (pobożne życzenie?),
– unowocześnimy sądownictwo dyscyplinarne i podołamy wszystkim wyzwaniom.
Wszystkim Koleżankom i Kolegom życzę sukcesów i własnych jubileuszy zawodowych.