1. W dniu 27 stycznia 2023 roku w Szczecinie powiało starożytną Grecją. A ściślej, powiało grecką demokracją, albowiem na Areopag organizowany przez Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Szczecińskiego przybyli znamienici goście: profesorowie Marek Safjan, Marek Zubik, Jerzy Zajadło, Adam Bodnar.
Dyskusje Areopagitów moderował redaktor Jacek Żakowski, a grono dyskutantów uzupełniała Pani Dziekan WPiA US – profesor Ewelina Cała-Wacinkiewicz. A o czym można dyskutować na Areopagu, jeśli nie o demokracji, a ściślej, o pojmowaniu nie tyle jej samej, co praworządności jako takiej. I dyskutowali. Przepięknie szafując argumentami, sięgając do definicji, pojęć i zdarzeń, o których częstokroć nie śniło się zwykłym śmiertelnikom. Nawet takim jak ja, który siedząc tuż obok tego znamienitego grona próbował w rysunkach uchwycić już nie tyle sens praworządności, co temperaturę dyskursu. Bardzo wysoką, dodam słowem pisanym.
A kiedy już dyskusja ucichła i rozgrzane emocje ostudzić można było ożywczymi łykami wina na pokonferencyjnej kolacji, uświadomiłem sobie, że ta cała przepiękna i niezwykle mądra dyskusja była w istocie żywym dowodem na to, dlaczego w naszym kraju praworządność bynajmniej nie cieszy się wysokim społecznym poparciem. Cóż bowiem zwykły śmiertelnik zrozumie z górnolotnych wypowiedzi o zasadach, pryncypiach i całej reszcie, skoro nawet wypowiadający owe frazy teoretycy mają problem ze sformułowaniem jednoznacznie brzmiących definicji. O ileż prostszy i spójny będzie dla niego prosty przekaz, że demokracji w Polsce tak naprawdę zagrażają tuski, ruski i ciapaci*. Trudno zatem dziwić się, że zjednoczeni przed kanałami telewizji publicznej obywatele wybiorą właśnie takie komunikaty, tym bardziej, jeśli towarzyszyć im będzie hipnotyzujący swoim głosem Zenon Martyniuk.
W demokracji głosy ludzi wykształconych, ludzi rozsądnych i ludzi uczciwych liczą się tak samo jak głosy analfabetów, łotrów i prostytutek. A ponieważ w każdym państwie jest więcej głupków, szubrawców i kobiet źle się prowadzących niż ludzi rozumnych i prawych – to trzeba przyznać, że demokracja nie jest bezbłędna jeśli patrzeć na nią od strony wyborczych urn.
Waldemar Łysiak, CENA
2. Dla uważnych czytelników pozwolę sobie (doktrynalnie) zauważyć, że pod pojęciem obrony demokracji mam na myśli obronę li i jedynie prawa i sprawiedliwości. Chociaż dla niektórych, niestety, są to synonimy.
3. O ile rzeczony Areopag był Wydarzeniem pisanym Wielką Literą, to zejście na padół polskiej sceny politycznej żywo pokazuje, że pojęcie praworządności rozumianej jako obronę porządku konstytucyjnego jest uzależnione od partykularnych interesów politycznych. Widać to doskonale na przykładzie głosowania „kamieni milowych” w postaci ustaw „reformujących” sądownictwo dyscyplinarne sędziów. Trudno posądzić Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego oraz Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego o upodobanie do twórczości Zenona M., ale można mieć wrażenie, że ich postrzeganie praworządności niebezpiecznie zbliża się do obrony obowiązującego prawa i sprawiedliwości. Jeśli zatem i oni wyrażają przekonanie o niekonstytucyjności przyjmowanych rozwiązań, to jest to nawet nie papierek lakmusowy, co żywy dowód takowej niezgodności. Wszelka logika każe uznawać, że opozycja – broniąca przecież praworządności w jej ujęciu ontologicznym (jakież to mądre słowo, sic!) sprzeciwi się takowym zmianom.
Nadzieje idealistów spłonęły nie tak przecież dawno przy ulicy Wiejskiej.
4. Wynik głosowania sejmowego w sprawie zmian ustawy o Sądzie Najwyższym nie może dziwić polityków, zapewne nie wzbudza też zdumienia politologów. Historycy także dostrzegą podobieństwo do głosowań w czasie, w którym obecna opozycja sprawowała rządy – przeforsowując ustawy (a przynajmniej jedną), w oczywisty sposób z Konstytucją niezgodne. Nie pierwszy to przykład sytuacji, w której wybór pomiędzy demokracją i porządkiem konstytucyjnym a bieżącymi celami politycznymi każe opowiadać się za tymi drugimi. Gdy wszakże w grę wchodzą dodatkowo unijne (każde) pieniądze, to wybór polityków bywa tym bardziej oczywisty.
5. Ironią losu owe pieniądze mają być wypłacone przez Unię Europejską w związku z przywróceniem praworządności. Jeśli zatem obrońcy praworządności głosują niepraworządne, bo niezgodne z Konstytucją prawo właśnie w celu jej obrony, to nie trzeba wielkiego wysiłku intelektualnego, aby dostrzec w tym pewną niespójność. Brak logiki jest tu wszakże tylko pozorny, bo jeśli nie wiadomo o co chodzi, to… chodzi o kasę.
6. I właśnie to powinni uświadomić sobie ci wszyscy z hasłami, postulatami, transparentami domagający się przywracania praworządności. Jeśli sami politycy oddają wierność Konstytucji i zasadom prawa na rzecz pieniędzy, to czemuż dziwić się wyborcom, którzy przy urnach wyborczych dokonają rozliczenia tak rządzących, jak tych im się sprzeciwiającym. Rzecz w tym, że owe rozliczenie nie będzie dotyczyło pojmowania demokracji, tylko pojmowania pieniędzy. Ich pieniędzy, a raczej pieniędzy im obiecanych. Bo jakkolwiek nieczęsto zgadzam się z Waldemarem Łysiakiem, to może mieć bowiem trochę racji twierdząc, że w demokracji głosy ludzi wykształconych, ludzi rozsądnych i ludzi uczciwych liczą się tak samo jak głosy analfabetów, łotrów i prostytutek.
7. A nie od dzisiaj wiadomo, że pecunia non olet.
KROPKA
* Niepotrzebne skreślić, potrzebne dodać. Według uznania.
PS. Śmiem twierdzić, że Unii Europejskiej owe niepraworządne metody (nie)przywracania praworządności mogą nie przeszkadzać. Pieniądze z KPO są bowiem potrzebne nie tyle Polsce, co polskiej gospodarce, a ta z kolei jest niezbędna dla wzrostu gospodarczego w obrębie Wspólnoty. I Unia najzwyczajniej robi wszystko, aby znaleźć pretekst do ich przetransferowania. Jeśli tak się stanie, to tym wszystkim drącym szaty w obronie Konstytucji zacytuję klasyków, mówiąc: „gospodarka głupcy”. A w zasadzie „polityka głupcy”.
I włączę sobie Zenka Martyniuka, aby śpiewnie nadawał mi rytm życia. •