W średniowieczu uniwersytety cieszyły się autonomią, jeżeli chodzi o jurysdykcję karną.
Karcer w Greifswaldzie
Własne organy sądownicze, porządkowe oraz więzienia posiadały wówczas wszystkie uczelnie wyższe. Uniwersytet w Greifswaldzie, który powołano do życia w roku 1456 za sprawą pomorskiego księcia Warcisława IX, nie stanowił wyjątku. Karano za wszelkiego rodzaju złamanie prawa. W XIX wieku państwo znacznie ograniczyło jednak sądowniczą władzę uczelni. Uniwersytetom pozostawiono wyciąganie konsekwencji w sprawach natury porządkowej (dziś powiedzielibyśmy: dyscyplinarnej). Pozbawienie wolności orzekano zwłaszcza za pijaństwo, nieobyczajne zachowanie, brak szacunku okazywany profesorom a także… zadawanie się z nieodpowiednimi kobietami. Maksymalny czas pozbawienia wolności wynosił dwa tygodnie.
Od roku 1888 osadzeni mogli przyjmować gości. W wewnętrznych regulaminach postanowiono, że jednorazowo w celi z osadzonymi nie może znajdować się więcej niż… dziesięć osób. Odwiedzający zwykle nie zjawiali się z pustymi rękami. Przynosili jedzenie i tytoń, chociaż nie również brakowało przypadków kontrabandy. Szmuglowano alkohol oraz gwoździe i farby (do karceru uniwersyteckiego w Greifswaldzie rychło przylgnęło określenie „wesołe więzienie”). Alkohol spożywano w oparach dymu tytoniowego i przy dźwiękach gitary, a farbami dekorowano ściany. Gwoździami ryto napisy na stole i drzwiach. Na przełomie XIX i XX wieku najczęściej zamykano burszów (członków korporacji akademickich), dla których umieszczenie w karcerze szybko stało się rodzajem rozrywki i powodem do chwały.
Wszystko przez kobiety!
Notorycznie za to studenci trafiali pod klucz z powodu płci pięknej. Do ciekawej rozprawy przed organami uniwersyteckimi doszło w roku 1849. Trzej studenci, Grundies, Richter i Iffland zostali oskarżeni o „współżycie z niemoralnymi kobietami”. Tydzień wcześniej woźny uniwersytecki (pedel), który odpowiadał nie tylko za ład i porządek w kampusie, ale również stał na straży dobrych obyczajów, otrzymał informację, że w pokoju wynajmowanym przez Grundriesa poza jego kolegami znajdują się cztery panie o podejrzanej reputacji. Pospieszył na miejsce, po czym w jego podejrzeniach upewniły go zapewnienia właścicielki stancji. Podczas próby wejścia do pokoju doszło do szarpaniny z Ifflandem, który brutalnie wypchnął intruza na korytarz. Dopiero pomoc pana domu pozwoliła dostać się do lokalu. Okazało się, że w pomieszczeniu wspólnie pito herbatę, co zostało odnotowane w sporządzonym na miejscu protokole. Uniwersytecki sąd nie okazał jednak wyrozumiałości. Sędzia stwierdził, że panie były „rozwiązłe”, ponieważ: „podążyły za studentem Ifflandem, mimo że był pijany”. Wszystkim panom wymierzono 8 dni karceru.

W roku 1896 student prawa Karl Rohloff zredagował następujący list do pewnej ponętnej mężatki: „Łaskawa Pani! Będzie Pani miała okazję okazać współczucie młodemu, rozgrzanemu miłością studentowi, który zwraca się do wyrozumiałej i doświadczonej kobiety, aby zostać wtajemniczonym w miłość. Ponieważ, Droga Pani, nie jestem jeszcze wtajemniczony i w wieku 23 lat odczuwam palące pragnienie zaspokojenia pragnień serca, a nie mam nikogo i nie lubię biegać za młodymi dziewczynami, bo nie gustuję w nich, czuję, że przyciąga mnie do Ciebie niewidzialna siła. Błagam cię, Madame, pozwól mi spotkać się z tobą w jakimś ustronnym miejscu. Powiedz, kiedy i gdzie mogę się z tobą spotkać”. Następnie Rohloff zapewnia obiekt swych uczuć o dyskrecji oraz obiecuje dozgonną wdzięczność. Między wierszami uczula ukochaną, że najbardziej odpowiadałoby mu spotkanie między siedemnastą i dziewiętnastą. Tym razem zasada „szczęście sprzyja zuchwałym” zawiodła swego wyznawcę. Adresatka w towarzystwie męża odwiedziła rektorat, gdzie dowód miłości młodzieńca. Dla sądu stał się on dowodem w sprawie. Rohloff spędził w karcerze trzy dni.
Stały klient
Legendą greifswaldzkiego karceru stał się niewinnie wyglądający student medycyny – Carl Bliedung. Przyszły lekarz wśród kolegów ze studiów dużo lepiej kojarzony był pod pseudonimem „Bubi”. Kroniki nie są zgodne co do tego, czy sądzano go sześć czy też dziewięć razy (faktem jest, że kilkukrotnie wykupił się płacąc grzywnę). Interesujące są okoliczności, w których wylądował w karcerze w dniach 22-25 lutego 1911 roku. Otóż wraz ze swoim koleżką Schönrockiem najpierw tęgo popili, a następnie udali się do teatru, gdzie właśnie wystawiano program artystyczny z okazji urodzin cesarza Wilhelma II. W trakcie występów obaj głośno się śmiali, tupali nogami oraz pozwalali sobie na prowokujące komentarze wobec aktorek. Oburzenie statecznej publiczności wywołał również fakt, że cały czas palili papierosy.
Sąd uniwersytecki oszacował te wybryki na trzy dni aresztu. Bliedung i Schönrock natychmiast zaczęli symulować atak choroby, ale nikt nie dał się na to nabrać (tym bardziej, że obaj wpadli jednocześnie na ten genialny pomysł). Kary nie udało się z nich zdjąć, a sąd kategorycznie odmówił prośbie zamiany jej na grzywnę. Chcąc nie chcąc, pierwszy do odsiadki zgłosił się „Bubi”. Kiedy odrobinę wytrzeźwiał, przypomniał sobie spór, który poróżnił go z kompanem od kieliszka. Otóż mimo skandalicznego zachowania w teatrze, obaj zakochali się w jednej z aktorek, po czym jeszcze tego samego wieczora pokłócili się o nią na śmierć i życie (dama oczywiście nie miała o niczym pojęcia). „Bubi” postanowił nie tracić czasu. Na ścianie celi wymalował siebie oraz Schönrocka. W tle umieścił obiekt swych uczuć w wyzywającej pozie. Obok zaś skomponował tekst adresowany do niedawnego kolegi: „tego się nie spodziewałeś, ty leniwy psie. Nie śpię sam”. Kolega, który dołączył do niego dwa dni później, zapewne nie był zachwycony tym afiszem powitalnym.
„Bubi” lubił malować i ewidentnie nie lubił Schönrocka. W innym miejscu „swojej” celi wymalował kolegę z karykaturalnie powiększonym nosem. Gdzie indziej uwiecznił dwie panie ciągnące się wzajemnie za włosy. Na drzwiach po dziś dzień wisi pozostawiona przez niego fotografia portretowa, a ma stole widnieje wydrapany gwoździem pseudonim. Bez dwóch zdań czuł się w karcerze, jak w domu. Inna rzecz, że miejsce to odwzajemniło jego sympatię. Wycieczki odwiedzające „jego” celę w Greiwswaldzie zwykle poznają najpierw personalia i historię „Bubiego”. Niczym innym w historii świata się nie odznaczył.