czyli konwulsje państwa prawa, których nie zauważyli i którym nie zapobiegli na czas prawnicy: naukowcy i sędziowie, co spowodowało załamanie się demokratycznej demokracji w Polsce
Jeśli komuś wydawało się, że tworzenie kolejnego numeru „In Gremio” to prosta sprawa, niniejszym pragnę wyprowadzić go z błędu. Niesubordynowani autorzy, zmienność tematów i co oczywiste brak czasu na konstruktywne redakcyjne rozmowy przy koniaku i papierosie. Tym razem było jednak inaczej…
Spotkania redakcyjne się odbyły, autorzy zgłosili akces do pisania swoich artykułów – i to bez konieczności ponagleń ze strony redaktorki naczelnej i wicenaczelnej. Być może wszystkich nas poniosła fantazja związana z celebrowaniem 20-lecia pisma, a może zwyczajna świadomość, że wakacje za pasem. W takich okolicznościach wydawałoby się, że stworzenie felietonu lekko nawiązującego do tematu przewodniego numeru to tylko formalność. Nic bardziej mylnego. Jeśli weźmie się pod uwagę, że jako temat przewodni wskazano absurdy polskiego świata prawniczego, bo o czym pisać w takiej sytuacji? Przecież nie trzeba przesadnie wysokiego poziomu inteligencji, aby zauważyć, że w zasadzie żyjemy w świecie permanentnego absurdu obudowanego pozorami normalności.
Już widzę sceptyczne uniesienie brwi niektórych spośród Czytelników. Ja jednak zdania na ten temat nie zmienię – pozwolę sobie wszakże wszystkim wątpiącym podstawić stygmaty przygotowane do tego, aby wkładać w nie tylko palce, ale wręcz całe dłonie.
Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wystarczy zajechać kursorem Internetu do Suwałk, a w zasadzie do Elbląga. Jak podaje Rzeczpospolita oraz większość dostępnych portali Internetowych, Sąd Okręgowy w Elblągu umorzył postępowanie wobec nietrzeźwego i naćpanego sędziego, który spowodował kolizję i uciekł z miejsca zdarzenia. Jeśliby jakiemuś Czytelnikowi przyszło do głowy, że motywem wydania takiej decyzji była ochrona przedstawiciela kasty, pragnę gorliwie wyprowadzić go z błędu. Z doniesień medialnych wynika bowiem, że Sąd Okręgowy w ten sposób bronił praworządności. Nietrzeźwy kierowca to oczywista ofiara niecnych zmian w wymiarze sprawiedliwości powołujących twór niezgodny z prawem, a mianowicie Izbę Odpowiedzialności Sądu Najwyższego. Uchylenie immunitetu przez tego rodzaju organ zdaniem Sądu Okręgowego nie wywołuje skutków prawnych i stanowi – posługując się żargonem prawniczym – negatywną przesłankę procesową w postaci braku zezwolenia uprawnionego organu na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej.
Jako osoba, której praworządność leży głęboko na sercu i wątrobie, przyklasnąłbym tej koncepcji, gdyby nie to, że mniej więcej w tym samym czasie dane było mi zapoznać się z woltyżerką prawną prezentowaną przez Sąd Apelacyjny w Szczecinie, a który to Sąd w bardzo obszerny, aczkolwiek niewiele mający wspólnego z logiką sposób, wywodził, że brak podpisu na akcie oskarżenia nie stanowi powodu do kontestowania skuteczności tego rodzaju skargi. Skoro, jak już wspomniałem, praworządność leży mi na sercu, zastanawiam się nie tylko nad tym, jak dwa tak skrajne poglądy da się doprowadzić do jakiegokolwiek wspólnego mianownika, w którym rzeczona praworządność odgrywa fundamentalną rolę. Nawet gdyby uznać, że ma znaczenie drugoplanowe, to jednak dla przeciętnego obywatela istnieje dysonans pomiędzy sposobem potraktowania pijanego sędziego a innego obywatela wchodzącego w konflikt z prawem.
Jak już wspomniałem, dla niektórych tego rodzaju sytuacja to absurd, dla innych element codzienności. Niewątpliwie znajdą się też osoby, które stwierdzą, że jedynym absurdem jest autor felietonu wkładający publicystyczny kij w szprychy reanimowanego mechanizmu państwa prawa.
Nie twierdzę, że wiara w przywracanie praworządności jest mi obca i cały czas wierzę, że na jej fali wyjaśni się, na ile sprawiedliwie środki rozdysponowywał Fundusz Sprawiedliwości. Nie tracę jednak także nadziei, że na tej samej fali wyjaśniony zostanie sekret pism procesowych składanych przez pewną wojującą o praworządność prokuratorkę, tworzonych najprawdopodobniej w okolicznościach z transparentnością mających niewiele wspólnego. Moja naiwna wiara jest jeszcze większa i sięga bowiem stosowania po prostu równych standardów dla wszystkich obywateli. W szczególności, gdy standardy takie stosować mają organy mające właśnie stać na straży praworządności. Za taki organ uznać się chyba powinno prokuraturę. Nowy Prokurator Generalny, nowy Prokurator Krajowy, nowe otwarcie… Cóż jednak, gdy w najświeższych doniesieniach medialnych dane mi było wyczytać, że Prokuratura Rejonowa Wschód Kielce w Kielcach złożyła wniosek o uchylenie immunitetu jednemu z bohaterów tzw. afery hejterskiej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wniosek ten wpłynął nigdzie indziej jak do wspomnianej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, tej nieuznawanej nie tylko przez Sąd Okręgowy w Elblągu, ale i przez całe rzesze akolitów zakonu obrońców praworządności. Może to pomyłka, może podwójne standardy, a może chwila nieuwagi Ministra Sprawiedliwości.
Jedno jest pewne. Od chwili, w której prof. Ewa Łętowska mówiła o peryferyjności polskiego państwa prawa, niewiele się zmieniło.
I niech to będzie największy przykład absurdu, z jakim dane jest nam obcować.
Kropka.