Pręgierze były ustawiane przeważenie w centrach miast, nierzadko na rynku, gdzie przed wiekami wykonywano przy nich kary, najczęściej chłosty. „Stawiać kogoś pod pręgierzem” znaczyło tyle, co oskarżyć go, czy poddać pod osąd opinii publicznej.
Proponuję Czytelnikom pozostanie jeszcze w tym numerze w klimacie Karkonoszy, aby rozwiać wątpliwości, co do historycznej prawdy o Chojniku. Malownicze zamczysko wyrastające ponad wierzchołki sosen gęsto porastających zbocze kilkusetmetrowej góry przez długie stulecia nosiło nazwę Kynast – „Góra Ognisk”. Niemiecki przyrostek „-ast” oznaczał konar, zaś „Kien-” to łuczywo, czyli suche drzewo z żywicą wykorzystywane zwykle jako pochodnia smolna. Romantyczna tradycja podpowiada, iż historia tego miejsca zaczęła się w pierwszej połowie XIII stulecia i związana była z myśliwskimi pasjami Piastów Śląskich. Ich drzewo genealogiczne wywodzi się od Mieszka I, a w prostej zaś linii od władcy dzielnicowego Henryka II Pobożnego. Dla ciekawości dodam, że u lewej stopy ten władca miał 6 palców, co zostało potwierdzone podczas otwarcia jego grobowca w 1832 roku.
Powstały również linie Piastów Oleśnickich, Głogowskich, Wrocławskich i Świdnickich. Z tej ostatniej wywodził się Bolko I zwany Surowym lub Jaworskim, zmarły w listopadzie 1301 roku w Legnicy. Sarkofag oprawiony w marmur z podobizną księcia na wieku znajduje się w kościele w Krzeszowie. Ulubioną jego rezydencją był Bolków nad rzeką Kaczawą. Z osobą księcia wiąże się historia zamku Chojnik. Zbudowano go, aby chronić granicę, a przy okazji ograniczać pogańskie zwyczaje. Misjonarze w realizowanym procesie chrystianizacji doszli bowiem do wniosku, że najlepiej jest zmieniać powoli, acz sukcesywnie wszystkie obrzędy i symbole, które utożsamiano z siłami natury. Śląski teolog i historyk Jan Gottlob Worbs w połowie XIX wieku opublikował swoje wnioski z obserwacji skał znajdujących się wśród średniowiecznych ruin. Odnalazł półokrągłe wnęki, w których znajdowały się przed wiekami wizerunki bożków, zaś w kamiennej rynnie składano ofiary. Uznał to miejsce za dawną świętą górę Słowian, podobną do podwrocławskiej Ślęży, gdzie obchodzono czerwcową Noc Kupały – święto witalności i płodności.
Zamek ma też swoją inną historię. Rezydencja zwana „Nowym Dworem” miała stanowić książęcą siedzibę dla myśliwych, którzy gromadzili się tu i biesiadowali przed i po polowaniach. Data powstania zamku nie jest możliwa do precyzyjnego ustalenia. Według przekazu siedemnastowiecznego kronikarza Ephraima Ignaza Naso von Löwenfelsa ponoć już w 1241 roku Tatarzy oblegali ten piastowski zamek. Nadmienił również, że ten dwór myśliwski nad Sobieszowem został przebudowany w 1292 roku przez wspomnianego już księcia Bolka I.
Generalnie za datę powstania warowni przyjmuje się lata 1353-1364 za sprawą Bolka II Świdnickiego, przy czym należy wspomnieć, że zachowane mury pochodzą z późniejszego okresu. Ponieważ górny zamek został założony na skraju urwiska, to tylko od północnej strony istniało tam jedyne podejście. Usytuowane zostały zatem blisko niego budynki z zapleczem gospodarczym.
Po śmierci Piasta wdowa po nim, Księżna Agnieszka (sarkofag jej i męża znajdują się również w tym samym kościele w Krzeszowie) przekazała zamek wraz z wsiami Sobieszów i Piechowice łużyckiemu rycerzowi Gotsche Schoffowi, który był już właścicielem Cieplic i protoplastą rodu Schaffgatschów. Będzie o tym mowa w dalszej części publikacji, ale wspomnieć wypada, że ta niemiecka arystokracja utrzymywała bardzo ścisłe związki z Polską. Jego syn noszący to samo imię traktował Chojnik jako lokatę kapitału i synonim prestiżu rodu. Pod koniec XIV wieku Gotsche II Schoff osiadł na zamku, uznając go za swoją nową rezydencję. W 1393 roku dokonał fundacji ołtarza pod wezwaniem świętych Jerzego i Katarzyny.
Tak więc zamek Chojnik przeszedł w posiadanie naszych zachodnich sąsiadów, a przez to przestał być polską warownią obronną, podobnie jak zamek Gryf w Proszówce koło Gryfowa. To ostanie miasto Bolko I wzniósł na prawie niemieckim otaczając je około 1300 roku murami obronnymi.
Myślę, że warto tutaj poświęcić nieco uwagi również zamkowi Książ, który większość z Czytelników zwiedzała podczas pobytu na Dolnym Śląsku.
Otóż wzmianki o nim pojawiają się w zapisach historycznych po raz pierwszy 25 lutego 1293 roku, jako element tytularny księcia Bolka I (Bolko dei gratia dux Slesie et dominus de Westenberg). Był on wzniesiony od podstaw lub w znacznym stopniu zmodernizowany. Musiało to nastąpić po roku 1291, bo tytułował się Bolko I jeszcze panem Lwówka, a nie Książa. Prace budowalne wedle zapisów wskazują na ostatnie dekady XIII wieku i prowadzone były w miejscu zniszczonego uprzednio grodu drewnianego przez króla Czech Przemysława Otokara II. Zamek uważany był wówczas za klucz do Śląska.
Tytuł dominus Westenberg zachowali następcy Bolka I, a jego syn, Bernard Świdnicki ożeniony z córką Władysława Łokietka Kunegundą włączył nawet zamek do systemu obronnego księstwa.

Zanim dojedziemy do pręgierza, trzeba wspomnieć jeszcze o jednym istotnym zdarzeniu. Rezydencja w Chojniku przechodziła w ręce nowych właścicieli z rodu Schaffgatschów, podobnie jak zamek Gryf. Zatrzymajmy się nad kolejnym właścicielem Hansem Ulrykiem wyznania luterańskiego, którego król czeski, cesarz Maciej Habsburg mianował swoim podskarbim. Jesienią 1620 roku zawarł on sakrament małżeństwa z młodą Piastówną Barbarą Agnieszką, córką księcia Legnicko-Brzeskiego Joachima Fryderyka. W czasie wojny zwanej trzydziestoletnią walczył on z sukcesami z Duńczykami i Szwedami. Nie wiadomo, czy prezentacja poglądów religijnych, zwłaszcza po klęsce protestantów pod Białą Górą, czy ambicje hrabiego, czy też spisek zawiązany przeciwko niemu i głównodowodzącemu Albrechtowi von Waklesteinowi doprowadziły do spotkania z katem w izbie tortur. W trakcie procesu wyłamywano mu ręce i nogi ze stawów stosując podciąganie sznurami przy obciążeniu ponad stukilogramowymi obciążnikami. Ostatni etap fasadowego procesu rozpoczął się rankiem 1635 roku. Po wejściu na szafot ustawiony przed ratuszem w Regensburgu uklęknął i w tym momencie kat zamaszystym ruchem miecza uderzył w jego kark. Głowa Ślązaka opadła bezwładnie w dół.
Dramatyczny los Hansa Ulryka miał swoje odbicie na zamkach Gryf i Chojnik. Jeszcze przed wykonaniem wyroku specjalna komisja cesarska zajęła na podstawie rozporządzenia z dnia 11 marca 1634 roku cały jego majątek. Skarby z zamków musiały posiadać dużą wartość, skoro zarząd komisaryczny zadbał o sporządzenie specjalnego spisu rzeczy zarekwirowanych na 57 arkuszach, z czego 20 dotyczyło klejnotów wykonanych ze złota, a wysadzanych diamentami, rubinami i szafirami. Ze zbrojowni na Chojniku zabrano także 99 hełmów, 20 szpad i szabel, 14 arkebuzów oraz szereg siodeł końskich i czapraków.
Zamek Chojnik został dodatkowo ufortyfikowany. Wykuto nowe cysterny na wodę oraz wzniesiono kuchnię na dolnym dziedzińcu. W tym okresie zmiany objęły również duży gotycki słup, uchodzący za najstarszy zachowany pręgierz na ziemiach polskich. Pod ten „słup hańby” można było trafić stosunkowo łatwo, nawet za drobną kradzież. Zdarzało się, że po wykonaniu kary chłosty skazanego wydalano z najbliższej okolicy na określony czas lub na zawsze pod rygorem znacznie surowszej kary.
Od XIX wieku przewodnicy Karkonoscy przekazywali i przekazują zwiedzającym (także nam, gdy do tego miejsca zawitaliśmy), że wysoki niemal na 4 metry słup na dziedzińcu zamkowym kazał wznieść jeden ze średniowiecznych właścicieli warowni. Wykonany z sześciu zespolonych ze sobą segmentów z piaskowca został osadzony na naturalnym granitowym głazie.
Nie był i nie jest to jednak obiekt jurysdykcji karnej. Żaden bowiem z właścicieli zamku nie chciałby, ażeby każdy przyjeżdzający gość na małym dziedzińcu oglądał cierpiącego skazańca bądź zaschnięte plamy krwi na pręgierzu. Co ciekawe, w tym rejonie na żadnym zamku, również Gryfie nie było takich obiektów.
Słup nigdy nie był zatem lokalnym symbolem prawa, bo pręgierz z kołem egzekucyjnym oraz murowana szubienica podpierana trzema filarami utrzymującymi belki egzekucyjne znajdowały się półtora kilometra dalej na pastwiskach pod Sobieszowem. Obecnie tereny te znajdują się pomiędzy ulicami Sportową i Kornela Makuszyńskiego i zabudowane są domami wolnostojącymi.
Dzisiejsze dostępne źródła historyczne wspominają, iż tylko tam wymierzano sprawiedliwość. Pod koniec 1552 roku Lorenzowi Klemtowi założono stryczek za kradzież, a w latach 1605-1606 w pobliżu szubienicy wykonano dwie inne egzekucje. Kat ściął mieczem Mathiasa Hübnera za cudzołóstwo, zaś Georga Horniga skrócił o głowę za dokonane zabójstwo.
Sugeruje się, że tajemnicza kolumna z Chojnika jest skromną pozostałością szesnastowiecznego pomnika upamiętniającego zwycięstwa w wojnach oraz chwałę rodziny. Miały się na niej znajdować wykute w kamieniu fragmenty zbroi, hełmów i pióropuszy. Jeżeli faktycznie takie było pierwotne przeznaczenie, to pomysłodawcą pomnika mógł być Ulryk von Schaffgotsch (zmarły w 1543 roku), chełpiący się przynależnością do jednego z najzamożniejszych rodów rycerskich na Śląsku. Za ufundowaniem kamiennego symbolu chwały przemawia również setna rocznica odpartego oblężenia Chojnika przez czeskich husytów. Ważna jest tutaj wskazówka wspomnianego wcześniej Ephraima Ignaza Naso von Löwenfelsa, który w siedemnastym stuleciu opublikował wiersz o kolumnie, która miała sławić warownię nigdy nie zdobytą przez wroga. Słup miał zostać zeszpecony w latach 1634-1649 na polecenie generała Collerado. Na potrzeby poprawy dyscypliny żołnierzy stacjonujących w zamku zmieniono funkcję kolumny. Po skuciu elementów zdobnych dla postrachu zamontowano żelazne obręcze i obejmy. Cesarska załoga dopiero wiosną 1649 roku opuściła karkonoską warownię na skutek podpisania pokoju westfalskiego. Zamek na krótko trafił w ręce Christopha Leopolda Schaffgotscha, gdyż latem 1675 roku doszło do zniszczenia Chojnika. 31 sierpnia od uderzenia pioruna zapaliła się warownia. W ciągu kilku godzin ogień z wieży przeniósł się na pozostałą część zabudowań górnego zamku. W ruinę zmieniło się zwieńczenie stołpu oraz palatium.
Ród Schaffgotschów przeniósł się do późnorenesansowego pałacu w pobliskich Cieplicach. Więzi z Polską były nadal bardzo bliskie. Krzysztof Leopold von Schaffgotsch uczestniczył w uroczystościach pogrzebowych żony króla Jana Kazimierza Ludwiki Marii Gonzagi de Nevers w 1667 roku (wcześniej była ona żona Władysława IV Wazy). Dwa lata później przybył do Polski, by brać udział w elekcjach Michała Korybuta Wiśniowieckiego (czerwiec 1669) i 5 lat później Jana III Sobieskiego. Z tym ostatnim władcą walczył z armią Imperium Osmańskiego pod Wiedniem.
W Cieplicach już z początkiem XIV wieku gromadzono oryginalne dokumenty pisane po łacinie, zaopatrzone doskonale zachowanymi pieczęciami. Znalazły się one wraz z innymi zbiorami po sekularyzacji zakonów na Śląsku w zespole pocysterskim przystosowanym do celów bibliotecznych i ekspozycyjnych. Nazwano go „Biblioteką Majoradzką”. W 1847 roku bibliotekę Schaffgotschów odwiedził polski poeta i geograf Wincenty Pol, jako wysłannik „Ossolineum” ze Lwowa, szukający tam „poloników”.
Kończąc te rozważania, trzeba zaakcentować, że Chojnik można było odbudować, lecz pod koniec XVII stulecia gotycki charakter zamku był już przestarzały, a ograniczona kubatura budynku mieszkalnego zniechęcała do powrotu do stanu pierwotnego rezydencji.
Wspomniane obręcze wpisują się w element turystycznego zwiedzania, bowiem każdy odwiedzający może założyć na siebie stalową obejmę, a także wpisać się do specjalnej księgi. Przewodnicy zadbali o to, aby przy wejściu do starego zamczyska stworzyć niezapomniany klimat, grając na trąbce wojskowej i uderzając w bębny. Pod koniec zwiedzania przebrany przewodnik strzela ze starej broni, co wywołuje niesamowity efekt echa, potęgując i tak unikalną atmosferę.
Po II Wojnie Światowej te tereny powróciły do Polski, ale tradycja pierwszego piastowskiego pręgierza pozostała niezmieniona.
Jako atrakcję turystyczną tego regionu polecam Wysoki Kamień. Leży on na wysokości 1058 m.n.p.m. W 1837 roku wspomniana już rodzina Schaffgotschów wybudowała tam pierwsze schronisko i drewnianą wieżę widokową. Obiekt po II Wojnie Światowej popadł w ruinę i w latach sześćdziesiątych został rozebrany. Teren w połowie lat dziewięćdziesiątych zakupiła rodzina Gołbów ze Szklarskiej Poręby i postawiła tam kamienną wieżę, z której rozciąga się widok na Karkonosze, Góry Izerskie, Góry Kaczawskie oraz Rudawy Janowickie.
A jeżeli wśród Czytelników tego felietonu znajdą się miłośnicy epopei Napoleońskiej, to nie sposób tutaj pominąć ciekawego miejsca na cmentarzu parafialnym w Szczawnie Zdroju. Został tam pochowany najstarszy brat Marii Walewskiej nazywanej przez Francuskich historyków „polską małżonką napoleona” generał Benedykt Józef Łączyński. Ten oficer odznaczony Legią Honorową, polskim krzyżem wojennym i orderem Obojga Sycylii w bitwie pod Fére Champenase stoczonej w marcu 1814 roku dostał się do niewoli pruskiej. Wysłany na kurację do miejscowości leczniczej Salzbrun (tam, gdzie 40 lat później urodził się Gerhart Haufmann) zmarł w 1820 roku. Na jego pomniku znajduje się epitafium odwołujące się do Polski:
Jeżeli los w to miejsce sprowadzi Polaka
Niech czulą łzę uroni na grobie rodaka
Co cnoty i Ojczyzny miłość w serce wszczepił
I dla niej sił starganych tutaj nie pokrzepił